WYŚWIETLENIA

27 listopada 2025

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. VI

PROCES ROZWOJU DUSZY




 W jaki sposób odbywa się proces rozwoju duszy? Krótko można by powiedzieć - w bardzo... ciekawy sposób. Należy zacząć od zobrazowania "modelu" rozwoju i bytności dusz (czyli nas wszystkich) w sposób jak najbliższy ludzkiemu procesowi kojarzenia i pojmowania, czyli na przykładzie symbolu. Weźmy "młodą duszę", która dopiero od niedawna rozpoczęła proces inkarnacyjny, a teraz porównajmy ją z "duszą zaawansowaną", czyli (najczęściej) duszą Przewodnika lub nawet... Założycieli i postarajmy się je jakoś uszeregować pod względem "ważności". Najlepszym do tego sposobem by w sposób obrazowy i symboliczny pokazać stopnie rozwoju dusz - jest model piramidy (najbliższy bowiem ludzkiemu pojęciu), czyli proces rozwoju duszy od podstawy do wierzchołka. Podstawą oczywiście są młode dusze od poziomu pierwszego, następnie średniego i wyższego, potem dusze poziomu średniego i trzech wymienionych podpoziomów, następnie dusze zaawansowane (jak wyżej), by wreszcie dojść do samego wierzchołka - Przewodników o barwie fioletowej (czyli tych, których aura świeci na kolor ciemnofioletowy, pisałem o tym w poprzednich tematach). Na samym zaś czubku owej piramidy moglibyśmy umieścić Założycieli oraz samo Źródło, czyli Boga. Model piramidalny jest najbliższy ludzkiej wyobraźni, gdyż szereguje proces rozwoju duszy na kolejnych szczeblach, będących jednocześnie szczeblami "ważności" duszy.

Lecz ten wyżej opisany model rozwoju dusz jest... całkowicie nieprawdziwy. Dlaczego? Okazuje się bowiem że nie ma czegoś takiego jak stopień ważności dusz, nie ma dusz "lepszych" i "gorszych" (czyli tych, które są jeszcze na początkowym etapie rozwoju). Wszystkie dusze są równe względem siebie, jedyna różnica polega na tym, iż jedne nabrały więcej doświadczeń i tym samym osiągnęły wyższy poziom rozwoju, przybliżający ich do zjednoczenia ze Źródłem (w opisach ludzi poddanych hipnozie wciąż przewija się właśnie ogromna chęć powrotu do Domu - napiszę o tym niżej), zaś innych droga jest dłuższa, bardziej "wyboista", ale nie stanowi to zupełnie dowodu, przemawiającego za obniżeniem rangi tych dusz względem dusz rozwiniętych, lub nawet dusz Założycieli. Jak już pisałem - wszystkie dusze są względem siebie równe, te które "przyspieszyły" na swej drodze do Domu, zobligowane są pomagać tym, którzy wloką się w ogonie (oczywiście nie jest to przymus, jednak pomagając innym duszom można osiągnąć wyższy rozwój duchowy i nabrać więcej doświadczeń, sami jednocześnie przyspieszamy i przybliżamy wówczas nasz moment powrotu do Boga). Dusze bowiem nie rozwijają się w sposób "piramidalny", pionowo - od "podstawy do wierzchołka" - tylko (co ciekawe) w kierunku poziomym, w bok. Aby jednak posłużyć się przykładem, można wyobrazić sobie ogromny, wełniany sweter, z którego wystaje w kierunku poziomym nieskończona ilość nitek. Nitki to my, sweter to Źródło (Bóg), cel - "zwinąć" się z powrotem do Domu.

Żadna z tych nitek, choćby nie wiadomo jak długa, nawet na moment nie traci kontaktu z samym swetrem. Nasze życie tu na Ziemi, to tylko jeden z "odprysków", wielu takich naszych żyć, dziejących się w tym samym czasie w różnych alternatywnych Wszechświatach - wszystkie te życia - łączy jeden "składnik" - My. My prawdziwi, będący wciąż zjednoczeni z Bogiem - czyli nasza Wyższa Jaźń. Ta Jaźń, oczekuje powrotu każdego ze swych "cząstek" (wielokrotnie na opisanie jakiegoś elementu używam cudzysłowu, jest to jednak związane z brakiem możliwości wytłumaczenia poprzez ludzki język - prawdziwości tej, dla nas niezwykle skomplikowanej, a tak naprawdę całkowicie prostej zasady rządzącej całym tym procesem). Teraz jednak chciałbym opisać proces rozwoju duszy od samego momentu "stworzenia", czyli jak to się dzieje że zaczynamy inkarnować w ciałach fizycznych? Jak już wcześniej pisałem - dusza ma możliwość dzielenia swej energii - i to zarówno w ciałach fizycznych (możliwość jednoczesnego przebywania w dwóch lub nawet trzech ciałach, które posiadają niezależne od siebie żywoty, oraz znajdują się często na przeciwległych biegunach - np. można być biedną Indianką w Peru i w tym samym czasie w drugim życiu - np. gangsterem z Pruszkowa), jak również (i co jest czymś zupełnie naturalnym dla duszy) możliwość dzielenia swej energii tak, by dusza przebywała w nieskończenie wielu miejscach na Ziemi (już po śmierci, a jeszcze przed udaniem się na "Tamtą Stronę"), jeśli oczywiście tego zapragnie.

Nie należy się zatem dziwić że również nasza Wyższa Jaźń (czyli prawdziwi My) również ma możliwość dzielenia swej energii na nieskończoną ilość nowych dusz (będących Jej kopią), przeznaczonych do procesu inkarnacji w tym i jemu podobnych alternatywnych Wszechświatach. I to właśnie w tym przypadku można mówić o "procesie stwarzania duszy", gdyż dusza główna (Wyższa Jaźń) istnieje bez początku i bez końca, wciąż zjednoczona z Bogiem. Jak zatem wygląda proces "stwarzania" duszy? (czyli dzielenia energii naszej Jaźni). Nowa, dopiero co "podzielona" dusza, pozbawiona jest ego, jest "czystą kartą" przeznaczoną do "zapisania" (czyli zdobycia tak wielu doświadczeń, które umożliwią jej powrót do Źródła i ponowne Zjednoczenie z Wyższą Jaźnią, co jest równoznaczne z powrotem do Boga). Nowa dusza, musi zatem "nauczyć się być". Zaraz po podziale trafia ona do miejsca, w którym zostanie jej nadane ego, czyli własna, częściowo oddzielna od swojej Wyższej Jaźni - świadomość siebie samego. Nadanie ego odbywa się na zasadzie łączenia i "składania" energii. To właśnie w tym miejscu (które jeden z poddanych hipnozie mężczyzn nazwał "Światem Pozbawionym Ego") - dusza nabiera sensu swego istnienia, nadana jej zostaje osobowość, która będzie jej towarzyszyć, aż do ponownego Zjednoczenia z Wyższą Jaźnią i z Bogiem (dusza jednocząc się ze swą Jaźnią, nie traci swej osobowości, którą nabyła w "Świecie Pozbawionym Ego" - osobowość ta jest po prostu łączona z osobowością Wyższej Jaźni - którą w ten sposób wzbogaca).

Dusza, która uzyskała już osobowość - jest gotowa do uczynienia pierwszego kroku na swej drodze ku samodoskonaleniu i zdobywaniu doświadczenia - może rozpocząć proces inkarnacyjny (oczywiście nie od razu, zaraz po opuszczeniu "Świata Pozbawionego Ego", udaje się do miejsca, w którym przygotowuje się do swego pierwszego wcielenia, poznaje swoją grupę docelową, z którą będzie przebywać aż do przejścia na poziom duszy średnio-zaawansowanej i duszy zaawansowanej. Gdy powróci do Źródła i zjednoczy się z Bogiem, wzbogaci swymi doświadczeniami swą Wyższą Jaźń.



NARODZINY DUSZY


Teraz chciałbym opisać ów cały proces "stworzenia" duszy i "nadania" jej osobowości (E-G-O). Jak więc się to odbywa? Dużo na temat swego stworzenia mogą powiedzieć młode dusze, które pamiętają jeszcze jak "powstawały". Początek jest najtrudniejszy i niewiele dusz o tym opowiada (gdyż niewiele z nich sięga pamięcią aż tak daleko), jednak te, które mówią o prapoczątkach swego stworzenia, opowiadają o... Oceanie, Oceanie Energii. Jedna z tych młodych dusz (mężczyzna poddany hipnozie) opowiada jak jego dusza została stworzona jako maleńka cząstka energii, która oddzieliła się od: "Tego intensywnego, niebieskawo-żółto-białego Światła". Mężczyzna ów opowiada, że jego dusza powstała (podobnie zresztą jak i inne dusze) z burz pulsacyjnych, tworzących się wokół owego Światła. Wszystko to jest Pulsacyjną Energią Światła, a te duchowe cząstki, które przeznaczone zostają do "obdarzenia świadomością", zostają "wyrzucone" pod wpływem burz pulsacyjnych "na zewnątrz" Światła i płyną odtąd szerokim strumieniem wokół Niego. Taka "wyrzucona duszyczka" nie jest jeszcze duszą w pełnym tego słowa znaczeniu, a jedynie duchową cząstką, choć (co ważne) w momencie wyrzucenia na zewnątrz Światła, zaczyna kiełkować w niej pewna szczątkowa dopiero, odrębna świadomość. Od chwili wyrzucenia przez ową pulsacyjną burzę, pamięć duszy staje się intensywniejsza (dusze częściej opowiadają dopiero o tym, co stało się od momentu ich oddzielenia od Światła).

A gdy już dusza oddzieli się od Światła, dokąd dalej zmierza? Ów przytoczony przeze mnie wyżej mężczyzna, stwierdza: "Nagle znalazłem się w jasnej, zamkniętej przestrzeni, gdzie bardzo życzliwie zajęły się mną jakieś przemiłe istoty". Cóż to za "istoty" i co to jest owa "jasna, zamknięta przestrzeń?". Z reguły pacjenci opisując miejsce do którego następnie przybywają, nazywają je... "wylęgarnią" (ludzie poddani hipnozie bardzo często na opisanie zjawisk zachodzących na "Tamtym Świecie" i miejsc do których się udają - używają znanych sobie z Ziemi określeń, służących jako odpowiedniki tego, co tam spotykają). Owa "wylęgarnia", to miejsce gdzie obok siebie znajdują się młode, dopiero co oddzielone od Światła duszyczki, takie iskierki, będące w czymś co przypomina błonę. Sama dusza (jeszcze wówczas maleńka iskierka) jest niczym jajko, pływające w owej błonie. Błony służą dojrzewaniu duszy, lecz dojrzewająca dusza zaczyna już rozumować w kategoriach jednostkowej świadomości, czyli EGO. Póki jednak dusza nie "wyjdzie" z owej otulającej ją błony, jej świadomość nie jest jeszcze wystarczająco rozwinięta. Zmienia się to wraz z opuszczeniem tego miejsca (inny mężczyzna poddany hipnozie stwierdził: "Moja świadomość narodziła się wraz z moją ciekawością"). Kim są jednak owe "istoty", które opiekują się młodymi duszyczkami w tej "wylęgarni?"

Dusze zwą je "Kochającymi i Pięknymi Matkami" (w rzeczywistości są to po prostu starsze dusze, które przeszły już długą inkarnacyjną drogę i teraz opiekują się owymi młodymi iskierkami, co nie znaczy oczywiście iż odtąd całkowicie zaprzestały kolejnych fizycznych inkarnacji). Jedna z takich Starszych Dusz, kobieta, poddana hipnozie, opowiadała jak w "Zaświatach" pełniła rolę "Matki" dla rodzących się duszyczek - a jednocześnie nadal inkarnowała fizycznie. W swym ostatnim życiu także zajmowała się opieką nad dziećmi. Co ciekawe, owa kobieta w poprzednim życiu żyła w Polsce. Po inwazji niemieckiej w 1939 r., kobieta zajęła się pomaganiem najuboższym, szczególnie dzieciom. Zgłosiła się w 1940 r. na ochotnika do niemieckiego obozu dla internowanych po to, by nieść pomoc najbardziej potrzebującym. Przydzielono ją do pracy w kuchni. Rozpoczęła ona zakrojoną na szeroką skalę pomoc ludziom (a szczególnie dzieciom, które cierpiały najbardziej) przetrzymywanym w tym obozie. Będąc ochotniczką, mogła w pierwszym roku opuścić obóz na własne życzenie, nie uczyniła tego jednak, a potem (w latach następnych) wyjście stąd było już niemożliwe. Kobieta zajmowała się pomocą polskim i żydowskim dzieciom. Wreszcie jej działalność została odkryta przez władze obozu i zatłuczono ją pałkami na śmierć.

Teraz owa kobieta (już w obecnym wcieleniu) opowiada hipnoterapeucie o czasie, jaki spędziła po swej fizycznej śmierci. Opisuje mu iż jest "Matką Inkubacyjną" dla młodych duszyczek i pomaga im opuszczać błonę, oraz nadzoruje początkowy etap dojrzewania duszy. Owe Dusze-Matki ("akuszerki"), przejawiają więcej "żeńskich" cech i to zarówno duchowych jak i fizycznych. Wcielają się więc głównie w ciała kobiet, które zajmują się opieką nad najsłabszymi, czynią to jednak w sposób podobny do tego, jak matki czuwające nad bezpieczeństwem swych dzieci. Wybierają ciała kobiece, gdyż łatwiej im wówczas spełniać się w "swych rolach". Opisuje ona swoją "pracę" jako Matki-Akuszerki nowych dusz, oraz opowiada o owym miejscu (jak ono wygląda) i "błonach" z których pomaga wydostawać się nowym duszom.

Dusze zaraz po "oddzieleniu" od Światła, przybywają (a raczej są ściągane) właśnie w kierunku owej "wylęgarni". Przybywają jako promyki białej energii, zamkniętej i otulonej w błonę, o której pisałem wyżej. Miejsce, do którego przybywają (czyli owa "wylęgarnia") przypomina... ogromny plaster miodu, który zdaje się nie mieć końca. Nad tym "plastrem" wiją się strumienie bardzo jasnej, stopionej, falującej energii (jakby energetyzowanej). Owa energia jest Energią Miłości i z niej "rodzą się" nowe dusze. Przypomina to ogromną fabrykę, w której kolejne pulsacyjne wybrzuszenia (burze), wyrzucają "z siebie" wciąż nowe duchowe iskierki. Nie wszystkie jednak "wychodzą", niektóre (te, którym podczas "wypchnięcia ze Światła" nie udało się osiągnąć pewnego szczątkowego stopnia indywidualności), są z powrotem wciągane do tego Światła. Nowe dusze zamknięte w swych błonach, przybywają więc do miejsca zwanego (umownie) "wylęgarnią" i tam czekają na swe "narodziny". Zresztą proces narodzin duszy jest bardzo zbliżony do fizycznych narodzin dziecka. Matki Inkubacyjne czekają, aż iskierka znajdująca się w błonie urośnie na tyle, by można było błonę otworzyć - wówczas dusza wychodzi na zewnątrz. Zaraz po "narodzinach" ta młoda duszyczka jest "otulana" energią miłości Dusz-Matek. Innymi słowy młoda dusza obdarzona zostaje współczuciem, zrozumieniem, ideami tego kim jest i kim może się stać. Dusze-Matki napełniają młode duszyczki świadomością ich istnienia.

Jednak nie obdarzają ich samoświadomością, gdyż tę dusza zaczyna kształtować już od momentu "wypchnięcia" ze Światła (choć na samym początku jej indywidualnego istnienia - nie ma ona jeszcze pojęcia kim jest, tego dowiaduje się dopiero od Matek Inkubacyjnych podczas "otulenia" energetycznego). Dla duszy moment otulania - to prawdziwy czas przebudzenia oraz poznania wiadomości o sobie samej i swej "przyszłości". Nie zawsze jednak udaje się w odpowiedni sposób młodej duszy przekazać właściwe i pełne "wibracje" energetyczne. Jeśli Matce Inkubacyjnej nie uda się owo "otulanie" (podobnie jak Przewodnicy, Dusze-Matki też uczą się opieki nad "iskierkami" i mają swoje stopnie umiejętności i doświadczenia), wówczas "do akcji" wkracza... "Mistrz-Pielęgniarz" (tak została ta istota opisana przez ową kobietę, poddaną hipnozie). On uczy i przygotowuje Dusze-Matki do ich zadań, lecz jeśli One popełnią gdzieś błąd, musi wkroczyć, gdyż w przeciwnym razie nowo narodzona duszyczka nie będzie znała pełni swego przeznaczenia i będzie się czuła "nieswojo" (zdarzają się także "wybrakowane" dusze, ale nigdy nie dzieje się to w momencie narodzin, a późniejszych oddziaływań inkarnacyjnych. Jeśli dana dusza wciąż przejawia destrukcyjne inklinacje np. w każdej z kolejnych inkarnacji generuje tylko, lub w ogromnej ilości negatywną energię bólu i cierpienia zadawaną innym duszom - wówczas taka dusza musi ponownie powrócić do Światła w celu... przemodelowania energetycznego, gdyż na pewnym etapie "dorastania" popełniono "błąd wychowawczy". Nie oznacza to jednak zniszczenia owej duszy (jak już pisałem - energii nie można zniszczyć), a jedynie "doładowanie" jej pozytywną energią (wyjaśnię to dokładniej w kolejnych tematach).

Co ciekawe, owa kobieta będąca w stanie hipnozy, opowiada że wyczuwa wokół siebie (jako dusza oczywiście) obecność Stwórcy, Boga, Źródła, Nieskończoności, lecz... jednocześnie twierdzi iż, to Światło, z którego powstają nowe dusze, nie jest Bogiem w pełnym tego słowa znaczeniu. To znaczy, inaczej - wszystko co istnieje jest częścią Boga, ale nie wszystko musi być Nim sensu stricte, a to znów oznacza, że podobnie jak poszczególne dusze obdarzane są samoświadomością swego jednostkowego bytu (mimo iż są częścią Źródła), tak i owe Światło też może posiadać indywidualną świadomość (kobieta nie wie tego na pewno, lecz twierdzi iż nie jest Ono Bogiem), mówi: "Czuję że Stwórca jest bardzo blisko, lecz... On nie zajmuje się aktem produkcji". Gdy hipnoterapeuta zapytuje kobiety: "Z tego co mówisz - nowe, rodzące się dusze na początku swego istnienia nie są doskonałe. Lecz gdyby powstawały już jako doskonałe byty, stworzone przez doskonałego Stwórcę/Boga - nie byłoby sensu aby inkarnowały, więcej nie byłoby sensu by w ogóle powstały". Kobieta na to odpowiedziała: "Tam wszystko jest doskonałością. Doskonałość jest też i w nowo-stworzonych duszach które nie są skażone żadnym pierwotnym błędem". Innymi słowy dusze "zanieczyszczają" się podczas kontaktu ze swą materialną powłoką, czyli swym ciałem, jednak nie oznacza to, iż stają się przez to złe, lecz dzięki doświadczaniu, wyrażaniu siebie i nauce - mają się wzmocnić, odrzucając wszelkie negatywne wibracje i otwierając się jedynie na Miłość.

A jak wyglądają dalsze "losy" młodziutkich duszyczek? Zaraz po wyjściu ze swych błon (owa kobieta poddana hipnozie określa je mianem... koszyczków, co dobitnie świadczy że różni ludzie w różny sposób przedstawiają te same wydarzenia z "Tamtego Świata", opisując je swoimi własnymi słowami). Najpierw Dusze-Matki dokładnie "oglądają" każdą nową duszyczkę, sprawdzają bowiem czy ilość posiadanej przez nie energii umożliwi im inkarnowanie w światach o dużej ilości cierpienia i bólu (jak choćby nasza Ziemia, choć są oczywiście światy znacznie gorsze od tej naszej planety, gdzie tego cierpienia jest jeszcze więcej, ale są też takie, gdzie prawie nie ma go wcale). Jeśli dusza nie może inkarnować w "światach cierpienia" (Ziemia zalicza się do tej kategorii) gdyż jej struktura energetyczna na to nie pozwala (taka dusza po urodzeniu w ciele fizycznym - nie przetrwałaby długo w tym świecie i wciąż ginęłaby, niewiele z tego osiągając i niewiele doświadczając - nawet w tzw.: "przyjemnych" ziemskich żywotach), wybiera się dla niej inne miejsca - światy nieco "łagodniejsze", gdzie może nauczyć się tego samego co inne dusze (choć nauka wówczas trwa nieco dłużej), nie będąc jednocześnie narażona na ciągłe "powtarzanie klasy" (przy nieodpowiedniej ilości energii duszy, taka osoba nie dożyłaby osiągnięcia wieku dojrzałego i to nie w jednej, dwóch kolejnych inkarnacjach, lecz we wszystkich następnych). Dobitnie świadczy to o fakcie, że to nie Bóg jest owym Światłem z którego powstają kolejne dusze, gdyż przydziela ono ilość energii danej "iskierce" w sposób dość... dowolny.

Gdy Dusze-Matki "rozdzielą" już nowo narodzone duszyczki (mam tu na myśli podział energetyczny na "światy cierpienia" i te łagodniejsze, gdzie nie ma aż tyle bólu co np. na Ziemi), dusze te nie od razu zostają "przydzielone" do swoich określonych grup z którymi będą potem wspólnie inkarnowały. Takich młodziutkich duszyczek nie rzuca się od razu na "głęboką wodę". Najpierw (już po opuszczeniu owej "wylęgarni") daje się im możliwość "doświadczenia fizyczności" w formie pół-materialnej, np. w postaci wiązki światła, podmuchu wiatru lub wiązki ognia. Z reguły na początek wybiera się dla nich światy "surowe", niezaludnione, młode, wulkaniczne planety, gdzie nie rozwinęło się jeszcze życie fizyczne. Młode dusze zostają tam "skierowane" nim jeszcze zaczną tworzyć jakąś wspólną grupę dusz i rozpoczną "naturalny" proces inkarnacyjny. Dusze, które w taki sposób uczą się wrażeń związanych z fizycznością, mogą w swej pół-materialnej formie robić to czego pragną, nie są im narzucane żadne ograniczenia, ani też zakazy. Tam uczą się porozumiewać ze sobą jako istoty żyjące w społeczności i są pod stałą obserwacją swych przyszłych Przewodników. Pewien mężczyzna, będący młodziutką duszą (zaledwie kilka wcieleń), opowiada hipnoterapeucie o czasie jaki tam spędził: "Panowała tam atmosfera wszechogarniającej Miłości i poczucia bezpieczeństwa, to był najłatwiejszy okres w całej mojej egzystencji. Już wkrótce mieliśmy rozpocząć życie w świecie pełnym samotności i cierpienia. Te wspomnienia pierwszych, miłych doznań, były dla nas bardzo pomocne".

Następnie, po odbyciu takiej "praktyki", dusza staje się częścią specjalnie złożonej grupy dusz, z którą odtąd będzie się wspólnie uczyć i inkarnować. Młode duszyczki poznają więc nie tylko swych kolegów z grupy, ale także swego Przewodnika (lub Przewodników), oraz udają się do miejsca swej dalszej nauki, czyli do - szkoły. To jak wygląda szkoła, zależy od... indywidualnych zapatrywań danej duszy ("miejsce szkolne" bardzo często się zmienia po kilku kolejnych wcieleniach) i dla jednej duszy może to być np. majestatyczna świątynia typu greckiego, dla innej gotycka katedra ze strzelistymi kopułami, dla jeszcze innej wielka hala, pełna szkła i kryształów - co kto lubi. Oczywiście te "budynki" jak już wspomniałem, mogą się zmieniać w obrębie jednej duszy po kolejnych inkarnacjach, gdyż stanowią one jedynie fizyczne wyobrażenia przeniesione w umyśle duszy na "Tamten Świat". Umysł duszy generuje wszystko, czego ona sama zapragnie. Jeśli pragnie "zjeść" jabłko, lub "skosztować" pomarańczy - nie tylko może to uczynić jako dusza, ale nawet jest w stanie poczuć soczystość owej pomarańczy i doświadczyć smaku tego jabłka - jeśli oczywiście tego pragnie. Tak więc młoda, dopiero co narodzona duszyczka staje się częścią grupy dusz, która odtąd będzie już jej grupą docelową.

Nie znaczy to jednak że nie spotyka ona innych grup dusz - często dusze po śmierci swego ciała, wracając do swych przyjaciół z grupy, mijają po drodze inne grupy dusz. Tamte dusze raczej nie zwracają na nią swej uwagi. Wyjątek stanowi jedynie ta dusza z innej grupy, która być może w jednej z poprzednich wcieleń była naszą znajomą, kolegą z wojska lub panem Kaziem, od którego kupowaliśmy mleko w sklepiku. Wówczas powita nas machaniem rąk, skinieniem głowy, uniesieniem w górę kciuka, okrzykami wyrażającymi radość z powrotu do "Świata Dusz", czy nawet... radosnym pocałunkiem na powitanie. Tak więc dusze zarówno po powrocie z ziemskiej inkarnacji, jak również młodziutkie duszyczki które dopiero co rozpoczynają naukę, udają się "na lekcję" do "szkoły". Co ciekawe, o ile zewnętrzne kształty owych "szkolnych budynków" różnią się od siebie w zależności od pamięci wyniesionej z fizycznych inkarnacji danej duszy, o tyle "wewnętrzne" jej sale - w przekazach hipnotycznych, są prawie zawsze takie same (nieliczne są wyjątki, gdy dusza przybywa do szkoły, mieszczącej się "pod gołym niebem", na polanie, lub nad morzem - być może ma to związek z naszymi przyzwyczajeniami za życia, niewielu z nas bowiem uczęszczało do szkoły "na powietrzu" i przyzwyczailiśmy się do postrzegania "szkoły" - jako budynku).


A o "Szkole", do której udają się dusze, napiszę więcej w kolejnych częściach


CDN.
 

HISTORIA ŻYCIA - WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. XXVII

WYBUCH III WIELKIEJ WOJNY GALAKTYCZNEJ





FAZA I
 NIEUDANA OBRONA ZBROJNEJ 
PLACÓWKI FEDERACJI NA PLUTONIE


Po zniszczeniu trzech kolonii Galaktycznej Ludzkości w naszym Układzie Słonecznym (Ziemi - Marsa i Wenus), jedyną ocalałą jeszcze placówką Federacji Galaktycznej w tym rejonie - była planeta Pluton. Była to niewielka międzygalaktyczna baza militarna, przeznaczona dla okrętów, które przybywały tutaj w celach patrolowych i kontrolnych. Baza była dobrze umocniona i uzbrojona, jednak w konfrontacji z całą zgromadzoną w naszym Systemie Słonecznym potęgą Ligii Anchara - nie miała żadnych szans. Jej przetrwanie zależało od pomocy udzielonej z zewnątrz przez siły zbrojne Federacji Galaktycznej (a to nie było takie proste, zważywszy że przebicie się do naszego Układu Słonecznego było wówczas utrudnione wobec skutecznej blokady "ziemskiej" Galaktyki od strony głównie Sagittariusa i Alpha Draconis, które otoczyły Lirę). Okręty z odsieczą zostały jednak wysłane i udało im się wejść do naszego Układu Słonecznego, jednak na niewiele się to przydało - gdyż owa flota ta została całkowicie zniszczona (o tym niżej). Będzie to i tak już po zniszczeniu placówki Federacji na Plutonie, której obrońcy, pomimo niewielkich zwycięstw uzyskanych w trakcie walki, poniosą całkowitą klęskę i albo zginą podczas walki, albo stanie się to już po zajęciu planety przez Reptilian.

Początkowo Gadoidy planowały zniszczenie całej planety za pomocą okrętu bojowego Chowty (nasz przyszły księżyc), zrezygnowano jednak z tego planu, zdając sobie sprawę z ogromnej przewagi, jaką w naszej Galaktyce osiągnął Sojusz Anchara nad Federacją Galaktyczną i zdecydowano się na zdobycie Plutona. Obrońcy (bez wsparcia z zewnątrz) byli skazani na klęskę. A mimo to walczyli ofiarnie (obrona Plutona stanie się potem jednym z ogniw jeszcze mocniej spajających różne Ludzkie rasy wchodzące w skład Federacji, które będą uczestniczyć w tzw.: Misji "Początek" - czyli dziele stworzenia człowieka "na obraz i podobieństwo Boga/ów"). Mimo to obrona planety zakończy się klęską i śmiercią wszystkich obrońców (pochodzących gównie z Liry i Plejad).



FAZA II
 PRZENIESIENIE DZIAŁAŃ WOJENNYCH NA INNE OBSZARY WSZECHŚWIATA -
PRÓBY ZATRZYMANIA REPTILIAŃSKIEJ OFENSYWY


TAK MOGŁA WYGLĄDAĆ KLĘSKA FLOTY FEDERACJI GALAKTYCZNEJ W 
BITWIE Z SOJUSZEM ANCHARA W NASZYM UKŁADZIE SŁONECZNYM




Nim przejdę do tematu chciałbym na początku coś wyjaśnić. Mianowicie aby być dobrze zrozumianym, należy jakoś przyporządkować te wydarzenia w czasie. To, co opisuję nie wydarzyło się w przeciągu roku, pięciu, dziesięciu, dwudziestu, stu, czy nawet pięciuset lat - III Wielka Wojna Galaktyczna trwała ponad 80 tysięcy lat i tak właśnie należy rozpatrywać dziejące się w jej trakcie wydarzenia. Pomiędzy jednym a drugim starciem niejednokrotnie upływały całe dekady, jeśli nie setki lat, dlatego też nie powinno dziwić że np. flota zbrojna Federacji przebiła się (przez Pas Kuipera) do naszego Układu Słonecznego tak późno i że stało się to dopiero po zniszczeniu zbrojnej placówki na Plutonie. Wydarzenie które teraz opiszę (bitwa pomiędzy flotą Federacji Galaktycznej a Sojuszem Anchara w naszej Galaktyce), miała miejsce setki lat po zniszczeniu Ziemi, Marsa, Wenus i Merkurego. Każde takie wydarzenie dzieliły setki (jeśli nie tysiące) ziemskich lat. Sama okupacja naszego Układu Słonecznego przez Reptilian trwała ok. 80 000 lat. W tym czasie zdążyli oni skolonizować większość planet (tych posiadających atmosferę) w naszej Galaktyce (m.in.: bardzo udana kolonizacja Wenus). Nie powiodła im się jedynie kolonizacja Marsa (zrezygnowano z tego planu, gdyż planeta ta, w wyniku upadku asteroidy - utraciła atmosferę), oraz kolonizacja Ziemi (została ona rozpoczęta, lecz "nadpobudliwość" płyt tektonicznych skorupy ziemskiej, powodowała, iż plany te nie mogły być do końca udane).

Tak więc, gdy okręty bojowe Federacji Galaktycznej dotarły wreszcie do naszego Układu Słonecznego, napotkały na swej drodze ogromną potęgę połączonych sił zbrojnych Maldeka, Sagittariusa, Alpha Draconis i Bellatrix (dawnego Oriona). Doszło do bitwy, która zamieniła się w masakrę sił Federacji i ich całkowitą klęskę. Klęska ta, była o tyle poważna, że umożliwiła Gadom przeprowadzenie wielkiej ofensywy w inne rejony Wszechświata i na inne Galaktyki. Nasz Układ Słoneczny (choć skierowano tutaj pierwszy atak) miał być jedynie początkiem wielkiego planu eliminacji Ludzkości ze wszystkich światów i galaktyk. Przed rozpoczęciem konfliktu zbrojnego (czyli przed wybuchem III Wojny Galaktycznej) obszary Wszechświata opanowane przez Gady były następujące: cała Galaktyka Oriona (w tym Bellatrix), Galaktyka Smoka (Alpha Draconis), Galaktyka Sagittariusa, Ursa Minor i Ursa Major, Galaktyka Sestans (co spowodowało że Lira została w dużej mierze "wzięta w kleszcze" przez galaktyki Smoka i Sagittariusa), Galaktyki Fornax i Sculptor. Nasz Układ Słoneczny i nasza Galaktyka była w centrum opanowanych wcześniej przez Reptilian terenów - dlatego atak tutaj był przeprowadzony jako pierwszy. Gdy jednak zniszczono całą flotę bojową Federacji Galaktycznej, nie tylko cały Układ Słoneczny należał już do Gadów, ale wytworzyła się sytuacja kontynuowania przez nich zwycięskiej ofensywy na inne rejony Wszechświata. Tak też uczyniono.


UPADEK SYRIUSZA A
KOLEJNA KLĘSKA FEDERACJI GALAKTYCZNEJ



To, co wydarzyło się po opanowaniu naszej Galaktyki przez Sojusz Anchara, nie nastąpiło zaraz po zwycięskiej dla Gadów bitwie gwiezdnej, lecz było rozciągnięte w czasie i trwało od kilku do kilkunastu-kilkudziesięciu tysięcy lat. Nim jednak przejdę do tej części tematu - wrócę na moment do tego, co już wcześniej opisywałem - czyli do ucieczki części Gadów z ich rodzimego świata i próby ostrzeżenia przez nich Federacji Galaktycznej przed spodziewaną inwazją. Gadoidy te nie zostały wówczas wysłuchane, gdyż uznano ich za prowokatorów, którzy pragną zmusić Federację do wykonania pierwszego ataku, by potem oskarżyć Ją o rozpętanie galaktycznego konfliktu. Jednak gdy wojna już wybuchła i Federacja straciła cały Układ Słoneczny - ci Reptilianie, którzy wcześniej próbowali ostrzec Ludzkość przed atakiem - zostali uhonorowani przyjęciem ich, jako pełnoprawnych mieszkańców w poczet ludów okrętu-planety Nibiru (w której żyły miliardy rożnego rodzaju istot, reprezentujących najróżniejsze rasy i gatunki we Wszechświecie). Tym samym stali się oni członkami Federacji Galaktycznej i na równi z innymi mieszkańcami Nibiru - podejmowali decyzje tyczące dalszych działań (w tym również bojowych), tego planetarnego gwiazdolotu. A tym czasem, po tych pierwszych wielkich klęskach doznanych od Gadów (szczególnie tej ostatniej w Układzie Słonecznym), Federacja Galaktyczna znalazła się w nieustannym odwrocie i skupiła się na działaniach obronnych, nie mogąc przerwać okrążenia Smoka i Sagittariusa.

Kolejny atak skierowano w kilku kierunkach. I tak "na zachód" od naszego Słońca - zajęto Galaktykę Alpha Centauri (dokonując tam niesamowitych zniszczeń i eliminując wszelkie ludzkie cywilizacje w tamtych rejonach Wszechświata), oraz w kolejnej wielkiej bitwie gwiezdnej zajęto Galaktykę Altair. Więcej kłopotów miały Gady tylko przy próbie zdobycia Syriusza, gdzie galaktyczni Syrianie stawili zacięty opór - próba ta jednak nie przyniosła im sukcesu. Galaktyka Syriusza została opanowana przez Reptilian. Jedyną porażkę, którą odnotowały Gady w tej fazie wojny, była nieudana próba opanowania Plejad. Planeta Erra stała się wkrótce przykładem bohaterskiego oporu i zdeterminowała Radę Federacji do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków militarnych, które doprowadzą w konsekwencji (dopiero w III, ostatniej fazie wojny) do zniszczenia Maldeka i klęski wszystkich Gadoidów). Plejady były jednak "samotną wyspą" na morzu opanowanych już przez Reptilian galaktyk, a planeta Erra uniknęła zniszczenia przez Chowtę tylko dlatego, że ten nasz późniejszy księżyc został skierowany na drogę którą podążała planeta Nibiru, by przeszkodzić jej w próbie zatrzymania reptiliańskiej ofensywy.


BITWA o ERRĘ 
PIERWSZE ZWYCIĘSTWO FEDERACJI
PODCZAS PRÓBY OPANOWANIA PLEJAD PRZEZ GADY




 DALSZE PODBOJE I REPTILIAŃSKA KOLONIZACJA


Zwycięstwo w bitwie o Errę, było jedynie drobnym szczegółem w tej długiej batalii, której celem ostatecznym była zagłada Ludzi lub Gadów we Wszechświecie. Wojna trwała więc w najlepsze a reptiliańska ofensywa okazała się nie do zatrzymania. Tymczasem osiągnięcia Gadów były nie do przecenienia - opanowali wszystkie galaktyki leżące do miliona lat świetlnych od Ziemi - nasz Układ Słoneczny, galaktykę: Alpha Centauri, Altair, Syriusz, Procjon - co razem z galaktykami Smoka, Ursa Minor, Ursa Maior, Sextans, Sagittariusa, Oriona (Bellatrix) i Fornaxa - dawało ogromny teren kontrolowany teraz jedynie przez Gady, oraz otaczało i izolowało całkowicie Lirę i Wegę. Kolejnym celem ataku była galaktyka Andromedy. Andromedanie nie spodziewali się najazdu. Zresztą ich galaktyka była położona tak daleko od miejsc trwającego konfliktu, że nie brano w ogóle pod uwagę przedostania się Gadów w ten rejon Wszechświata. Sądzono tam raczej, że pierwszym celem ataku będzie właśnie galaktyka Liry. Andromedanie do tego stopnia nie spodziewali się ataku, że pozwolili sobie nawet na... lokalną wojenkę z galaktyką Triangulum (również zasiedloną przez Galaktyczną Ludzkość), niszcząc jeden z jej księżyców. Dopiero pojawienie się pierwszego zwiadu Gadoidów w galaktyce Andromedy spowodowało początkowo zaskoczenie i przerażenie, a potem intensywne przygotowania do odparcia agresji (Andromedanie już potem pomyłkowo zniszczą jedną z planet Syriusza B, na której wciąż przebywali ludzcy koloniści - o co następnie oskarżą pokonanych Reptilian. Ale wówczas Gady będą już pobici i można będzie ich oskarżać o wszystkie możliwe zbrodnie).

Nim jednak do tego doszło, Reptilianie rozpoczęli zakrojoną na wielką skalę kolonizację Wszechświata. W naszym Układzie Słonecznym zajęto jedynie dwie planety - Wenus i Ziemię. Planowano jeszcze kolonizację Marsa, ale skutki jakie spowodowała wysłana przez Reptilian asteroida, okazały się o wiele poważniejsze od zaplanowanych. Z planety zniknęła cała atmosfera, woda wyparowała, jak również prawie wszelkie roślinne życie. Nie nadawała się już odtąd do zasiedlenia (nie wiedziano jednak że pod powierzchnią planety, w jej wydrążonych długich korytarzach, tunelach i podziemnych miastach - wciąż przebywają uratowani z pogromu ludzie, dawni mieszkańcy Marsa). Kolonizacja Wenus okazała się jednak prawdziwym sukcesem, pobudowano miasta (również podziemne) umocnienia na wypadek ataku Federacji Galaktycznej i oficjalnie włączono planetę w obręb wpływów Ligii Anchara. Stąd też planowano kolonizację Ziemi. Lecz z tą planetą wciąż były jakieś problemy. Po katastrofie spowodowanej uderzeniem asteroidy i zagładą cywilizacji hyperboreańskiej, planeta bardzo długo "dochodziła do siebie". Mimo to rozpoczęto pierwszą próbę kolonizacji, która wkrótce okazała się katastrofalna dla Reptilian. Ok. 1 318 000 lat temu (czyli jakieś 2000 lat po zagładzie cywilizacji hyperboreańskiej) doszło na Ziemi do pierwszej wielkiej katastrofy. Na planecie wybuchły wszystkie wulkany, powstały też gigantyczne trzęsienia ziemi, które spowodowały zatopienie części kontynentu Hyperborei przez ocean (pozostałością po dawnej ziemi jest m.in.: na Pacyfiku Wyspa Wielkanocna). Pojawił się też inny ląd, który wynurzył się z wody - Lamar.

W jednej chwili cała rodząca się cywilizacja reptiliańska została zniszczona przez siły natury, a tych, którzy w porę nie uciekli z tego pobojowiska, pochłonęła woda, ziemia, ogień lub lawa. Pierwsza "gadzia" kolonizacja Ziemi zakończyła się więc niepowodzeniem. Potem przez długi czas Gady nie będą ryzykować ponownego zasiedlenia, choć w końcówce wojny spróbują zając Ziemię po raz drugi (na krótko, ze względu na swą militarną klęskę w tym konflikcie). Natomiast poza naszym Układem Słonecznym kolonizacja przebiegała też z bardzo różnym skutkiem. Nie powiodła się próba zasiedlenia ani Syriusza, ani Alpha Centauri, jedynie Altair i Procjon został zasiedlony do czasu klęski Gadów. Dalsze próby kolonizacji poza tym obszarem nie były jednak prowadzone. Mimo to zajęto i okupowano znaczny teren. Odcięto całkowicie Lirę (główną bazę Galaktycznej Ludzkości) i kontynuowano atak w kierunku galaktyk Andromedy i Triangulum (2 miliony lat świetlnych od Ziemi). Dawało to pokaźny rejon zasiedlonego Wszechświata i poważnie ograniczało ludzkie działania kolonizacyjno-militarne.



FAZA III
 KONTROFENSYWA FEDERACJI GALAKTYCZNEJ


BITWA GWIEZDNA o ANDROMEDĘ



Andromedanie (po początkowym zaskoczeniu) dobrze przygotowali się do obrony przed spodziewaną inwazją Gadoidów (otrzymali również pomoc z innych galaktyk, w tym również z galaktyki Triangulum, z którą to wcześniej toczyli wojnę). Dzięki dobremu przygotowaniu i wsparciu pozostałej floty Federacji Galaktycznej - Andromedanie pokonali inwazyjną flotę Reptilan w walnej bitwie o Andromedę. Klęska Gadów była ogromna, gdyż wcześniej uznano że zdobycie galaktyk Andromedy i Triangulum jest kluczowe w dalszej wojnie, dlatego też skierowano tutaj największe dotychczasowe siły inwazyjne. Klęska tej floty spowodowała zwrot w wojnie, gdyż odtąd to Gady będą się bronić i wycofywać z zajmowanych przez siebie pozycji. Natomiast w Radzie Federacji, zaraz po zwycięstwie przegłosowano decyzję o... natychmiastowym zniszczeniu wszystkich Reptilian we Wszechświecie. Aby to jednak urzeczywistnić, należało wygrać wojnę, a to było trudne bez wsparcia potężnego gwiazdolotu, jakim była planeta Nibiru. Polecono więc Nibiru (która to pojawiała się cyklicznie co 3600 lat), by na czele floty wojennej Federacji - zlikwidowała wrogą cywilizację.

Dzięki wsparciu Nibiru, rozpoczęła się wielka kontrofensywa Federacji Galaktycznej. Wszędzie przełamywano obronę Reptilian, powodując ogromne zniszczenia (jak np. w galaktyce Ursa Minor, gdzie ponownie rozbito ich potężną flotę, czym otworzono sobie drogę m.in.: do naszego Układu Słonecznego. W galaktyce Smoka zniszczono dwie planety, w galaktyce Sextans - sześć. Odzyskano Procjon, Syriusz i Alpha Centauri, wreszcie dotarto do ziemskiego Układu Słonecznego. Tam doszło do ostatecznego starcia pomiędzy Nibiru a Maldekiem i Chowtą.


KONTROFENSYWA FEDERACJI GALAKTYCZNEJ



CDN.

BOHATEROWIE WRZEŚNIA - Cz. I

OSTATNI BÓJ Dziś chciałbym rozpocząć nową serię opowiadającą o żołnierzach broniących tamtej, wywalczonej po 123 (150) latach zaborów, odrod...