OPOWIADANIE - 18 +
Poniżej zamieszczam jedno z moich starych opowiadań (sprzed kilku lat). Opowiadanie jest dość mocne (tak mi się przynajmniej wydaje) i raczej dla osób które ukończyły osiemnasty rok życia. Długo też zastanawiałem się czy je umieścić na blogu, nie zamierzam bowiem nikogo tym tekstem obrażać, ot po prostu pewien wytwór wyobraźni, który przyszedł mi do głowy, a który z nudów zapisałem. A jest to jedno z niewielu moich opowiadań, które udało mi się doprowadzić do końca, oraz jedyne o tej tematyce, gdyż...
...JESTEM GORĄCYM MIŁOŚNIKIEM SPANKINGU!
Czyli lania (najczęściej na gołą pupę), kobiecej sempiterny dłonią, szpicrutą, lub batem. Uważam nawet (a wręcz, jestem tego pewien, gdyż osobiście to sprawdziłem), taka "zabawa", ma również działanie lecznicze. Może na przykład doprowadzić do wyleczenia się ze stanów depresyjnych (słyszałem o tym), stresu a nawet może doprowadzić do zaprzestania stosowania wszelkich używek, jak choćby palenia papierosów. Należy jednak pamiętać o intensywności takich "zabaw" w tym przypadku. Jeśli terapia spankingiem ma odnieść sukces, powinno się ją stosować co najmniej 1, a nawet 2 razy w tygodniu (co najmniej. Ostatnio się trochę zaniedbałem w tym temacie - niestety).
Co do mnie osobiście i mojego doświadczenia, to muszę się przyznać, że jeśli porządnie nie wysmagam pupy mej kobiety, to ... cały póżniejszy "power" idzie w niebyt. Po prostu już tak mam, że wystarczy mi chwilka takiej "zabawy" (niekiedy, choć rzadziej - wystarczy mi tylko samo wspomnienie tej chwili, gdy kobieta wystawia mi swoją sempiternę, lub gdy ja zmuszam ją do takiego zachowania), by moja dama była zadowolona (nie chwaląc się oczywiście 😉). Tak to już na mnie działa, choć nie samo bicie mnie tak podnieca, a raczej fakt, iż moja kobieta jest w tym momencie całkowicie zdana na mą łaskę i niełaskę. Jest moja i ja decyduję czym i w jaki sposób ją "ukarać".
Spanking jest o tyle ciekawą formą terapii (może choćby służyć jako lek w przypadku kryzysu w związku - mnie przynajmniej to pomaga, sądzę więc że i innym by nie zaszkodziło), że pobudza sfery erogenne ciała i pozwala odpowiednio "dostroić" kobietę przez zbliżeniem.
Gdzieś kiedyś wyczytałem bowiem taką oto maksymę:
"BÓL DUSZY, MOŻE UKOIĆ
JEDYNIE BÓL CIAŁA"
Wróćmy jednak do tematu. Opowiadanie jest bez tytułu, choć oczywiście jest umieszczone w klimacie wyżej wymienionych "zabaw"
Czasami jedna, nieprzemyślana obietnica potrafi zmienić całe życie. Czasami krótka chwila, łut szczęścia, lub nieprzychylny los, może wpłynąć na naszą przyszłość. Dlatego też trzeba bardzo uważać na wszystko, co się mówi. Basia nie myślała o dalszych konsekwencjach, gdy założyła się z Piotrem o to, kto wygra zawody żużlowe. Oboje zgodzili się na zakład amerykański: zwycięzca bierze wszystko. Postanowili, że ten, kto wygra zakład, wypowie jedno życzenie. To życzenie zaś musi być dla przegranego niczym rozkaz - musi je spełnić.
Piotr jeszcze na studiach kochał się potajemnie w Barbarze. Ale ona zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Wolała przebywać w otoczeniu wesołych blondynów z uniwersyteckiej drużyny koszykówki. Piotr zaś był brunetem, do tego raczej rzadko się odzywał. Był zawsze poważny, a nawet trochę ponury. Pełna życia Baśka - fascynowała go i jednocześnie onieśmielała. Lubił z oddali ją obserwować i słuchać tego, co mówiła w gronie swych przyjaciół i przyjaciółek. Czuł że rośnie w nim uczucie miłości do tej dziewczyny, obawiał się jednak, że gdy się z nim ujawni - ona go nie zechce.
Nie spał, nie jadł, myślami wciąż krążył wokół jej osoby. Jej kruczoczarne, długie włosy, śliczne niebieskie oczy, usta wyglądające niczym dwie złączone ze sobą wisienki, no i jej ciało. Ach, jakże jej pragnął. Wreszcie zebrał się w sobie i podszedł do niej. Serce waliło mu niczym stutonowy młot, nogi miał niczym z waty - tak bardzo jednak chciał dobrze wypaść w jej obecności. Gdy Barbara zobaczyła że w jej kierunku zbliża się pewien chłopak, z którym prawie nie rozmawiała, prócz zdawkowego "cześć" - uśmiechnęła się do niego. On poczuł że złapał Pana Boga za nogi, już teraz, już na pewno wszystko się uda. Wymarzona dziewczyna będzie jego.
Stanął naprzeciw niej i długo wpatrywał się w jej oczy, nie mogąc wykrztusić żadnego słowa. Przemógł się jednak w sobie i wyznał dziewczynie co do niej czuje, lecz nim skończył poczuł że jego pierś przebija ostra strzała, która wyrywa mu serce i rozbija na szereg maleńkich kawałeczków. Baśka, ta dziewczyna jego marzeń i snów, po prostu go... wyśmiała. Zrobiła to publicznie, przy całej paczce znajomych. Nogi ugięły się pod nim i mało nie runął na ziemię. To było totalne upokorzenie, upokorzenie jakiego nie mógł sobie wyobrazić i którego nie mógł zapomnieć.
Rzucił studia i wyjechał z Polski. Przeniósł się najpierw do Niemiec, gdzie pracował fizycznie, następnie wyjechał do Wlk. Brytanii, a stamtąd po pewnym czasie do Ameryki. W Stanach pracował jako kucharz, w jednym z podrzędnych bistro. Pewnego razu miał szczęście, jego przepis na piernik ze śliwkami zrobił oszałamiającą karierę. Trochę przez przypadek, do owego bistro, zawitał światowej sławy kiper, który był oczarowany przysmakiem Piotra. Gdy zaś poznał i inne sporządzane przez niego potrawy (których notabene nauczyła go babcia, sama pamiętająca te przepisy przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie, gdy wyjeżdżała ze swego rodzinnego Lwowa, po zakończeniu II Wojny Światowej i gdy "wyzwoleńcza" władza sowiecka odebrała jej rodzinny dom - owe przepisy zabrała ze sobą).
Ów kiper wprowadził Piotra na salony, gdzie przygotowywał potrawy dla najznamienitszych gości, kongresmenów, dyplomatów, biznesmenów. Z czasem otworzył swoją własną firmę i... zbił duży majątek. Restauracje z jego imieniem powstawały nie tylko w Stanach, z czasem dotarły do Europy Zachodniej i... również do Polski. Sam już od dłuższego czasu tęsknił za krajem, ale wciąż w pamięci miał tamto szkolne upokorzenie, doznane przez kobietę którą pokochał. Wciąż nie mógł o niej zapomnieć, wiedział że nie znajdzie ukojenia, dopóki nie odpłaci jej za popełnioną zniewagę. Wynajął najlepszych detektywów i kazał im ją odnaleźć.
Okazało się to dość prostym zadaniem, gdyż Barbara pracowała jako sekretarka w jednej z zachodnich firm, mających swą filię w Polsce. Od wynajętych detektywów, dowiedział się także że nie była z nikim związana, gdyż... wszystkie jej dotychczasowe związki dość szybko się rozpadały. Po pół roku wiedział o niej już wszystko. Wiedział w co się ubiera, z kim się spotyka i gdzie. Wiedział, że w sobotnie wieczory spotyka się z przyjaciółką w jednym z nocnych klubów. Tak było tydzień w tydzień, jednak tego sobotniego wieczoru Małgośka nie przyszła. Basia długo jej wyczekiwała, nie wiedziała jednak że za całą sprawą kryje się Piotr.
Poinformował on bowiem policję że w bloku Małgośki znajduje się bomba. Spanikowana dziewczyna zapomniała nawet zadzwonić do Baśki i poinformować ją że dziś nie przyjdzie. A Basia czekała. Zamawiała kolejne drinki i z nudów zaczęła oglądać zawody żużlowe. Przed godziną dwunastą, do baru, przy którym siedziała Basia, przysiadł się mężczyzna w czarnych okularach i ciemnym, skrojonym na miarę garniturze. Zamówił szkocką i głośno zaczął komentować wyścigi. Odwrócił się w stronę Baśki i zaczął komplementować jej urodę. Basia, trochę już znudzona, zaczęła z nim rozmawiać - dla zabicia czasu oczekiwania na przyjaciółkę. Nie rozpoznała w nim dawnego kolegi ze studiów, którego publicznie ośmieszyła.
W pewnym momencie ów mężczyzna zaproponował, by się założyli o to, kto wygra kolejną rundę. Baśka się zgodziła i obstawiła Niemca, on zaś postawił na Francuza. Jednak mężczyzna dodał, iż chce by był to zakład amerykański. Przegrany musi spełnić życzenie zwycięzcy, ale... nie może go poznać przed rozstrzygnięciem zakładu. Basia, będąc już na lekkim rauszu, zgodziła się na ów warunek. Piotr podsunął jej do podpisu kartkę papieru. Wyjaśnił że jest to zobowiązanie, regulujące warunki ich zakładu. Baśka była już "wstawiona", śmiała się i... podpisała.
Pech chciał, że zakład przegrała. Dobry humor jednak jej nie opuszczał. Cały czas myślała, że to może jakiś żart albo że facet każe jej co najwyżej pokazać majtki, zdjąć biustonosz, albo coś w tym stylu. Tymczasem Piotr poprosił by poszła z nim do jego samochodu. Wciąż rozbawiona i lekko zaintrygowana, poszła za nim. Jeszcze wówczas wydawało jej się to zabawne, ot ciekawy, może nawet romantyczny żarcik, któremu ona z chęcią ulegnie. Wyszli z baru i wsiedli do samochodu mężczyzny. Piotr kazał kierowcy ruszać i podniósł szybę oddzielającą ich od szoferki. Następnie zaciągnął zasłonkę, zapalił światło i zdjął okulary.
- Poznajesz mnie? - zapytał.
- Piotr? - spytała zdziwiona. - Ale mnie nastraszyłeś. Ty to zawsze miałeś pomysły! Pogadałabym z tobą, ale trochę mi się śpieszy. Muszę się wyspać bo jutro mam rodzinny obiad u ciotki - mówiła wciąż rozbawiona kobieta.
- Nigdzie ci się nie spieszy. Wygrałem zakład i zrobisz teraz co zechcę!
- Chyba żartujesz - odparowała zdziwiona już trochę kobieta.
- Poświadczyłaś mi to przed chwilą na piśmie.
- No, może i coś tam poświadczyłam, ale przecież to były wygłupy. Byłam pijana i w ogóle, w tej sytuacji każdy sąd mnie uniewinni - stwierdziła rozbawionym głosem kobieta. - No ale, co w zasadzie byś chciał żebym zrobiła? - spytała lekko zaciekawiona. - Może mam zaśpiewać piosenkę, a może chcesz bym się rozebrała, co? No powiedz?
- Chcę, żebyś była u mnie przez tydzień. W moim domu, jako... moja prywatna niewolnica - odpowiedział Piotr.
- Chyba oszalałeś! Nie, no ty facet naprawdę jesteś stuknięty. Myślisz że to jakaś wojna kolonialna czy co?
- Oczywiście nie musisz niczego robić, ja cię do niczego nie zmuszam, ale jeśli masz w sobie odrobinę honoru, dotrzymasz danego słowa. Wiem też że jesteś poważnie zadłużona. Kupiłaś mieszkanie. Wiem że zostało ci jeszcze sporo rat do spłacenia, starczy na jakieś dwadzieścia lat, czy się mylę? - zapytał mężczyzna.
Baśka była oszołomiona. Zastanawiała się skąd on tyle wie na jej prywatny temat.
- A ja ci zapłacę za ten tydzień - kontynuował Piotr. - Zapłacę ci tyle, że nie tylko starczy na spłatę kredytu, ale zostanie ci jeszcze na super wózek.
To nie była taka głupia propozycja - pomyślała sobie Basia. W końcu tydzień szybko zleci. Obawiała się tylko że Piotrowi pewnie brakuje piątej klepki, ale z drugiej strony... kasa kusi. Po dłuższym namyśle Baśka przyjęła propozycję Piotra.
Podjechali zaraz do kancelarii, by spisać stosowną umowę. Na jej mocy Piotr dostawał tydzień z życia Basi, ona zaś okrągłą sumkę, wypłaconą po zakończeniu pełnego tygodnia. Wszystko rozegrało się zgodnie z przepisami prawa, był więc adwokat, notariusz, byli świadkowie. W umowie pozostawiono kobiecie prawo do tzw.: "wyjścia awaryjnego", co znaczy że mogła ona zakończyć swoją niewolę wcześniej, wypowiadając umówione słowo. Wówczas zakończono by zabawę i zostałaby odwieziona do swego domu. Mogła więc w każdym momencie przerwać "grę", ale... w umowie zapisano, iż obiecane pieniądze dostanie tylko wtedy, jeśli przetrzyma pełny tydzień, co do dnia. Jeśli zrezygnuje wcześniej choćby o godzinę - nie dostanie nic. Baśka nie mając innego wyjścia, przyjęła te warunki.
Po podpisaniu umowy wsiedli do samochodu Piotra i pojechali w kierunku jego domu. Przez całą drogę Piotr nie zamienił z Basią nawet jednego słowa, z rzadka na nią spoglądając. Jechali dość długo, Baśce czas się straszliwie dłużył. Posiadłość Piotra była bowiem położona z dala od miasta.
Gdy przejechali bramę wjazdową, Basia miała możliwość przyjrzeć się willi Piotra, którą on wcześniej nieśmiało nazywał "domem". Był to ogromny, mroczny pałac z dziesiątkami komnat i prowadzących ku nim korytarzy. Była to stara, magnacka posiadłość z końca XVI wieku. Ponoć w 1627 r., zatrzymał się tu, idący z odsieczą z wojskiem koronnym i zastępami kozackimi z Ukrainy na Pomorze do króla Zygmunta III Wazy, (próbującego odciążyć oblężony przez Szwedów Gdańsk), hetman Stanisław Koniecpolski.
Gdy wjechali na wielki dziedziniec przed pałacem, w oczy Baśce rzuciła się ogromna fontanna, w kształcie strzelającego z łuku amora. Pałac był ogromny, miał trzy wielkie sale Lustrzaną, Rycerską i Kominkową. Piotr w towarzystwie lokaja, w całkowitym milczeniu oprowadzał Basię po korytarzach swej posiadłości. Mogła się więc przyjrzeć marmurowym podłogom, wielkim kryształowym weneckim żyrandolom oraz przepięknie zdobionym lustrom w sali Lustrzanej. Baśka zastanawiała się, jak właściwie ktoś może mieszkać w czymś tak ogromnym.
Wreszcie Piotr oddalił się, także w całkowitym milczeniu. Dalszą drogę przebyła więc w towarzystwie eskortującego ją lokaja. Podążyli w kierunku pomieszczeń piwnicznych. Korytarze piwniczne były co prawda długie i ciasne, ale dobrze oświetlone, tylko niezbyt przyjemne. Wreszcie dotarli na miejsce i Baśka uświadomiła sobie że, to są... lochy. Lokaj nakazał jej wejść do środka, co ta uczyniła w pewną obawą. Gdy była już w środku polecił jej by rozebrała się do naga. Kobieta musiała rozebrać się w jego obecności i gdy już stała nagusieńka, zakrywając dłońmi najintymniejsze miejsca swego ciała, jej ubranie zostało zabrane. W zamian, ów lokaj wręczył jej jedynie krótką czarną spódniczkę z białym fartuszkiem oraz biały czepek na głowę. Dodatkowo musiała włożyć czarne buty na wysokich obcasach. Jej piersi pozostały nagie.
Następnie związał jej łańcuchem ręce na plecach, a łańcuch przykuł do wielkiego żelaznego koła, znajdującego się na ścianie. W takiej pozycji miała Baśka spędzić noc. Oczywiście o spaniu nie było mowy, ręce miała boleśnie wykręcone do tyłu i mogła ledwie usiąść na sienniku, które miało jej służyć za łóżko. Noc była dla niej prawdziwą udręką, ale Piotr już się tego dnia nie zjawił. Kobieta zasnęła ze zmęczenia dopiero nad ranem, w bardzo niewygodnej pozycji, z rękami uniesionymi do góry.
Rano w drzwiach jej celi ponownie zjawił się lokaj. Była jednak tak zmęczona, że nie zareagowała na jego pojawienie się. Kamerdyner wybitnie niezadowolony z takiego stanu rzeczy, podszedł do niej i zbudził ją na powitanie kopniakiem w pośladek, po którym kobieta z trudem po nieprzespanej nocy podniosła się.
- Zgodnie z życzeniem pana Piotra, od tej chwili, ktokolwiek wejdzie do celi, ty masz go powitać w postawie stojącej, choćbyś ledwie trzymała się na nogach. I pamiętaj że za nieposłuszeństwo są przewidziane kary - powiedział z wybitną satysfakcją lokaj.
Następnie rozwiązał ją i dał jej blaszaną miskę z wodą do umycia się, a raczej do podmycia. Gdy Basia zapytała gdzie może się załatwić, odpowiedział że gdy już się umyje, może mocz 9ddać do miski, a potem on pokarze jej gdzie może to wylać. Gdy kamerdyner Piotra się oddalił, robiła dokładnie to, co kazał. Po chwili jednak lokaj powrócił i powiedział:
- Zapomniałem ci powiedzieć, że w tej misce jest twoja jedyna woda na dwa dni. Jeśli ją wylejesz, nie będziesz miała nic do picia - uśmiechnął się złośliwie i wyszedł z lochu, pozostawiając w nim na przemian wściekłą i przerażoną kobietę.
- To jest jakiś cholerny koszmar - myślała sobie Baśka. To na pewno mi się śni. Do tego ten okropny kac. Wiedziała że wody już nie dostanie, pomyślała że, skoro uwięzieni w rumowiskach i kopalniach piją swój mocz, to ona też może. Wypiła część wody. Nim skończyła w całym lochu rozległ się głos Piotra.
- Nie jesteś już spragniona? - zapytał złośliwie głos. Gdy Baśka podążała wzrokiem w poszukiwaniu źródła skąd ów głos dobiega, spojrzała na sufit. Była tam umieszczona kamera , głośniki i mikrofon.
- Jesteś nienormalny. Ale wytrzymam z tobą, bo to tylko tydzień - powiedziała Baśka, próbując nadać swym słowom charakter powagi.
- Zadbam, żeby był to najbardziej emocjonujący tydzień w twoim życiu - odpowiedział Piotr, po czym dodał - Przyjdź natychmiast na górę. Trzeba umyć podłogę w mojej sypialni.
Basia poszła, ponownie eskortowana przez kamerdynera. Przeszli przez ogromną salę jadalną, której sufit wykonany był ze szkła, w którym pływały egzotyczne rybki z całego świata. Wreszcie doszli do pokoju Piotra. Basia była oczarowana jego wielkością, bogactwem wnętrza i wspaniałością przeróżnych artefaktów. Jednocześnie kobieta przeraziła się, zdając sobie sprawę że będzie musiała sama, umyć podłogę w tym ogromnym apartamencie.
Podłoga była brudna (zapewne specjalnie, jak sądziła Baśka), czuć było na niej nawet mocz. Gdy weszła do tego apartamentu, ujrzała Piotra wyciągniętego wygodnie na olbrzymim łożu z baldachimem. W kącie pokoju dostrzegła wiadro z wodą do mycia i płyn do podłóg. Nie mogła jednak dostrzec ni mopa, ni nawet zwykłej ścierki.
- Jak mam umyć tę podłogę, mam zdjąć spódnicę i nią to zrobić - spytała zdezorientowana kobieta.
- Nie musisz. Masz przecież takie piękne długie włosy - odpowiedział z nieskrywaną satysfakcją Piotr...
CDN.