CZYLI JAK ŻYLI GRECY
W IMPERIUM RZYMSKIM
I CZY ASYMILOWALI SIĘ
Z RZYMIANAMI?
"JEŚLI TY, PANIE, NA TEN ŚWIAT PRZYCHODZĄC STAWIAŁ WARUNKI, ŻE MUSISZ BYĆ ZAWSZE SZCZĘŚLIWY, ZAWSZE MIEĆ, CO TYLKO ZECHCESZ, I JEŚLI Z BOGÓW KTOŚ CI TO OBIECAŁ, SŁUSZNIE SIĘ GNIEWASZ, BO CIĘ OSZUKANO"
ARYSTOFANES Z BIZANCJUM
Jakie tak naprawdę było Imperium Rzymskie? Co stanowiło kulturową podbudowę, ów rdzeń wspólnoty obywateli Imperium? Dziś mówiąc o Rzymie, mamy przecież na myśli głównie wszystko to, co albo wytworzyli sami Rzymianie, albo też powstało wśród okolicznych ludów Italii. Natomiast niewątpliwie zapomina się, że Imperium Rzymskie tak naprawdę było dwujęzyczne i z pełnym przekonaniem możemy określić je grecko-rzymskim, tym bardziej, że Rzymianie (w okresie swej wielkości) całkowicie się pod względem kulturowym i religijnym - zhellenizowali. Przecież cała religia rzymska jest tak naprawdę zwykłą kopią religii helleńskiej i jedyne co odróżniało ją od pierwowzoru, to... zmiana nazw poszczególnych bóstw, lub postaci, tak aby dostosować je do rzymskich i italskich warunków. Była to więc najzwyklejsza kopia, przejęcie kulturowego dziedzictwa podbitego narodu. Doszło więc do ciekawego mezaliansu, w wyniku którego władza pozostawała rzymska, ale kultura była już grecka. Jak w takich warunkach odnajdowali się rodzimi Grecy? Jak akceptowali ową dwoistość Imperium i czy się asymilowali w rzymskim społeczeństwie imperialnym, czy też utrzymywali silną, własną narodową odrębność? A może odnosili się wręcz wrogo do rzymskiej władzy okupacyjnej? Na te pytania spróbuję odpowiedzieć w tym temacie
I
TYTUS KWINKCJUSZ FLAMININUS i
"WOLNOŚĆ WSZYSTKICH HELLENÓW"
(CZYLI OD EUFORII DO UPADKU
"PIERWSZEGO LUDU ŚWIATA")
Cóż to była za radość. W dziejach antycznej Hellady próżno szukać podobnego przypadku, gdy ludność z praktycznie wszystkich greckich polis, zgromadzona na stadionie w Koryncie, tak gremialnie i z takim uniesieniem okazywałaby swą nieskrępowaną i żywiołową radość. A powodem owej radości były słowa odczytywane przez herolda, który w imieniu rzymskiego wodza i zwycięzcy niedawno zakończonej wojny z władcą Macedonii królem Filipem V - Tytusa Kwinkcjusza Flamininusa, ogłaszał co następuje.
Było wczesne lato 196 r. p.n.e. i do Koryntu ściągali wówczas Grecy ze wszystkich stron Hellady, aby uczcić święto boga mórz - Posejdona (odbywające się co dwa lata na Istmie Korynckim, stąd nazwa Igrzyska Istmijskie). W tym wszakże roku igrzyska były szczególnie ludne, a to z powodu właśnie zakończonej wojny Rzymu (i jego greckich sojuszników) z Macedonią - wszyscy bowiem przeczuwali że tam zapadną teraz decyzje, które stworzą nowy ład w Helladzie na kolejne dziesięciolecia. System macedońskiej protekcji greckich polis, powołany do życia po przegranej przez Greków bitwie pod Cheroneą z 338 r. p.n.e., w której to król Filip II Macedoński i jego syn, przyszły zdobywca Azji - Aleksander, rozbili armie ateńską i tebańską - właśnie dobiegł końca. Kongres pokojowy, który miał miejsce kilka miesięcy po Cheronei (337 r. p.n.e.), odbył się również w Koryncie. Tam właśnie Grecy zostali zmuszeni do podporządkowania się zwierzchnictwu króla Macedonii. Teraz, po stu czterdziestu latach "macedońskiej niewoli", wszyscy oczekiwali wielkiej zmiany, choć większość Greków nie wierzyła w szczere intencje Rzymian i Flamininusa i spodziewała się zastąpienia protekcji macedońskiej - rzymską.
Tymczasem, nim rozpoczęły się igrzyska, na środek placu stadionu (gdzie zapowiadano otwarcie sportowych zmagań) wyszedł herold, dzierżąc w dłoniach pewien dokument, zwinięty w rulon papirus, który następnie odwinął i począł czytać zapisane na nim słowa, a brzmiały one następująco: "Senat rzymski i prokonsul Tytus Kwinkcjusz Flamininus pobiwszy króla Filipa i Macedończyków przyznają wolność, zwolnienie od załóg wojskowych i płacenia daniny oraz swobodę rządzenia się prawami ojczystymi mieszkańcom Koryntu, Fokejczykom, Lokrom, Eubejczykom, Achajom Etiockim, mieszkańcom Magnezji, Tessalii i Perrajbom. Mają być one wolne, niezawisłe i w prawach samodzielne". Herold wymienił jedynie te ludy, które przed wybuchem II wojny macedońskiej (200 r. p.n.e.) podlegały bezpośrednio królowi Filipowi V, bowiem status polityczny wszystkich rzymskich sojuszników wśród greckich polis nie podlegał dyskusji - stawały się one wolne z racji samego opowiedzenia się przeciwko Macedonii i za Rzymem. Początkowo nie wszyscy zgromadzeni na stadionie zrozumieli owe słowa (jak wiadomo nie było wówczas mikrofonów, ani żadnej aparatury nagłaśniającej) i dopiero ci, siedzący najbliżej, zaczęli przekazywać sens słów tym, siedzącym z tyłu. Cóż to był za wybuch niekontrolowanej, żywiołowej radości? Wielu zerwało się ze swych miejsc i ruszyło w stronę loży, w której siedział sam Flamininus, pragnąc przynajmniej dotknąć poły jego płaszcza, nie mówiąc już że wielu udało się ucałować go w rękę. Napór Greków był tak silny, że Flamininus, choć podekscytowany wznoszonymi na jego cześć okrzykami, musiał się początkowo ewakuować ze stadionu. Szał radości na stadionie był tak wielki, że wielu zapomniało już o igrzyskach i przywołano herolda, by po raz drugi odczytał im ów tekst, nie dowierzając własnym uszom i bojąc się że to tylko sen, z którego się wkrótce obudzą.
Po stu czterdziestu latach niewoli, Grecja ponownie odzyskiwała wolność - znów miała być niepodległa, niezależna, znów miała sama decydować o swej przyszłości, dlatego wciąż tak wielu nie dowierzało w to, co głosił herold, prosząc by odczytał tekst raz jeszcze. Flamininus stał się najpopularniejszym człowiekiem w Grecji i to do tego stopnia, że żaden inny Grek nie mógł się z nim pod tym względem równać. Był też przystojny i młody (33 lata), co powodowało że zaczęły pojawiać się opinie, aby pozostał tu, w Grecji, jako przywódca wszystkich Hellenów i by wziął sobie za żonę jakąś Greczynkę. Ale popularność Flamininusa przenosiła się również na Rzymian, gdy powtarzano: "Więc jest na świecie jakiś naród, który własnym kosztem i z własnym narażeniem się na trudy, prowadzi wojny za wolność drugich! I to dobrodziejstwo wyświadcza nie blisko mieszkającym ludom lecz przeprawia się nawet za morza, żeby nigdzie na świecie nie było niesprawiedliwej władzy". Po zakończeniu igrzysk Flamininus wezwał posłów króla syryjskiego - Antiocha III Wielkiego z dynastii Seleucydów i oznajmił im, że wojska Antiocha maja opuścić wszystkie greckie miasta w Azji Mniejszej, którym on nadał "wolność". W kolejnych miesiącach Flamininus począł wdrażać w życie "zapowiedź istmijską", przyjmując na audiencji przedstawicieli kolejnych greckich polis. Wolność dodatkowo otrzymał lud Orestów (który wchodził w skład Macedonii, a który się od niej odłączył po klęsce Macedończyków w bitwie z Rzymianami pod Kynoskefalaj w 197 r. p.n.e.), oraz Dolopiów. Ale zaczęły się też pojawiać pierwsze oznaki niezadowolenia wśród Greków.
Po pierwsze, pomimo swych deklaracji Rzymianie wciąż nie wycofali się z Akrokoryntu, Chalkidy i Demetriady, czyli kluczowych terenów, stanowiących tzw.: "Kajdany Grecji", skąd można było szybko przegrupować siły i uderzyć w każdym z możliwych kierunków. Niezadowoleni byli Etolowie (sojusznicy Rzymu), którzy uważali że Rzymianie ich nie doceniają i że bez ich pomocy nie pokonaliby Macedończyków. Do nich wysłał Flamininus swego legata - Gnejusza Korneliusza, który po przybyciu do miasta związkowego Themum, obrzucony został takimi pretensjami, że obawiając się rozgrzanych emocji, zaproponował Etolom, aby swe skargi przesłali bezpośrednio do rzymskiego Senatu. Tymczasem Flamininus przesłał do Rzymu zapytanie, kiedy będzie mógł rozpocząć wycofywanie rzymskich oddziałów z Hellady, tym bardziej że w Etrurii wybuchło wówczas powstanie niewolników (196 r. p.n.e.). Senat jednak kategorycznie zabronił Flamininusowi opuszczać "Kajdan Grecji", zaś do Etrurii skierował pretora Maniusza Acyliusza Glabriona, który bardzo szybko uporał się ze zbuntowanymi niewolnikami. Flamininus dwoił się i troił aby dotrzymać danego Grekom na Istmie słowa, starał się przekonać Senat do konieczności przyznania Helladzie prawdziwej wolności, ale niewiele wskórał. Miał jeszcze przebywać w Grecji przez kolejne 4 lata. Tym bardziej że zagrożeń nie brakowało, a ambitny władca syryjski - Antioch III Wielki marzył nie tylko o podporządkowaniu greckich polis w Azji Mniejszej, ale także o narzuceniu swej zwierzchności Grecji właściwej, w przypadku ewakuacji stąd Rzymian. W maju 196 r. p.n.e. przepłynął demonstracyjnie na czele swej floty z Efezu - który poddał się jego władzy - do Hellespontu, jednocześnie przerzucając swe wojska na Chersonez, czyli na europejską część dzisiejszej Turcji.
Następnie ruszył na czele armii na rekonesans przez Chersonez na północ do Lizymachii. To wielkie miasto leżało obecnie w ruinach, zniszczone przez najazd Traków z północy. Antioch postanowił odbudować miasto, jako dowód swej filo-greckiej postawy. Zorganizował też wielką akcję wykupywania mieszkańców z trackiej niewoli i ściągania z powrotem tych, którzy stamtąd uciekli. Senat polecił Flamininusowi zająć się tą kwestią i wybadać do czego realnie dąży Antioch III. Wysłał on więc do odbudowywanej (z wielkim rozmachem, król nie szczędził bowiem środków, budowano więc jednocześnie od razu i mury i domy prywatne) Lizymachii kilku legatów (Korneliusz, Lentulus, Williusz i Terencjusz). Zostali oni bogato przyjęci na wspaniałej uczcie u Antiocha. Król przywitał Rzymian uroczyście, obdarowując ich podarkami, ale atmosfera szybko się popsuła, gdy rozmowy zeszły z kwestii kurtuazyjnych, na bieżąca politykę. Rzymianie domagali się wycofania Antiocha z greckich polis Azji Mniejszej. Król Antioch starał się tłumaczyć, że jego działania są pokojowe i nie mają na celu godzenia w rzymskie interesy w Grecji, na co jeden z legatów miał potem stwierdzić w liście do Flamininusa: "Antioch (...) nawet gdyby już wylądował w Italii, będzie temu przeczył". Podczas spotkania miało jednak dojść do pewnej sprzeczki (jeśli można tak nazwać ową wymianę zdań pomiędzy królem a rzymskimi posłami), w wyniku której na zapytanie co król robi ze swą armią w Azji Mniejszej, Antioch miał odpowiedzieć: "A co wy, Rzymianie robicie w Italii?" Ostatecznie, aby nie podgrzewać nastrojów, Rzymianie opuścili Lizymachię gdy król obiecał wycofać się z powrotem do Efezu (co uczynił, jednak dalej kontynuował odbudowę miasta i nie cofnął swych wojsk na azjatycką stronę). Konflikt między Rzymem a Antiochem jednak się nie zakończył, tym bardziej że wciąż utrzymywał on wielką armię na europejskim brzegu Grecji, a także wkrótce po powrocie Antiocha do Efezu, na jego dwór przybył - zbiegły z Kartaginy, gdzie nowe władze chciały go wydać w ręce Rzymian - Hannibal, któremu król udzielił schronienia i wsparcia.
Flamininus był w trudnym położeniu, gdyż Grecy oczekiwali kiedy wreszcie wypełni on swą obietnicę z igrzysk istmijskich i wycofa rzymskie wojska z Grecji. Na to jednak się na razie nie zapowiadało, tym bardziej że w Senacie uważano, iż sama zapowiedź "uwolnienia Hellady", powinna usatysfakcjonować Greków. Rozumowano bowiem w taki sposób: Grecy są, podobnie jak my - Rzymianie - wrogami monarchii i tyranii, skoro tak, uwalniając ich od tych nieszczęść, uczyniliśmy ich prawdziwie wolnymi ludźmi. Tymczasem Grecy pragnęli nie tylko wolności od monarchii (a niektórzy wręcz uważali że Helladą, czy raczej całym greckim światem jaki powstał po podbojach Aleksandra Wielkiego, powinien władać jeden król-zbawca, który zjednoczy wszystkie dotychczasowe państwa hellenistyczne i stworzy prawdziwą grecką oikumene - świat zamieszkały przez Greków), ale również powrotu do wolności politycznych poszczególnych polis, państw i związków, jakie posiadała Grecja przed rokiem 338 p.n.e. Macedonia została wreszcie pokonana, ale okazało się że Rzymianie jakoś nie spieszą się z opuszczeniem greckiej ziemi, co powodowało zniechęcenie a nawet pewną wrogość do Rzymian. Nie mając innej drogi nacisku, greckie miasta i związki słały swe prośby i żale do rzymskiego Senatu, który zasypywany nimi, wreszcie ogłosił, że nie będzie już przyjmował wysłanników wchodzących w skład związków helleńskich, ograniczając się jedynie do próśb poszczególnych polis.
Tymczasem sytuacja polityczna na Wschodzie wyglądała następująco: Rzymianie zajęli Grecję lądową (bez Peloponezu) i narzucili pokój królowi Macedonii - Filipowi V, który utrzymał swoją władzę. Macedonia co prawda utraciła wszelkie wpływy w Grecji i część terytorium (jak choćby uniezależnienie się Orestów), ale mimo wszystko nadal stanowiła dość dużą siłę, tym bardziej że armia macedońska okazała się twardym i nieustępliwym przeciwnikiem, a królowi Filipowi (aby zakończyć tę wojnę swoim zwycięstwem), przeszkodziła w pewnym stopniu jego zapalczywość (pod Kynoskefalaj rzucił do boju rozproszone oddziały wprost z marszu). Miał duże szanse na zwycięstwo, jednak nie potrafił z nich skorzystać (inna sprawa, że nawet gdyby wygrał tę bitwę i rozgromił armię Flamininusa, wojna prawdopodobnie nie zakończyłaby się, gdyż należy pamiętać że Rzym miał dość duże możliwości uzupełniania strat poprzez wystawianie kolejnych armii (np. po bitwie pod Kannami z 216 r. p.n.e., w której zginęło aż 40 000 Rzymian - nie licząc drugiej takiej liczby rzymskich sprzymierzeńców - i która byłaby totalną katastrofą dla każdego innego państwa, Rzym się podźwignął i wystawił kolejne armie, aż wreszcie pobił Hannibala na jego własnej ziemi). Na wschód od Macedonii pokaźną siłą (Rzymianie sądzili że jest ich tam ze 150 000 żołnierzy), dysponował hellenistyczny władca z dynastii Seleucydów syryjskich - Antioch III Wielki. W tym przypadku więc Filip V mógł być dla Rzymu użyteczny, bowiem znana była jego nienawiść do Antiocha (znacznie większa niż do Rzymian).
W Azji Mniejszej najpotężniejszym zaś państwem (zagrożonym teraz przez Antiocha III) była monarchia Pergamonu, państwa którego siłę wykuł jego wielki władca - Attalos I (zmarły w 197 r. p.n.e.). Był to szczególnie umiłowany król i to nie tylko przez samych Pergamończyków, a także przez innych Hellenów (szczególnie Ateńczyków). Podczas jego pobytu w Atenach w 200 r. p.n.e. na powitanie władcy nie tylko wyległo całe miasto, ale przygotowano odświętną inscenizację, w której uczestniczyli ubrani na biało kapłani i kapłanki Aten, a Zgromadzenie Ludowe uchwaliło przyznanie Attalosowi najwspanialszych zaszczytów (i nie była to zwykła kurtuazja, nie wszystkich bowiem władców traktowano w taki sposób). Szczęśliwy to był władca, szczęśliwego kraju, który przecież powstał notabene dość niedawno. Oficjalnie założycielem królestwa stał się eunuch o imieniu - Filatejros. Był on Grekiem, któremu król Tracji - Lizymach (jeden z wodzów Aleksandra Wielkiego), powierzył pieczę nad swym skarbcem (283 r. p.n.e.), który to umieścił właśnie w prowincjonalnym wówczas Pergamonie. Jednak Filatejros nie zamierzał dochować wierności Lizymachowi i w kilka miesięcy później (282 r. p.n.e.) przywłaszczył sobie całe złoto ze skarbca, umacniając się w Pergamonie i ogłaszając władcą (choć nie królem) tego miasta. Był to pierwszy władca Pergamonu i założyciel dynastii Attalidów (co ciekawe, sam był eunuchem). Po jego śmierci w 263 r. p.n.e. władzę nad miastem objął jego bratanek - Eumenes I. Attalos I, który przejął tron w 241 r. p.n.e., był zaś bratankiem Eumenesa.
Król ten cieszył się ogromną popularnością w greckim świecie, choć przecież jego królestwo nie należało ani do największych, ani do najsilniejszych z państw hellenistycznych (coś na zasadzie popularności Wiktora Orbana 😉). Ale był władcą bardzo przystępnym i czułym na cierpienia ludu. Poza tym dochodziły jeszcze i inne kwestie. Król ten wzbudził wielką sensację w owym czasie i jeszcze większą popularność wśród zwykłych Greków, gdy na żonę wybrał sobie nie jakąś księżniczkę, pochodzącą z którejś z panujących dynastii hellenistycznych, tylko zwykłą dziewczynę, którą poznał w mieście Kyzikos i w której zakochał się do szaleństwa. Zwała się ona Apollonis i również przeszła do historii jako umiłowana królowa, opiekunka najuboższych i dobra dusza, która wraz z królem uczyniła Pergamon niezwykle majętnym (po śmierci została wręcz uznana za boginię i wznoszono nawet świątynie na jej cześć). Polibiusz pisał o Apollonis: "Kobieta ta z wielu względów zasłużyła na pamięć i szacunek. Pochodząc z prostej rodziny została królową i zachowała tę wysoką godność aż do śmierci i nie za pomocą sztuczek stosowanych przez hetery, a tylko dzięki własnej cnocie i szlachetności, tak w swym życiu prywatnym jak i publicznym", zaś na jej nagrobku w Świętym Mieście we Frygii (nieopodal świątyni bogini Kybele - Wielkiej Macierzy), w świątyni, którą wystawił jej syn - Eumenes II, można było przeczytać m.in.: "Spędziła życie pięknie i godnie (...) wychowała szczęśliwe dzieci. Pięknym postępowaniem dała niemałe świadectwo pobożności wobec bogów, a szlachetności własnej dowiodła najlepiej ku swej chwale zgodnym współżyciem z synami".
Kraj Attalosa I był nie tylko bogaty, ale również prawdziwie szczęśliwy, a przykład szedł właśnie z góry, z rodziny królewskiej, w której (co zdarzało się doprawdy niezwykle rzadko w królewskich rodach), synowie Attalosa i Apollonis zawsze odnosili się do siebie z szacunkiem, godnością i braterską miłością. Prawdopodobnie dzięki wychowaniu samej Apollonis, która zaszczepiła w (czterech) własnych synach, poczucie wzajemnego wsparcia i pomocy, tak aby brat zawsze mógł liczyć na pomoc brata - i to się sprawdzało, nawet wtedy, gdy jeden z nich objął królewski tron po śmierci ojca w 197 r. p.n.e. (Eumenes II). Zastanawiano się czemu bogowie właśnie ten mały kraj, jakim był Pergamon obdarzyli takim szczęściem, bezpieczeństwem i majętnością. Eumenes II wstępując na tron, był niczym dzisiejsi szejkowie arabscy, człowiekiem dysponującym ogromną fortuną, sławą swego ojca, matki i kraju. Pergamon w tym właśnie czasie należał do najbogatszych, najpiękniejszych i najczystszych miast ówczesnego świata. Miasto posiadało rozbudowaną sieć kanalizacyjną i przestronne ulice (sam Rzym w tym czasie wciąż był klepiskiem, bardziej przypominającym dużą wioskę, niż miasto, gdzie wcale nie należało do rzadkości aby do domu weszła świnia lub kura i to prosto z ulicy, a niekiedy nawet pies trzymający w pysku odciętą ludzką rękę), akropol, dwie agory, wspaniały Ołtarz dynastii Attalidów (wzniesiony na pamiątkę zwycięstwa Attalosa I w bitwie z Galatami (Celtami) nad rzeką Kaikos w 240 r. p.n.e.. Po tej właśnie bitwie Attalos został ogłoszony "Zbawcą Hellenów" (częścią składową Ołtarza był zapewne powstały ok. 220 r. p.n.e. sławny posąg: "Umierający Gal", którego rzymska kopia przetrwała do dziś). Pergamon był więc prawdziwym "Miastem Niebios" (choć takie miasto też realnie istniało w starożytności, założone przez pewnego szalonego władcę hellenistycznego, który ogłosił się "Słońcem" a mieszkańców miasta zwał "Niebianami", lecz działo się to znacznie wcześniej niż opisywane wydarzenia, więc temat ten pozwolę sobie pominąć choć zapewne jeszcze do niego powrócę).
Innym takim wolnym państewkiem greckim, było Rodos (wyspa Heliosa), zwana również "Krainą róż i słońca". Przed rokiem 408 p.n.e. jedynymi polis na wyspie, były niezależne od siebie Lindos, Kamejros i Ialysos, które w tymże roku postanowiły się zjednoczyć, tworząc jedno, wielkie, wspólne miasto o nazwie takiej samej jak wyspa - Rodos. Tak powstała nowa polis, która kontrolowała wody południowego basenu Morza Egejskiego (Rodyjczycy byli prawdziwym postrachem piratów). W czasach, o których piszę, Rodos nie była już tak majętna i sławna jak jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej, ale mimo wszystko wspominając boga słońca, Grecy wciąż pamiętali o kolosalnym pomniku Heliosa, jaki wystawili Rodyjczycy przy wejściu do swego portu w 293 r. p.n.e. Posąg ten (choć nie zachował się do naszych czasów nawet w formie szczątkowej), zapewne nie wyglądał tak, jak się go niekiedy pokazuje na obrazach, gdzie pod rozstawionymi nogami boga przepływały statki, wpływające i wypływające z portu Rodos (Kolos Rodyjski był jednym z cudów starożytnego świata). Nie pozwalałaby na to jego konstrukcja i budulec, z którego miał zostać wykonany (metalowe nogi posągu wcześniej czy później musiałyby się ugiąć pod ciężarem samego posągu i ten runąłby do wody zapewne w jakiś czas po zbudowaniu). Prawdopodobnie Kolos Rodyjski ustawiony był w pozycji stojącej, pionowo, przy samym wejściu do portu. Jedną ręką osłaniał twarz od słońca, a drugą podtrzymywał szatę (która sama stanowiła podpórkę dla posągu zapewniając mu stabilność). Kolos Rodyjski runął na ziemię podczas silnego trzęsienia ziemi na Rodos w 227 r. p.n.e. (czyli na ponad 30 lat od opisywanych wydarzeń). Od tamtego czasu leżał na ziemi i był atrakcją turystyczną przez kolejne ponad 870 lat, gdy Arabowie, (którzy zdobyili wyspę w 649 r.) postanowili usunąć posąg "obrażający Allaha" (taki to obrażalski bożek 🤭). Rozłupano go więc na małe kawałeczki, sprzedano i wywieziono (na ponad 900 wielbłądach). Od tej pory wszelki ślad po tym starożytnym cudzie ludzkiego geniuszu bezpowrotnie zaginął.
Były jeszcze potężne orientalne królestwa hellenistyczne syryjskich Seleucydów i egipskich Ptolemeuszy (o których nie ma sensu rozpisywać się w jakiś szczególny sposób), oraz zjednoczone państwo spartańskie króla Nabisa, którego działalność powodowała duże obawy w Rzymie, i z powodu którego Falmininus musiał wciąż jeszcze pozostać w Grecji.
CDN.