WYŚWIETLENIA

05 października 2025

HENRYK VIII I JEGO ŻONY - Cz. IV

OD KATARZYNY ARAGOŃSKIEJ 
DO KATARZYNY PARR



 

KATARZYNA ARAGOŃSKA
(Czyli hiszpańskie noce) 
Cz. III



 Nim przejdziemy dalej, warto cofnąć się trochę do tyłu, do początku czasu gdy królowa Katarzyna Aragońska znalazła się w Anglii i jak to się stało że najpierw Artur, a następnie Henryk stali się jej małżonkami? 



DZIECIŃSTWO KRÓLOWEJ KATARZYNY
Cz. I




 Przyszła królowa Anglii (najdłużej panująca ze wszystkich żon Henryka VIII), przyszła na świat 16 grudnia 1485 r. w Pałacu Arcybiskupim w Alcalá de Henares nieopodal Madrytu. Jej rodzicami byli królowie hiszpańscy z rodu Trastamara: Ferdynand II - król Aragonii (od stycznia 1479 r.) i król-małżonek Kastylii (od stycznia 1475 r.), oraz Izabella I - królowa Kastylii i Leonu (od grudnia 1474 r.). Rodzice królowej Katarzyny byli jednymi z największych władców Hiszpanii, pobrali się w październiku 1469 r. (choć byli dalekimi kuzynami). Izabella miała wówczas 18 lat, a Ferdynand 17. Małżeństwo to zostało zawarte wbrew woli ówczesnego króla Kastylii i przyrodniego brata Izabelli - Henryka IV Bezsilnego, ale bezwzględnie zarówno Ferdynand jak i Izabella darzyli się miłością (nie było to więc małżeństwo polityczne). W ich osobach połączone zostały w jedno dwa wielkie hiszpańskie Królestwa: Kastylia i Aragonia. Ich wspólnym mottem stało się: "Tanto monta" ("Wszystko takie samo") co miało oznaczać wzajemną równość pomiędzy małżonkami, dodatkowo on przybrał sobie w herbie strzałę (oznaczającą walkę), a ona jarzmo (oznaczające niewolę) - które zostały wspólnie połączone w jeden herb. Ponoć w tym okresie prawie nie opuszczali łoża, choć jednocześnie obawiali się gniewu króla Henryka, gdyż małżeństwo to zawarte zostało bez jego zgody i woli. Co prawda od roku 1468 Izabella była uważana za następczynię tronu po swym przyrodnim bracie Henryku IV, który miał tylko jedną córkę Joannę (której zresztą nie uważał za swoją, jako że jego małżonka Joanna Portugalska - córka odziedziczyła imię po matce - była kobietą która nie tylko biegała po pałacu na wpół nago {ponoć jej suknie odsłaniały tak dużo dekoltu, że otwarcie uważano ją za rozpustną}, ale ze względu na brak zainteresowania jej osobą ze strony męża, oddawała się wielu kochankom, a z innymi otwarcie flirtowała. Dlatego też po śmierci następcy tronu, rodzonego brata Izabelli - 14-letniego Alfonsa w 1468 r. Henryk IV to właśnie jej, a nie swej córce przekazał następstwo tronu Kastylii). Mimo  tego jednak Izabella nadal nie posiadała własnych dóbr ziemskich (oficjalnie dostała dwa miasta, ale nie mogła z nich korzystać), a co za tym idzie realnie nie miała pieniędzy. Dlatego też para nowożeńców obawiała się gniewu Henryka o tego, że może on zmienić swoją decyzję o następstwie tronu dla Izabelli.


IZABELLA I KASTYLIJSKA



Co prawda król Henryk początkowo rzeczywiście nie uznał tego małżeństwa, ale gdy dowiedział się że Izabella jest już w ciąży i spodziewa się dziecka - prawdopodobnie syna - ostatecznie zaakceptował jej związek z Ferdynandem. Jednak w październiku 1470 r Izabella powiła córkę (ponoć narodziny trwały długo i w bólu, a Izabela cały czas modliła się do Boga, przepraszając go za grzech biblijnej Ewy, przez co teraz ona musi cierpieć takie katusze). Dziewczynka otrzymała imię po matce - Izabella i była pierwszym dzieckiem królewskiej pary (Katarzyna Aragońska będzie ostatnim). Ferdynand ponoć był oczarowany Izabellą swoją córeczką, choć jego ojciec Jan II z Aragonii (co ciekawe ojciec Izabelli również nosił to samo imię, z tym że był nazywany Janem II z Kastylii), wysłał mu z okazji narodzin wnuczki dosyć cierpki list, w którym deklarował, że kobiety nie mogą dziedziczyć tronu Aragonii więc powinien przyłożyć się do spłodzenia następcy. Również Henryk IV zapewne ucieszył się z narodzin córki Izabelli, zawsze miał bowiem możliwość cofnięcia swego testamentu i wywyższenia własnej córki w miejsce Izabelli (w listach do swej siostry wielokrotnie dawał jej odczuć, że jeśli nie będzie mu całkowicie posłuszna, to on ją wydziedziczy. Ponoć Izabella rozpaczała z tego powodu, że tylko dlatego iż jest kobietą może utracić tron swego ojca. Ferdynand ponoć zapewniał ją że tak się nie stanie i że narodziny Izabelli są dla niego ogromną radością, ale też - zapewne ponaglany listami swego ojca - co jakiś czas mawiał: "To nic że mamy córkę, jesteśmy młodzi, będziemy mieli jeszcze wielu synów"). Jan Aragoński miał już wówczas 72 lata i pragnął aby jego wnuk zjednoczył dwa iberyjskie królestwa. Zresztą jego obsesja na punkcie zawładnięcia Kastylią była tak duża, że rodziła wręcz obsesję. Ponieważ atak militarny na Kastylię nie powiódł się już za panowania jego brata Alfonsa V Wspaniałomyślnego (1445 r.) przeto odtąd postanowił Jan zdobyć ten tron mariażami, (zresztą sam również wywodził się z rodziny Trastamara). Dlatego był tak zdeterminowany i tak bardzo zachęcał syna do spłodzenia następcy (notabene Jan w wieku lat 60 - czyli w roku 1458 - krótko po swym wstąpieniu na tron Aragonii, oślepł w wyniku zaćmy. Panowanie jako król-ślepiec tak bardzo go deprymowało, że wynajdował najróżniejsze maści, sprowadzał lekarzy aby tylko odzyskać wzrok - nadaremnie. Wreszcie ktoś mu powiedział o pewnym żydowskim lekarzu, który stosuje niekonwencjonalną jak na owe czasy medycynę. Znając łacinę i zapoznając się z metodami leczenia Galena i innych greckich oraz rzymskich antycznych lekarzy, a także odbywszy podróż do Indii, gdzie poznał również tamtejsze metody leczenia, ów żydowski medyk został ściągnięty na dwór do Saragossy w roku 1466. Zaproponował królowi leczenie, polegające na wbijaniu w oko rozpalonych do czerwoności igieł. Dwór oczywiście zaprotestował, zresztą sam medyk nie był pewny czy to leczenie zadziała, ale król był gotów na wszystko, bez względu na konsekwencje. Podjęto się więc leczenia i co ciekawe zakończyło się ono pełnym sukcesem, król odzyskał wzrok po 8 latach ślepoty. Od tej pory uznał, że wystarczy determinacja aby osiągnąć sukces i tak też postępował w kwestii zdobycia tronu Kastylii).


FERDYNAND II ARAGOŃSKI



Ojciec królowej Katarzyny - Ferdynand był przystojnym mężczyzną, dobrym jeźdźcą (lubił też popisywać się swoimi umiejętnościami w turniejach rycerskich), znał się na sokolnictwie (sam tresował swoje sokoły), świetnie grał w piłkę, ale także w szachy, karty i w ogóle uwielbiał hazard. Jego zaś ojciec Jan II Aragoński był typem średniowiecznego rycerza, twardego faceta który nie pęka przed niczym. Uwielbiał przede wszystkim konie, wojaczkę i kobiety, natomiast w pogardzie miał wszystkich ludzi wykształconych i uczonych, a na książki reagował wręcz alergicznie. To też doprowadziło go do konfliktu z jego najstarszym synem - Karolem, który był typem renesansowego księcia, wykształconego, otaczającego się księgami i ludźmi "nowej epoki". Jan z tego powodu czynił synowi wiele wyrzutów a nawet niekiedy go upokarzał za to że jest "przemądrzały". Karol zmarł w 1461 r. w wieku 40 lat, a to spowodowało że następcą tronu Aragonii został jego młodszy brat, ojciec przyszłej królowej Anglii - Ferdynand Aragoński. Izabella zaś, przyszła królowa Kastylii (matka Katarzyny) głównie potrafiła prząść wełnę (tak jak nauczyły ją zakonnice) i szyć ubrania (to ona właśnie szyła wszystkie koszule swego męża). Obu jednak ciągle brakowało pieniędzy (chociaż wydaje się że był to wówczas najbardziej szczęśliwy okres w ich małżeńskim życiu). Izabela obawiała się Jana (ojca swego małżonka), wiedząc o krążących o nim plotkach, oraz przezwiskach (zwano go "Bez czci" - co sugerowało że z niczym i nikim się nie liczy i po trupach dąży do celu). Ale wiedziała też że on jest w pewnym stopniu jej sprzymierzeńcem w uzyskaniu tronu Kastylii i w wywarciu presji na jej brata Henryka IV (który w październiku 1470 r. odebrał jej owe dwa miasta które wcześniej posiadała na mocy następstwa tronu). Wszystko zmierzało do tego, że Henryk IV najprawdopodobniej wydziedziczy Izabellę na korzyść swej córki Joanny (którą zresztą sam nie uważał za swoją - co ciekawe). Sprawy się jeszcze bardziej skomplikowały gdy w lutym 1472 r. król Jan Aragoński wezwał listownie syna aby przybył do kraju i wspomógł go w wojnie z Francuzami. Ten tak właśnie uczynił i przez dwa kolejne lata nie było go przy Izabelli (a były to najgorsze lata, które musiała spędzić bez pieniędzy, bez opieki i w obawie przed niechęcią swego brata). Jednak to co najbardziej ją w tym momencie niepokoiło, to była niewierność jej małżonka, o którym wciąż dostawała informacje że notorycznie zmienia kochanki. Co prawda zwykłe chłopki które chędożył nie stanowiły problemu, ale jeśli wchodził w romans z jakąś szlachcianką, to wtedy już realnie powstawał problem, bo w końcu Izabela nie mogła przymykać oczu na jawną zdradę małżonka.



 
Zaraz po ślubie z Izabelą wziął sobie Ferdynand kochankę, katalońską szlachciankę z Cervery- Alonzę Roig de Iborra (późniejszą wicehrabinę Ebol), którą zabierał swoje wszystkie podróże, a także na wyprawy wojenne (właśnie do Aragonii). Kazał jej co prawda przebierać się w męskie stroje, ale i tak wszyscy wiedzieli że jest kobietą i kochanką następcy aragońskiego tronu. W ciągu trzech lat trwania tego romansu, spłodził z nią dwójkę dzieci - syna Alfonsa i córkę Joannę. Zimą 1472/1473 ten romans się zakończył i Alonza musiała ustąpić miejsca innej kochanicy - mieszczce z Perpignan Joanie Nicolau. Gdy Ferdynand przyjechał na krótko na początku roku 1473 do Izabelli, przywiózł ze sobą właśnie Joanę (to spowodowało wybuch złości Izabelli, a dworzanie słyszeli nie tylko jej płacz i krzyki, ale również to, że doszło tam do rękoczynów). Izabela żądała aby mąż natychmiast oddalił tę kobietę, na co on ostatecznie się zgodził i umieścił ją w miasteczku, a następnie co jakiś czas odwiedzał. Gdy w kwietniu 1473 r. szykował się do powrotu do Aragonii, ponownie zabrał ze sobą Joanę. W listopadzie 1473 r Henryk IV poważnie zachorował. Izabela wysłała list do swego małżonka prosząc go, by jak najszybciej wracał, bo nie jest pewna co się wydarzy, gdyż Henryk może lada dzień umrzeć lub zostać sparaliżowanym. Odpowiedź Henryka jest przykładem swoistej dwulicowości, gdyż w liście wysłanym do żony twierdzi, że nie może wrócić, bo zajmują go ciężkie walki z Francuzami w rejonie Perpignan, a poza tym sugerował, aby Henryk to nie Izabelli lecz właśnie jemu przekazał tron nad Kastylią (byłoby to spełnienie marzeń jego ojca Jana). Ostatecznie Ferdynand powrócił w grudniu 1473 r. ale to, co go w tym momencie zajmowało najbardziej, to zapewnienie dochodu swym nieślubnym dzieciom, szczególnie alfonsowi ze związku z Alonzą (obowiązkiem wykształcenia bękartów swego męża zajęła się Izabella, która twierdziła że co prawda są one owocem zdrady małżeńskiej, ale jednocześnie są potomkami "jej szlachetnego małżonka", dlatego też należy im się dobra edukacja).

W czasie gdy Ferdynand musiał wyjechać pierwszy raz do Aragonii (w lutym 1472 r.) przy boku Izabelli ponownie zjawił się niejaki Fernandez de Cordoba. Był to 30-letni, przystojny kawaler, który wcześniej należał do orszaku jej zmarłego brata Alfonsa, a po roku 1468 znalazł się w otoczeniu księżniczki Izabelli, dla jej ochrony i bezpieczeństwa. Co prawda gdy powiła ona swą pierwszą córkę (w październiku 1470 r.) opuścił jej orszak i przeniósł się do klasztoru Zakonu Calatrava w Kordonie, gdzie żył zgodnie z benedyktyńską regułą. Modlił się, pościł (tylko trzy razy w tygodniu jadł mięso), oraz ostrzył swój miecz, z którym nocą wychodził na miasto, aby chronić najuboższych i bezbronnych. Bardzo szybko stał się legendą okolice, rozprawiał się z wszelkimi rzezimieszkami i zbójcami (a jak pisał nasz wieszcz Adam Mickiewicz w "Powrocie taty": "Zbójców pełno na drogach" 😉). Ludzie przyjmowali go serdecznie, częstowali chlebem i dziękowali za jego ochronę, a on wracał ponownie do klasztoru gdzie oddawał się modlitwie i poście. Zjawił się on u boku Izabeli gdy jej mąż wyruszył do Aragonii, ale gdy wrócił w grudniu 1473 r Izabela odprawiła Fernanda (zapewne aby nie powstały plotki na temat ich relacji, chociaż nie ma żadnych dowodów na to, że były one inne niż sugerowane, ale Ferdynand dowiedział się o obecności Fernanda i kiedyś podczas kłótni zarzucił Izabelli że ona również miała swojego faworyta). Tymczasem mijały kolejne miesiące, a stan zdrowia króla Henryka IV coraz bardziej się pogarszał, natomiast pozycja Izabelli jako następczyni tronu rosła (tym bardziej że zdobyła ona możnego sojusznika w tej rozgrywce o władzę, był nim kardynał z Walencji - Rodrigo Borgia (późniejszy papież Aleksander VI) który również miał wielkie ambicje. Zdobycie takiego stronnika przeważyło szalę na korzyść Izabelli, tym bardziej że realnie nie miała ona poważnych konkurentów do korony, gdyż nie było żadnych innych mężczyzn, a z kobiet to właśnie ona była najpoważniejszą pretendentką. Tuż przed śmiercią Henryka IV (która nastąpiła nad ranem - 11 grudnia 1474 r.) według świadków obecnych przy łożu umierającego, miał on przekazać następstwo tronu swej 12-letniej córce Joannie i w tym celu sporządzony był testament królewski, który jednak szybko zniknął po jego śmierci. Następstwo tronu przekazane zostało na ręce 23-letniej Izabelli, a ciało Henryka IV szybko pochowano i rozpoczęło się nowe panowanie królowej Izabelli I oraz jej małżonka, króla Ferdynanda.


"POWRÓT TATY" W WYKONANIU MISTRZA JANUSZA REWIŃSKIEGO

"DZIECI, KTO TO NAPISAŁ ADAM...?"
"I EWA?!" 🤭
"JA SIĘ CHYBA POCHLASTAM" 😂



Królowa jeszcze rankiem 11 grudnia wzięła udział we mszy żałobnej za duszę swego przyrodniego brata w Segowii - gdzie przebywała, pogrzeb Henryka IV miał miejsce w miejscowości Santa Maria de Guadelupe (na południowy zachód od Madrytu, gdzie zmarł w wieku 49 lat). 13 grudnia zorganizowała uroczystą koronację, ale swego małżonka (który w tym właśnie czasie ponownie przebywał w Aragonii u boku swego ojca) poinformowała o wszystkim listownie (nakazując posłańcom aby zbytnio się nie spieszyli z dostarczeniem tej informacji - list od żony otrzymał dopiero 21 grudnia, dziesięć dni po śmierci Henryka i ponad tydzień od jej koronacji). Gdy Ferdynand powrócił do Kastylii, ich powitanie było niezwykle chłodne. Ferdynand był wściekły i to dosłownie, gdyż realnie liczył że to właśnie on zostanie królem Kastylii, a nie tylko królem małżonkiem. Natychmiast dosiadł konia i wraz ze swym orszakiem ruszył do Segowii (obecny w jego orszaku kronikarz tej podróży, niejaki Palencja starał się go uspokajać, mówiąc że Izabella jest "mimo wszystko kobietą" i gdy przemyśli swoje pochopne zachowanie i potrzebę ochrony ze strony mężczyzny, przekaże mu koronę Kastylii. Takiej myśli był również Ferdynand i jak zanotował Palencja, stwierdził wręcz, że może gotów jest zrozumieć jej zachowanie, gdyż jak sądzi doznała ona zaćmienia umysłu i nie rozumuje logicznie, ale gdy tylko się z nią spotka, wszystko się wróci do normy a korona spocznie na jego skroniach. Przybył pod Segowię 30 grudnia, ale nie wjechał od razu do miasta, tylko zatrzymał się na zamku Turegano, a następnie posłał swych ludzi do Izabelli, aby uzgodnić jego wjazd do miasta. Dokonał uroczystego wjazdu do miasta - 2 stycznia 1475 r. odziany w piękny strój ze złotogłowiem i jadąc na białym rumaku niczym król (brakowało mu tylko korony). Pierwszym afrontem był fakt, iż jego małżonka nie wyszła mu naprzeciw, tylko pozostała na zamku w Alkazarze. Drugim było pytanie ze strony wysłanych przez Izabellę dostojnych panów Królestwa, czy zgodzi się panować jako mąż królowej? To pytanie zaskoczyło Ferdynanda, ale otoczony szlachtą, duchownymi oraz tłumami mieszkańców Segowii nie mógł odpowiedzieć inaczej, niż tylko przytakując. Teraz z posępną miną udał się do Alkazaru.




Wstąpienie na tron kobiety było w Kastylii uważane za nie tylko dziwne, ale wręcz nienormalne. Owszem dawniej w tym kraju panowały królowe, ale było to tak dawno temu, że zapomniano już o tym, a ich imiona pozostały jedynie zapisami w kronikach (ostatnia królowa która panowała dłużej niż kilka miesięcy, to była królowa Urakka, która władała w latach 1109-1126. Czyli mniej więcej w tym czasie, w którym toczy się opowieść z filmu "Goście, goście"). Poza tym dominacja mężczyzn była tak naturalna, jak powietrze którym się oddychało, dlatego też wstąpienie na tron kobiety (nawet jeśli wcześniej była ona pretendentką do korony) uznano za coś niewyobrażalnego i nienormalnego. Nawet ludzie z najbliższego otoczenia królowej nie byli w stanie tego do końca zaakceptować, że to teraz kobieta - płeć słabsza, bierna i uległa miałaby im wydawać polecenia. W każdym razie Izabella powitała swego małżonka u wejściu do zamku, ale on jedynie zdjął czapkę na jej powitanie i przeszli do komnaty w której mogli porozmawiać cztery oczy. Ferdynand nie zaakceptował jej wstąpienia na tron, uważał że to on - jako mężczyzna - ma pierwszeństwo do tronu Kastylii, a Izabella będzie jego małżonką, natomiast w tym rozdaniu to ona miała zostać królową, a on jej małżonkiem. Miał stwierdzić otwarcie że to uwłacza jego męskości i zapowiedział że jeżeli Izabella nie odwróci tej sytuacji, to on wraca do Aragonii. Izabella zaczęła go prosić aby nie odjeżdżał i nie zostawiał jej samej, jednocześnie twierdziła, że musiała szybko zadziałać po śmierci Henryka i nie mogła czekać na przyjazd swego małżonka. Deklarowała też że nie pragnęła go upokorzyć, ani uwłaczać jego pozycji i władzy, jednocześnie deklarowała że motto jakie przyjęli w dniu ślubu, czyli "Wszystko takie samo" nadal jest aktualne, a oni wciąż mogą panować razem, jednak ona nie zrezygnuje z korony swego ojca. Ferdynand miał wówczas zapytać się, kim on teraz ma być? I odpowiadał: Współrzącą Kastylii, mężem i tym, który ma zapewnić Kastylii dziedzica, a na to on się nie godzi, bo na to nie pozwala mu jego honor. Urakka Kastylijska pokazała już niegdyś że kobieta nie potrzebuje męża, a skutecznie władać krajem, ale Izabella nie mogła sobie pozwolić na to, żeby stracić Ferdynanda. Nie mogła pozwolić na jego wyjazd do Aragonii.




Nie mogła tego uczynić, ponieważ bez względu na to czy to był król, czy królowa - potrzebowała dziedzica, męskiego dziedzica, syna. Córka nie wchodziła w grę i Izabella doskonale o tym wiedziała. Aby więc załagodzić gniew męża i uspokoić jego wzburzone nerwy, stwierdziła że można przeprowadzić dogłębne sprawdzenie, czy prawo pozwala na przekazanie władzy przez urzędującą władczynię jej małżonkowi. To rzeczywiście nieco uspokoiło Ferdynanda, który na jakiś czas zrezygnował ze swego zamiaru opuszczenia Kastylii. Izabella jednak zdawała sobie sprawę że to jest tylko granie na czas, musi więc znaleźć sposób aby skutecznie zatrzymać przy sobie małżonka. A przede wszystkim, musi urodzić następcę tronu.


PAPIEŻ ALEKSANDER VI (HISZPAN) 
I JEGO RODZINA



CDN.

WIELKA WOJNA NA WSCHODZIE - Cz. VIII

OSTATNIA WOJNA 
HELLEŃSKIEGO ŚWIATA 





EGIPT PTOLEMEUSZY
(RETROSPEKCJA)
Cz. VIII




 Po zajęciu Teb przez spartański kontyngent dowodzony przez Fojbidasa i zmierzający w kierunku Chalkidiki na wojnę z Olintem (381 r. p.n.e.), zainstalowaniu lacedemońskiej załogi w tebańskiej twierdzy Kadmea (łącznie stacjonowało tam 1500 hoplitów z czego tych ze Sparty było niewielu, mniej niż 100, a większość to żołnierze miast sprzymierzonych Związku Peloponeskiego, choć oczywiście całym garnizonem dowodzili Lacedemończycy), skazaniu na śmierć tebańskiego przywódcy demokratów - Ismeniasa, oraz ucieczce ok. 300 tebańskich demokratów, wydawało się że kontrola nad Tebami jest już całkowita. Nowy tebański rząd oligarchiczny (na którego czele stał Lontiades), wypełniał wszystkie żądania Spartan, sprawa kontroli Lacedemonu nad Beocją wydawała się więc ostatecznie rozwiązana. Tebańscy demokraci (po zamordowaniu Ismeniasa - o czym pisałem w poprzedniej części) i swej ucieczce do Aten, realnie byli politycznie rozbici, a drugi sławny przywódca demokratów Androklejdas, pozostawał przywódcą jedynie z nazwy. Był on już bowiem sędziwy i nie on miał odegrać główną rolę w tebańskim odrodzeniu. W Atenach zgromadziła się bowiem grupa dosyć młodych (czterdziestokilkulatków) tebańskich demokratów, która zebrała się w otoczeniu Pelopidasa. Był on wcześniej niezwykle bogatym, przystojnym mężczyzną (o czym również pisze Plutarch), który głównie zajmował się życiem playboya i głównie zajmowała go kariera sportowa. Posiadając ogromny majątek, nie musiał martwić się o byt, a ponieważ skupiał się głównie na sporcie (biegi, rzut oszczepem i zapasy) nie przejmował się zbytnio o dzień jutrzejszy. Polityka nie interesowała go zupełnie, natomiast pragnąc zdobyć popularność i uznanie, łatwą ręką rozdawał swoje pieniądze przyjaciołom i wszystkim tym, którzy tylko zdołali go przekonać, że tych pieniędzy potrzebują bardziej niż on. Nie interesowało go nic poza ćwiczeniami i szkoleniem się do ewentualnej wojny, którą on postrzegał jako "wielką męską przygodę" na której zdobędzie laury chwały, uznanie współobywateli, oraz... jeszcze więcej kobiet niż dotąd mógł mieć. Gdy więc władzę w Tebach dzierżył jeszcze w swym ręku Leontiades, Teby postanowiły udzielić wsparcia Lacedemonowi w kampanii mantinejskiej (o której również pisałem w poprzednich częściach) w 385 r. p.n.e. Pelopidas wziął więc udział w tej wojnie, licząc na wspaniałe zwycięstwo i liczne osobiste triumfy. Jednak oblężenie Mantinei ciągnęło się kilka miesięcy, a w trakcie jednego ze starć Pelopidas został poważnie ranny i gdyby nie pomoc innego Tebańczyka o imieniu Epaminondas, zostałby tam wśród poległych.




Człowiek który go ocalił od niechybnej śmierci, był od niego kilka lat młodszy. Urodzony w 418 r. p.n.e. Epaminondas, był zarówno charakterologicznie jak i fizycznie podobny do Pelopidasa. Plutarch pisze bowiem o nim tak: "Był to młodzieniec o niezwykłej urodzie i postawie, w samym rozkwicie najpiękniejszego okresu życia, kiedy chłopiec dopiero dojrzewa do wieku męskiego". Epaminondas co prawda nie był tak majętny jak Pelopidas, ale podobnie jak on, wywodził się z możnego rodu, tylko że zubożałego. Jego edukacją zajmował się niejaki Lizys z Tarentu (zbiegły do Teb pitagorejczyk, uczeń Filolaosa - o którym Nikomach pisze iż był następcą Pitagorasa i odnowicielem jego szkoły w Krotonie w południowej Italii. Wydaje mi się jednak że Nikomach się myli, gdyż Filolaos urodził się w drugiej połowie lat 70-tych V wieku p.n.e. Uciekł zaś z Krotonu po rozpoczęciu drugiego prześladowania pitagoryjczyków w tym mieście w roku 454 p.n.e., czyli jako nowy nauczyciel szkoły pitagorejskiej pełnił tę funkcję bardzo krótko, sam mając zaledwie jakieś 20 lat w chwili ucieczki z miasta. Wydaje się bowiem bardzo mało prawdopodobne, aby pitagorajczycy odrodzili się dopiero w latach 50-tych V wieku p.n.e. skoro ich pierwsze wypędzenie z Krotonu miało miejsce ok. 498 r. p.n.e. a ogromna większość z nich pomarła z głodu w świątyni Muz w Metapontum nad Zatoką Tarencką w Italii - gdyż miasto odmówiło wydania im żywności. Gdy do Krotonu powrócił z Delos sam Pitagoras - który przebywał tam, aby pożegnać w ostatniej ziemskiej wędrówce swego mentora i przyjaciela Ferycydesa - dowiedziawszy się o wypędzeniu z miasta swych uczniów i ich śmierci w Metapontum, z rozpaczy popełnił samobójstwo - ok. 497 r. p.n.e. {o samym Pitagorasie i pitagorejskiej szkole założonej przez niego w Krotonie ok. 520 r. p.n.e., jeszcze napiszę w innym temacie, ponieważ jest on fascynujący, a poza tym wart jest tego chociażby ze względu na twierdzenie Pitagorasa, używane w matematyce}. Tak więc wydaje się bardzo mało prawdopodobne żeby Filolaos zajął miejsce Pitagorasa jakieś 40 kilka lat po jego śmierci i dopiero on był odnowicielem szkoły pitagorejskiej. W każdym razie mentor Epaminondasa - Lizys z Tarentu {któremu przypisuje się nawet ułożenie pitagorejskich Złotych Wierszy. Notabene jego nauczyciel Filolaos ponoć był prekursorem teorii heliocentrycznej, którą ostatecznie utrwalił polski astronom, ekonom i lekarz Mikołaj Kopernik w swym dziele z 1543 r. pt.: "O obrotach sfer niebieskich").




Epaminondas więc również uczestniczył w lacedemońskiej kampanii przeciw Mantinei, ale nie zmieniło to jego podejścia do polityki, którą zupełnie się nie interesował. Natomiast Pelopidas, po tym jak otrzymał okrutną ranę, która o mało co nie przeniosła go w Zaświaty, zmienił swoje podejście do polityki i coraz bardziej zaczął się zajmować tym tematem. Zaangażował się politycznie po stronie tebańskich demokratów i próbował również namówić do tego samego Epaminondasa (od chwili gdy tamten uratował mu życie, stali się wręcz nierozłącznymi przyjaciółmi), ale ten kategorycznie odmawiał, pragnąc żyć własnym życiem. Gdy więc Fojbidas zajął Teby, tamtejsi demokraci (w tym również Pelopidas) musieli uciekać z miasta. Z miasta początkowo nie uciekł Epaminondas, gdyż nie widział ku temu powodu, ale gdy w sposób jawnie bezczelny, w sfałszowanym procesie Spartanie skazali na śmierć Ismeniasa, uznał ostatecznie że "pałka się przegła" - jak to mówi klasyk 😉. Uciekł więc z miasta i dołączył do zebranych w Atenach demokratów. Tam właśnie w gronie najbliższych przyjaciół (Pelopidas, Epaminondas, Melon, Gorgidas) planowano odzyskanie miasta i wypędzenie stamtąd najezdniczej armii lacedemońsko-peloponeskiej. Przywódcą tej grupy stał się Melon, gdyż nawiązał on kontakt z niejakim Fillidasem - pisarzem trzech tebańskich polemarchów (dowódców wojskowych, pełniących również pewne funkcje administracyjne), ustanowionych przez nowy, oligarchiczny reżim Leontiadesa. Fillidias miał bowiem za zadanie zorganizowanie uroczystości kończącej roczne urzędowanie owych polemarchów, na której to oczywiście było mnóstwo wina i nie miało również zabraknąć kobiet (głównie heter, ale zapewne również zwykłych prostytutek). Były ostatnie dni grudnia 379 r. p.n.e. gdy grupa demokratycznych spiskowców Melona, przybywszy do Beocji, dołączyła do wracających do Teb robotników rolnych i wraz z nimi weszła do miasta. Byli oni przybrani w płaszcze i kaptury, pod którymi kryli sztylety oraz miecze. Tymczasem polemarchowie urządzili imprezę pożegnawczą, połączoną z sympozjum (sympozjon - to było greckie określenie rzymskiej orgii), na którym oczywiście nie mogło zabraknąć kobiet. Wcześniej jednak towarzystwo mocno sobie popiło, tak mocno że duża część z nich nie doczekała wprowadzenia na salę heter. Wśród tych kobiet zaś ukryci byli spiskowcy Melona, przebrani w kobiece szaty i z zakrytą twarzą. Gdy tylko weszli na salę, zaraz dobyli mieczy i sztyletów, po czym wymordowali polemarchów i wszystkich zebranych na sali. Następnie ruszyli na miasto, wdzierając się do domów śpiących oligarchów i ich mordując (tak m.in. zginął Leontiades, w swym łożu). Rankiem wszyscy zwolennicy demokratów byli już pod bronią i miasto w zasadzie było w ich rękach, prócz twierdzy Kadmea, obsadzonej przez  lacedemońsko-peloponeską załogę. 




Spiskowcy podzielili się na dwie części (gdyż obawiano się że spisek może się nie udać), dlatego też bezpośrednio uczestniczyli w nim: Melon, Pelopidas i kilku innych towarzyszy, natomiast grupa pod dowództwem Epaminondasa i Gorgidasa pozostała w Atenach, mając za zadanie przekonanie Ateńczyków do udzielenia pomocy tebańskim demokratom. Tymczasem spartański dowódca Kadmei - Herippidas już w nocy (słysząc niepokoje i dochodzące z miasta Krzyki), posłał gońca do Sparty z żądaniem przysłania natychmiastowej pomocy, gdyż spodziewał się że dojdzie do przewrotu i próby ataku na obsadzoną przez niego twierdzę. Nie pomylił się, rankiem, gdy wymordowano już wszystkich oligarchów, Melon i Pelopidas zmobilizowali swych zwolenników, a następnie cały lud tebański, nawołując go do wyzwoleńczej wojny przeciwko lacedemońskiej okupacji. Uzbrojeni Tebańczycy ruszyli na Kadmeę. Była to jednak potężna twierdza, a do tego obsadzona przez dobrych wojowników - szczególnie Lacedemończyków - którzy nie zamierzali się poddać. Kolejne więc szturmy były przez nich skutecznie odpierane, natomiast liczba zabitych i rannych po stronie tebańskiej rosła. Jednak mieszkańcy nie tracili ochoty do ostatecznego pozbycia się z miasta tych okupantów i kontynuowali swe ataki. Sytuacja zamkniętych w Kadmei obrońców stawała się nieciekawa, gdyż kończyła się żywność i woda, a spodziewana odsiecz ze Sparty nie nadchodziła. Zebrano więc zgromadzenie dowódców, i aby zaradzić co czynić dalej. Spartański wódz jak i inni Lacedemończycy opowiadali się za dalszą walką aż do zwycięstwa, lub do śmierci, gotowi polec tu na placu boju, niż w hańbie wracać do Sparty. Ale oni byli w mniejszości, natomiast reszta spartańskich sojuszników opowiedziała się za opuszczeniem twierdzy (tym bardziej że taką właśnie propozycję złożyli im Melon i Pelopidas, godząc się aby opuścili oni twierdzę z bronią w ręku). Spartanie nie mogli walczyć bez sojuszników, dlatego też dołączyli się ostatecznie do grona tych, którzy zamierzali opuścić Kadmę. Tak też się stało Spartanie i ich sojusznicy opuścili twierdzę z bronią w ręku i w hańbie ruszyli do Lacedemonu. Tymczasem z Lacedemonu wysłano pomoc, która po kilku (być może nawet kilkunastu tygodniach) oblężenia Kadmei znalazła się pod miastem, w którym już jednak nie było spartańskiej załogi (minęli się po drodze). Lacedemoński dowódca kontyngentu idącego z odsieczą - Kleombrotos, przybył pod Teby, ale nie podjął się ataku na miasto, a poza tym wiedział już że załogi Kadmei nie ma w środku, gdyż minęli się pod Megarą. Lacedemończycy więc zawrócili. A tymczasem Herippidas i reszta jego armii przybyli do ojczyzny. Natychmiast zostali oskarżeni o tchórzostwo i wytoczono im proces, na którym na karę śmierci skazano Herippidasa i innego wodza Arkesosa, natomiast trzeciego z nich niejakiego Lysanoridasa (który do końca opowiadał się za dalszą walką, ale ostatecznie opuścił twierdzę wraz z resztą załogi) obłożono tak wysoką grzywną, że aby ją spłacić musiał Lysanoridas oddać cały swój majątek, swój dom, pole i zabudowania, a i tak nie starczyło na pokrycie całej kwoty. Postanowiono więc że albo resztę kwoty odpracuje jako państwowy niewolnik, albo też pozostanie w lochu aż do śmierci. Trudno się na coś zdecydować - prawda? (upokorzenie albo więzienie do końca życia) i również Lysanoridas miał z tym problem. Pod osłoną nocy uciekł więc ze Sparty i dalszy słuch po nim zaginął.





Jeszcze w trakcie walk o Kadmeę, do Aten wysłano poselstwo z Teb, jak również działali tam (przebywający w mieście Dziewiczej Pallady) Epaminondas i Gorgidas. Oni wszyscy przekonywali Ateńczyków o potrzebie udzielenia im pomocy, argumentując to tym, że gdy sami Ateńczycy potrzebowali wsparcia w walce z narzuconym im reżimem Trzydziestu Tyranów Kritiasza (o którym też już pisałem w poprzednich częściach) to właśnie w Tebach znaleźli schronienie, a następnie to tam zrodziła się demokratyczna ateńska konspiracja, która pod przywództwem Trazybula pokonała oligarchów, odzyskała Ateny i odrodziła tamtejszą demokrację (403 r. p.n.e., choć ostatecznie utrwalono władzę demokratyczną w roku 401 p.n.e. gdy wymordowano oligarchów z Eleuzis). 25 lat temu Ateńczycy odzyskali więc swoje miasto i swój ustrój, teraz tego samego pragną Tebańczycy i apelują do Ateńczyków jak do braci: "Pomóżcie nam!" W tym czasie archontem w Atenach był niejaki Nausinikos (378/377 r p.n.e.), który zwołał Zgromadzenie Ludowe, chcąc podjąć pod głosowanie prośbę Tebańczyków. Przemowa tebańskich posłów zrobiła na Atańczykach ogromne wrażenie, tak duże, że praktycznie wszyscy obywatele głosowali za udzieleniem natychmiastowej pomocy zagrożonej przez Lacedemończyków tebańskiej demokracji. Wodzem wyprawy mianowano niejakiego Demofona, który zebrał 5000 hoplitów i 500 jeźdźców, a następnego dnia ten oddział kontyngent opuścił Ateny i ruszył na północ, a wraz z nimi szli Epaminondas, Gorgidas i reszta pozostałych w tym mieście Tebańczyków. Jeszcze toczyły się walki o kadmeę, gdy Ateńczycy przybyli do Teb (oprócz nich przybyły kontyngenty również z innych miast Beocji tak, iż łącznie jako wsparcie dla walczących demokratów tebańskich, dołączyło 12 000 żołnierzy). Nie wiadomo jednak jaki udział w tych walkach przypadł Ateńczykom, wiadomo tylko że zaraz po wyjściu Lacedemończyków z Kadmei - natychmiast wrócili do Aten. Natomiast w Tebach, przywrócono demokrację. Postanowiono też ostatecznie zlikwidować wszelkie spartańskie "gniazda" w Beocji, a takowym był chociażby oddział lacedemoński znajdujący się w Tespiach. Było to dość duże beockie miasto, leżące na zachód od Teb, którego szlaki wiodły z północy na południe. Znajdujący się tam spartański oddział pod wodzą Sfodriasa należało koniecznie usunąć, dla bezpieczeństwa odrodzonych, demokratycznych Teb. Wyruszono więc na Tespie (378 r. p.n.e.), ale walki pod tym miastem zakończyły się dla Tebańczyków porażką, gdyż Sfodrias i reszta Lacedemończyków (pomna losu Herippidasa) wolała zginąć, niż się poddać i walczyła tak zaciekle, że Tebańczycy musieli zarządzić odwrót, ponosząc duże straty.


 LACEDEMOŃCZYCY W ATTYCE





Nim jeszcze doszło do tebańskiego ataku na Tespie, gdy Klembrotos ze swą armią maszerował na Teby, przeszedł on nieopodal obsadzonej przez Chabriasa ateńskiej twierdzy Eleutheraj. Oczywiście nie zaatakował jej, ale urządził swoistą demonstrację siły, która poskutkowała. Ateńczycy po powrocie swego kontyngentu z Teb natychmiast skazali na śmierć dwóch wodzów tej wyprawy, w tym Demofona (chociaż wcześniej Ateńczycy gremialnie głosowali za udzieleniem Tebańczykom pomocy), po to tylko, aby nie dawać Lacedemończykom pretekstu do nowej wojny i do najazdu na Attykę. Natomiast jeszcze przed atakiem na Tespie, w Attyce, na równinie thriasyjskiej między Atenami a Eleuzis pojawił się spartański kontyngent pod wodzą właśnie Sfodriasa. Zamierzał on niespodziewanym atakiem zająć Pireus i tym samym wymusić na Atenach neutralność. Nie wiadomo co skłoniło go do takiego kroku, czy Kleombrotos (który wcześniej pozostawił go w Tespiach), czy może własna ambicja, która pchała go w ślady Fojbidasa. Może marzyło mu się zdobycie Pireusu, tak jak tamten zajął Kadmeę i pomimo oburzenia, nie został za to ukarany, a wręcz był uważany w rodzinnej Sparcie za bohatera. Atak się nie udał, a obecni w tym czasie w Atenach spartańscy posłowie deklarowali, że Lacedemon nie ma z tym nic wspólnego i akcja Sfodriasa jest jego samowolą, za którą zapłaci życiem. Rzeczywiście w Sparcie wytoczono mu proces za niesubordynację, ale zakończył się on jego uniewinnieniem, przy ewidentnej pomocy króla Agesilaosa II, który jak zwykle deklarował, że co prawda Sfodrias działał pochopnie i na własną rękę, aczkolwiek jego działanie było korzystne dla Lacedemonu (ponoć ogromną rolę w uniewinnieniu Sfodriasa z zarzutu zdrady, odegrał syn króla Agesilaosa - Archidamos, który zakochał się w młodym i ponoć bardzo pięknym synu Sfodriasa - Kleonymosie, którego prosił aby wstawił się za jego ojcem, co ostatecznie się stało. Choć brytyjski historyk - Cartledge sugeruję wręcz, że związek Archidamosa i Kleonymosa był z góry ukartowany przez samego Agesilaosa, który chciał mieć przez to wpływ na Sfodriasa, należącego do stronnictwa króla Kleombrotosa, przeciwnego Agesilaosowi. Przez uniewinnienie Sfodriasa i związek swego syna z jego synem, zyskiwał w nim automatycznie wdzięcznego do końca życia sojusznika; ale darujmy już sobie te homoerotyczne powiązania 😛). Po tym wyroku Ateńczycy całkowicie stracili złudzenia co do kierunku polityki Sparty i otwarcie już postanowiono zawrzeć sojusz z Tebami, oraz wysłać tam 5000 hoplitów oraz 200 jeźdźców pod wodzą Chabriasa.




Tymczasem Agesilaos postanowił jawnie zadziałać przeciwko tebańskiej rebelii. Zwołał więc Radę Związku Peloponeskiego i ogłosił wyprawę karną przeciwko Tebom -  łącznie zebrał 18 000 hoplitów i 1500 jazdy, na czele których wyruszył do Beocji (jesień 378 r. p.n.e.). Tebańczycy i Ateńczycy dobrze przygotowali się jednak do walki. Pobudowano wokół Teb na okolicznych wzgórzach liczne twierdze, których Spartanie nie byli w stanie zdobyć, a poza tym oddziały pod dowództwem Chabriasa cechowały się niezwykłą karnością, która zaskoczyła Lacedemończyków (sam Agesilaos wyrażał się zarówno o Ateńczykach jak i ich trackim kontyngencie najemnym, oraz o ateńskim wodzu Chabriasie w samych superlatywach, deklarując, że ten swoisty "kondotier", jest niezwykle mężnym żołnierzem i dobrym wodzem. Zresztą Chabrias swoją renomę udowodnił w czasie obrony Egiptu przed Persami w latach 385-383 p.n.e. - o czym już pisałem). Nie tylko jednak Ateńczycy wykazywali się niezwykłym męstwem, również Tebańczycy stworzyli specjalny oddział, zwany Świętym Hufcem, który był rekrutowany spośród najdzielniejszych i najwierniejszych tebańskich obywateli, niezwykle skuteczny w boju, co wielokrotnie udowodni w kolejnych latach (niektórzy historycy twierdzą, że owa skuteczność Świętego Hufca i jego bitność brała się stąd, że ci żołnierze... byli po prostu kochankami, dlatego też walczyli dzielnie z wrogiem nie tylko o własne życie, ale również o życie swojego partnera. Stopień homoseksualizacji jaki występował w antycznej Grecji jest doprawdy rzadko spotykany gdziekolwiek indziej, a Grecy miłość homoseksualną {z tym że przede wszystkim była to miłość pomiędzy dorosłym mężczyzną a nastoletnim chłopcem, gdyż stosunki pomiędzy dwoma mężczyznami również nie były akceptowane, przynajmniej nie tak gremialnie} wynosili wyżej nad miłość pomiędzy mężczyzną a kobietą, które to istoty uważali oni za nie tylko pozbawione cech obywatelskich {w tym zdolności do logicznego myślenia}, ale wręcz ludzkich - o czym też już pisałem wcześniej). Tebański Święty Hufiec złożony z 300 elitarnych hoplitów, stacjonował odtąd w Kadmei i był gwarantem utrzymania demokratycznego ustroju w Tebach.




Ateńczycy gdy już jawnie wsparli teby w wojnie z lacedemonem, wyznaczyli trzech strategów w tej wojnie, wspomnianego wyżej Chabriasa wysłanego z kontyngentem 5200 żołnierzy do Teb, Timoteosa (przyjaciela Izokratesa - wspomnianego przeze mnie we wcześniejszych częściach mówcy który dążył do wielkiej wyprawy Greków przeciwko Persji - i podobnie jak ten wielkiego wroga Persów. Poza tym Isokrates był równie dobrym wodzem i w niczym nie ustępował Chabriasowi), oraz Kallistratosa - najstarszego z nich wszystkich (był "politykiem" - chociaż słowo to w odniesieniu do Greków, a szczególnie Ateńczyków ma zupełnie inne konotacje niż dzisiaj, nie chce mi się teraz tego tłumaczyć, więc poprzestańmy jedynie na tym stwierdzeniu - i strategiem jeszcze w czasach Wojny Peloponeskiej w V wieku p.n.e.). Kallistratos był politycznym sojusznikiem Ifikratesa (tego, który w 373 r. p.n.e. prowadząc grecki kontyngent na służbie perskiej, najechał na Egipt - o czym już pisałem) i opowiadał się za polityką properską, o ile będzie ona oczywiście zgodna z polityką Aten. W ten sposób automatycznie stawał się politycznym przeciwnikiem Izokratesa i Timoteosa. To właśnie Kallistratos był też głównym twórcą odnowionego w 378 r. p.n.e. Związku Morskiego (o czym pisałem zdaje się dwa tematy temu). Stworzona (mu.in.) z jego udziałem nowa umowa powołująca do życia Związek Morski, aby przekonać niechętnych Ateńczykom Hellenów z miast i wysp Morza Egejskiego, głosiła nie tylko równość wszystkich członków Związku (tym samym kajali się Ateńczycy za błędy przeszłości), ale również zaznaczono, że żaden Ateńczyk nie powinien (co ciekawe, nie było tam określenia "nie może", tylko "nie powinien") uprawiać ziemi poza Attyką (tym samym kończono z polityką peryklesowych i późniejszych kleruchii), ale również przyznano odszkodowania tym wszystkim, których Ateńczycy w przeszłości skrzywdzili, wysiedlając ich z ich ziemi i osiedlając tam własnych kolonistów. Tymi aktami dobrodziejstwa Ateńczycy przekonali do siebie licznych Hellenów z ziem Morza Egejskiego, którzy wyłamali się spod coraz bardziej uprzykrzającej im życie dominacji spartańskiej. Tak narodził się II Związek Morski, a Kallistratos w pewien sposób stał się nowym Arystydesem Sprawiedliwym - twórcą I Związku Morskiego w Byzantion w 478/477 r. p.n.e. Natomiast hegemonia Sparty (narzucona Hellenom przez Lizandra w roku 404 p.n.e.), właśnie zaczęła się sypać w gruzy.




Król Agesilaos nie był w stanie sforsować dobrze umocnionych wzgórz wokół Teb, bronionych przez Tebańczyków i Ateńczyków, a ponieważ w szeregach jego własnych sprzymierzeńców zaczęły się niesnaski, postanowił zawrócić. Pojawił się w Beocji ponownie z tą samą armią wiosną 377 r. p.n.e. ale skutek tych walk był podobny, jak kilka miesięcy wcześniej, czyli żaden. Jeszcze przed jego przybyciem, na początku tego roku Tebańczycy zebrali w swym mieście przedstawicieli innych miast beockich i odnowili rozwiązany pokojem Antalkidasa w 386 r. p.n.e. Związek Beocki. Nowy Związek zbudowano na nieco innej zasadzie niż funkcjonował on przedtem, jego sercem bowiem stało się Zgromadzenie Ludowe zwoływane w Tebach, na które oczywiście przybywali przedstawiciele innych polis związkowych. Miasta miały być równe wobec siebie, z tym że beotarchów (dowódców związkowej armii) zawsze wybierano spośród Tebańczyków (czyli owa równość była tylko fikcją, zresztą jak i w II Związku Morskim - co wyjaśniłem we wcześniejszym częściach). Pierwszym beotarchą odrodzonego Związku Beockiego wybrany został Pelopidas (był on zresztą wybierany corocznie również i w kolejnych latach). Tymczasem walki w Beocji trwały dalej, chociaż zarówno Tebańczycy jak i Ateńczycy unikali stoczenia walnej bitwy, obawiając się spartańskiej wytrwałości i sztuki wojennej z której słynęli. Natomiast walki o umocnione pozycje szły Spartanom znacznie gorzej, można nawet powiedzieć że byli oni niezdolni do ich zdobywania. W czasie jednej z takich starć zginął Sfodrias - dowódca spartańskiej załogi w Tespiach (377 r. p.n.e.). Ponieważ przedłużająca się wojna i brak jakichkolwiek sukcesów powodował nie tylko zniechęcenie, ale wręcz rozgoryczenie i gniew wśród sojuszników Lacedemonu (którzy na walnym zgromadzeniu członków Związku Peloponeskiego w końcu roku 377 p.n.e. jawnie zaprotestowali przeciwko nowej wyprawie Agesilaosa, deklarując że to właśnie oni ponoszą największy koszt militarny i finansowy tych kampanii, tracąc swych obywateli w walkach, które nie przynoszą żadnego efektu i nie chcą tego dalej kontynuować. Zarzucano królowi Sparty również osobistą niechęć, a wręcz nienawiść do Tebańczyków za jego upokorzenie w Aulidzie w 396 r. p.n.e. (o czym pisałem wcześniej, wspomnę tylko że Tebańczycy udaremnili mu wówczas złożenie ofiary bogom przed jego wyprawą do Persji, którą chciał powtórzyć za przykładem mitycznego Agamemnona, który wyprawiał się na wojnę trojańską). Od tej pory minęło już 20 lat, a ta nienawiść nie tylko nie ustąpiła, a jeszcze się pogłębiła. Agesilaos - na owym zgromadzeniu członków Związku Peloponeskiego - wysłuchał wszystkich oskarżeń, po czym poprosił wszystkich aby podzielili się na dwie grupy. Po jednej stronie mieli usiąść sprzymierzeńcy Sparty, po drugiej Lacedemończycy. Następnie kazał wstać wszystkim garncarzom, kowalom, murarzom i innym rzemieślnikom. Gdy już wszyscy spośród sprzymierzeńców stali, Lacedończycy wciąż siedzieli {prawo bowiem zabraniało spartiatom wykonywania innych czynności prócz szkolenia się w sztuce wojennej} i wówczas ten stary lis Agesilaos rzekł do zebranych: "Widzicie mężowie, o ile więcej od was żołnierzy wysyłamy!"). Kolejna wyprawa na Beocję ruszyła wiosną następnego (376 p.n.e.) roku.




CDN.
 

HENRYK VIII I JEGO ŻONY - Cz. IV

OD KATARZYNY ARAGOŃSKIEJ  DO KATARZYNY PARR   KATARZYNA ARAGOŃSKA (Czyli hiszpańskie noce)  Cz. III   Nim przejdziemy dalej, warto cofnąć si...