OSTATNIA WOJNA
HELLEŃSKIEGO ŚWIATA
Tytuł tej nowej serii może być przez moment mylący, jako że sugerować może iż nawiązuje on do wydarzeń dziejących się obecnie, czy to wojny na Ukrainie, czy też do konfliktu izraelsko-irańskiego, ale (i tu niespodzianka) nie, to jest błędne rozumowanie (😉). Choć bowiem tamte wydarzenia dzieją się obecnie i są najbardziej aktualne i zapewne dużo bardziej interesujące, to ja jednak pragnąłbym się skupić w tym temacie na czymś zupełnie innym, czymś z odległych dziejów grecko-macedońskiego świata, a mianowicie na ostatnim wielkim konflikcie ideowych potomków Aleksandra Wielkiego, czyli na IV wojnie syryjskiej. Jest to bez wątpienia ostatni wielki konflikt świata helleńskiego, toczony rękoma samych Hellenów (do tej grupy oczywiście zaliczam również Macedończyków i wszystkich tych, którzy po podbojach Aleksandra Wielkiego urodzili się na ziemiach nowego ojkumene - greckiego świata). Późniejsze bowiem wojny świat Hellenów toczyć będzie już z coraz bardziej żarłoczną i coraz bardziej pewną siebie rzymską wilczycą i jedno po drugim padać będzie pod ciosami nadtybrzańskich legionów Republiki. W tym temacie chciałbym również odpowiedzieć na pytanie, czy helleński świat miał możliwość ostać się w takiej formie, w jakiej był pod koniec III i na początku II wieku p.n.e. i czy był w stanie w ogóle zwyciężyć Rzymian. A jeśli tak, to jak dalej potoczyłaby się nasza historia? (równie dobrze można zadać pytanie co by było, gdyby to Kartagina zwyciężyła Rzym, czy to w I, czy w II wojnie punickiej).
ALTERNATYWNA RZECZYWISTOŚĆ
TAK MOGŁABY WYGLĄDAĆ MAPA BASENU MORZA ŚRÓDZIEMNEGO PO ZWYCIĘSTWIE HANNIBALA W II WOJNIE PUNICKIEJ NAD RZYMEM
Przyznam się szczerze że temat związany z Hellenami i hellenizmem, czy w ogóle z greckim światem już od dawna chodził mi po głowie. Brakowało mi tego tematu, dlatego też postanowiłem taki rozpocząć. IV (i ostatnia już) wojna syryjska, toczona była w latach 221 217 p.n.e. (co prawda główne kampanie toczono od 219 do 217 r. p.n.e., ale nie wydaje mi się aby zbrojnej interwencji króla Antiocha III Seleucydy na ptolemejskie posiadłości w Celesyrii w 221 r. p.n.e. nie traktować jako właściwego rozpoczęcia tego konfliktu, podobnie jak II Wojna Światowa rozpoczęła się we wrześniu 1939 r. ale Rosjanie właściwą wojnę uznają od czerwca 1941, a Amerykanie od grudnia tego samego roku). Ten konflikt wydaje mi się ciekawy (podobnie zresztą jak III wojna syryjska, która jest również interesującym zmaganiem egipskich Lagidów i syryjskich Seleucydów, co zresztą postaram się również zaprezentować w retrospekcjach), gdyż toczyła się symultanicznie z inną wielką wojną, tym razem toczoną na zachodzie basenu Morza Śródziemnego, czyli wielkiego konfliktu rzymsko-kartagińskiego, rozpoczętego najazdem na Italię Hannibala Barkidy. Tam były wielkie bitwy nad Jeziorem Trazymeńskim i pod Kannami, tutaj zaś pod Rafią (które to starcie odmieniło postrzeganie podbitych ludów - których to Grecy dotąd traktowali nieco z buta - w porównaniu do rządzącej grecko-macedońskiej elity). Zapowiada się (według mnie oczywiście) ciekawy temat, tym bardziej że ja lubię takie klimaty. Grecko-macedoński a przede wszystkim rzymski świat, traktuję jako swój żywioł. Dlatego też postanowiłem podjąć się napisania takiego właśnie tematu
NOWE OJKUMENE
Nim doszło do wybuchu IV wojny syryjskiej (czy w ogóle do wojen syryjskich), najpierw następcy Aleksandra Wielkiego wdali się w długoletnie tzw. wojny diadochów (czyli właśnie "następców"). Toczono te walki praktycznie już od śmierci wielkiego króla w Babilonie (nocą z 10 na 11 czerwca 323 r. p.n.e.), a faktycznie od roku 322 p.n.e. do bitwy pod Korupedium w 281 r. p.n.e., czyli przez ponad czterdzieści lat. W tym czasie dorosło już drugie pokolenie Greków, którzy narodzili się na ziemiach poza właściwą Helladą. Przez to zupełnie zmieniły się ich światopogląd i obyczajowość. Bowiem jeszcze ich ojcowie byli mentalnie zamknięci w granicach swojego własnego polis, co najwyżej w granicach danego związku polis (czy to peloponeskiego, morskiego czy beckiego). Ich świat był bardzo mały, ograniczał się tylko do własnej ziemi, co najwyżej do okolicznych terenów i na tym się kończył. Cała reszta poza znanym, zamieszkałym greckim ojkumene, to był świat barbarzyńców, świat ludzi z którymi co prawda handlowano, ale niekoniecznie uważano ich kulturę czy najróżniejsze nowinki (jak choćby medyczne, w końcu egipscy medycy byli bodajże najlepszymi fachowcami w swojej branży w ówczesnym świecie) za równie pożądane dla Greków. Należy jednak od razu dodać, że starożytni Grecy nie byli rasistami. Ich pojęcie helleńskiego świata (czyli tego lepszego, wznioślejszego świata cywilizowanych ludzi) nie zamykało się w granicach geograficznych, ani nawet w granicach lingwistycznych, zamykało się bowiem w granicach kulturowych i społecznych. Było wiele przypadków że Grecy dopuszczali do swoich małych, lokalnych społeczeństw miejskich przedstawicieli innych ludów, pod warunkiem wszakże, jeśli tamci chcieli od tej pory żyć jak Hellenowie i przestrzegać praw Hellenów (czy też raczej praw danej polis). Król Macedonii Aleksander I (panował w latach 498-454 po.n.e.) pomimo faktu iż władał plemieniem w rozumieniu Greków barbarzyńskim, został dopuszczony do greckiej społeczności, ponieważ chciał żyć jak Hellen. Podobnie - również żyjący w V wieku p.n.e. - Scyta Skylates. Tak też było z rzymskim wodzem który w wojnie macedońskiej pokonał króla Filipa V - Tytusem Kwinkcjuszem Flaminusem, tym samym, który podczas igrzysk istmijskich w Koryncie w 196 r. p.n.e. proklamował: "Wolność wszystkich Hellenów". I tak też się stało z wypędzonym arcykapłanem Świątyni Jerozolimskiej Jezusem-Jazonem (Joszuą) również żyjącym w II wieku p.n.e.
Ale pierwsze pokolenie Greków urodzone po wielkich podbojach Aleksandra Macedońskiego, miało już zupełnie inną mentalność, która nie ograniczała się tylko do twardych granic własnego polis. Przed tymi bowiem ludźmi stały teraz nieprzebrane ziemia Azji Mniejszej, Syrii, Egiptu, Mezopotamii, Medii, Persji, Baktriany, Sogdiany czy Arachozji. Mogli osiąść i zamieszkać w dowolnym greckim mieście, wzniesionym zarówno przez samego Aleksandra jak i jego następców (a było ich bardzo wiele) na ogromnych terenach wschodu, a jednocześnie nie musieli teraz kurczowo trzymać się tych samych mentalnych i moralnych ograniczeń, jakim ulegali ich ojcowie. To był nowy świat, a oni byli greckimi bogami, którzy puścili Olimp i zeszli tutaj, między tych lokalnych barbarzyńców, aby przynieść im (niczym Helios) święty ogień greckiej cywilizacji. Przed nimi rozpościerał się teraz nowy, wspaniały świat możliwości, które nie były dostępne dla ich ojców czy dziadów. Byli oni też prekursorami helleńskiego sposobu myślenia, który sprowadzał się do stwierdzenia, iż: "Człowiek jest miarą wszechrzeczy" (słowa te wypowiedział po raz pierwszy w V wieku p.n.e. Protagoras z Abdery). Grecy, którzy zamieszkali wśród ludów żyjących do tej pory w obawie przed bożą karą (czy też bożymi kaprysami) jak Egipcjanie, Babilończycy, Syryjczycy a także dalsze ludy Wschodu, przynosili zupełnie inną, grecką mentalność swych ojców do świata, który już uważali za swój własny, a który współdzielili z innymi ludami, niegdyś prawdziwymi panami krain zdobytych teraz grecką włócznią. Oczywiście nie znaczy to że Hellenowie umniejszali rolę bogów, czy też wręcz stawali się ateistami (ateizm w greckim świecie, jak choćby w Atenach w V wieku p.n.e. był karany śmiercią). Tym bardziej że osiedlili się oni na terenach, gdzie rozwinęło się i powstało wiele wynalazków technicznych (i nie tylko), na długo, nim w samej Helladzie rozwinęła się cywilizacja grecka. Różnica tylko między ludami osiadłymi a Grekami polegała na tym, że nie umniejszając bogom, Grecy również dostrzegali potęgę ludzkiego geniuszu we wszystkim co tworzyli.
Po zakończeniu wojen diadochów przyszedł krótki okres wytchnienia, który dla Helenów z Grecji właściwej i Azji Mniejszej nie był jednak spokojnym czasem, jako że wówczas (279-275 r. p.n.e.) musieli się oni zmierzyć z celtycką inwazją idącą na południe (Celtowie spalili wówczas Delfy - święte dla Greków miejsce gdzie mieściła się wyrocznia boga Apollina i gdzie przebywała jego kapłanka, zwana pytią). Ostatecznie jednak przybysze z północy osiedli w Azji Mniejszej w krainie, która odtąd zwać się będzie Galacją (od nazwy Galów), stanowiąc przez pewien czas niebezpieczeństwo dla lokalnych władców. W każdym razie od roku 274 p.n.e. zaczynają się wojny syryjskie, toczone głównie pomiędzy egipskimi Ptolemeuszami (zwanymi też Lagidami - od imienia Lagosa, ojca Ptolemeusza I Sotera), a syryjskimi Seleucydami. W ten konflikt plątywali się również (w ciągu kolejnych dekad) władający Macedonią Antygonidzi i inni władcy, którzy jednak przeminęli niczym sen złoty Salomei i w ostatnich dwóch dekadach III wieku p.n.e. pozostały już tylko trzy wielkie monarchie hellenistyczne: Macedonia Antygonidów (kontrolująca również samą Grecję), królestwo syro-mezopotamskich Seleucydów (dążących do odzyskania wpływów zarówno w Palestynie jak i w Azji Mniejszej), oraz Królestwo Egiptu pod władzą rodu Ptolemeusza Sotera. W tym czasie (na początku IV wojny syryjskiej) dorastało właśnie piąte pokolenie Greków (licząc od roku 330 p.n.e. czyli pierwszego roku w którym Aleksander Wielki został realnie władcą całego Wschodu) urodzonych już w Nowym Świecie, na terenie nowego greckiego ojkumene. Jak wyglądała obecność Greków w tych krainach (i ich relacje z "tubylcami"), a mam tutaj na myśli głównie Egipt i Królestwo Seleucydów, o tym właśnie chciałbym opowiedzieć, przedstawiając również sylwetki przodków Ptolemeusza IV Filopatora i Antiocha III Wielkiego (rozumiem skąd wziął się jego przydomek, ale uważam prywatnie że na niego nie zasługiwał. Takie błędy jakie on popełniał w wojnie z Rzymem w latach 192-188 p.n.e. wołają wręcz o pomstę do nieba. Ściągnął do siebie Hannibala tylko po to, żeby całkowicie go ignorować i gdy ten radził że wojna z Rzymem w Grecji mija się z celem, ponieważ Rzymianie nawet pokonani nie spoczną, póki ostatecznie nie rozbiją wroga i żeby ich pokonać należy najechać samą Italię wspierając lokalne italskie ludy, Antioch machał na to ręką, mówiąc że on wie lepiej i że potrzebuje tylko krótkiej, zwycięskiej wojenki, a gdy po klęsce w Grecji zwrócił się do ponownie do Hannibala o radę, ostatecznie i tak zrobił po swojemu i... skończył tragicznie, zarówno w polityce jak i w życiu osobistym. Ale o tym również postaram się opowiedzieć, choć temat bezpośrednio nie tyczy tej serii). Zacznijmy jednak od królestwa Lagidów:
EGIPT PTOLEMEUSZY
(RETROSPEKCJA)
Cz. I
Nim macedoński ród Ptolemeuszy-Lagidów obejmie władzę w kraju nad Nilem, Egipt już od dziesięcioleci stanowił igraszkę w rękach sąsiednich potęg. Dawno minęły czasy chwały wielkich faraonów, zatarły je piaski pustyni i ludzka pamięć. Od tego czasu Egiptem wstrząsały wewnętrzne bunty, rządy lokalnych książąt od siebie niezależnych, oraz zewnętrzne inwazje, takie jak podbój kraju przez Asyryjczyków (w latach 673-655 p.n.e.) i Persów (od 525 r. p.n.e.). Okresy te były przemieszane oznakami egipskiego ożywienia, a nawet pewnej formy odrodzenia dawnej mocarstwowości, ale nigdy nie dokonało się to na skalę choćby zbliżoną do epoki wielkich faraonów. Panowanie Persów w Egipcie było raczej łagodną okupacją kraju, a poszczególni "królowie królów" z Pasargadów, Suzy i Persepolis nosili również tytuły egipskich faraonów (choć następcy Dariusza I Wielkiego ani tyle nie budowali w kraju nad Nilem, ani też nie dbali aż tak bardzo o Egipt, jak czynił to ten władca). Mimo wszystko czasy perskiej okupacji nie należały do ciężkich, a wręcz można powiedzieć że był to okres dosyć swobodny, tym bardziej że Persowie nie wtrącali się w sprawy egipskiej religii (sami zresztą preferowali religijną tolerancję, czasami tylko łamaną w okresach wielkich wojen i to głównie wymierzoną przeciwko Grekom), a nawet swą władzę w kraju opierali o poparcie kasty kapłańskiej. Wielu egipskich namiestników czuło się w kraju nad Nilem jak u siebie w domu, żeniło się z Egipcjankami, przyjmowało egipską tradycję i religię, wychowywało swe dzieci na Egipcjan i tylko gdy wybuchały bunty oraz powstania rdzennej ludności egipskiej byli zmuszeni je tłumić. Ostatecznie jednak w roku 405 p.n.e. niejaki Amyrtajos II (prawdopodobnie wnuk buntownika sprzed półwiecza - Amyrtajosa I, który ok. 464 r. p.n.e. wraz z Inarosem II wnukiem ostatniego władcy niepodległego Egiptu Psametyka III, który poniósł klęskę w bitwie z Persami pod Pelusium w 525 r. p.n.e. - wzniecił powstanie w Delcie Nilu {jego data nie jest dokładnie znana, ale należy przyjąć żeby stało się to właśnie w tym czasie, na początku 464 r. p.n.e. jako że w grudniu roku poprzedniego zamordowany został Kserkses I i nim w Persepolis władzę objął jego syn Artakserkses I, był to okres niepokoju i buntów, jak zawsze po śmierci jednego i objęciu władzy przez następnego "króla królów"}. Powstanie to ostatecznie zostało stłumione w roku 454 p.n.e.), wyzwolił Egipt i wypędził stamtąd Persów.
ARTAKSERKSES II i STATEJRA
(TA PARA NAPRAWDĘ SIĘ KOCHAŁA)
Od tego czasu, przez kolejne 60 lat kraj nad Nilem znów rządzony był przez rodziną dynastię (raczej dynastie, jako że władcy zmieniali się równie często co pory roku 🤭 i rzadko który z nich panował więcej niż dekadę). Persowie oczywiście przez ten czas nie spoczęli na laurach i nie zamierzali odpuścić sobie tej bogatej satrapii, jaką bez wątpienia był Egipt i organizowali kolejne kampanie w celu odzyskania utraconej prowincji. Egipcjanom udało się uniknąć nowej inwazji Persów już w roku 401 p.n.e. gdy satrapa Syrii - Abrokomas już od trzech lat (na polecenie króla Artakserksesa II) szykował wielką armię inwazyjną, mającą ponownie zająć Egipt. Nic z tego nie wyszło, gdyż w Syrii zjawił się młodszy brat Artakserksesa Cyrus, który rzucił mu wyzwanie w walce o koronę i tak też rozpoczęła się perska wojna domowa. Ostatecznie Cyrus - pomimo wsparcia Greków (13 000 greckich hoplitów pod przywództwem Klearchosa) - przez swą głupotę i zbytnią brawurę (mimo iż Klearchos radził mu, aby nie narażał się i nie wychylał z szeregu) zginął w bitwie z bratem pod Kunaksą - 3 września 401 r. p.n.e. co spowodowało że jego wojsko poszło w rozsypkę, a jedynymi którzy utrzymali szereg, to byli właśnie greccy najemnicy Klearchosa (z dużym powodzeniem walczący na prawym skrzydle) musieli się w ciężkich warunkach (często brocząc po kolana w śniegu) wycofywać na północ, ku Morzu Czarnemu, ale ich przywódcy - w tym samym Klearchos - dostali się do perskiej niewoli (Klearch został zabity z rozkazu Artakserksesa, ale matka króla Persji - która notabene wspierała swego młodszego syna Cyrusa i liczyła na jego zwycięstwo - Parysatis, nakazała swym niewolnikom aby grób Klearchosa obsiali po kryjomu palmami, a ona sama przez kilka kolejnych miesięcy składała na tym grobie kwiaty, dziękując tym samym greckiemu najemnikowi za wierność, okazaną jej synowi. W 400 roku p.n.e. otruła swą długoletnią przeciwniczkę, małżonkę Artakserksesa II Statejrę, którą uważała za swego głównego wroga i sprawcę swych nieszczęść. Za karę syn skazał Parysatis na wygnanie). Natomiast greccy najemnicy dopiero wiosną 400 r. p.n.e. po ciężkim marszu przez ziemie Babilonii, Asyrii i Armenii, totalnie wyczerpani, dotarli wreszcie do greckiego miasta Trapezus nad Morzem Czarnym. Na ich cześć Ksenofont napisał "Anabazę" czyli "Marsz 10 000".
Grecy byli wówczas uważani za najlepszych wojowników na świecie, a ich formacja - falanga - za najdoskonalszą formację bitewną, przez co byli wykorzystywani w najróżniejszych armiach jako najemnicy (zarówno perskich jak i egipskich, lub też czasem ludów zbuntowanych przeciwko monarchii Achemenidów). W każdym razie Egipt w tym czasie uniknął perskiej inwazji. Potem przyszedł czas wojny Persji ze Spartą, i król królów nie miał głowy do zajmowania się zbuntowaną satrapią Egiptu. Wojna ta toczyła się przez kolejną dekadę 397396 - 387/386 r. p.n.e.) co pozwoliło egipskim dynastom ugruntować swą władzę nad krajem. Tymczasem Persowie zawarli pokój królewski (zwany również od nazwy spartańskiego posła - pokojem Antalkidasa) z greckimi polis (387/386 r. p.n.e.), który był dla nich bardzo korzystny, gdyż praktycznie przywracał im wszystkie straty jakie ponieśli w Jonii, Lidii i Karii, czyli na małoazjatyckim wybrzeżu Morza Egejskiego, po roku 479 p.n.e. Więc mogli być i byli zadowoleni z wyniku tej wojny. Ponieważ jednak w pokoju Antalkidasa nie było żadnej wzmianki na temat Egiptu, przeto Artakserkses II nakazał kolejne wielkie przygotowania do ostatecznej, rozprawy z tym krajem. Faraon Chnemmare Hagor (zwany przez Greków Achorisem i ta wymowa wydaje się... milsza dla ucha) też nie próżnował, zdając sobie sprawę że jest głównym celem perskiej inwazji. Ponownie w Syrii satrapa Abrokomas (na polecenie Artakserksesa II) gościł u siebie dwóch perskich wodzów Farnabazosa i Titraustesa, których zadaniem było przygotowanie i wyszkolenie nowej armii inwazyjnej, która tym razem skutecznie odzyska zbuntowaną egipską satrapię. Achoris zaś słał posłów do miast greckich (głównie zaś do Aten, z którymi zawarł sojusz już w roku 389 p.n.e.), aby ściągnąć stamtąd najemników i wodzów. Udało mu się przekonać sporą grupę greckich najemników do przybycia do Egiptu, a na ich czele stanął sławny ateński wódz Chabrias, który od roku 386 p.n.e. rozpoczął szkolenie egipskiej armii do odparcia perskiej inwazji. Za pomocą licznych tłumaczy, uczono szczególnie egipskich marynarzy w greckiej taktyce wojennej. Poza tym pomiędzy peluzyjską odnogą Nilu, a położonymi na południu bagnami serbonickimi, wzniesiono solidną palisadę która miała skutecznie uniemożliwić najeźdźcom wdarcie się w głąb kraju (ta palisada ponoć istniała jeszcze w czasach rzymskich, a obok niej powstało miasto, zwane potem "Miastem Chabriasa", pierwotnie zaś będące obozem szkoleniowym armii egipskiej. Kraj był więc dobrze przygotowany do odparcia najazdu.
FARAON ACHORIS NEGOCJUJE Z CHABRIASEM WARUNKI GRECKIEJ POMOCY DLA EGIPTU
Perska inwazja ruszyła wiosną 385 r. p.n.e. wcześniej Achoris złożył wizytę w świątyni Sopeda mieszczącej się w jednym ze wschodnich (arabskich) nomów egipskich. Składając mu bogate dary ofiarne, prosił jednocześnie owego "Pana Wschodu" aby przyniósł egipskiemu orężu zwycięstwo w zbliżającej się wojnie (Soped przede wszystkim strzegł handlu karawanowego idącego ze wschodu w kierunku Nilu). Najsilniejszą stroną armii egipskiej była flota, przygotowana i wyszkolona na wzór grecki (ateński). Na lądzie zaś swoje robiła "palisada Chabriasa", obsadzona przez egipskich żołnierzy (wspartych greckimi najemnikami). Poza tym Achoris zawarł sojusz z władcą cypryjskiej Salaminy - Ewagorasem, który już w roku 390 p.n.e. zrzucił zależność od Persów i od tej chwili toczył z nimi intensywne walki (głównie na morzu, ale atakował również porty na wybrzeżu Syrii i Fenicji). Fenicka flota (na usługach Persów) nie była więc w stanie nie tylko przedrzeć się do Delty, ale choćby wysadzić desant w porcie w Pelusium. A palisada skutecznie broniła dostępu perskiej armii w głąb Egiptu. Mijały kolejne miesiące, a wojska Farnabazosa i Titraustesa wykrwawiały się w nic nie dających atakach na "palisadę Chabriasa". Po dwóch latach zmagań wojska perskie wycofały się z Synaju, ale wówczas stała się rzecz niesłychana, a mianowicie... Achoris postanowił ich ścigać. Nadal mając wsparcie Greków i Chabriasa, ruszył w pogoń za cofającymi się Persami i wkroczył do Palestyny (perski satrapa Palestyny Bagoses, zamknął się w Jerozolimie). Ostatecznie dotarł Achoris do Sydonu, natomiast Tyr i znaczną część Fenicji zajął Ewagoras cypryjski. Achoris - na pamiątkę swego zwycięstwa - postawił na północ od Sydonu ołtarz, wykonany z polerowanego szarego granitu, po czym wrócił do kraju. Natomiast Artakserkses II odchodził od zmysłów. On to bowiem królów królów, zwycięzca ostatniej wojny z Grekami, poniósł tak upokarzającą klęskę z rąk Egipcjan, których miał za marnych wojowników, a ich kraj już widział jako swoją satrapię. Wojna ta realnie zakończyła się w roku 383 p.n.e. ale nie wszędzie było tak samo. W Persepolis zdawano sobie bowiem sprawę, że nim będzie można ponownie rozprawić się z Egiptem, najpierw trzeba stłumić rebelię Ewagorasa, którego pomoc znacznie przysłużyła się Achorisowi.
Ewagoras dysponował znacznymi siłami, (wsparł go również zajęty przez niego Tyr), a także otrzymywał pieniądze od niektórych satrapów perskiego Imperium, którym było na rękę osłabianie władzy centralnej. Artakserkses II postawił sobie za punkt honoru dwa cele: po pierwsze zdobycie Cypru, a po drugie zdobycie Egiptu i zamierzał konsekwentnie doprowadzić je szczęśliwego końca. Dowódcą głównej armii i floty która miała zająć Cypr, mianował Artakserkses satrapę Cylicji i władcę Tarsu - Tiribazosa (który realnie - jak zresztą wielu innych satrapów - był udzielnym księciem swojej prowincji. Wybijał tam nawet własną monetę z napisem po jednej stronie: "Tiribazu Baal Tarz" {czyli "Tiribazos Pan Tarsu"} a po drugiej z wizerunkiem Santosa - starego, brodatego bóstwa anatolijskiego). Wspierać go miał również satrapa Armenii Arondas (zwany też Orondesem), mąż Rodogundy - córki Artakserksesa II. Tiribazos dowodził flotą (300 okrętów), natomiast Arondas armią, którą prowadził z Fokai (co oznacza że musiał tam zaciągnąć również Greków jako najemników do swej armii). Wiosną 381 r. p.n.e. armia i flota desantowa była już gotowa do ataku na Cypr.
RODOGUNDA PERSKA
(MAŁŻONKA ARONDASA)
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz