WYŚWIETLENIA

22 lipca 2025

SUŁTANAT KOBIET - Cz. II

HAREMY (WYBRANYCH) WŁADCÓW 
Z DYNASTII OSMANÓW
OD MEHMEDA II ZDOBYWCY 
DO ABDUL HAMIDA II





HAREM
KRÓLESTWO KOBIET
Cz. II





Kilka przedchrześcijańskich, starożytnych społeczeństw umiejscawiało kobiety, jako te równe mężczyznom (a często nawet ważniejsze) osoby, zarówno w życiu rodziny, jak i społeczeństwa. Egipcjanie wprowadzili praktycznie realne równouprawnienie kobiety i mężczyzny, podobnie jak i Hetyci. Kobiety miały też równą mężczyznom pozycję zarówno w pierwszych społecznościach chrześcijańskich (silna pozycja lokalnych diakonis), jak również w pierwszych dziesięcioleciach... islamu. Suficki XIII-wieczny mistyk i filozof muzułmański Muhammad Dżalal ad Din Rumi (którego za swego patrona i wzór obrał obecny prezydent Turcji - Recep Tayyip Erdogan), tak oto pisał o kobietach: "Kobieta jest światłością Boga, nie obiektem zmysłowości. Jest ona twórczynią, nie zaś rzeczą stworzoną". Muhammad Rumi jest jednym z najsłynniejszych (nieśli nie najsłynniejszym) po Mahomecie twórcą i reformatorem religii muzułmańskiej. To on stworzył jej ideologiczno-mistyczne podstawy, zebrane w 21 tomach nazwanych "Diwan Kebir". Rumi upatrywał w każdym człowieku cząstkę "Boskiej Światłości Mocy", uważał że wszyscy ludzie są sobie równi, są dla siebie braćmi, uważał też że ludzie sami mogą tworzyć i ulepszać swoje życie, właśnie dzięki owej cząstce "Boskiej Światłości Mocy".

Dziś jednak nauki Muhammada Rumiego są w islamie zapomniane, a nawet uważa się że "nie mają nic wspólnego z prawdziwym, czystym islamem". Dlaczego tak jest? Chociażby dlatego, że Rumi głosił iż chrześcijaństwo, judaizm i islam są jedynie "zewnętrznymi szatami", pod którymi kryje się prawdziwa, czyli Boża prawda, do której każdy z nas musi dotrzeć samemu. Wielu dzisiejszych islamskich fanatyków twierdzi, że Rumi (podobnie jak cały ruch suficki w islamie), jest obcą, pogańską nauką, która nie ma nic wspólnego z "prawdziwym islamem" (no cóż, dzisiejszy islam to już religia głównie dla półgłówków, którym jakikolwiek "przywódca duchowy" może wmówić, że "Ziemia jest płaska, bo gdyby tak nie było to... samoloty by pospadały"). Ruch suficki w islamie jest dziś marginesem, zaś same nauki Muhammada Rumiego czytane są zapewne jedynie przez bardzo nieliczną grupkę muzułmańskich prawdziwych "duchowych poszukiwaczy". Dzisiejszy islam to przede wszystkim nauki Ibn Tajmijja (który w prawie wszystkim widział przejaw "obrazy Boga" i nakazywał bardzo rygorystyczne przestrzeganie zasad islamu), oraz Muhammada ibn Abd al-Wahhaba (twórcy wahabizmu), na którego poglądach opierali się przede wszystkim bandyci z ISIS.

Zwycięstwo tych fundamentalistycznych poglądów spowodowało, że islam stał się religią niezwykle opresyjną, fundamentalistyczną i przede wszystkim wrogą samym kobietom. Polski pisarz Janusz Makarczyk tak pisał w swej książce "13 kobiet": "Społeczeństwo nie szanujące kobiet, znajduje się zawsze na skraju przepaści. Kiedy kobiety wykładały filozofię w Bagdadzie - Arabowie byli potęgą. Po zamknięciu ich w haremach skończyła się potęga Arabów". I rzeczywiście pierwotny islam nie znał ani instytucji haremów, ani też nie uważał kobiety za istotę gorszą od mężczyzny (jak to ma miejsce dzisiaj). Choć już sama osoba Mahometa jest pod tym względem wybitnie dwulicowa. Z jednej strony można bowiem uznać go za potwornego mizogina, który według przekazów miał wypowiedzieć takie oto słowa: "Kobiety są tylko zabawką, a jeśli ktoś wyciągnie rękę po zabawkę powinien znajdować w niej upodobanie", a także: "Stałem przed drzwiami raju i większość tych, którzy tu wchodzili to byli wierni i stałem przed wejściem do piekła, a ci, którzy tam wchodzili to były przeważnie kobiety", oraz: "Kobiety zdradzają tego, komu zawierzyły, są niewdzięczne, gdy otrzymują to, o co proszą". Werset 34 i 54 Koranu (który miał również być podyktowany przez proroka Mahometa) mówi zaś: "Mężczyźni sprawują nad kobietą ochronę, ponieważ Bóg dał jednym z nich pierwszeństwo przed drugimi i oni też łożą na nie ze swych dóbr (...) A te, których krnąbrności się obawiacie napominajcie lub porzućcie je w łożach i bijcie".




Z drugiej wszakże strony Mahomet również otaczał się kobietami (a jedną z jego najgorliwszych apologetek i pierwszą bodajże wyznawczynią religii muzułmańskiej, stała się jego starsza o 15 lat pierwsza i przez wiele lat jedyna małżonka - Chadidża. Istnieją też przekazy że potem, mając już cztery żony, Mahomet bardzo lubił spędzać czas w domu i ochoczo zajmował się domowymi obowiązkami). Nie jest też prawdą to, że kobiety są "niewdzięczne" i "zdradzają tego, komu zawierzyły". Kobiety bardzo przywiązują się do mężczyzn, szczególnie tych na szczytach władzy i potrafią być wierne aż do śmierci (przykład? kobiecą strażą otaczali się sławni dawni jak i współcześni dyktatorzy, mając o wiele większe zaufanie co do wierności kobiet niż mężczyzn). Zresztą kobiety potrafią dla swojego mężczyzny niszczyć i upokarzać inne kobiety i robią to często niezwykle brutalnie. Przykład Mahometa jest tutaj szczególny, bowiem Chadidża nie była jedyną kobietą w jego gronie, otaczały go one częściej niż mężczyźni i można powiedzieć że to właśnie kobiety jako pierwsze, zaniosły nową religię do swych domostw, przekazały ją swym mężom, którzy potem stali się gorliwymi muzułmanami. To właśnie kobiety z otoczenia Mahometa sprowadziły na swe późniejsze potomkinie okrutny los seksualnych niewolnic i nic nieznaczących podludzi. Ale czy mogły one mieć świadomość jak potoczą się koleje nowej religii? Raczej to, co ich determinowało, to był swoisty magnetyzm Mahometa, który przyciągał je do niego niczym ćmy lecące w ogień (może to porównanie niezbyt na miejscu, ale tak samo działał na kobiety Adolf Hitler, a po jego oficjalnych przemowach, często na placu na którym stały kobiety znajdowano potem spore ilości na wpół wyschniętej cieczy. Chyba nie muszą tłumaczyć skąd ona się tam wzięła? Podobnie Mussolini działał na kobiety jak magnez. Można to porównać tylko do euforii, z jaką - szczególnie - kobiety reagowały na piosenkarzy, takich jak Beatlesi czy Elvis Presley).

A nie tylko w czasach Mahometa, lecz i późniejszych (tak mniej więcej od VII do X wieku), kobiety muzułmanki były praktycznie równe mężczyznom. Mogły też publicznie nauczać i wykładać islam. Mimo to islam już u swych początków (bez względu na indywidualne opinie) był niezwykle antykobiecy. Pierwsza redakcja Koranu (który to miał być księgą objawioną przez Gabriela Mahometowi, a przez to niepodlegającą jakiejkolwiek krytyce), została przygotowana w roku 650, czyli w prawie dwadzieścia lat po śmierci Mahometa. Jednak ostateczny tekst (ten który obowiązuje obecnie), liczący 114 sur i 6200 wersetów, ustalony został w 933 r. przez wezyrów Ibn Muglę i Ibn Isę. Oczywiście sam Koran nie jest jedyną formą sprawowania władzy poprzez religię w społeczności muzułmańskiej, równie istotną rolę pełnią bowiem hadisy, czyli przekazy o tym, co w danej sytuacji mógłby uczynić lub powiedzieć prorok, tworzone i interpretowane z punktu widzenia... późniejszych wezyrów i muftich (sunna). Ogromna liczba tych hadisów dotyczy kobiet i stosunków małżeńskich, które z reguły są przedstawione w takiej formie, jakby kobieta była jedynie nic nieznaczącym dodatkiem do mężczyzny.

Już w czasach Mahometa ustaliła się bowiem zasada "czterech żon", a mówi o niej werset 3 sury 4: "Jeślibyście się lękali postąpić nierzetelnie wobec kobiet i sierot, bierzcie za żony kobiety, które się wam podobają - po dwie, po trzy, po cztery, jeśli się obawiacie być niesprawiedliwi wobec tak wielu, bierzcie tylko jedną lub niewolnicę". Bardzo szybko jednak (w wyniku zwycięskich wojen i gromadzenia ogromnych łupów od podbitych przez Arabów narodów), liczba czterech żon zaczęła nie wystarczać. Zaczęto więc tworzyć pierwsze "harimy". Według tradycji twórcą instytucji haremu był (panujący w latach 786-809) piąty kalif z dynastii Abbasydów - Harun ar-Raszid (jeden z największych władców arabskich w historii). Miał on bowiem stwierdzić, iż jego żony są zbyt rozrzutne i trwonią jego majątek, dlatego też dodał: "Trzeba je ukarać. Sprawując władzę nad tyloma narodami muszę zapanować nad kobietami". Zaczął gromadzić więc w jednym, oddzielonym od innych pomieszczeniu wszystkie swe dotychczasowe żony i niewolnice, którym odtąd nakazał żyć wspólnie. Wraz z instytucją haremów wprowadzono nowe prawo - szari'at.

Twórcą szariatu był Asz Szafi'i (żyjący w latach 767-820), który twierdził że zarówno Koran jak i hadisy (czyli sunna) nauki proroka, są tak samo ważne, co oznacza że zarówno Koran nie mógł znosić przepisów sunny, jak i sunna unieważniać postanowień Koranu. Jeśli napotykano jawne sprzeczności (jak choćby stwierdzenia że: "Mężowie stanowią wyższy gatunek od swych żon" oraz: "Kobieta równa jest mężczyźnie i stanowi połowę społeczeństwa"), należało je (według Szafi'iego) ze sobą pogodzić, a jeśli się nie dawało, należało odnaleźć jakiś wcześniejszy werset Koranu, lub którąś z wypowiedzi proroka zawartą z hadisów, która mogła pogodzić ze sobą owe sprzeczności. Również Szafi'i był autorem późniejszej zasady, jakoby pobożny muzułmanin musiał znać język arabski, bowiem to właśnie w tym języku wyszło objawienie (jak się ono dokonało opowiem również w innym temacie posługując się chennelingami). Prawa moralne - szariat, były dość rygorystyczne w opracowaniu Szafi'iego, szczególnie zaś te, które odnosiły się do kobiet. Początkowo zostały nazwane fikhem, a następnie stopniowo rozbudowywane przez mazhaby (prawa) czterech szkół, z której najważniejszą była szkoła Asz Szafi'iego (poza tym były szkoły Abu Hanify, Malika i Ibn Hanbala).




Zgodnie z zasadami szariatu kobieta powinna mieć nad sobą męskiego opiekuna (ojca, brata, syna lub innego męskiego członka rodziny). Małżeństwo przestawało być związkiem kobiety i mężczyzny, a stawało się cywilnym kontraktem pomiędzy panem młodym a "opiekunem" panny młodej. Ojciec mógł wydać córkę za mąż bez jej zgody do chwili gdy osiągnęła wiek dojrzałości (co było i jest nader częste w kulturze muzułmańskiej), potem musiałby uwzględnić jej zdanie. Żona była winna małżonkowi posłuszeństwo i wierność, ale za to miała prawo do utrzymywania przez męża i... stosunków płciowych z nim. Mąż mógł rozwieść się z żoną równie łatwo jak miało to miejsce w antycznej Grecji, wypowiadając formułkę: "Nie jesteś już moją żoną" w obecności członków jej i swojej rodziny (lub innych świadków), o tyle żona by się rozwieść, musiała zwrócić się z prośbą do kadiego, który mógł (ale nie musiał) przychylić się do jej prośby (i to tylko wówczas, gdy występowały ważne powody, dla których kobieta chciała zakończyć związek, jak np. impotencja męża, jego szaleństwo bądź odmowa respektowania jej praw w związku - głównie chodzi tu o prawo do utrzymania). Żona również nie mogła dziedziczyć całego majątku po swym zmarłym mężu, przysługiwało jej jedynie prawo do jednej trzeciej, resztę dziedziczyły dzieci zmarłego, przy czym córki otrzymywały zawsze połowę tego co synowie, a w przypadku gdy nie było synów i pozostały same córki, przeznaczano im pewną kwotę, a to co zostało dzielono pomiędzy dalszych męskich krewnych zmarłego.

Turcy nie są bezpośrednio spokrewnieni z Arabami. Są to bowiem dwie różniące się grupy rasowe, choć wywodzące się z jednego pionu genetycznego - IJ, która przybyła do Europy ok. 48 000 lat temu (nim jeszcze zjawili się tutaj Słowianie i Celtowie). Był to lud wybitnie prymitywny (w porównaniu ze słowiańsko-celtyckimi Aryjczykami), który pierwotnie pochodził z okolic Kaukazu. Byli oni w większości ludźmi o jasnej skórze, choć nie byli prawdziwymi Aryjczykami, gdyż wywodzili się z haplogrupy CF i C (mongoloidalnej), ok. 43 000 lat temu, zasiedlili prawie całą Europę (aryjskie ludy słowiańsko-celtyckie zasiedlały wówczas kontynent azjatycki, w którym dominowało Imperium Ujghur i dopiero po jego upadku w starciu z Atlantami narodziła się początkowo prymitywna, a potem coraz bardziej cywilizowana - oparta na pozostałościach cywilizacji jasnoskórych Ujghurów - cywilizacja chińska. Opowiem o tym wydarzeniu w innym temacie) i dużą część Bliskiego Wschodu. Ok. 32 000 lat temu, doszło do podziału owej grupy IJ, na cztery mniejsze: J1 - z której wywodziły się późniejsze ludy semickie (w tym oczywiście Arabowie), J2 - głownie ludy które w przyszłości połączą się z Turkami, zamieszkałe na terenie Azji Mniejszej, a także I1 - rejon zachodniej i środkowej Europy, oraz I2 - Skandynawia. Taki podział będzie obowiązywał aż do czasu, gdy ok. 18 000 r. p.n.e. z Azji nie przybędą rozbite (po upadku "Kolebki" - jak zwano potem dawne Imperium Ujghur) ludy aryjskie - Słowianie i Celtowie, które bardzo szybko podporządkują sobie całą Europę (prócz północnej Skandynawii).

Turcy nie przybyli od razu do Europy wraz z innymi, bliskimi sobie genetycznie plemionami. Pozostali na terenie Wielkiego Stepu azjatyckiego po upadku Imperium Ujghur i migracji białej (aryjskiej) rasy do Europy. Szybko też podporządkowali się nowym panom - żółtoskórym przodkom dzisiejszych Chińczyków. Trzy główne ówcześnie rasy - żółta, mongoloidalna i mieszana czyli mongoloidalno-aryjska, były postrzegane w przedhistorycznym Imperium Ujghur jako ludność zależna, można rzec niewolnicza. Po upadku Imperium Ujghurów, żółta rasa protochińska opanowała tereny należące niegdyś do Aryjczyków (Słowian i Celtów) i szybko podporządkowała sobie inne rasy, w tym mieszaną (z której wywodzili się Turcy), a konkretnie federacji plemion Xiongnu (a potem Żuan-Żuan - obie konfederacje złożone były z żółtoskórej ludności). Pod rządami tej federacji chińskich plemion, żyły mniejsze plemiona tureckie, które same też tworzyły swoje konfederacje z których najważniejszymi były: Onogur, Toquz Oghuz i... Ujghur (należy bowiem pamiętać, że choć haplogrupa R1a czy R1b - czyli słowiańska i celtycka - nie była dominująca w społeczności ludów tureckich Wielkiego Stepu, to jednak była to rasa mieszana, w której przetrwały również geny aryjskie, stąd zapewne nawiązanie nazwą do upadłego Imperium z dawnych, przedhistorycznych czasów).




To właśnie w tej ostatniej konfederacji istniał typowo aryjski ród (dominacja słowiańskiej haplogrupy R1a), zwany Asina (lub Ashina), którego przedstawiciel - Bumin Kagan w 545 r. założył państewko Turecki Kaganat, a ostatecznie zrzucił wszelką zależność od Chińczyków z Żuan-Żuan po zwycięskiej wojnie w roku 552. W kolejnych dziesięcioleciach następowała jeszcze większa asymilacja Turków z ludami o haplogrupie mieszanej (mongoloidalno-aryjskiej), jak Azerowie, Kirgizi, Turkmeni, Kazachowie czy Uzbekowie (część z tych ludów to były w przeważającej większości ludy słowiańskie o dominującej haplogrupie R1a). W 581 r. doszło do wojny o władzę w Kaganacie Turków, która to doprowadziła do rozpadu Kaganatu na dwie części: Wschodnią i Zachodnią. Kaganat Wschodni został zniszczony przez chińską dynastię Tang w latach 629-630, zaś Zachodni Kaganat zdobyli Chińczycy w latach 657-659. Dwadzieścia lat później (679 r.), wywodzący się z klanu Ashina - Ilterisz Kagan rozpoczął anty-chińskie powstanie, dzięki któremu udało mu się (w 682 r.) odbudować zjednoczony tzw.: II Kaganat Turków, który  to przetrwał ostatecznie do 744 r. (głowę ostatniego kagana tureckiego zwycięscy Chińczycy odesłali na dwór cesarski w Chang'an).

Po upadku II Kaganatu, Turcy ponownie zostali rozbici politycznie na szereg mniejszych, mniej lub bardziej zależnych od Chin państewek. Dopiero niejaki Seldżuk, wywodzący się z plemienia Kynyk z konfederacji dziewięciu klanów Oguzów (powstałej mniej więcej po upadku II Kaganatu) ok. 992 r. zjednoczył cześć plemion Oguzów, które odtąd nazwane zostały Seldżukami i władał nimi do 1007 r.. Nie byli oni jednak niepodlegli, bowiem podporządkowani zostali władzy perskich Samanidów, którzy władali terenami dzisiejszego Uzbekistanu i Turkmenistanu aż do 1005 r. a potem sułtanatowi tureckich Gaznawidów. Wyzwolił się spod ich władzy i stworzył potęgę Seldżuków/Orguzów jednak dopiero wnuk Seldżuka - Tughril Beg, który wstąpił na tron w 1016 r. W bitwach pod Niszapurem (1038 r.) i Dandakanem (1040 r.), odebrał Gaznawidom wielkie tereny, począwszy od rzeki Amu-Darii, po rzekę Hilmand na wschodzie i granicę z Persją na południowym-zachodzie. Zajął wówczas takie ziemie jak: Chorasan, Jurien, Seistan. Potem zaatakował Persję i Mezopotamię (będącą we władaniu irańskiej dynastii Bujidów) i w 1055 r. zdobył Bagdad, definitywnie niszcząc państwo Bujidów.


ALP ARSLAN



Równie wielkich podbojów dokonał jego syn - Alp Arslan (panował w latach 1063-1072), który w 1068 r. podbił północną Mezopotamię i Syrię wraz z Aleppo (należące do egipskiego kalifatu Fatymidów), a w latach 1064-1066 opanował Armenię i Gruzję, zaś w 1071 r. odniósł swe bodajże najświetniejsze zwycięstwo, pokonując w wielkiej bitwie pod Manzikertem armię bizantyjską. Klęska w tej bitwie spowodowała utratę przez Cesarstwo Bizantyjskie całej Azji Mniejszej. Alp Arslan zakończył życie w roku następnym, jako władca jednego z największych imperiów w dziejach, ciągnącego się od ziem dzisiejszego wschodniego Kazachstanu na wschodzie, po Konstantynopol i wyspy Azji Mniejszej na zachodzie i od Zatoki Perskiej, Mezopotamii i Syrii na południu, po Morz Czarne, Kaukaz, Morze Kaspijskie i Jezioro Aralskie na północy. Wstępujący w 1072 r. na tron tego tureckiego Imperium syn Alp Arslana - Malikszach I, również marzył o wielkich podbojach na miarę swego ojca i dziada. Udało mu się w 1086 r. odebrać Fatymidom południową Syrię i całą Palestynę z Jerozolimą, Damaszkiem i Trypolisem. Był to już jednak kres wielkich podbojów Turków Seldżuckich




Malikszach zmarł w 1092 r. pozostawiając państwo swym synom, a 27 listopada 1095 r. na synodzie w Clermont we Francji, papież Urban II zaapelował do władców i rycerzy całego chrześcijańskiego świata, by podjęli wysiłek zbrojny i wyzwolili Grób Pański "z niewoli Maurów". W kwietniu 1096 r. wyruszyła wyprawa "ludowa", złożona głównie ze słabo uzbrojonego chłopstwa i mieszczan (głównie z Niemiec), która zajęła się przede wszystkim pogromami Żydów na swej drodze i ostatecznie (co było oczywiste), została rozbita w październiku tego roku do nogi przez Seldżuków w bitwie pod Civitot (Herzek) niedługo po przekroczeniu Bosforu i opuszczeniu Konstantynopola. Potem (kwiecień 1097 r.) ruszyła wyprawa rycerstwa, która trwała ostatecznie dwa lata i zakończyła się w lipcu 1099 r. zdobyciem Jerozolimy i wyzwoleniem Grobu Chrystusowego. Do historii przeszła ona jako I Wyprawa Krzyżowa, która doprowadziła do utraty przez Seldżuków ogromnych terenów, począwszy od Azji Mniejszej (gdzie zachowano jedynie środkową Anatolię bez dostępu do morza z każdej ze stron dzisiejszej Turcji), poprzez Syrię i Palestynę, gdzie utworzono lokalne chrześcijańskie królestwa, księstwa i hrabstwa.

Ale wracając do tematu haremów i kobiet w społeczeństwie tureckich Seldżuków, należy stwierdzić iż kobiety miały w tamtejszym społeczeństwie bardzo dużą pozycję, a sułtan Imperium Seldżuckiego zawsze musiał pokazywać się ludowi w towarzystwie swej małżonki - sułtanki (nawet posłowie obcych państw, nie mogli zostać dopuszczeni przed oblicze władcy, jeśli nie było wraz z nim na sali jego małżonki). Poza tym dziewczęta z wyższych sfer tworzyły w tym społeczeństwie często tzw.: "związki braterskie" (tak, właśnie - braterskie), liczące od 9 do 15 dziewcząt i przysięgały sobie nawzajem wierność oraz wzajemną pomoc. Gdy jedna z nich wychodziła za mąż, pan młody otrzymywał od owych dziewcząt (które zwały się "braćmi"), dodatkowe żeńskie imię, po czym wszystkie wspólnie "dzieliły się" małżonkiem (wraz oczywiście z panną młodą), uprawiając wspólny seks (🥳). Często "bracia" przychodząc w odwiedziny do swej zamężnej koleżanki, miały prawo uprawiać seks z jej mężem, bowiem w tym "braterskim" związku dziewczęta miały dzielić się wzajemnie wszystkim, także mężami. To też było coś na wzór haremów, tylko że nie tak rygorystycznych. Zresztą Turcy Seldżuccy byli o wiele bardziej liberalni w kwestii wolności kobiet, niźli późniejsi Turcy Osmańscy.

Co ciekawe, w tym społeczeństwie większą wagę przywiązywano właśnie do kształcenia dziewcząt, a nie chłopców (szczególnie właśnie w środowisku warstwy rządzącej), dlatego też nie może dziwić, że praktycznie cała medycyna w państwie Seldżuków zdominowana była przez kobiety. To one zakładały pierwsze szpitale i domy opieki, a także domy dziecka i domy sierot (których ojcowie polegli w czasie wojny). Ponieważ to dziewczęta kształcono częściej, nie powinno też dziwić że pierwszym astronomem w Imperium Seldżuckim została... kobieta (która była również historykiem i sprawowała pieczę nad sułtańską kancelarią - w późniejszych czasach rzecz n-i-e d-o p-o-m-y-ś-l-e-n-i-a) - Muneccine Hatoun. Wkrótce jednak nadeszły czasy Osmanów i... skończyła się kobieca swoboda, a zaczęła rygorystyczna kontrola i haremowe życie odciętych od świata kobiet i dziewcząt, które wzdychały do jednego mężczyzny, będącego ich panem i władcą, z którym częstokroć nigdy nawet nie udało im się przespać choć jednej nocy, a który dla zabawy na przykład strzelał do nich (jak Murad IV {panował w latach 1623-1640} gdy się kąpały, zmuszając je do tego, aby jak najdłużej wytrzymały pod wodą w obawie przed kulami. Wiele haremowych dziewcząt w ten właśnie sposób się utopiło).




CDN.

WIELKA TRWOGA - Cz. II

CZYLI WOJNY GRECKO-PERSKIE,
WIDZIANE OCZYMA 
NIE TYLKO ZWYCIĘSKICH
ATEŃCZYKÓW I SPARTAN, 
LECZ RÓWNIEŻ INNYCH HELLENÓW 
Z ZAGROŻONYCH PRZEZ PERSÓW 
WYSP I MIAST





Ο φόβος των Περσών 
Cz. II




Po opanowaniu Sardes i śmierci króla Lidii - Krezusa (grudzień 547 r. p.n.e.) zwycięski Cyrus Perski przystąpił teraz do nowej organizacji greckich miast na małoazjatyckim wybrzeżu, dotąd podlegających Lidyjczykom. Co prawda, jeszcze w trakcie wojny z Krezusem, Cyrus posłał do wielu greckich polis swoich wysłanników, którzy mieli zaproponować Grekom wystąpienie przeciw Lidii i zawarcie nowego układu z Persami (który miał się opierać na zasadzie utrzymania dotychczasowego, dogodnego dla Greków status quo). Te greckie miasta na małoazjatyckim wybrzeżu zostały podporządkowane Lidii jeszcze za czasów pra-pradziada Krezusa, króla Gygesa - założyciela dynastii Mermnadów, który miał panować od ok. 687 r. p.n.e. Według legendy, pierwotnie miał on być pasterzem kóz i pewnego razu, gdy jak co dzień wypasał swe stado w dolinie Tmolosu, doszło do niewielkiego trzęsienia ziemi, które spowodowało w niej wyrwę i odsłoniło leżący w rozpadlinie dziwny obiekt, który nieco przypominał gigantycznego konia. Gyges wszedł do środka i choć wewnątrz panował mrok, oświetlił sobie drogę łuczywem i szedł dalej, aż dotarł do sali, w której leżały szczątki człowieka o nadludzkiej posturze. Uwagę Gygesa przyciągnął wspaniały pierścień, który ów olbrzym miał na palcu i zerwawszy go, zabrał go ze sobą. Dzięki temu pierścieniu, trafił Gyges na dwór królewski do Sardes i zdobył zaufanie króla Kandaulesa z rodu Heraklidów, zostając jednym z jego ministrów. Nawiązał też romans z żoną króla - Nyssą, która namówiła go do zamordowania jej męża, aby mogła poślubić i oficjalnie zostać żoną Gygesa. Ten, początkowo wzbraniał się na myśl o morderstwie człowieka, który był jego dobroczyńcą, ale ostatecznie zwyciężyła pycha i ambicja zostania nowym królem. Zaczaił się więc w sypialni Nyssy, gdy odwiedził ją tam król Kandaules, a gdy ten zasnął, Gyges wbił w niego swój sztylet. Nyssa ogłosiła, że ostatnią wolą jej męża, było przekazanie władzy w ręce Gygesa i tak oto były pasterz, został teraz nowym władcą Lidyjczyków. Niestety, spora część z nich nie zaakceptowała go jako swojego króla i oskarżyła o zamordowanie Kandaulesa. Aby ostatecznie uciszyć te głosy i uzyskać akceptację, wysłał on posłów do wyroczni Apollina w Delfach (ofiarowując Świątyni pokaźny datek i) prosząc o "boską akceptację" swego panowania. Pytia miała stwierdzić, że bóg nie jest zadowolony z postępku Gygesa, ale udziela mu swego błogosławieństwa, jednak tylko do piątego pokolenia. Według przepowiedni, pra-prawnuk Gygesa miał zostać zabity z ręki potomków rodu Heraklidów. Potomkiem Gygesa w piątym pokoleniu był właśnie Krezus, obalony przez Cyrusa, który to uznał się za mściciela Kandaulesa i całego rodu Heraklidów).

Za rządów Gygesa nastąpiły daleko idące zmiany w polityce i ekonomii Lidii, które oddziaływały także na inne ziemie. Przede wszystkim to właśnie od panowania Gygesa, Lidyjczycy (a za nimi Grecy) zaczęli bić na szeroką skalę monety, dając tym samym początek gospodarce walutowej, która zastąpiła dotychczasowy handel wymienny (co prawda wcześniej handlowano również złotem, srebrem, diamentami etc. etc. ale nie wybijano monet z domieszką tych szlachetnych metali). Gyges i Lidyjczycy zapoczątkowali więc cały system ekonomii, który właściwie trwa po dziś dzień, a który mocno rozpropagowali Grecy (Milet i Efez, a potem Fokaja, Chios i Samos). Ale system monetarny sensu stricte stworzony został w Argos, a jego twórcą był król Fejdon, który panował mniej więcej w czasie (ok. 650 r. p.n.e.), gdy ostatecznie ukształtował się system relacji pieniądza do różnych metali (w zależności od tego, z jakich był wybity). Powstały dwa systemy monetarne. Pierwszym był system lidyjski (zwany potem eubejskim), zapoczątkowany na Samos i obejmujący Lidię, Milet, Efez, Fokaję, Chios, Chalkis, Korynt, Cyrenę i (od 593 r. p.n.e.) Ateny. Drugim był system eginecki, obejmujący Eginę, cały Peloponez, Beocję, Megarę i (do 593 r. p.n.e.) Ateny. Gyges też jako pierwszy rozpoczął politykę wojenną, zrywając z dotychczasową pokojową polityką rodu Heraklidów wobec greckich polis małoazjatyckich. Toczył walki z Miletem, podporządkował sobie Kolofon, a jego syn i następca - Ardys (panował ok. 652-603 r. p.n.e.) zdobył Priene w Jonii. W tym też czasie (ok. 652 r. p.n.e.) Jonię i Eolię spustoszyli koczowniccy Kimmerowie pod królem Lygdamisem (którzy na krótko zdobyli także i Sardes). Następca Ardysa - Sadyattes (ok. 603-590 r. p.n.e.) kontynuował wojnę z Miletem (w latach 597-591 p.n.e.), ale nie udało mu się go zdobyć, musiał też wycofać się spod Klazomenaj. Ograbił jednak świątynię Ateny Asseja w Jonii i wkrótce potem poważnie zachorował, co poczytywano właśnie jako karę bogów za dokonanie owej profanacji. Król postanowił więc ostatecznie zawrzeć z Miletem pokój i oddać skradzione ze świątyni kosztowności, jednak niewiele mu to pomogło, gdyż zmarł w kilka miesięcy później. Jego syn - Alyettes (ojciec Krezusa, panujący ok. 590-560 r. p.n.e.) podbił i podporządkował sobie większość greckich miast-państw Jonii i Eolii, jednocześnie dalej utrzymywał pokój z Miletem (co było korzystne dla obu stron, bowiem Lidyjczycy - eliminując z wojny Milet - po kolei zdobywali poszczególne polis, a Milezyjczycy utrzymali dominację handlową na wodach Morza Egejskiego i Śródziemnego). Do (ok.) roku 585 p.n.e. stworzył potężne mocarstwo lidyjskie, które na Wschodzie sięgało rzeki Halys i graniczyło z Medami, na Zachodzie opanowało Karię, Jonię (wraz z Efezem - handlowym konkurentem Miletu) i Eolię. Nie udało mu się tylko zdobyć Lycji oraz Pamfilii na Południu, Myzji i Frygii na Północy, a także greckich małoazjatyckich wysp na Morzu Egejskim.




Sojusz z Miletem trwał nadal, ale widząc że niewspółmiernie wzmacnia on to greckie polis, Alyattes zaproponował Efezowi i pozostałym greckim portom przez siebie ujarzmionym, że nie będzie się wtrącał do ich wewnętrznej polityki i zadowoli się jedynie corocznymi daninami, które miasta te miały mu wypłacać również ze swych przychodów handlowych, a w zamian on otworzy przed greckimi kupcami z tych ośrodków rynki Lidii i całej Azji Mniejszej. Dzięki takiej polityce, gdy na tron wstępował Krezus (ok. 560 r. p.n.e.) Lidia była niezwykle majętnym królestwem, a sam władca cieszył się opinią wielkiego bogacza (porównywano go do mitycznego Midasa, który czego się dotknął, zmieniał to w złoto). Gdy więc przeciwko takiemu królestwu wyruszył na wojnę Cyrus, zaproponował on małoazjatyckim greckim polis wystąpienie przeciwko Krezusowi i zawarcie takiego samego polityczno-handlowego układu z Persami. Układ był korzystny dla rządzącej wówczas w polis oligarchii kupieckiej, ale Grecy postanowili dochować wierności Krezusowi i odrzucili perską propozycję sojuszu. Jedynie Milet (który uznał, że na zmianie pana może jedynie zyskać) przyjął tę propozycję. Aby usprawiedliwić swoją polityczną woltę, zwrócili się Milezyjczycy do Świątyni Apollona w Didymach (na południe od Miletu, na skrawku cyplu wychodzącego na morze), a tamtejsza wyrocznia miała im doradzić taki właśnie krok (nie wiadomo tylko ile perskiego złota tam poszło, aby ostatecznie "przekonać" kapłanów Świątyni do takiej decyzji, wiadomo jednak że po zdobyciu Sardes, Cyrus miał do dyspozycji całą dotychczasową fortunę Krezusa i mógł ją wydać w dowolny dla siebie sposób). W każdym razie Milezyjczycy usprawiedliwiali się potem wyrocznią Apollona w tej sprawie. Gdy zaś miasta Jonii i Eolii przekonały się, że źle wybrały, postanowiły wysłać swych posłów do Cyrusa (wiosna 546 r. p.n.e.), z propozycją przystania na wcześniejsze warunki Persów. Cyrus uznał to za zuchwalstwo i odmówił im, żądając jednocześnie by wpuścili do siebie perskich naczelników. Małoazjatyckie polis, widząc że nic więcej nie ugrają, poczęły szykować się do wojny, przystępując do budowy i umacniania murów obronnych, angażując hoplitów oraz budując okręty wojenne. Wysłano też poselstwa z prośbą o pomoc - głównie do Sparty, która była wówczas najpotężniejszym polis kontynentalnej Grecji.




Lacedemończycy jednak, od chwili swego zwycięstwa nad Tegeą (ok. 560 r. p.n.e.), w której to wojnie pomścili swą klęskę sprzed piętnastu lat, postanowili oficjalnie zmienić dotychczasową politykę podbojów i aneksji i zastąpić ją polityką układów z innymi miastami Peloponezu, opartych na zasadzie wzajemnej pomocy. A ponieważ Spartanie byli w tym układzie najsilniejsi, to właśnie oni zaczęli dominować w zaprojektowanym (ok. 556 r. p.n.e. za eforatu Chilona, kierując się przykazaniami mędrcy Glaukusa, syna Epikidesa) Związku Peloponeskim. Nie wiadomo ile w tym wszystkim było podstępu (tak naturalnego Grekom), ale wyrocznia delficka zapowiedziała Lacedemończykom, że nie pokonają Tegei dopóty, dopóki nie odnajdą i uroczyście nie pochowają kości owego Orestesa, syna Agamemnona i Klitajmestry (który pomścił śmierć ojca - zabitego przez matkę i jej kochanka, mordując jego zabójców, za co bogowie zesłali na niego szaleństwo), którego kości miały spoczywać gdzieś w nieuświęconej ziemi. Co w tym momencie uczynili Spartanie? Ano wygrzebali skądś kości jakiegoś rosłego mężczyzny i przedstawili je jako te orestesowe, po czym uroczyście złożyli je do grobu i... natchnąwszy tym samym swych obywateli do nowej wojny, ruszyli przeciwko Tegei i tym razem odnieśli sukces (uwalniając swych pobratymców, którzy przez piętnaście lat musieli - jako zakuci w kajdany niewolnicy, obrabiać pola wokół tego miasta). "Kości Orestesa" natchnęły Spartę nowym duchem (taka to jest moc symboli - podobnie ateński strateg i polityk - Kimon, który 473 r. p.n.e. zajął wyspę Skyros - na której według przepowiedni pochowany został ateński heros Tezeusz, odkopał tam jakieś kości, i potem z niezwykłą celebrą zabrał je do Aten i złożył w zbudowanym przez siebie Tezejonie, tak, aby syn mitycznego Egeusza {od którego to imienia pochodzi nazwa Morza Egejskiego} i pogromca potworami Minotaura z Krety, mógł wreszcie powrócić do ojczyzny. Notabene nie wiadomo czyje kości zostały na Skyros odkopane, ale przecież w polityce chodzi o symbole, a nie o prawdę 😮‍💨)


KIMON NA SKYROS



Sparta jednak nie była już zdolna do ekspansji militarnej w celu podporządkowania sobie całego Peloponezu, dlatego też (za eforatu Chilona) nastąpiła zmiana tej polityki na "progrecką" (Chilon miał wypowiedzieć te oto słowa: "Poniechajmy odtąd wszelkiej myśli o podboju ziem sąsiednich. Jeżeli jesteśmy silniejsi od innych - użyjmy siły naszej, żeby bronić Hellenów od wspólnego wroga i wspierać sprawiedliwość tam, gdzie będzie deptana"). Tak oto stworzona została potęga Symmachii Spartańskiej, ale w czasie, gdy małoazjatyckie polis szykowały się do wojny z Cyrusem, Sparta musiała jeszcze poskromić jedno uparte miasto na Peloponezie - Argos, stolicę Argolidy, która nie chciała przyłączyć się do owego Związku. Wojna 546 r. p.n.e. i mit "kości Orestesa" zrobiły swoje, a Argos zostało pokonane w bitwie (choć Argiwczycy również ogłosili zwycięstwo, lecz potem wycofali się do swego miasta, czym dali Lacedemończykom okazję do pochowania swych zmarłych i postawienia pomnika zwycięstwa na placu bitwy). Musiało więc ono oddać Sparcie terytorium Cynurii z Tyreą (północno-wschodni rejon Lakonii), lecz wciąż zachowało Argos swą niezależność.




Sparta była więc zajęta wojną, w czasie gdy miasta-państwa wybrzeża wschodniego gotowały się do odparcia perskiej inwazji, jednak - kierując się zasadą "obrony Hellenów" - nie mogła po raz drugi (Sparta nie udzieliła już raz pomocy Krezusowi, który miał z nią wzajemny sojusz od 555 r. p.n.e. i pozwoliła zniszczyć jego królestwo), zachować się w tak haniebny sposób. Wysłali więc Lacedemończycy do "Króla Królów" swoje poselstwo (pod przywództwem Lakrinesa), ostrzegając go, aby nie ważył się podnieść ręki na małoazjatyckich Greków, bo jeśli to uczyni, Sparta go ukarze. Cyrus musiał przysłuchiwać się tym groźbom zarówno z rozbawieniem (ponoć wybuchł śmiechem) jak i z zażenowaniem, jako że do tej pory znał Spartan głównie z faktu nieudzielenia pomocy Lidyjczykom, a jednocześnie zdumiony był tak hardą przemową skierowaną w jego stronę. Odpowiedział posłom, że uczyni tak, jak zechce, a jednocześnie zapowiedział, że jeśli raz jeszcze spotka posłów z Lacedemonu, a ci wcześniej nie upadną przed nim na twarz, ten ich nie przyjmie i nie wysłucha. Tak wyglądała wzajemna rozmowa, po czym poselstwo odpłynęło do Sparty, a Cyrus wrócił do Ekbatyny, powierzając dowodzenie wojskiem w Lidii nowo mianowanemu satrapie - Paktyesowi. A tymczasem małoazjatyccy Grecy musieli się naradzić, co czynić w sytuacji, gdy Sparta nie przyśle im pomocy (słowa i traktaty nie poparte siłą mieczy oraz włóczni nie były przecież nic warte). Zebrano się więc w Świątyni Posejdona w Panionion i radzono nad dalszym postępowaniem. Wielu mówców zabierało głos, niektórzy byli bardzo radykalni w swych planach - jak choćby Bias z Priene, który twierdził że przewaga Persów jest zbyt duża i nie ma żadnego ratunku, poza opuszczeniem dotychczasowych miast i... emigracją na Sardynię. Tales z Miletu uważał zaś, że dotychczasowy związek 12 miast (Dodekapolis, w skład którego wchodziły: Fokaja, Klazomenaj, Erythraj, Teos, Lebedos, Kolofon, Efez, Priene, Myus, Milet oraz dwie wyspy - Samos i Chios) jest już nieefektywny i należy pomyśleć nad stworzeniem ściślejszego sojuszu politycznego wszystkich Jonów z głównym ośrodkiem na Teos. Ostatecznie postanowiono dalej trwać w oporze i nie poddawać się (jedynie Fokejczycy i Tejczycy postanowili zaprzestać dalszej walki i ratować się ucieczką - do nich jeszcze powrócę w kolejnej części).




Grecy mieli jednak nieco szczęścia, ponieważ mianowany przez Cyrusa satrapa - Paktyes, który pozostał w Sardes (i miał odesłać do Ekbatany złoto króla Krezusa), zapragnął sam obwołać się władcą Lidii i przejął cały tamtejszy skarb. Wojna Cyrusa z Paktyesem (546/545 r. p.n.e.), który zaczął najmować do swej armii greckich hoplitów - trwała krótko i gdy z początkiem nowego roku został on oblężony w Sardes przez posłanych w celu stłumienia tej rebelii: Persa Tabalosa oraz Meda Mazaresa, jego żołnierze (widząc przewagę liczebną wroga) odmówili dalszej walki i poddali się Persom, ale Paktyes zdołał zbiec z miasta i schronił się w Kyme (chodzi o małe miasto w Eolii, a nie to sławne polis z Kampanii na italskiej ziemi). Mieszkańcy Kyme wysłali poselstwo do Amfiktionii Apollona w Didyme z pytaniem czy mają wydać zbiega w ręce Persów. Ponieważ zaś u milezyjskich Brachnidów (którzy kontrolowali Świątynię w Didyme) dała się od początku tego konfliktu zauważyć wyraźna sympatia pro-perska (szczególnie gdy Cyrus obsypał Świątynię złotem Krezusa), przeto kapłani nakazali natychmiastowe wydanie Paktyesa w ręce Tabalosa, ale wówczas pewien Kymeńczyk o imieniu Aristodikos, syn Herakleidesa, zabrał głos na zgromadzeniu współobywateli i... odmówił wykonania wyroku "boga" (co było rzadkością w tamtym czasie, gdyż groziło to oskarżeniu o bezbożność, a to znów wykluczało zarówno jednostkę, jak i całą społeczność z grona Hellenów i wystawiało ich na wszelkie niebezpieczeństwa losu bez widoków na jakąkolwiek pomoc). Stwierdził on bowiem że bóg musiał "się pomylić" (był to oczywiście eufemizm - wiadomo było o co chodzi, to nie "bóg się pomylił", tylko Brachnidzi z Didymy wzięli zbyt dużo złota od Persów i wyrok był taki, jakiego tamci oczekiwali). Wysłano więc do Świątyni nowe poselstwo na czele z Aristodikosem, który zadał Apollonowi podobne co wcześniej pytanie - czy naprawdę mają wydać w ręce Persów błagalnika, który prosi ich o schronienie, gdzie pewnym jest, że tam czeka go śmierć. Odpowiedź boga, jakiej udzielono mu za pośrednictwem kapłanów, była taka sama, jak poprzednio. 




Wówczas Aristodikos namówił swych towarzyszy do popełnienia świętokradztwa i wyłapania wszystkich ptaków (oraz jaj) z drzew okalających Świątynię, które to - w opinii wiernych, uchodziły za błagalników Apollona. Wtedy ze Świątyni rozległ się potężny głos (akustyka w takich miejscach musiała być zadziwiająca, ale podobnie było w świątyniach egipskich, gdzie "wytwarzano" potężny, często przerażający "głos boga", który musiał oddziaływać na umysły zgromadzonych wiernych). Ozwał się więc ów głos słowami: "Człowieku najnikczemniejszy z nikczemnych, jak śmiesz to czynić? Jak śmiesz usuwać mych błagalników ze świątyni?" Towarzysze Aristodikosa zdrętwieli słysząc te przerażająco głośne słowa i wypuścili z rąk schwytane ptactwo, jednak sam Aristodikos - upadłszy na kolana - zapytał: "O Panie, jakże to: swoim błagalnikom chcesz nieść pomoc, a Kymejczykom nakazujesz wydać ich własnego?". Bóg (a z pewnością mówiący w imieniu Apollona do pewnej niosącej echo tuby kapłan) odrzekł wówczas: "Tak właśnie nakazuję, żeby was tym bardziej zgubiła wasza bezbożność i byście nigdy więcej nie przychodzili po wyrocznię w sprawie błagalników!" Decyzja co prawda cofnięta nie została, ale swoim podstępem wykazał Aristodikos obłudę Brachnidów, którzy podszywając się pod miłosiernego Apolla, bardziej pokochali perskie złoto, niźli wypatrywanie boskich znaków. Co prawda Aristodikos nie został ukarany za swoją próbę "porwania" ptaków Apollona, ale ponieważ stanowisko Świątyni pozostało niezmienne w sprawie Paktyesa, nie mógł on dalej przebywać w Kyme - jeśli polis to nie chciało zesłać na siebie niechęci ze strony zarówno Persów, jak i Greków. Poradzono mu więc, aby się udał do Mityleny na Lesbos. To była wyspa, więc był bezpieczny, gdyż Persowie wówczas jeszcze nie mieli floty, zaś wyrocznia z Didymy odnosiła się tylko do Kymejczyków, nie zaś do mieszkańców Mityleny. Tak też postanowiono, jednak o tych planach i zawartych umowach dowiedzieli się Persowie, którzy zamierzali przekupić Mityleńczyków by ci wydali uciekiniera. Gdy więc okręt z Kyme (na którego pokładzie znajdował się Paktyes) dopłynął na Lesbos, dowiedziano się tam o podstępie Persów i szybko odpłynięto na Chios, do tamtejszej Świątyni Ateny, gdzie przy jej ołtarzu miał Paktyes prosić o łaskę dla siebie. Chioci przysięgli, iż zapewnią błagalnikowi ochronę i nie wydadzą go Persom, bez względu na ich groźby, więc żeglarze okrętu z Kyme wrócili do siebie w nadziei dobrze spełnionego obowiązku.




Niestety, może i rzeczywiście na perskie groźby Chioci byli odporni, ale nie byli odporni na perskie złoto i wkrótce potem dobito targu z wysłannikiem Tabalosa. Nieszczęsnego Paktyesa wydarto siłą (co było jawnym świętokradztwem) sprzed ołtarza bogini Ateny i haniebnie ciągnięto go po ziemi, by potem jakby nigdy nic, oddać w ręce Persów. W zamian za to, wyspa Chios otrzymała mieścinę na stałym lądzie w Atarneus (naprzeciwko Wysp Arginuzy). Paktyes został zaś przewieziony w klatce do Ekbatany i tam zawieszony za nogi na cienkich drewnianych belkach nad płonącym poniżej stosem. Król i jego świta zapewne przyjmowali zakłady, czy najpierw ogień skruszy belkę i Paktyes wpadnie w stos, czy też płomienie osmolą mu włosy i z płonącą głową wyzionie ducha. Trochę to koszmarne, ale kto się niegdyś przejmował takimi detalami jak humanitarne pozbawianie człowieka życia, należało to raczej do pewnego rodzaju zabawy, która często rozpraszała nudę na królewskich dworach. Teraz Persowie przystąpili już bezpośrednio do pacyfikacji zbuntowanych greckich polis w Jonii oraz w Eolii i do nich to (będę je wymieniał każde z osobna) przejdę w kolejnej części.




CDN.

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. I

CZYLI JAK TO WŁADZA  DODAJE SEKSAPILU " W NASZYCH SZCZĘŚLIWYCH CZASACH NIE POTRZEBA WCALE SPRZEDAJNYCH DZIEWCZYN, SKORO SPOTYKA SIĘ TYL...