MOJA SUBIEKTYWNA I CAŁKOWICIE PRYWATNA LISTA NAJWIĘKSZYCH POLAKÓW W HISTORII
Z okazji wczorajszego Święta Niepodległości wpadło mi do głowy ułożenie prywatnej, indywidualnej i całkowicie subiektywnej listy pięciu postaci, które uważam za największe w dziejach Polski. Oto moja lista:
1.
Św. JAN PAWEŁ II
To bez wątpienia postać kluczowa która w zasadzie nie ma sobie równych. Kiedyś na pierwszym miejscu postawiłbym zapewne Marszałka Józefa Piłsudskiego ale od jakiegoś już czasu (od kilku lat) uważam właśnie papieża Jana Pawła II za postać która nie ma konkurencji, jeśli chodzi o pierwsze miejsce w rankingu największych Polaków w dziejach. Gdyby bowiem nie Jan Paweł II, to w Polsce dzisiaj byłby postkomunizm podobny do tego, który jest na Białorusi i na Ukrainie. To właśnie dzięki Niemu bowiem powstał 10-milionowy ruch Solidarności (który to doprowadził do upadku Żelaznej Kurtyny, czego symbolem był upadek Muru Berlińskiego) gdyż podczas pierwszej swojej podróży do Polski w 1979 r. Polacy po raz pierwszy tak masowo zobaczyli jaką siłą dysponują, zobaczyli że są ich miliony i że komunizm nie jest wcale taki silny i tak długowieczny, jak się wydawało. Nic dziwnego że komuniści tak bardzo się Go obawiali, że doszło nawet do zamachu na Jego życie w 1981 r. Dzięki Jego pontyfikatowi Świat po raz pierwszy poznał inne oblicze papiestwa, gdyż ten oto następca św. Piotra odbył tyle pielgrzymek po świecie, ile nie zdołali odbyć wszyscy papieże przed Nim razem wzięci. Był to prawdziwy Apostoł Miłości, Święta Dusza, która uczyła nas jak żyć w zgodzie z nauką Chrystusa i w matczynej miłości Maryi. Wielką rolę Jan Paweł II przypisywał również kobietom i upatrywał w nich dawczynie życia i orędowniczki Chrystusowej Miłości. Poza tym papież zwracał się przede wszystkim do młodych, wiedząc że są oni przyszłością świata, a także do tych wszystkich, którzy są uciemiężeni, biedni, prześladowani mówiąc otwarcie że Jezus był taki sam jak oni, też urodził się i żył w biedzie i umarł prześladowany za to, że odważył się mówić o Miłości w świecie, w którym ta Miłość była ostatnią rzeczą jaka mogła spotkać człowieka. Niektórzy twierdzą że jednostka w historii nie ma większego znaczenia i nic nie może, ja uważam inaczej, ja uważam że Wola jednostki jest decydująca w historii Świata i to od jej wyborów, jej wskazań, jej woli i jej działań zależy to, czy świat pójdzie w dobrym czy w złym kierunku (oczywiście mam tutaj na myśli kierunek Chrystusowej Miłości i Sprawiedliwości, ponieważ stwierdzenie "dobro" i "zło" jest subiektywne i każdy może je inaczej interpretować, zresztą... Hitler i Stalin też chcieli dobrze). Szanujmy zatem tę wielką tradycję pozostawioną nam przez owego Orędownika Miłości, aby nie powielać błędów które znów stoczą nas w otchłań wrogości i wzajemnych podziałów. Ludzkość powinna wejść w nową erę jako wolne społeczeństwa przygotowane na to, co przyniesie przyszłość, łącznie z uświadomieniem sobie iż nie jesteśmy sami we Wszechświecie i pogodzeniem się z faktem, że są i były cywilizacje obok nas z którymi warto współpracować na zasadzie zgodnej jedności federacji tego Wszechświata (ale to oczywiście zadanie głównie dla następnych pokoleń).
DZIĘKUJĘ CI OJCZE ŚWIĘTY ZA TO ŻE BYŁEŚ
2.
JÓZEF PIŁSUDSKI
O Marszałku długo pisać nie zamierzam, choć będę jeszcze powracał do Jego osoby chociażby w temacie wojny prewencyjnej z Niemcami roku 1933 czy wydarzeń związanych bezpośrednio z odradzającą się Polską w listopadzie 1918 roku. Teraz dodam tylko, że była to czołowa postać, bez której niepodległość Polski i utrzymanie tej niepodległości (gdyż nie chodziło tylko o to, żeby się odrodzić, bowiem odrodzić się w roku 1918 nie było trudno i czyniło tak wiele państw wcześniej uciemiężonych przez Rosję jak i wchodzących w skład Austro-Węgier, problem polegał tylko na tym, żeby tą niepodległość utrzymać a wiele państw nie zdołało tego uczynić) praktycznie byłoby niemożliwe. Tak, właśnie tak uważam - bez osoby Marszałka Piłsudskiego realnie utrzymanie Niepodległości po 1920 roku byłoby niemożliwe, nawet gdyby udało się wygrać Bitwę Warszawską i Bitwę Niemeńską, to bez postaci Marszałka i bez tego Odrodzenia, które w dużej mierze nastąpiło po roku 1926, Polska rozgrywana przez partyjne koterie i obce agentury byłaby znacznie łatwiejszym łupem dla Niemiec i Związku Sowieckiego na długo przed 1939 rokiem. Marszałek zrodzony w tradycji Powstania Styczniowego był tym, który odrodził Ducha Narodu (zbudził "Króla Ducha"), sam twórca Legionów Polskich natchnął tych młodych chłopaków, przelewając z własnej duszy w ich dusze konieczność i potrzebę Odrodzenia Niepodległej Ojczyzny. Był propagatorem idei czynu. Rzadko kto ma taki wpływ na dzieje świata i tak wiele może dokonać swoją własną wolą, rzadko spotyka się takie osoby i to nie dlatego, żeby takich osób brakowało, tylko dlatego że ludzie w większości nie uświadamiają sobie ani celu ani kierunku w którym pragną podążyć i swoich własnych możliwości które mogą zrealizować. On wiedział, On konsekwentnie dążył do celu - najpierw odzyskanie Niepodległości a potem Polska wielka, mocarstwowa, równa znaczeniem narodom tej Ziemi, ale bynajmniej nie kraj, który swoją wielkość zamierza budować na nieszczęściu innych narodów, ale w zgodzie z nimi (szczególnie zaś z narodami Europy Środkowo-Wschodniej).
GDZIEKOLWIEK JESTEŚ, PANIE MARSZAŁKU - MIŁY WODZU MÓJ. DZIĘKUJĘ CI!
3.
WITOLD PILECKI
Ten "Człowiek ze stali" zasługuje na miejsce trzecie (być może nawet drugie), gdyż swoim życiem udowodnił co to znaczy wiara i jak silna może się okazać w starciu z brutalną siłą. Rotmistrz Witold Pilecki jako młody chłopak uczestniczył już w wojnie z bolszewikami w roku 1920, ale ukoronowaniem jego żywota była dopiero II Wojna Światowa i okres powojenny czyli sowiecka okupacja Polski. We wrześniu 1940 r. sam jako ochotnik zgłosił się do obozu w Auschwitz (a konkretnie przekonał swego przełożonego majora Włodarkiewicza z Tajnej Armii Polskiej do wyrażenia zgody na dołączenie do łapanki i trafienie do obozu zagłady w Auschwitz, gdzie rotmistrz Pilecki miał nadzieję na zorganizowanie pracy konspiracyjnej i stworzenie ruchu oporu, który, gdy przyjdzie czas, będzie mógł uwolnić więźniów z obozów (oczywiście miało być to skoordynowane z atakami Armii Krajowej na obóz oraz z bombardowaniami lotniczymi Aliantów). Tak też się stało i gdy 19 września 1940 r. doszło do dużej łapanki na Żoliborzu, podczas której Niemcy wyciągali mężczyzn z mieszkań i pakowali na ciężarówki wywożąc ich najpierw na Szucha do siedziby Gestapo, a potem do Auschwitz albo innych obozów koncentracyjnych - wśród złapanych był również Witold Pilecki, który znalazł się tam całkowicie dobrowolnie. Do Auschwitz trafił w nocy z 21 na 22 września wraz z 1138 osobami złapanymi w obławie ulicznej oraz 566 więźniami osadzonymi wcześniej w więzieniu na Pawiaku. Tam rotmistrz zaczął tworzyć Związek Organizacji Wojskowej wśród osadzonych (głównie byli to oficerowie Wojska Polskiego oraz młodzież uniwersytecka i szkolna). Członkowie ZOW poruszali się po terenie przyobozowym, wymieniali grypsy, wnosili lekarstwa, żywność i odzież (współpracowała z nimi bowiem okoliczna ludność), celem głównym było jednak zorganizowanie ruchu oporu i wyzwolenie obozu we współdziałaniu z atakami Armii Krajowej i bombardowaniami lotniczymi. Ostatecznie jednak stało się jasne że Alianci nie zamierzają zbombardować obozu, a atak Armii Krajowej też nie wchodził w rachubę w tej sytuacji. Z tego powodu Witold Pilecki zdecydował się uciec z obozu i wraz z Janem Redzejem i Edwardem Ciesielskim dokonał tego w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Sam swoją ucieczkę wspominał potem w ten sposób: "Wyszedłem w nocy - tak samo, jak przyjechałem - byłem więc w tym piekle 947 dni i tyleż nocy (...). Wychodząc miałem o kilka zębów mniej niż w momencie mojego tu przyjścia oraz złamany mostek. Zapłaciłem więc bardzo tanio za taki okres czasu w tym "sanatorium". Potem dołączył do konspiracji, brał udział w Powstaniu Warszawskim w 1944 r. skąd trafił do obozów jenieckich w Lansdorf i Murnau.
W lipcu 1945 r. dołączył do II Korpusu Polskiego stacjonującego we Włoszech. Pod koniec listopada 1945 r. powrócił do Polski z tajną misją, której celem było wybadanie możliwości zorganizowania oporu przeciwko komunistom w zajętym przez Sowiety kraju. Rotmistrz sam zorganizował własną tajną organizację konspiracyjną, której jednak członkowie nie składali przysięgi ani też część z nich nie wiedziała nawet że jest w konspiracji, zresztą nie stosowano terroru ani sabotażu, nie wydawano też nielegalnych pism, gromadzono jedynie informacje o przebiegu komunizowania społeczeństwa polskiego i szukano sposobów przeciwstawienia się temu. Jednak jak sam dodawał Pilecki: "Nigdy jednak w świadomości mojej nie powstała myśl, że działanie moje jest szpiegostwem, gdyż nie działałem na rzecz obcego mocarstwa, a posłałem wiadomości do macierzystego oddziału polskiego i miałem zawsze nadzieję że jednak kiedyś rząd polski i ośrodki emigracyjne jakoś się wreszcie porozumieją" (trochę naiwne ale idealistyczne).
Rotmistrz Witold Pilecki został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa dnia 8 maja 1947 r. W więzieniu na Mokotowie rotmistrz Pilecki był bity i torturowany, mimo to całą winę wziął na siebie nikogo ze swych współpracowników nie oskarżył ani nie wydał, tym bardziej że większość z nich i tak siedziała już razem z nim na UB. Śledztwo nadzorował pułkownik Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego - Józef Różański (właściwe nazwisko Jozef Goldberg), który podczas jednego z przesłuchań tak zwrócił się do Pileckiego: "Ty masz u mnie dwa wyroki śmierci, ciebie nic nie uratuje. Przyjdą, wyprowadzą, pierdolną ci w łeb i to będzie taka zwykła ludzka śmierć". Ksiądz Czajkowski który odwiedzał więźniów w więzieniu na Mokotowie, opisywał potem rodzinie Witolda Pileckiego jak on wyglądał po przesłuchaniach: "Nie był w stanie podnosić głowy, miał połamane obojczyki, ręce zwisały mu bezwładnie wzdłuż ciała", nie dodał tylko że rotmistrz Pilecki miał również zerwane wszystkie paznokcie z obu rąk. Kilkumiesięczne śledztwo i przesłuchania fizycznie wyniszczyły Pileckiego, podczas jednego z niewielu spotkań ze swoją małżonką powiedział otwarcie: "Wykończyli mnie Marysiu. Auschwitz to była igraszka". Rotmistrz Witold Pilecki został zamordowany 25 maja 1948 roku w więzieniu na Mokotowie katyńskim strzałem w tył głowy (miał 47 lat).
Warto tutaj również dodać że to, co spowodowało iż Witold Pilecki tak długo opierał się torturom (chociaż mówił prawdę w zeznaniach, niczego nie kłamał ani nie zmyślał, mówił jak było naprawdę, mówił o swojej roli w założeniu konspiracji w Auschwitz oraz o tym co robił przyjechawszy do Polski i podkreślał że jego działalność nigdy nie była wymierzona przeciwko państwu polskiemu ani też żadnych informacji nie przekazał obcemu wywiadowi), była bezgraniczna wiara i ufność w Boga, w Jezusa Zmartwychwstałego i w Bożą Sprawiedliwość. Gdyby nie ta wiara, to już dawno by się załamał, gdyż człowiek nie jest w stanie samodzielnie znieść tak brutalnych tortur jakim poddawany był rotmistrz Witold Pilecki. Ostatnie Jego słowa, wydrapane na ścianie więziennej celi brzmiały: "Zawsze starałem się żyć tak, abym w godzinie śmierci mógł się bardziej radować niż lękać".
WIECZNA CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI
4.
DANUTA SIEDZIKÓWNA "INKA"
Ta dziewczyna w chwili śmierci nie miała nawet osiemnastu lat. Została zakatowana i zamordowana przez bandytów z Urzędu Bezpieczeństwa tylko dlatego, że była sanitariuszką w 4 szwadronie 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" - jednego z Żołnierzy Niezłomnych/Wyklętych. Jej kuzyn Paweł Hur był lotnikiem i brał udział w bitwie o Anglię w 1940 r. Jej mama zginęła zamordowana przez Niemców we wrześniu 1943 r. (należała do Armii Krajowej). Ona sama uczyła się w szkole sióstr salezjanek ale w czerwcu 1945 r. została aresztowana przez NKWD-UB za "działalność w ruchu antykomunistycznym". Konwój ten jednak został rozbity i uwolniony przez patrol 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej majora Łupaszki i tak odtąd Danuta Siedzikówna przyłączyła się do oddziału jako sanitariuszka opiekująca się rannymi żołnierzami. Opiekowała się oczywiście również rannymi w potyczkach żołnierzami MBP i Ludowego Wojska Polskiego. Została aresztowana 20 lipca 1946 r. we Wrzeszczu i umieszczona w V pawilonie więzienia w Gdańsku. Tam była bita i torturowana, starano się wymusić od niej informacje obciążające majora Łupaszkę i innych żołnierzy 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Ostatecznie została skazana na karę śmierci (odmówiła złożenia prośby o ułaskawienie do "prezydenta" Bolesława Bieruta, twierdząc iż nie będzie się prosić sowieckiego namiestnika o łaskę). Zginąć miała wraz z Feliksem Selmanowiczem "Zagończykiem" w więzieniu przy ul. Kurkowej w Gdańsku, jednak gdy pluton egzekucyjny dostał rozkaz zastrzelenia obu, zabito jedynie Zagończyka, nikt bowiem nie strzelił do Inki (zapewne ze względu na jej wiek, gdyż miała dopiero 17 lat). Dobił ją dopiero strzałem z własnej broni oficer uczestniczący w tej egzekucji - był 28 sierpnia 1946 r. Ostatnie słowa Inki brzmiały: "Niech żyje Polska, niech żyje Łupaszko". Wcześniej zaś będąc jeszcze w celi kazała przekazać: "Powiedzcie mojej babci że zachowałam się jak trzeba"
JAK TO JEST ZABIĆ NASTOLATKĘ?
5.
RYSZARD KUKLIŃSKI
Człowiek który ocalił świat od wybuchu III wojny światowej przekazując Amerykanom dokładne plany wojenne Związku Sowieckiego, oraz co najważniejsze - miejsca schronów dla najwyższego dowództwa sowieckiego, co w przypadku wybuchu takiego konfliktu oznaczałoby, że w ciągu kilkunastu minut całe to dowództwo zostałoby likwidowane bez konieczności uderzenia nuklearnego USA i krajów NATO na Polskę i inne kraje satelickie Związku Sowieckiego. Informacje, jakie Amerykanom dostarczył płk. Ryszard Kukliński, nie można porównać z żadnymi dotychczasowymi informacjami szpiegowsko-agenturalnymi, jakie oba bloki na siebie zbierały. To co Kukliński dał Amerykanom, przesądzało nie tylko o losie przyszłej III wojny światowej, która miała być wojną atomową, ale także o dalszym istnieniu rodzaju ludzkiego na tej planecie. Powiem tak, informacje, jakie zdobył i jakie przekazał CIA płk. Ryszard Kukliński, doprowadziły by do zwycięstwa Stanów Zjednoczonych w wojnie atomowej ze Związkiem Sowieckim w zaledwie... kilka godzin (a może nawet kilkanaście minut) po rozpoczęciu owej wojny. Sowieci przegraliby tę wojnę dosłownie w przeciągu kilkunastu minut od jej rozpoczęcia.
Dokładne plany schronów, sowieckich silosów atomowych i szczegółowe pozycje najważniejszych jednostek gotowych do inwazji na Europę Zachodnią, przekazał stronie amerykańskiej pułkownik Ryszard Kukliński. Uczynił to aby ratować Polskę, z której, w przypadku wojny nuklearnej pomiędzy tymi mocarstwami, zostałaby tylko spalona, radioaktywna ziemia, bowiem trzon wszystkich (szczególnie dwóch pierwszych) rzutów uderzeniowych, był zgrupowany właśnie głównie w Polsce, wschodnich Niemczech i Czechosłowacji, jednak najwięcej jednostek Układu Warszawskiego stacjonowało właśnie w Polsce. Kukliński wiedział co to oznacza i zdawał sobie sprawę, że Sowieci poświęcą Polskę dla własnych celów militarnych, dlatego też podjął współpracę z Amerykanami - już w 1971 r. Mimo to nigdy nie pobierał za swą działalność żadnych pieniędzy, nie robił tego bowiem dla Amerykanów, ale właśnie dla Polski, przeciwko Sowietom, przeciwko Ruskim, którzy zdawali sobie sprawę że amerykańska odpowiedź na ich atak będzie skumulowana właśnie na Polsce, gdzie stacjonowały siły ZSRS i państw Układu Warszawskiego. Jednocześnie człowiek ten zadał Sowietom taki cios, jakiego nie otrzymali od sześćdziesięciu lat, czyli od co najmniej Wojny 1920 r. a kto wie czy nie znacznie większy, żaden bowiem szpieg (Kukliński nigdy nie uważał się za szpiega) nie dostarczył Amerykanom tak cennych informacji jak właśnie pułkownik Ryszard Kukliński. Zapłacił za to ogromną cenę, pomimo ucieczki wraz z rodziną do USA, jego dwaj synowie zostali zamordowani w podejrzanych okolicznościach.
Warto też nadmienić, że ojciec Kuklińskiego - Stanisław należał do Armii Krajowej i zginął zamęczony przez Niemców w obozie w Sachsenhausen w 1943 r. Ogromnym wstrząsem dla Ryszarda Kuklińskiego była informacja o samospaleniu Ryszarda Siwca na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, który podpalił się aby zaprotestować przeciwko interwencji państw Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w 1968 r. Poza tym Kukliński miał wgląd w ofensywne plany marszałka Związku Sowieckiego - Wiktora Kulikowa, który przewidywał wojnę ofensywną przeciwko Zachodowi i szybkie zajęcie Europy. Pułkownik Ryszard Kukliński doskonale więc zdawał sobie sprawę, że główne uderzenie pierwszego i drugiego rzutu Armii sowieckiej, polskiej i wschodnio niemieckiej wyjdzie z ziem polskich, a to oznaczało że kraje NATO właśnie tutaj skierują swoją broń nuklearną, aby zniszczyć owe armie. Z Polski wówczas zostałaby co najwyżej popromienna radioaktywna pustynia i nic więcej, a Sowietów oczywiście nic to nie obchodziło, dlatego też Kukliński postanowił działać aby ocalić własny kraj przed zbliżającą się nuklearną zagładą. Ponieważ często udawał się na rejsy morskie (na przykład do Danii czy do Niemiec) nawiązał tam kontakt z wywiadem amerykańskim i tak przez 10 lat (począwszy od 1971 roku, aż do ewakuacji w roku 1981) przekazywał Amerykanom dokładne sowieckie plany inwazji na Europę i wszelkie inne tajemnice sowieckiej armii (podkreślam sowieckiej nie polskiej). Za swą działalność nigdy nie pobierał pieniędzy, wręcz przeciwnie czynił to z pobudek patriotycznych jak i ogólnoludzkich - jego celem było zapobieżenie nuklearnej zagładzie Świata. Warto więc pamiętać że ten człowiek ocalił nas przed nuklearną zagładą i że przekazał Amerykanom takie informacje, które eliminowały Związek Sowiecki z dalszej wojny już po kilkunastu minutach od jej rozpoczęcia.
PUŁKOWNIK RYSZARD KUKLIŃSKI ZAPOBIEGŁ WYBUCHOWI WOJNY NUKLEARNEJ NA POCZĄTKU LAT 80-tych, DZIĘKI PRZEKAZANIU AMERYKANOM NAJBARDZIEJ STRZEŻONYCH TAJEMNIC SOWIECKIEJ ARMII I NIE ROBIŁ TEGO DLA PIENIĘDZY, ANI NIE UWAŻAŁ ŻE ZDRADZA TYM WŁASNY KRAJ, GDYŻ GODZIŁ W SOWIETÓW I NIE CHCIAŁ NAWET ZOSTAĆ EWAKUOWANYM, TWIERDZĄC ŻE W POLSCE "JEST U SIEBIE" A POTEM, JUŻ W USA CZĘSTO MIAŁ ŁZY W OCZACH GDY SPOGLĄDAŁ NA MORZE W KIERUNKU POLSKI, ZAŚ AMERYKANIE NIGDY NIE UWAŻALI GO ZA SZPIEGA, A MÓWILI O NIM PO PROSTU "PRZYJACIEL"

