CZYLI ROSJA, UKRAINA I DRONY
Tytuł jest oczywiście jawną prowokacją, całkowicie przeze mnie zamierzoną, gdyż patrząc na to, co się obecnie w naszym kraju odwala, nie mogłem sobie darować tego typu nawiązania. Ponieważ wszyscy już wiemy co się wydarzyło w naszym kraju w dniu wczorajszym, jak to 19 (?) rosyjskich dronów wleciało w naszą przestrzeń powietrzną i jak bohatersko rząd Donalda Tuska walczył z tymi dronami, to obserwując to, co się wówczas działo jak i to, co się obecnie dzieje i jaką narrację stara się narzucić rządowa (ale nie tylko rządowa) propaganda, postanowiłem wyskrobać tych kilka słów, bo jasna cholera mnie bierze gdy widzę że część moich rodaków ulega temu propagandowemu ściekowi, wydobywającemu się z przekazu naszego nowego Wołodymyra Żełenskiego (nawet taką fajną kurteczkę sobie sprawił w typie wojskowym, występując na tle samolotów bojowych, brakuje mu chyba tylko zarostu a la Żelenski, ale to da się dopracować, to są detale).
Chciałbym pewne rzeczy wyjaśnić z mojego punktu widzenia i jednocześnie z mojego toku rozumowania, które nie musi być oczywiście prawidłowe, ale jeśli nawet się mylę, to warto o tym porozmawiać; natomiast słuchanie tego propagandowego gówna które wydobywa się z praktycznie wszystkich rządowych (i opozycyjnych co ciekawe) kanałów, przyprawia mnie o wymioty. Ta antyrosyjska narracja działa na mnie kontrskutecznie, lecz nim ktokolwiek określi mnie "ruską onucą", pragnę od razu wyjaśnić, że ja jestem piłsudczykiem! Dla mnie (zresztą nie tylko dla mnie, bądźmy szczerzy dla Polski w ogóle) Rosja jest głównym wrogiem, przeciwnikiem i konkurentem - tak było jest i będzie, póki Rosja się nie rozpadnie. Rosja od 500 lat stanowi dla Rzeczpospolitej z zagrożenie, ale... czy tylko Rosja jest naszym wrogiem? Przecież wokół siebie (jednak bliżej drugie nieco dalej) mamy państwa, które niczym się od Rosji nie różnią (może tylko skalą antypolskich działań). Są państwa które jawnie udają naszych przyjaciół i sojuszników, a tak naprawdę są wrogami, (niektóre wręcz odwiecznymi wrogami jak choćby nasz zachodni sąsiad, z którym konkurujemy już od ponad 1000 lat). Nie trzeba mniej więc przekonywać to tego, że Rosja stanowi dla Polski realne niebezpieczeństwo. Problem tylko polega na tym, że w tej propagandowej narracji która obecnie ma służyć przede wszystkim wykreowaniu nowego Żełenskiego (czyli naszego "rodzimego" folksdojcza, ryżego szmalcownika) na nowego zbawcę narodu, tylko po to, aby ocalić go od niechybnej klęski całej tej jego pożal się Boże formacji politycznej i jego samego jako premiera - w tej narracji nic mi się nie spina.
Po pierwsze: jak to jest że w polską przestrzeń powietrzną wleciało 19 dronów które miały nadlecieć najpierw z Ukrainy, potem z Rosji, potem jeszcze z Białorusi, a teraz to już w zasadzie nie wiadomo czy przyleciały z Ukrainy czy z Białorusi (bo z tego co mówił chociażby Marek Jakubiak, to zarówno stąd jak i stamtąd). Jeśli przyleciały one z Ukrainy (jako część nocnych nalotów rosyjskich na Kijów i inne ukraińskie miasta), to skąd zostały wystrzelone, bo według mnie nie z Rosji, a prawdopodobnie z Białorusi (gdyż z zasięg takich dronów bojowych, to jest zdaje się ponad 700 km. Czyli nie jest możliwe aby przeleciały one przez odcinek granicy rosyjsko-białorusko- ukraińskiej i wleciały następnie na ponad 200 km. w polską przestrzeń powietrzną). Staram to sobie jakoś uporządkować, bo nawet jeśli drony te wysłane zostały z Rosji z zamiarem niszczenia obiektów na terytorium Ukrainy, natomiast Ukraińcy zagłuszyli te drony, przekierowując je na zachód, w stronę Polski (nie zestrzeliwując ich), to pytanie czy rzeczywiście wysłano je z Rosji, czy też z Białorusi, gdyż odcinek jaki przemierzyły jest zbyt duży na możliwości takiego sprzętu bojowego. Ja oczywiście przechylam się do takiej właśnie możliwości, że drony te zostały celowo (albo nie celowo) przechwycone przez Ukraińców i skierowane na zachód, gdyż powiedzmy sobie szczerze Ukraina obecnie wykrwawia się w wojnie pozycyjnej na wschodzie swego kraju w sposób nieprawdopodobnie duży. Tam nie tyle obecnie potrzeba czołgów, artylerii czy nawet samolotów, ile właśnie ludzi, kolokwialnie mówiąc "mięsa armatniego" którego zaczęło brakować, gdyż duża część Ukraińców po prostu uciekła z kraju, nie chcąc stać się takowym właśnie mięsnym atrybutem wojennym (i też nie ma co się im do końca dziwić, patrząc na ich skorumpowane władze, które zarabiają dziesiątki a nawet setki milionów dolarów czy euro na tej wojnie, skazując zwykłych, prostych Ukraińców na możliwość utraty zdrowia i życia w wojnie, toczonej tak naprawdę przez elity dla elit). Wiadomym też jest, że szczególnie na zachodzie, wśród zachodnich czy to europejskich czy amerykańskich analityków wojskowości, politykach i wszelkiej maści ekspertach dominuje przekonanie, że rosyjska gospodarka jest w stanie głębokiego kryzysu, i to tak dużego, że wcześniej czy później Rosja się gospodarczo załamie, ale niestety zajmie to jeszcze prawdopodobnie około dwóch lat. No i właśnie tutaj mamy problem, bo dwa lata to jest za dużo aby Ukraina przy tych niedoborach zwykłego żołnierza mogła wytrzymać. Przydałoby się więc wciągnąć do tej wojny (na jakieś 2 może nawet 3 lata) jakiś inny kraj, tak żeby dać Ukraińcom odetchnąć, a Moskali w dalszym ciągu osłabiać (tak, aby byli podatni na narzucone im przez Waszyngton propozycje odnośnie współdziałania przeciwko Chinom, bo przecież Amerykanie tutaj głównie widzą zagrożenie dla siebie). Tylko skąd wziąć nowego rekruta, skąd wziąć państwo które mogłoby zluzować Ukraińców na wschodnim froncie. Cóż, po co długo szukać, przecież Polacy są pod ręką i mogą zrobić za nowe "mięso armatnie" w tej grze wielkich interesów i wielkich mocarstw. Ukraina się wykrwawia, nic więc dziwnego że wciągnięcie nas do wojny, byłoby dla nich wybawieniem; nic też dziwnego że nie strącili dronów, które wleciały w naszą przestrzeń powietrzną, gdyż nie było to w ich interesie (zresztą Żełenski zapytany dlaczego nie zestrzelili tych dronów, odpowiedział po prostu że: "Nie zagrażały one bezpieczeństwu Ukrainy!").
Inną dosyć ciekawą sprawą jest fakt, że jeśli nawet Rosjanie zaplanowali (jak chce propagandowy przekaz tuskoidów i niestety również pisowców) celowo wlecieć w naszą przestrzeń powietrzną, aby nas sprawdzić, aby - że tak się wyrażę rozpoznać bojem nasze możliwości obronne, to tutaj też znowu nic się nie spina. W takiej sytuacji najważniejszy jest przecież element zaskoczenia, trzeba sprawdzić jak działa obrona przeciwlotnicza wrogiego państwa, jak szybko nastąpi reakcja, i jak ona będzie wyglądała. Jeśli Moskale chcieli to sprawdzić, to powiedzcie mi proszę jakim cudem Białorusini (którzy przecież są realnie kontrolowani przez Moskwę), już o godzinie 23:00 - 9 września (czyli na pół godziny przed pojawieniem się w naszej przestrzeni powietrznej pierwszych dronów), poinformowali nas i Litwinów (gdzie nie było żadnego zagrożenia, ale pewnie oni o tym nie wiedzieli) że coś niebezpiecznie dziwnego leci w naszym kierunku? Skoro Mińsk poinformował Warszawę (i Wilno) o tym, że lecą w naszym kierunku ruskie drony, to ja się pytam gdzie tu jest element zaskoczenia? Gdzie tu jest możliwość sprawdzenia przygotowań obronnych wroga? przecież to się ze sobą zupełnie nie klei, a rządowa papka propagandowa rozsypuje się niczym domek z piasku. Po co Białorusini nas informowali, skoro Rosjanie chcieli nas przetestować (a być może nawet zaatakować, jak niektórzy sądzą?). A może zdali sobie sprawę że kilkanaście dronów wymknęło się spod kontroli właśnie poprzez zakłócenia systemów dronowych przez Ukrainę (oczywiście taka informacja do Mińska musiała trafić bezpośrednio od Rosjan, bo nie ma innej możliwości) i obawiając się nerwowych ruchów ze strony Polski, woleli zabezpieczyć się przed ewentualnym jakimś naszym głupim działaniem, w stylu wysłania samolotów bojowych, czy chociażby nawet zrzucenie jakiejś rakiety na ich terytorium w ramach retorsji. To wydaje się bardzo logiczne, znacznie bardziej niż cała ta propagandowa papka z sączona nam przez naszego nowego ryżego Żełenskiego i wspierający go obóz "sinych razem".
Swoją drogą jacy oni wszyscy teraz zrobili się bojowi, jacy chętni do "nowej szybkiej wojenki", bo przecież wiadomo że nieprzygotowana do wojny Polska (jak zresztą cała Europa, a sądzę że również USA) wraz z wykrwawioną Ukrainą w ciągu miesiąca pewnie zajmą Moskwę, aby na Kremlu napisać "zabrania się mówić po rosyjsku" (to moja kolejna wrzutka, nawiązująca do planów Józefa Piłsudskiego gdy chodził on jeszcze do gimnazjum w którym zabraniało się tępiło wszelkie przejawy polskości a nauczyciele zabraniali nie tylko mówić po polsku na lekcjach, ale również na przerwach. Wówczas to stwierdził, że jak podrośnie to zdobędzie Moskwę, a na murach Kremla każe napisać słowa: "Zabrania się mówić po rosyjsku". Jednak gdybym miał taką możliwość, gdy zarówno zachodni doradcy francusko-brytyjscy, jak również przedstawiciele rosyjskiej Białej Armii gen. Denikina, namawiali Naczelnika Państwa wiosną 1920 r. do takiego właśnie marszu na Moskwę w celu obalenia bolszewików, on odmówił. Doskonale wiedział bowiem że pójście na Moskwę nic mu nie da, poza początkowym propagandowym wrzaskiem. Wiedział doskonale że Napoleon 1812 roku popełnił błąd idąc na Moskwę, gdyby bowiem tak jak chciał książę Józef Poniatowski skierować się na Ukrainę, "odkroić" ją od Rosji i rozpocząć tam pobór nowej armii odrodzonej Rzeczpospolitej, to nie byłoby takiej siły, która byłaby zdolna wówczas pokonać reaktywowaną do życia Rzeczpospolitą i napoleońską Francję. Zresztą Rosjanie nie mogli sobie pozwolić na utratę Ukrainy, musieli więc uderzyć, a wówczas spotkałaby ich totalna klęska i pokój - tak wymarzony przez Napoleona - wreszcie mógłby się ziścić. Co dało bowiem Napoleonowi zajęcie Moskwy? Nic, totalnie nic, a było wręcz wstępem do jego upadku. Józef Piłsudski nie popełnił tego błędu i wiosną 1920 zamiast iść na Moskwę, poszedł na Kijów, którego 7 maja wkroczyło Wojsko Polskie. Mając więc możliwość odreagowania swoich traum z młodości, "w podłej, rosyjskiej szkole" - jak pisał, nie uczynił tego, bo nie miało to militarnego sensu. Sens zaś miało stworzenie niepodległej Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy i Estonii i powiązanie tych państw z odrodzoną Polską, jako bufor odgradzający nas od tego "więzienia ludów" - jak zwano Rosję. Natomiast nasi współcześni dom rośnie znawcy zagadnień militarnych bardzo chętnie wpuściliby nas w wojenny kanał, bo na takiej wojence można wiele ugrać z punktu widzenia polityków (jak choćby - patrząc na Ukrainę - można zarobić na wojnie miliony, a kto wie czy nie miliardy, a poza tym wówczas wprowadzony został by stan wyjątkowy, odbierający nam realnie wolność i prawa, i podporządkowując nas nakazom władz - bo przecież toczymy wojnę).
Dla mnie niestety jest jasne, że ta wojna musi się zakończyć jak najszybciej, gdyż Ukraina sama jej nie wygra (a nawet przy pomocy większości państw NATO nie jest w stanie w wojnie pozycyjnej pokonać Rosję),. My zaś do żadnej wojny wejść nie możemy, tym bardziej - co prawda Rosja stanowi dla nas zagrożenie - nie jesteśmy zupełnie przygotowani na taką wojnę, a nawet jeśli bylibyśmy, to trzeba nie mieć rozumu, żeby ładować się do wojny w interesie obcego państwa i ponadnarodowych ośrodków które mogłyby mieć w tym interes. Jak to się mówi: "Najgorszy dzień pokoju jest lepszy od najlepszego dnia wojny". Nie sądzę też, aby rosyjska gospodarka realnie załamała się w ciągu dwóch lat, uważam to za mrzonki, tym bardziej że wielu analityków którzy wypowiadają takie bezmyślne brednie, nie bierze pod uwagę mentalności "ruskich". Zwykli Rosjanie bowiem (chociażby z tej prowincjonalnej gubinki) gotowi są jeść suchy chleb i popijać go wódką, albo spirytusem, ale cieszyć się że Rosja jest wielka, jest potęgą i wszyscy muszą się z nią liczyć. Spadek poziomu życia dla Rosjanina jest kwestią niezbyt istotną, dla nich liczy się bowiem duma z bycia "ruskim" i to, że wszyscy się ich boją. To jest inna mentalność i tak naprawdę inny świat i żeby ich pokonać trzeba samemu myśleć tak jak oni, a niestety ani polskie społeczeństwo, ani społeczeństwa innych krajów Europy nie są gotowe na znaczne obniżenie poziomu życia, i na kolejne ograniczenia (w tym ograniczenia wolności), w zupełnie dla nich obcej wojnie. To samo też myślą Amerykanie. Na X-ie można poczytać opinie zwykłych Amerykanów, co sądzą nie tylko o "ataku dronowym" na Polskę, ale również o tym, gdzie mają Ukrainę i inne państwa naszego regionu, a jest to miejsce gdzie światło Słońca nie dochodzi - mówiąc kolokwialnie.
Chciałbym się jeszcze odnieść do tego, co różnej maści propagandyści (na przykład pani Eliza Michalik - wyjątkowo agresywna propagandystka o wybitnie... antypolskim ostrzu) wygadują, chwaląc jak zwykle rząd naszego nowego Żełenskiego i to, że ponownie zdaliśmy egzamin (tak jak po Smoleńsku państwo polskie zdało egzamin oddając śledztwo w ręce Moskwy). Otóż drodzy propagandyści spod znaku "sinych razem" i cała reszta tego zgromadzenia naszej polskiej "koalicji chętnych" - Polska została ośmieszona i to na kilka sposobów. Jeśli Moskwa chciała nas przetestować (w co wątpię, ale im się jednak udało), to odnieśli sukces, a okazało się bowiem że jesteśmy całkowicie nieprzygotowani nie tylko do odparcia 19 dronów, które (jak już teraz wiadomo) nie były uzbrojone (były to raczej finki, a nie prawdziwe drony bojowe, czyli innymi słowy sklejki, łączone ze sobą trytytkami i taśmą klejącą). Myśmy przeciwko tym nieuzbrojonym dronom (poinformowani wcześniej przez stronę białoruską), skierowali samoloty bojowe, wykorzystując do zestrzelenia ich rakiety, których koszt odpalenia był większy, niż koszt wszystkich tych dronów razem wziętych które wleciały w naszą przestrzeń powietrzną. Przecież to jest kompletna kpina, to jest ośmieszenie naszego państwa przez ten żałosny rząd, tym bardziej że zestrzelono tylko... 4 drony, reszta albo zawróciła, albo gdzieś wylądowała. Innymi słowy Moskwa już wie że nasza obrona przeciwlotnicza nie istnieje, bo gdyby to nie były sklejki, które wleciały w naszą przestrzeń powietrzną, tylko ruskie migi (też w liczbie kilkunastu samolotów), to co byśmy zrobili? Jak zachowałyby się państwa NATO takie jak Holandia czy Niemcy? przecież to byłby jawny wstęp do III wojny światowej. Przyznam się szczerze że brakuje mi już słów, aby w sposób kulturalny wypowiadać się na temat tego żałosnego nierządu (jak również tego, co dzieje się po stronie opozycyjnej, choć w przypadku Konfederacji uważam że jako jedyni bodajże zachowali zimną krew, szczególnie Mentzen - za którym osobiście nie przepadam).
Mam nadzieję że Polacy nie dadzą się oszukać naszemu nowemu wodzusiowi, Żełenskiemu Donaldowi i całej tej jego zgrai ze swoim przekazem, że oto on teraz stoi tutaj pod biało-czerwonym sztandarem i będzie bronił nas przed Moskwą!!! Im szybciej ten rząd zakończy swoje istnienie, tym będzie lepiej dla nas wszystkich, natomiast bezwzględnie należy się zbroić, tak, aby żadnemu państwu nam wrogiemu nie przyszło nawet przez myśl, żeby można było czy to wlecieć w naszą przestrzeń powietrzną, czy też cokolwiek uczynić przeciwko suwerenności Najjaśniejszej Rzeczpospolitej Polski i jej obywateli!
TO TYLE NA DZIŚ Z MOJEJ STRONY