WYŚWIETLENIA

11 września 2025

WODZU PROWADŹ NA... MOSKWĘ?

CZYLI ROSJA, UKRAINA I DRONY




 Tytuł jest oczywiście jawną prowokacją, całkowicie przeze mnie zamierzoną, gdyż patrząc na to, co się obecnie w naszym kraju odwala, nie mogłem sobie darować tego typu nawiązania. Ponieważ wszyscy już wiemy co się wydarzyło w naszym kraju w dniu wczorajszym, jak to 19 (?) rosyjskich dronów wleciało w naszą przestrzeń powietrzną i jak bohatersko rząd Donalda Tuska walczył z tymi dronami, to obserwując to, co się wówczas działo jak i to, co się obecnie dzieje i jaką narrację stara się narzucić rządowa (ale nie tylko rządowa) propaganda, postanowiłem wyskrobać tych kilka słów, bo jasna cholera mnie bierze gdy widzę że część moich rodaków ulega temu propagandowemu ściekowi, wydobywającemu się z przekazu naszego nowego Wołodymyra Żełenskiego (nawet taką fajną kurteczkę sobie sprawił w typie wojskowym, występując na tle samolotów bojowych, brakuje mu chyba tylko zarostu a la Żelenski, ale to da się dopracować, to są detale).

Chciałbym pewne rzeczy wyjaśnić z mojego punktu widzenia i jednocześnie z mojego toku rozumowania, które nie musi być oczywiście prawidłowe, ale jeśli nawet się mylę, to warto o tym porozmawiać; natomiast słuchanie tego propagandowego gówna które wydobywa się z praktycznie wszystkich rządowych (i opozycyjnych co ciekawe) kanałów, przyprawia mnie o wymioty. Ta antyrosyjska narracja działa na mnie kontrskutecznie, lecz nim ktokolwiek określi mnie "ruską onucą", pragnę od razu wyjaśnić, że ja jestem piłsudczykiem! Dla mnie (zresztą nie tylko dla mnie, bądźmy szczerzy dla Polski w ogóle) Rosja jest głównym wrogiem, przeciwnikiem i konkurentem - tak było jest i będzie, póki Rosja się nie rozpadnie. Rosja od 500 lat stanowi dla Rzeczpospolitej z zagrożenie, ale... czy tylko Rosja jest naszym wrogiem? Przecież wokół siebie (jednak bliżej drugie nieco dalej) mamy państwa, które niczym się od Rosji nie różnią (może tylko skalą antypolskich działań). Są państwa które jawnie udają naszych przyjaciół i sojuszników, a tak naprawdę są wrogami, (niektóre wręcz odwiecznymi wrogami jak choćby nasz zachodni sąsiad, z którym konkurujemy już od ponad 1000 lat). Nie trzeba mniej więc przekonywać to tego, że Rosja stanowi dla Polski realne niebezpieczeństwo. Problem tylko polega na tym, że w tej propagandowej narracji która obecnie ma służyć przede wszystkim wykreowaniu nowego Żełenskiego (czyli naszego "rodzimego" folksdojcza, ryżego szmalcownika) na nowego zbawcę narodu, tylko po to, aby ocalić go od niechybnej klęski całej tej jego pożal się Boże formacji politycznej i jego samego jako premiera - w tej narracji nic mi się nie spina.

Po pierwsze: jak to jest że w polską przestrzeń powietrzną wleciało 19 dronów które miały nadlecieć najpierw z Ukrainy, potem z Rosji, potem jeszcze z Białorusi, a teraz to już w zasadzie nie wiadomo czy przyleciały z Ukrainy czy z Białorusi (bo z tego co mówił chociażby Marek Jakubiak, to zarówno stąd jak i stamtąd). Jeśli przyleciały one z Ukrainy (jako część nocnych nalotów rosyjskich na Kijów i inne ukraińskie miasta), to skąd zostały wystrzelone, bo według mnie nie z Rosji, a prawdopodobnie z Białorusi (gdyż z zasięg takich dronów bojowych, to jest zdaje się ponad 700 km. Czyli nie jest możliwe aby przeleciały one przez odcinek granicy rosyjsko-białorusko- ukraińskiej i wleciały następnie na ponad 200 km. w polską przestrzeń powietrzną). Staram to sobie jakoś uporządkować, bo nawet jeśli drony te wysłane zostały z Rosji z zamiarem niszczenia obiektów na terytorium Ukrainy, natomiast Ukraińcy zagłuszyli te drony, przekierowując je na zachód, w stronę Polski (nie zestrzeliwując ich), to pytanie czy rzeczywiście wysłano je z Rosji, czy też z Białorusi, gdyż odcinek jaki przemierzyły jest zbyt duży na możliwości takiego sprzętu bojowego. Ja oczywiście przechylam się do takiej właśnie możliwości, że drony te zostały celowo (albo nie celowo) przechwycone przez Ukraińców i skierowane na zachód, gdyż powiedzmy sobie szczerze Ukraina obecnie wykrwawia się w wojnie pozycyjnej na wschodzie swego kraju w sposób nieprawdopodobnie duży. Tam nie tyle obecnie potrzeba czołgów, artylerii czy nawet samolotów, ile właśnie ludzi, kolokwialnie mówiąc "mięsa armatniego" którego zaczęło brakować, gdyż duża część Ukraińców po prostu uciekła z kraju, nie chcąc stać się takowym właśnie mięsnym atrybutem wojennym (i też nie ma co się im do końca dziwić, patrząc na ich skorumpowane władze, które zarabiają dziesiątki a nawet setki milionów dolarów czy euro na tej wojnie, skazując zwykłych, prostych Ukraińców na możliwość utraty zdrowia i życia w wojnie, toczonej tak naprawdę przez elity dla elit). Wiadomym też jest, że szczególnie na zachodzie, wśród zachodnich czy to europejskich czy amerykańskich analityków wojskowości, politykach i wszelkiej maści ekspertach dominuje przekonanie, że rosyjska gospodarka jest w stanie głębokiego kryzysu, i to tak dużego, że wcześniej czy później Rosja się gospodarczo załamie, ale niestety zajmie to jeszcze prawdopodobnie około dwóch lat. No i właśnie tutaj mamy problem, bo dwa lata to jest za dużo aby Ukraina przy tych niedoborach zwykłego żołnierza mogła wytrzymać. Przydałoby się więc wciągnąć do tej wojny (na jakieś 2 może nawet 3 lata) jakiś inny kraj, tak żeby dać Ukraińcom odetchnąć, a Moskali w dalszym ciągu osłabiać (tak, aby byli podatni na narzucone im przez Waszyngton propozycje odnośnie współdziałania przeciwko Chinom, bo przecież Amerykanie tutaj głównie widzą zagrożenie dla siebie). Tylko skąd wziąć nowego rekruta, skąd wziąć państwo które mogłoby zluzować Ukraińców na wschodnim froncie. Cóż, po co długo szukać, przecież Polacy są pod ręką i mogą zrobić za nowe "mięso armatnie" w tej grze wielkich interesów i wielkich mocarstw. Ukraina się wykrwawia, nic więc dziwnego że wciągnięcie nas do wojny, byłoby dla nich wybawieniem; nic też dziwnego że nie strącili dronów, które wleciały w naszą przestrzeń powietrzną, gdyż nie było to w ich interesie (zresztą Żełenski zapytany dlaczego nie zestrzelili tych dronów, odpowiedział po prostu że: "Nie zagrażały one bezpieczeństwu Ukrainy!").




Inną dosyć ciekawą sprawą jest fakt, że jeśli nawet Rosjanie zaplanowali (jak chce propagandowy przekaz tuskoidów i niestety również pisowców) celowo wlecieć w naszą przestrzeń powietrzną, aby nas sprawdzić, aby - że tak się wyrażę rozpoznać bojem nasze możliwości obronne, to tutaj też znowu nic się nie spina. W takiej sytuacji najważniejszy jest przecież element zaskoczenia, trzeba sprawdzić jak działa obrona przeciwlotnicza wrogiego państwa, jak szybko nastąpi reakcja, i jak ona będzie wyglądała. Jeśli Moskale chcieli to sprawdzić, to powiedzcie mi proszę jakim cudem Białorusini (którzy przecież są realnie kontrolowani przez Moskwę), już o godzinie 23:00 - 9 września (czyli na pół godziny przed pojawieniem się w naszej przestrzeni powietrznej pierwszych dronów), poinformowali nas i Litwinów (gdzie nie było żadnego zagrożenia, ale pewnie oni o tym nie wiedzieli) że coś niebezpiecznie dziwnego leci w naszym kierunku? Skoro Mińsk poinformował Warszawę (i Wilno) o tym, że lecą w naszym kierunku ruskie drony, to ja się pytam gdzie tu jest element zaskoczenia? Gdzie tu jest możliwość sprawdzenia przygotowań obronnych wroga? przecież to się ze sobą zupełnie nie klei, a rządowa papka propagandowa rozsypuje się niczym domek z piasku. Po co Białorusini nas informowali, skoro Rosjanie chcieli nas przetestować (a być może nawet zaatakować, jak niektórzy sądzą?). A może zdali sobie sprawę że kilkanaście dronów wymknęło się spod kontroli właśnie poprzez zakłócenia systemów dronowych przez Ukrainę (oczywiście taka informacja do Mińska musiała trafić bezpośrednio od Rosjan, bo nie ma innej możliwości) i obawiając się nerwowych ruchów ze strony Polski, woleli zabezpieczyć się przed ewentualnym jakimś naszym głupim działaniem, w stylu wysłania samolotów bojowych, czy chociażby nawet zrzucenie jakiejś rakiety na ich terytorium w ramach retorsji. To wydaje się bardzo logiczne, znacznie bardziej niż cała ta propagandowa papka z sączona nam przez naszego nowego ryżego Żełenskiego i wspierający go obóz "sinych razem".

Swoją drogą jacy oni wszyscy teraz zrobili się bojowi, jacy chętni do "nowej szybkiej wojenki", bo przecież wiadomo że nieprzygotowana do wojny Polska (jak zresztą cała Europa, a sądzę że również USA) wraz z wykrwawioną Ukrainą w ciągu miesiąca pewnie zajmą Moskwę, aby na Kremlu napisać "zabrania się mówić po rosyjsku" (to moja kolejna wrzutka, nawiązująca do planów Józefa Piłsudskiego gdy chodził on jeszcze do gimnazjum w którym zabraniało się tępiło wszelkie przejawy polskości a nauczyciele zabraniali nie tylko mówić po polsku na lekcjach, ale również na przerwach. Wówczas to stwierdził, że jak podrośnie to zdobędzie Moskwę, a na murach Kremla każe napisać słowa: "Zabrania się mówić po rosyjsku". Jednak gdybym miał taką możliwość, gdy zarówno zachodni doradcy francusko-brytyjscy, jak również przedstawiciele rosyjskiej Białej Armii gen. Denikina, namawiali Naczelnika Państwa wiosną 1920 r. do takiego właśnie marszu na Moskwę w celu obalenia bolszewików, on odmówił. Doskonale wiedział bowiem że pójście na Moskwę nic mu nie da, poza początkowym propagandowym wrzaskiem. Wiedział doskonale że Napoleon 1812 roku popełnił błąd idąc na Moskwę, gdyby bowiem tak jak chciał książę Józef Poniatowski skierować się na Ukrainę, "odkroić" ją od Rosji i rozpocząć tam pobór nowej armii odrodzonej Rzeczpospolitej, to nie byłoby takiej siły, która byłaby zdolna wówczas pokonać reaktywowaną do życia Rzeczpospolitą i napoleońską Francję. Zresztą Rosjanie nie mogli sobie pozwolić na utratę Ukrainy, musieli więc uderzyć, a wówczas spotkałaby ich totalna klęska i pokój - tak wymarzony przez Napoleona - wreszcie mógłby się ziścić. Co dało bowiem Napoleonowi zajęcie Moskwy? Nic, totalnie nic, a było wręcz wstępem do jego upadku. Józef Piłsudski nie popełnił tego błędu i wiosną 1920 zamiast iść na Moskwę, poszedł na Kijów, którego 7 maja wkroczyło Wojsko Polskie. Mając więc możliwość odreagowania swoich traum z młodości, "w podłej, rosyjskiej szkole" - jak pisał, nie uczynił tego, bo nie miało to militarnego sensu. Sens zaś miało stworzenie niepodległej Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy i Estonii i powiązanie tych państw z odrodzoną Polską, jako bufor odgradzający nas od tego "więzienia ludów" - jak zwano Rosję. Natomiast nasi współcześni dom rośnie znawcy zagadnień militarnych bardzo chętnie wpuściliby nas w wojenny kanał, bo na takiej wojence można wiele ugrać z punktu widzenia polityków (jak choćby - patrząc na Ukrainę - można zarobić na wojnie miliony, a kto wie czy nie miliardy, a poza tym wówczas wprowadzony został by stan wyjątkowy, odbierający nam realnie wolność i prawa, i podporządkowując nas nakazom władz - bo przecież toczymy wojnę).




Dla mnie niestety jest jasne, że ta wojna musi się zakończyć jak najszybciej, gdyż Ukraina sama jej nie wygra (a nawet przy pomocy większości państw NATO nie jest w stanie w wojnie pozycyjnej pokonać Rosję),. My zaś do żadnej wojny wejść nie możemy, tym bardziej - co prawda Rosja stanowi dla nas zagrożenie - nie jesteśmy zupełnie przygotowani na taką wojnę, a nawet jeśli bylibyśmy, to trzeba nie mieć rozumu, żeby ładować się do wojny w interesie obcego państwa i ponadnarodowych ośrodków które mogłyby mieć w tym interes. Jak to się mówi: "Najgorszy dzień pokoju jest lepszy od najlepszego dnia wojny". Nie sądzę też, aby rosyjska gospodarka realnie załamała się w ciągu dwóch lat, uważam to za mrzonki, tym bardziej że wielu analityków którzy wypowiadają takie bezmyślne brednie, nie bierze pod uwagę mentalności "ruskich". Zwykli Rosjanie bowiem (chociażby z tej prowincjonalnej gubinki) gotowi są jeść suchy chleb i popijać go wódką, albo spirytusem, ale cieszyć się że Rosja jest wielka, jest potęgą i wszyscy muszą się z nią liczyć. Spadek poziomu życia dla Rosjanina jest kwestią niezbyt istotną, dla nich liczy się bowiem duma z bycia "ruskim" i to, że wszyscy się ich boją. To jest inna mentalność i tak naprawdę inny świat i żeby ich pokonać trzeba samemu myśleć tak jak oni, a niestety ani polskie społeczeństwo, ani społeczeństwa innych krajów Europy nie są gotowe na znaczne obniżenie poziomu życia, i na kolejne ograniczenia (w tym ograniczenia wolności), w zupełnie dla nich obcej wojnie. To samo też myślą Amerykanie. Na X-ie można poczytać opinie zwykłych Amerykanów, co sądzą nie tylko o "ataku dronowym" na Polskę, ale również o tym, gdzie mają Ukrainę i inne państwa naszego regionu, a jest to miejsce gdzie światło Słońca nie dochodzi - mówiąc kolokwialnie.

Chciałbym się jeszcze odnieść do tego, co różnej maści propagandyści (na przykład pani Eliza Michalik - wyjątkowo agresywna propagandystka o wybitnie... antypolskim ostrzu) wygadują, chwaląc jak zwykle rząd naszego nowego Żełenskiego i to, że ponownie zdaliśmy egzamin (tak jak po Smoleńsku państwo polskie zdało egzamin oddając śledztwo w ręce Moskwy). Otóż drodzy propagandyści spod znaku "sinych razem" i cała reszta tego zgromadzenia naszej polskiej "koalicji chętnych" - Polska została ośmieszona i to na kilka sposobów. Jeśli Moskwa chciała nas przetestować (w co wątpię, ale im się jednak udało), to odnieśli sukces, a okazało się bowiem że jesteśmy całkowicie nieprzygotowani nie tylko do odparcia 19 dronów, które (jak już teraz wiadomo) nie były uzbrojone (były to raczej finki, a nie prawdziwe drony bojowe, czyli innymi słowy sklejki, łączone ze sobą trytytkami i taśmą klejącą). Myśmy przeciwko tym nieuzbrojonym dronom (poinformowani wcześniej przez stronę białoruską), skierowali samoloty bojowe, wykorzystując do zestrzelenia ich rakiety, których koszt odpalenia był większy, niż koszt wszystkich tych dronów razem wziętych które wleciały w naszą przestrzeń powietrzną. Przecież to jest kompletna kpina, to jest ośmieszenie naszego państwa przez ten żałosny rząd, tym bardziej że zestrzelono tylko... 4 drony, reszta albo zawróciła, albo gdzieś wylądowała. Innymi słowy Moskwa już wie że nasza obrona przeciwlotnicza nie istnieje, bo gdyby to nie były sklejki, które wleciały w naszą przestrzeń powietrzną, tylko ruskie migi (też w liczbie kilkunastu samolotów), to co byśmy zrobili? Jak zachowałyby się państwa NATO takie jak Holandia czy Niemcy? przecież to byłby jawny wstęp do III wojny światowej. Przyznam się szczerze że brakuje mi już słów, aby w sposób kulturalny wypowiadać się na temat tego żałosnego nierządu (jak również tego, co dzieje się po stronie opozycyjnej, choć w przypadku Konfederacji uważam że jako jedyni bodajże zachowali zimną krew, szczególnie Mentzen - za którym osobiście nie przepadam). 

Mam nadzieję że Polacy nie dadzą się oszukać naszemu nowemu wodzusiowi, Żełenskiemu Donaldowi i całej tej jego zgrai ze swoim przekazem, że oto on teraz stoi tutaj pod biało-czerwonym sztandarem i będzie bronił nas przed Moskwą!!! Im szybciej ten rząd zakończy swoje istnienie, tym będzie lepiej dla nas wszystkich, natomiast bezwzględnie należy się zbroić, tak, aby żadnemu państwu nam wrogiemu nie przyszło nawet przez myśl, żeby można było czy to wlecieć w naszą przestrzeń powietrzną, czy też cokolwiek uczynić przeciwko suwerenności Najjaśniejszej  Rzeczpospolitej Polski i jej obywateli! 




TO TYLE NA DZIŚ Z MOJEJ STRONY 
 

ŁZY DLA DŻENTELMENÓW - Cz. I

OPOWIADANIE BDSM OPARTE NA
PRAWDZIWYCH WYDARZENIACH


PRZYJEMNE I "LEKKOSTRAWNE" OPOWIADANIE W STYLU BDSM, OPARTE NA PRAWDZIWYCH ZWIERZENIACH KOBIETY, KTÓRA LATEM 2020 ROKU SPĘDZIŁA MIŁE WAKACJE W TOSKANII. PONIEWAŻ OPOWIEŚĆ JEST AUTENTYCZNA, IMIONA I NIEKTÓRE INNE NAZWY ZOSTAŁY ZMIENIONE






OPOWIADANIE TYLKO DLA OSÓB 18 +






PROLOG
(POLSKA - OKOLICE WROCŁAWIA)


Mój Mąż - którego ja zawsze i wszędzie mam obowiązek nazywać moim Panem, lub moim Mistrzem (wyjątek stanowią tylko wizyty u rodziny, która nie jest uświadomiona w naszych relacjach i wówczas zwracam się do Męża po prostu "kochanie", mam bowiem zakaz zwracać się do Niego po imieniu) - postanowił o tym wyjeździe dość nieoczekiwanie, gdyż początkowo mieliśmy wyjechać na Majorkę, ale pandemia koronawirusa popsuła nam nieco szyki. Mój Pan - po wcześniejszej rozmowie z innymi Dżentelmenami i ich kobietami, z którymi mieliśmy tam wyjechać - podjął decyzję że wakacje jednak się odbędą, a miejscem do którego wszyscy się udamy, będą Włochy, a dokładnie słoneczna Toskania, gdzie Panowie wynajęli dla nas przytulny domek nieopodal Florencji. Choć termin wybrany został z wyprzedzeniem półrocznym, mój Pan kazał mi do tego czasu rozwiązać wszystkie sprawy, które w jakikolwiek sposób mogłyby nam te tygodniowe wakacje uniemożliwić. Dlatego też dzieci oddałam na ten czas mamie, choć najmłodszy, 2-letni Jaś nie pozwala mi nawet na samodzielne pójście do ubikacji i gdy tylko ginę mu z oczu, zaczyna płakać. Musiałam go jednak do czasu naszego wyjazdu powoli przyzwyczajać z moją nieobecnością i moja mama bardzo mi w tym pomogła.
 
Dzień wyjazdu był dniem bardzo nerwowym, a jednocześnie podniecającym i gdy spakowałam rzeczy zarówno swoje (skąpe, letnie sukienki, gorsety, seksowną bieliznę), jak i mojego Pana, On włożył je do bagażnika naszego auta - gdyż ze względu na ograniczenia covid-19 postanowiliśmy pojechać do Włoch samochodem - i ruszyliśmy w podróż pełną niesamowitych przeżyć, na którą ja w podnieceniu bardzo czekałam. Chciałam też spotkać się już z moimi siostrami-niewolnicami, z którymi nie utrzymywałam kontaktu od ponad roku, by wspólnie wymienić się doświadczeniami ze szkoleń naszych Mistrzów, lub ot tak, po prostu poplotkować.





TOSKANIA
DZIEŃ - 1


Dzień w którym przybyliśmy na miejsce był niestety deszczowy. Bałam się że będzie padać przez cały tydzień, a i mój Pan był zmartwiony, obawiając się, że powitanie i inspekcja przybywających niewolnic nie pójdzie tak, jak to sobie wcześniej zaplanowali nasi Mistrzowie. Było już około południa, gdy zjechaliśmy z utwardzonej drogi w pobliżu San Gimignano na wyboistą polną drogę. Stąd ścieżka wiła się dwa lub trzy kilometry wzdłuż winnicy, aż do bramy prowadzącej na posesję naszej willi. Widok zapierał dech w piersiach - nawet w ten deszczowy dzień. Pośrodku wzgórza, otoczony gęsto porośniętymi winoroślami i gajami oliwnymi, stał duży, stary dom wiejski. A dookoła roztaczał się widok toskańskich gór, cyprysów i lasów. Naprawdę fantastyczna, choć nieco kiczowata oprawa na wyjątkowy tydzień. Solidna kamienna podłoga, duży kominek w holu i stary łuk na parterze wciąż przypominały o pierwotnym domu wiejskim. Duża kuchnia i piękne sypialnie z własnymi łazienkami zostały zmodernizowane dla zepsutych turystów - takich jak my. I oczywiście był fantastyczny basen.
 
Pozostali goście również przybywali późnym popołudniem i wieczorem. Byli to: Pan J, samotny dżentelmen, Lelia ze swoim Panem, Helena ze swoim Mistrzem, Polina ze swoim Panem, oraz Roza, samotna niewolnica, która przybyła tu sama, co Mistrzowie uznali za godny podziwu i niesamowicie odważny krok. Łącznie były więc 4 pary, jeden Mistrz i jedna niewolnica. Mój Pan przyjął niewolnice przy bramie. Musiały one natychmiast zdjąć wszystkie elementy swojej garderoby. Z zasłoniętymi oczami i zakneblowanymi ustami, zabrano dziewczęta do głównego holu. Tam zostałyśmy ustawione i pozostawione w pozycji Drugiej (stojąc z rękami założonymi za szyją). Panowie dokładnie przyjrzeli się dziewczętom i pokazali im pozycje, których dziewczyny musiały się nauczyć w ramach przygotowań do szkolenia. Po skończonej inspekcji pozwolono nam zdjąć knebel oraz opaskę z oczu i powitano nas kieliszkiem szampana - oczywiście z czułym pocałunkiem.
 
Pierwszy wieczór był przytulnym wieczorem powitalnym, podczas którego ustawiono poduszki, na których niewolnice mogły klęczeć na podłodze (kamienna podłoga była dość twarda). W holu do haka w suficie przymocowano słup, na którym można było łatwo zawiesić niewolnicę za jej kajdanki - które każda z nas miała założone u rąk i nóg. W międzyczasie mogliśmy rozmawiać przy szampanie i przekąskach. Rozmawialiśmy ochoczo i serdecznie między sobą, ponieważ z powodu ograniczeń w kontaktach i ostrzeżeń dotyczących podróży nie widzieliśmy się zbyt długo. Od czasu do czasu jeden lub drugi Dżentelmen wziął niewolnicę (lub dwie) i pozwolił im się trochę rozpieszczać, ale nie to było głównym celem tego wieczoru. A potem w pewnym momencie późnym wieczorem przygnębiający deszcz w końcu ustał i pozwolił nam na tydzień najlepszej toskańskiej pogody. Ten tydzień dla nas właśnie się rozpoczął.




TOSKANIA
DZIEŃ - 2


Od rana drugiego dnia pobytu w naszej willi uprawialiśmy sport. Smutne, ale prawdziwe, pierwszą naprawdę masochistyczną torturą pierwszego ranka w naszej willi, był bieg górski. Mój Mistrz i ja naprawdę nie mogliśmy się doczekać, kiedy w końcu będziemy mogli razem biegać. Tak jak w czasach, kiedy nie mieliśmy jeszcze dzieci i nie trzeba było uważać, żeby sobie nie zrobili nawzajem krzywdy (a moje chłopaki są dość zadziorne). Jedyną trasą, którą można było przejść z willi, było wejście na naprawdę strasznie stromą górę, którą potem musieliśmy zejść równie stromo. Droga przez mękę. Ale wszystko zrekompensował nam czarujący widok: poniżej w dolinach wciąż unosiły się ostatnie chmury deszczu minionych dni, a nad porannym łagodnym słońcem lśniło winorośle i cyprysy. Drugą rekompensatą był basen, w którym mogliśmy się ochłodzić po biegu - i to jest moje wielkie marzenie: pobiegać, a potem nago wskoczyć do orzeźwiającej wody! Pływanie nago w wodzie to naprawdę najpiękniejsza rzecz na świecie. Człowiek jest najgłupszą istotą na świecie, skoro wchodząc do wody zakłada kostium kąpielowy. Czy ktoś to pojmuje?




Potem nastał spokojny poranek, jakiego mały niewolnik we mnie mógł sobie tylko zażyczyć: my niewolnice przygotowywałyśmy śniadanie dla naszych Panów w kuchni i przynosiłyśmy im do stołu, podczas gdy Panowie siedzieli wygodnie w porannym słońcu i rozmawiali. Cieszyłam się że wreszcie mogę spokojnie przygotować posiłek i zaparzyć kawę dla mojego Pana, bez kogoś wiszącego na mojej nodze, lub szukającego mnie wzrokiem po pokoju i z zapłakaną twarzą cedzącego słowo "ma-ma" 😉. W czasie przygotowywania śniadania wszystkie niewolnice ubrane były w bardzo skąpe stroje, mój Pan pozwolił mi dziś założyć krótką białą spódniczkę, która nie zakrywała nawet połowy moich pośladków i równie krótką białą koszulkę, odkrywającą moje ramiona, brzuch i pępek. Majtki i staniki oczywiście dla nas wszystkich były kategorycznie zakazane, podobnie jak rozpuszczone włosy, które każda z nas spięła w warkocze lub w kok. Podczas śniadania mój Pan nakarmił mnie ze swojego talerza, a ja usiadłam obok niego na podłodze z moją włoską kawą. Później przy basenie my, niewolnice, leżałyśmy obok siebie na leżakach w słońcu, smarowałyśmy się kremami i wymieniałyśmy wiadomościami, plotkami i uczuciami. Było bardzo siostrzanie, bardzo uczciwie i bez żadnego tabu. Wystarczy przyzwyczaić się do takiego życia, a kiedy już to nastąpi, nie będziesz chciała tego porzucić i ponownie wrócić do tak zwanego "normalnego świata". Po prostu będziesz już częścią nowego świata i w nim się cała rozpłyniesz.
 
W pewnym momencie mój mistrz zabrał mnie znad basenu, bym sprawiła mu radość, robiąc najlepszego loda, jakiego tylko potrafię. Oczywiście wszystkie byłyśmy ciągle dostępne dla naszych Panów w dowolnym momencie i bez żadnych ograniczeń. Poszłam więc za Nim i zgrabnie uklękłam między jego nogami. Potem lizałam Jego jądra i kutasa moim ciepłym językiem, aż mój Mistrz miał dość moich ust. Kazał mi przyprowadzić dla niego moją siostrzaną niewolnicę Polinę i kazał mi uklęknąć obok jej Pana i czekać na dalsze rozkazy od niego. Posłuchałam grzecznie, a rozkaz Mistrza Poliny był taki, żebym wyjęła jego kutasa ze spodni. Następnie kazał mi wziąć go do ust i trzymać tak, dopóki nie stało się to dla niego zbyt niewygodne. Wstał więc i poszedł do następnego łóżka obok mojego Pana i Poliny. Tam przerzucił mnie przez kolano i mocno bił mnie w tyłek. Potem zrobił krótką przerwę i ponownie wrócił do bicia, wykonując gwałtowne ciosy ręką w mój nagi tyłek. Gdy skończył, podziękowałam grzecznie za klapsy, choć było wyraźnie widać że łzy napłynęły mi do oczu. Była to przyjemność dla mojego Pana, a także bolesna przyjemność dla mnie. Mój Pan wyjaśnił też Panu Poliny, że moje łzy nie powinny być dla niego powodem do przerwania bicia, a Pan Poliny natychmiast znalazł poetyckie słowa na moje żałosne szlochanie: nazwał moje łzy: "perłami dla Dżentelmenów". Wydało mi się to tak piękne, że musiałam od razu zanotować je w pamięci.




 O jedenastej nas, niewolnice wezwano do wielkiej sali i miałyśmy tam stać przed kominkiem. Tam dowiedziałyśmy się, że Polina będzie dzisiaj tą, która zostanie rytualnie ukarana. Związano więc jej ręce, a Panowie zabierali się do pracy z wybranymi przez siebie "instrumentami". Ja dziś miałam być tylko dodatkiem i pełnić rolę "pocieszycielki" - było to bardzo siostrzane stanowisko. Stałam w pobliżu, a jeśli Panowie zrobili sobie przerwę w wymierzaniu Polinie batów, miałam ją pocieszać i trochę ochłodzić piekące ją pośladki. Kara Poliny była bardzo onieśmielająca dla reszty nas, niewolnic, a jej zachowanie było godne podziwu. Już w międzyczasie szeptała do mnie podczas przerw, że nie muszę się martwić, widać bardzo jej się to podobało i tego właśnie potrzebowała. Polina naprawdę doceniała otoczenie, które zaoferowała nam toskańska willa: niesamowicie piękne otoczenie, całkowite odosobnienie, brak powodu by tłumić krzyki i polecenia naszych Panów. Potem opisała to najpiękniejszymi słowami i była bardzo szczęśliwa, że mogła spędzić tyle czasu w swojej "podprzestrzeni". Jej zachowanie sprawiło, że zaniemówiłam i oczywiście miałam wielki szacunek, a także dużo strachu przed dniem, w którym to mój Pan wymierzy mi taką karę. Mój Pan przyciągnął mnie do siebie (siedział przede mną na krześle) i pocałował mnie z taką zawziętością, że gotowa byłam natychmiast oddać mu się w całości.
 
Gorący, ekscytujący i pełen napięcia dzień powoli dobiegał końca, gdy przybyła ostatnia para: moja słodka siostra-niewolnica Samanta i jej Pan. W pełnym kręgu mogłyśmy tego wieczoru jeść razem z naszymi Mistrzami przy długim stole obok basenu o zachodzie słońca. Życie było takie, jakie powinno być: dobra muzyka, zabawa, wyluzowane i żywiołowe dziewczyny, nasi kochani Mistrzowie, a nad nami rozgwieżdżone niebo. Później tej nocy mój Mistrz posadził mnie przy ścianie obok basenu na wygodnej dla niego wysokości i rozpieszczał językiem, który był dla mnie naprawdę najpiękniejszą rzeczą, jaką mogę sobie wyobrazić. Tak więc obserwowana przez błyszczące gwiazdy i pośród moich tańczących przyjaciół, pozwolono mi osiągnąć tego dnia wielki finał.




TOSKANIA
DZIEŃ - 3


Trzeci dzień rozpoczął się dobrą włoską kawą w porannym słońcu, którą pozwolono mi pić nago u stóp mojego Pana. Wkrótce potem sporządzono nazwy kar dnia, a dzisiaj uderzyło to w Rozę, pocieszaną przez Lelię. Codzienna kara z pewnością wywarła pożądany wpływ na nas, niewolnice. Unosiłyśmy się w napięciu i niepewności, dopóki nazwiska nie zostały ogłoszone. Potem niecierpliwie czekałyśmy na karę, nie uciekając przed naszym losem. Imiona niewolnic losowano zwykle rano, a chłosta odbywała się późnym popołudniem. Panowie zaplanowali to bardzo czule, trzeba im to przyznać. Byłam podekscytowana każdym losowaniem. Z jednej strony bałam się, że właśnie mnie wybiorą, z drugiej tak bardzo pragnęłam, aby moje imię zostało wyczytane, a napięte oczekiwanie dobiegło końca. Dzień wcześniej mogłyśmy obserwować surowość kary naszych Mistrzów na Polinie, a miecz Damoklesa wciąż unosił się nad każdą z nas.
 
Tego dnia miałam wiele okazji, by służyć różnym Dżentelmenom. I nie zawsze chodziło tylko o dobre samopoczucie seksualne Mężczyzn. Na przykład rano pozwolono mi zrobić panu J. obszerny masaż. Jego leżak był wygodnie umieszczony w cieniu, olejek do masażu był gotowy i mogłam wówczas udowodnić swoje umiejętności masażystki. Byłam oczywiście naga i starałam się raz po raz dotykać Pana swoimi piersiami - tak przez przypadek - jak nauczył mnie mój Mistrz. Później inny Pan poprosił o "książkę audio", co oznaczało, że mogłam usiąść obok Niego i czytać wybraną przez Niego książkę, podczas gdy inna niewolnica "opiekowała" się jego penisem. Kiedy przyszło do codziennej kary i ręce Rozy były zakute w kajdanki i przywieszone do rusztowania, byłam bardzo spięta. Roza przybyła do willi jako samotna niewolnica i nie miała ze sobą "swojego" Pana, który znałby ją od podszewki, tak jak inne dziewczyny. Nasi Mistrzowie potrafią zinterpretować każdą najmniejszą reakcję w nas, dlatego też podczas ciężkiej nauki wiemy, że zawsze jesteśmy dokładnie tam, gdzie chcą. Ale jak to by było w przypadku Rozy? Kara szybko stała się bardzo interesująca dla nas wszystkich, łącznie z samą Rozą: ślady i krwawe paski na jej ciele pojawiły się z zapierającą dech w piersiach szybkością. Moją pierwszą reakcją była totalna zazdrość. W bardzo krótkim czasie można było zobaczyć na jej tyłku, gdzie uderzyły ją bicze: w uda, piersi, plecy i oczywiście pupę. Mój Pan zawsze musi tak ciężko pracować, żeby zobaczyć takie ślady na moim ciele. A z Rozą stało się to tak szybko!
 
Ale bardzo szybko zgodziłam się, że nie mogę być zazdrosna o tę rzekomą zdolność. Początkowo Panowie nie byli pod wrażeniem reakcji skóry Rozy. Kiedy jednak jej tyłek wyglądał naprawdę przerażająco, obawy przeważyły i wśród Dżentelmenów pojawiły się wątpliwości czy w ogóle będzie mogła kontynuować swój pobyt w willi i brać udział w naszych zabawach. Rzeczywiście, w kilku miejscach na jej tyłku pękła skóra i zaczęła krwawić. Panowie zakończyli więc zabawę. Roza była wyraźnie rozczarowana, że nie otrzymała takiego lania jak Polina. W kółko powtarzała, że tak naprawdę nie czuje się źle, a jej ciało może jeszcze wiele wytrzymać. My, dziewczyny, jesteśmy tak różne, żadna nie jest taka jak inne. Oczywiście musiałyśmy wciąż podziwiać osiągnięcia naszych Panów i wyrażać nasz entuzjazm, gdy ciało Rozy pokrywały krwawe pasy.  
 
Tego wieczora mój Pan kazał mi włożyć ciasny, czerwony gorset odsłaniający moje piersi, czarny pas do pończoch i czarne pończochy. Na stopy włożyłam czarne szpilki ze złotym paskiem - prezent od mojego Mistrza. Oczywiście cały czas robiłam się na bóstwo i czułam, jakbym malowała się dwadzieścia razy dziennie. Tego wieczora nałożyłam na usta ciemnoczerwoną szminkę, błękitny cień do oczu i najpiękniejszą biżuterię jaką posiadałam. Pozostałe niewolnice również były bardzo seksowne i prowokacyjnie przygotowane do obiadu. Podawałyśmy naszym Mistrzom przygotowane przez nas dania, chodząc wokół nich na wysokich obcasach - i flirtując z nimi - niczym modelki po wybiegu. Jestem pewna że widok krzątających się w tę i z powrotem niewolnic na tle zachodzącego słońca, musiał bardzo podobać się naszym Panom.
 



Po obiedzie zostałyśmy niewolnicami jednego z panów w dużej sali. Piękne, prowokacyjne i seksowne, siedziałyśmy na przydzielonych nam miejscach, póki inni Panowie nie weszli i nie przyjrzeli się nam, niczym żywemu inwentarzowi, który miał im osłodzić dzisiejszy wieczór. Chodzili, sprawdzali, oglądali i dotykali swój towar, a my musiałyśmy wykonywać wszystkie polecenia, jakie padły z Ich ust. Pan Leli kazał mi pokazać tyłek i westchnął że: "nie ma jeszcze nic do oglądania". Następnie wziął mnie na ręce i położył nad stołem, a następnie kazał wypiąć moje pośladki w jego stronę i mocno "ogrzał" je swoją dłonią. Musiałam liczyć każde uderzenie, ale ostatecznie Mistrz nie był zadowolony ze swojego dzieła i sięgnął po inne "instrumenty wychowawcze". Najbardziej bolesna była gruba laska, za pomocą której skrupulatnie rysował regularne linie na moich pośladkach, często kilka razy w tym samym miejscu, aby stworzyć naprawdę prostą i trwałą linię. Ból był intensywny, ale moje myśli krążyły tylko wokół pytania czy wystarczająco ładnie ukazuję Mistrzowi swój tyłek i czy On jest ze mnie zadowolony. Chciałam, żeby mój Pan, gdyby spojrzał w moją stronę, zobaczył jak dobrze i cicho przyjmowałam ciosy i że zawsze miałam ładnie wygięte plecy, tak jak nauczył mnie mój Mistrz.




Chociaż byłam bardzo zajęta tą myślą, wciąż słyszałam jak inne niewolnice jęczą z bólu lub z przyjemności. Szczególnie dwie niewolnice jęczały z wielką przyjemnością i to coraz głośniej. Były to Lelia i Polina. Było to niezwykle zabawne i mnie samej chciało się śmiać, szczególnie jak słyszałam głos Lelii, która brzmiała niczym mała dziewczynka prosząca o lizaka. A tymczasem Pan Lelii kontynuował pracę wokół mojej sempiterny i bolesne, ciągłe ciosy, spadające na mój tyłek spowodowały, że bardzo szybko przestałam myśleć o całej reszcie i skupiłam się na tej niezwykłej chwili. Ostatecznie Pan Lelii był bardziej zadowolony ze swojej pracy, a mój tyłek pokrywały czerwone ślady i linie, będące nagrodą każdego dobrego niewolnika. Gdy skończył, gwałtownie przewrócił mnie na stole na plecy i przysunął sobie krzesło, po czym przystąpił do wylizywania mi szparki. Byłam więc lizana, leżąc na obolałym tyłku na twardym stole. Mistrz sprawiał mi ogromną przyjemność, a ja z każdą sekundą byłam bardziej napalona, choć nie wolno mi było się poruszyć. Całe szkolenie z moim Panem, potrzeba poddania się Jego woli, wszystko to w końcu się opłaciło. Może też atmosfera tamtego miejsca, tamtej, odosobnionej od świata willi i naszego towarzystwa - w każdym razie pozwolono mi trzykrotnie zaznać wówczas radości - trzykrotnie!
 
Następnie Mistrz Lelii wyjął z torby - którą trzymał przy sobie - małą tabliczkę i kawałek kredy i położył je przede mną. Kazał mi napisać w czym byłam szczególnie dobra. Czułam się jak mała uczennica, gdy napisałam "klapsy". Następnie Pan Lelii wyciągnął ze spodni swojego penisa i kazał mi go celebrować ustami. Mój Mistrz przywiązuje do tego bardzo dużą wagę, a ja zawsze zaczynam od jajek, delikatnie i wilgotno liżę cały worek wokół penisa, a dopiero potem biorę go głęboko w usta. Od czasu do czasu pomagam sobie ręką i znów wracam językiem do jajek, liżąc tam wszystko, podczas gdy moja wilgotna dłoń nadal szarpie kutasa. Mój Pan cieszy się tym, dopóki nie chwyta mnie za głowę swoimi rękoma i ostro pieprzy mnie w usta, aż do rozwiązania. Gdy więc lizałam Pana Lelii, od czasu do czasu spoglądałam na niego jak mała dziewczynka, do czego też mój Pan przywiązuje wielką wagę, aż język jego ciała sprawił, że zrozumiałam, iż teraz chce wejść do moich ust. Przyjęłam go więc całego i zwiększyłam tempo, aż się zrelaksował i był ze mnie zadowolony gdy wszedł w moje wilgotne usta.
 
Potem był mały konkurs dildo dla nas, niewolnic. Powinnyśmy zawsze stawać dwójkami i wkładać do ust podwójne dildo, każda z jednej strony. Zwyciężczynią została ta dziewczyna, która miała najbardziej "pojemne" gardło. Nie byłam najgorsza, ale też zdecydowanie nie najlepsza. Z absolutnym podziwem patrzyłam jak Polina i Samanta, na znak Dżentelmena trzymającego dildo, wzięły to coś tak głęboko w gardła z zapierającą dech w piersiach prędkością, że mogły nawet pocałować się na środku. Niesamowite. Było to tak imponujące, że musiały to zrobić po raz drugi, ale tym razem miały rzeczywiście pocałować się na samym środku tego przyrządu. My, niewolnice, musiałyśmy bez zazdrości przyznać, że obie były po prostu lepiej wyszkolone w tym względzie i biłyśmy im brawo, gdy ostatecznie musnęły się ze sobą ustami.




Pod koniec wieczoru pozwolono mi wykonać seksowny taniec na kolanach Pana Samanty. Jak nauczył mnie mój Mistrz, pocierałam tyłek o jego krocze, od czasu do czasu tańcząc tak, że moje piersi dotykały jego twarzy. Oczywiście spoglądałam na mojego Pana, aby zobaczyć czy i On mnie obserwuje i czy jest również ze mnie zadowolony (Jego uśmiech pokazał mi że jest). Kiedy potem nadal siedziałyśmy razem, ja i Samanta na podłodze, powiedziała mi szeptem jak wspaniałe było to moje oddanie dla mego Pana. Przyznałam że i ja to w niej dostrzegam. Ten blask w oczach Samanty, gdy patrzy na swojego Pana, to jest ten sam blask bezwarunkowej miłości, który widzi się w oczach dobrego szczeniaka dla jego pana. W obecności swojego Pana może być sobą, może być słaba, może być małą dziewczynką i widać że jest Mu za to bardzo wdzięczna. Rozmawiałyśmy również o tym, jak wygląda związek D/s na starość i Samanta również dużo na ten temat myślała. Ona i jej Pan byli bowiem najstarszą parą w willi. Ale muszę szczerze powiedzieć, że nie dostrzegam jej wieku. To, co widzę, to prawdziwie oddaną niewolnicę i dobrego Pana. Wiek bowiem jest dla mnie prawie niewidoczny w parach D/s. Czy młody czy stary, gruby czy chudy - to, co widzę (i mój Mistrz czuje to samo), to wewnętrzne nastawienie, które jest tysiąc razy ważniejsze niż zewnętrzność. Najpiękniejsza osoba nie może mnie długo fascynować, jeśli nie pasuje do niej wewnętrzne piękno. I odwrotnie, nie widzę fizycznych wad u ludzi, którzy mają diament w swojej duszy i widzą świat tak, jak ja go widzę. Zwłaszcza jeśli chodzi o siostrzane niewolnice.



KONIEC PIERWSZEJ CZĘŚCI 

Pisałem już kiedyś, że ja również jestem ogromnym miłośnikiem spankingu i uważam że jest to bardzo ciekawe doświadczenie, móc kompleksowo "wytrzepać" pupę swojej kobiety. Oczywiście nie chcę tutaj nikogo urazić, i mam nadzieję że nie urażam też żadnej społeczności, chociaż, kto wie? 
🤔🥴😉

WALKIRIA - CZYLI DLACZEGO HITLER ZDOBYŁ WŁADZĘ W NIEMCZECH? - Cz. II

CZYLI CO SPOWODOWAŁO ŻE REPUBLIKA WEIMARSKA ZMIENIŁA SIĘ W III RZESZĘ? PLANY I MARZENIA  Cz. I " GDY WYBUCHNIE WOJNA, NIE DA SIĘ PRZEWI...