WYŚWIETLENIA

10 sierpnia 2025

RAPORT GEHLENA - Cz. II

CZYLI JAK TO NIEMCY ZAMIERZALI
STWORZYĆ WŁASNY RUCH OPORU,
WZORUJĄC SIĘ NA POLSKICH D
DOŚWIADCZENIACH
KONSPIRACYJNYCH


RAPORT GEHLENA
Cz. II




CZĘŚĆ I. SYTUACJA PRZED POWSTANIEM WARSZAWSKIM



C. 18-DNIOWA KAMPANIA POLSKA




(Tytuł tego podpunktu w raporcie Gehlena to kolejny wytwór niemieckiej propagandy, mający pokazać, że Niemcom poszło w Polsce bardzo łatwo i że w ciągu 18 dni rozbili Wojsko Polskie i zajęli kraj. W rzeczywistości po pierwszych sukcesach, impet niemieckiego naporu słabnął, front zaczął się stabilizować w rejonie Wisły. Zaczynała się wojna pozycyjna, z tym że z polskiej strony były śmiałe plany wielkiego kontruderzenia, mającego wyzwolić większość kraju. Poza tym Niemcy całkowicie pominęli potężną Armię Poznań, stojącą w Wielkopolsce - w ogóle nie atakowanej przez pierwsze dni. Ta Armia, w połączeniu np. z Armią Pomorze, Armią Łódź i Armią Prusy, byłaby w stanie zamknąć w potężnym kotle dwie najpotężniejsze niemieckie armie 8 i 10 i je całkowicie unicestwić. Likwidacja tych armii - stanowiących główny trzon niemieckiego natarcia - przesądziłaby o klęsce Niemiec już na samym początku wojny, choć walki wciąż jeszcze by trwały, niemiecki impet jeszcze bardziej by osłabł. O polskiej klęsce we wrześniu - choć należy pamiętać że ostatnie walki trwały jeszcze w październiku 1939 r. dlatego też twierdzenie o 18-dniowej kampanii jest czystą niemiecką propagandą - przesądziło tylko jedno wydarzenie, sowiecki atak z 17 września, czyli cios w plecy od Stalina. Tylko to spowodowało że Niemcy wygrali ową "18-dniową kampanię w Polsce"). Niemiecki Wehrmacht jak oczyszczająca burza przerwał nieznośną polityczną atmosferę, miażdżąc w osiemnaście dni polskie armie, którym wydawało się że są nie do pokonania. Jak widmo uleciały wszystkie sny o mocarstwowej potędze. Większa część pokonanej armii dostała się do niemieckiej niewoli, mniejsza do sowieckiej, a reszta uciekła za granicę lub ukryła się na terenie kraju, podobnie jak członkowie rządu i administracji państwowej. W tej sytuacji przed Polską stanęło pytanie: jakie kręgi i jaka wewnętrzna siła przejmie zadanie dalszego kształtowania życia narodowego? W ciągu dziejów naród polski dostarczył dowodów, że nawet pozbawiony własnej państwowości oraz własnej ochrony militarnej zdolny jest przez wiele generacji zachować żywotność.



D. SYTUACJA PO ZAKOŃCZENIU KAMPANII




Jak rzadko kiedy w przeszłości, po zakończeniu osiemnastodniowej kampanii nie było tak dobrej okazji do trwałego porozumienia polsko-niemieckiego (problem polegał na tym, że po pierwsze Niemcy takiego porozumienia wówczas nie szukali, a po drugie... nie mieliby z kim podjąć takich rozmów, bowiem wszystkie kręgi polityczne Polski stawiały na dalszą wojnę aż do pełnego zwycięstwa i wyzwolenia kraju). Zmiecenie ze sceny całkowicie nieprzejednanych elementów narodu polskiego oczyściło drogę dla roztropniejszych środowisk. Naród mógł się sam przekonać, że został przez swój dotychczasowy rząd sprowadzony na manowce (błąd! To wszystko było zaplanowane przez polskich analityków - należy bowiem zauważyć że zakładano nawet częściowe lub całościowe zajęcie Polski przez Wehrmacht - błędem było tutaj przeświadczenie że Sowieci pozostaną neutralni w tym konflikcie. Mimo to walka miała być dalej kontynuowana, tym razem przy pomocy Francji i Anglii. Nie przewidziano tylko dwóch rzeczy - sowieckiego ataku od wschodu {to znaczy przewidziano, bo raporty były jednoznaczne, ale łudzono się nadzieją że do tego nie dojdzie} i tego, że... Francja straci chęć do jakiejkolwiek wojaczki, nawet tej w obronie własnej niepodległości - stąd uważam że przywrócenie białej flagi Burbonów - tylko bez złotych kwiatów lilii - byłoby prawdziwym podkreśleniem francuskiej państwowości). Szczególnie wyraźny stał się wpływ żydowskiego rozkładu, obejmujący wszystkie dziedziny życia państwowego i narodowego. Jest czymś głęboko tragicznym, że niesprzyjające okoliczności uniemożliwiły urzeczywistnienie tego porozumienia.



E. WALKA O NARÓD POLSKI




O pozbawiony swojej armii i państwowości naród wielkie mocarstwa rozpoczęły zaciętą i długotrwałą walkę. Poza niemieckim czynnikiem mocarstwowym od samego początku ujawnił się przy tym czynnik anglo-amerykański oraz sowiecko-rosyjski, przy czym Polacy nastawieni narodowo (National-Polen) oparli się na Anglo-Amerykanach, a Polacy nastawieni pro-sowiecko (Sowjet-Polen) na Sowietach.


1. ZE STRONY NIEMIECKIEJ 


Chociaż do chwili wybuchu konfliktu niemiecko-rosyjskiego pod niemiecką kontrolą znajdowała się tylko zachodnia część dawnego polskiego obszaru państwowego (pamiętajmy że Gehlen swój raport pisał na przełomie roku 1944 i 1945, gdy już było nie tylko wiadomo że Niemcy tę wojnę przegrają, ale nawet to, że Polska najprawdopodobniej otrzyma dotychczasowe niemieckie ziemie wschodnie. Mimo to język jego korespondencji jest taki, jakby pisał to gdzieś na początku albo w środku wojny, co też pokazuje, że był to bardzo inteligentny - można wręcz powiedzieć że w kilku aspektach nawet genialny - niemiecki nacjonalista) od samego początku istniała możliwość ogólnego rozwiązania polskiego problemu (? 🤭), ponieważ na obszarze zajętym przez Niemcy mieszkała przeważająca część polskiej ludności. Poprzez kampanię rosyjską również część wschodnia przypadła Niemcom. Nie ma tu miejsca, aby przedstawiać drogę obraną przez stronę niemiecką. Natomiast musimy o niej wspomnieć, ponieważ powstanie polskiego ruchu oporu, a w szczególności rozbudowa jego sił zbrojnych, jest z nią w sposób istotny powiązana. Szczególnie podkreślić należy następujące aspekty niemieckiej polityki narodowościowej w regionie nadwiślańskim:

  • wykreślenie nowej granicy 
  • narodowościowa komasacja gruntów (przesiedlenie)
  • lista narodowościowa 
  • Generalne Gubernatorstwo

Po 1939 r. powtarzała się sytuacja, stwarzająca narodowi polskiemu okazję do zmiany nastawienia wobec Niemiec. Należy tu wymienić następujące kwestie:

  • wybuch wojny niemiecko-rosyjskiej
  • Katyń
  • Komitet Lubelski
  • koniec powstania warszawskiego
  • sowieckie roszczenia terytorialne itp.

Możliwości te zostały rozpoznane przez stronę niemiecką i przedstawione narodowi polskiemu. Jakkolwiek były one oczywiste i wydawały się atrakcyjne dla szerszych warstw, nie zaowocowały ostatecznie żadnymi sukcesami (Niemcy nigdy nie przedstawiły stronie polskiej, czy to rządowi Rzeczypospolitej na Uchodźstwie, czy też Armii Krajowej żadnych propozycji "unormowania" wzajemnych stosunków. Co prawda pewne niemieckie instytucje próbowały nawiązać kontakt i rozpocząć jakąś formę dialogu, ale stało się to albo za późno - w końcowej fazie wojny, gdy było już pewne że Niemcy tę wojnę przegrają, a poza tym po bezmiarze zbrodni, jakie niemieccy żołnierze okupacyjni popełnili w Polsce, jakakolwiek forma dialogu i próba nawiązania współpracy, musiała się zrodzić chyba jedynie w zupełnie niczego nieświadomej i naiwnej głowie. Zbyt wiele mordów zostało popełnionych, zbyt wiele nienawiści, aby można było o tym zapomnieć, wybaczyć i przejść do porządku dziennego, tutaj Gehlen zachowuje się niczym nieświadomy skali niemieckich zbrodni na Polakach ignorant).




Znamienne jest, że warstwa przywódcza narodu polskiego w wysokim stopniu nordycka i w dużej części mająca w żyłach niemiecką krew (na terenie dawnej Rzeczpospolitej żyły różne narodowości, nie tylko Polacy, ale ogromna większość z nich czuła się właśnie Polakami, jeśli nie w sensie etnicznym, to na pewno w sensie politycznym i kulturowym. Moja rodzina też była zlepkiem najróżniejszych narodowości - począwszy od rodziny ze strony mego ojca o korzeniach niemieckich, poprzez rodzinę mojej mamy - ojciec mej babci należał do Komunistycznej Partii Polski i zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym w Gross-Rosen w 1943 r, jak również jakieś boczne linie rodziny mamy, wśród których byli również członkowie... UPA - Ukraińskiej Powstańczej Armii. Zaś mój pradziadek od strony ojca, syn pruskiego oficera, poddanego cesarza Wilhelma II - walczył w Armii Hallera, formowanej z Polaków we Francji i walczącej z Niemcami podczas I Wojny Światowej, a następnie w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. i zawsze uważał się za Polaka. Był Hallerczykiem, a ja jestem Piłsudczykiem, i co? Nie ma to znaczenia, bowiem obracamy się tutaj w ramach jednej patriotycznej formacji, mającej jedynie różne pomysły na Polskę. Swoją drogą ciekawe - ja sam jestem Polakiem z niemieckimi korzeniami, a moja Dama jest Francuzką (ale ma też obywatelstwo polskie) - dzieci zrodzone z takiego związku - mieszanka wybuchowa? 😊. A to, że w ogóle następowały takie rotacje, to jest oczywiste, np. gen. Józef Haller pochodził ze spolonizowanej niemieckiej rodziny von Hallenburgów, zaś np. kat Powstania Warszawskiego - Erich von dem Bach-Zelewski pochodził z etnicznie polskiej rodziny, a jeszcze jego dziadek nie znał nawet jednego słowa w języku niemieckim. Narodowość polska bowiem nie opierała się na szacunku etnicznym czy rasowym, a jedynie kulturowym. Zresztą jeśli mamy być do końca szczerzy, to przecież Niemcy w sporej części powstali ze słowiańskich plemion, niegdyś zamieszkujących ziemie między Łabą a Renem, więc mowa o "niemieckiej krwi" wypada tutaj raczej żałośnie) uparcie odrzucała porozumienia (Gehlen tutaj znów wybiega w sferę marzeń - żadnych porozumień nie było, więc nie było co odrzucać)

W tym kontekście należy również zaznaczyć, że bardzo niewielu spolonizowanych Niemców (w Warszawie polonizacja świeżej daty, w Krakowie dawniejsza) odnalazło drogę powrotu do narodu, z którego pochodzili (tutaj Gehlen znów udaje ignoranta - nie mówi bowiem dlaczego, skoro państwo polskie nie istniało, a niemiecka kultura była tak wspaniała, wielu Niemców ulegało polonizacji? Dlaczego spolonizował się mój pradziadek, skoro mógł równie dobrze pozostać Niemcem? Otóż kultura polska przyciągała ku sobie, bo na Wschodzie była kulturą wyższą, zapewniającą pewien status - stąd wielu Rusinów całkowicie się spolonizowało jak również cała litewska elita rządząca, a na Zachodzie była to kultura wolności. To połączenie powodowało, że polonizacja była atrakcyjna, nawet w sytuacji braku istnienia Polski jako państwa). Z odwrotną sytuacją mieliśmy do czynienia wśród niższych warstw narodu, mających przeważnie słowiańskie korzenie, które wielokrotnie okazywały gotowość do porozumienia z Niemcami (znów błąd - kto "okazywał gotowość do porozumienia z Niemcami" - otóż co najwyżej jakieś męty społeczne i ludzie moralnie zdegenerowani. Degeneraci zaś nie są reprezentatywni dla żadnego narodu). Ale również te środowiska w coraz większym stopniu przestawały traktować niemieckie propozycje, a zwłaszcza działania (przede wszystkim wyznaczenie nowych granic czy polityka narodowościowa) jako akceptowalnej podstawy do takiego porozumienia. Wręcz przeciwnie, narastało przekonanie, że Niemcy chcą brutalnie zniszczyć naród polski, a wszystkie propozycje porozumienia, z którymi wychodziła strona niemiecka, były albo nieszczere, bądź też były wynikiem niemieckich porażek ponoszonych na frontach. 

W istocie nie znalazła się żadna znana polska osobistość, która pozyskałaby naród polski dla niemieckiej przebudowy Europy ("Za to że szabli twej klinga zdrady rdzą się nie kala, za to żeś nie miał Quislinga, za to żeś nie miał Lavala. Żeś nie zląkł się krwi własnej plusku. Kajdanów, stryczków ni kulek. Nie poddał się po francusku ani po czesku nie uległ. Żeś nie miał Hachy, Petaina, Lorda Haw-Haw ni Darlana - wysoka wdzięczności cena, zaplata nadspodziewana" - Marian Hemar). Polacy byli głęboko usatysfakcjonowani faktem, iż "nie znalazł się wśród nich żaden Quisling" (czyżby Gehlen czytał wiersze Hemara? ,🤔). Ponieważ nie było sposobu, aby pozyskać naród polski do pozytywnej współpracy, musiał on ze strony niemieckiego kierownictwa być traktowany jako coraz bardziej oporny obiekt (Polacy byli tak traktowani przez Niemców od pierwszego dnia wojny, przecież nawet obóz koncentracyjny w Auschwitz został stworzony pierwotnie w 1940 r. właśnie dla Polaków - z myślą masowej eksterminacji narodu polskiego. Żydzi byli w nim umieszczani dopiero z początkiem 1942 r., co oczywiście nie oznacza że nie trafiali tam wcześniej, owszem, jak najbardziej, z tym że trafiali tam jako Polacy, a nie Żydzi) Wskutek tego rosło zagrożenie, że Polska ponownie stanie się narzędziem w rękach naszych wrogów. 


2. ZE STRONY ANGLO-AMERYKAŃSKIEJ


Zainteresowanie Anglo-Amerykanów kwestią polską było i jest zasadniczo odmienne od zainteresowania nią ze strony sowiecko-rosyjskiej oraz niemieckiej, ponieważ nie wiążą oni z nią swoich interesów narodowych czy też państwowych, lecz patrzą na Polskę jak na obszar politycznego wpływu. Patrząc ogólnie, podejście angielskie i amerykańskie jest identyczne. Odnosząc się do szczegółów, można dostrzec pewne niuanse, ale z punktu widzenia tego opracowania nie są one istotne i dlatego nie zostaną uwzględnione. Przed rokiem 1939 stosunek Anglii do Polski charakteryzował się wzajemnym staraniem, zwieńczonym w końcu sukcesem, o zawarcie paktu o współpracy. Polska liczyła na kompleksową pomoc wojskową ze strony Anglii w wypadku wojny z Niemcami. Szczególnie powszechna była nadzieja na bombardowanie niemieckich miast w trakcie lotów wahadłowych z Anglii do Polski. Podczas osiemnastodniowej kampanii (sformułowanie "Kampania osiemnastu dni" - wyszła od Goebbelsa - mistrza propagandy i potem była w Niemczech powielana, lecz zupełnie nie oddawała prawdy wojny Polski z Niemcami i Związkiem Sowieckim. Gdyby bowiem Stalin nie dał Hitlerowi zielonego światła do ataku na Polskę i nie dopomógł mu w Jej zniszczeniu, wojna wcale nie skończyłaby się tak łatwo i szybko, jak jeszcze do dziś wierzą Niemcy - głównie starszego pokolenia. Trzeba bowiem powiedzieć, że straty Niemiec w wojnie z Polską były tak duże, że Wehrmacht nie byłby w stanie od razu przerzucić swych sił na front zachodni i gdyby Francuzi i Anglicy ruszyli tyłki i zaatakowali, Niemcy poniosłyby klęskę. Wojnę z Polską wygrał dla Niemiec Stalin 17 września 1939 r.) meldowano nawet że takie akcje miały miejsce. Pewność co do angielskiej pomocy wynikała między innymi stąd, że jak mówiło się wśród prostej ludności, działa przeciwlotnicze, które miały chronić Londyn przed niemieckimi nalotami, wyprodukowano w Polsce.

Brak jakiejkolwiek angielskiej pomocy połączony z wiedzą, że brytyjskie lotnictwo nie podjęło żadnych działań przeciw Rzeszy, czego po klęsce nie można już było ukryć, wywołał naturalnie silne rozczarowanie w szerokich kręgach narodu. Nie wyciągnięto jednak z tej sytuacji zasadniczych wniosków. Niezobowiązujące wyjaśnienia Anglików sprawiły, że zapomniano o rozczarowaniu. Gdy polscy emigranci na skutek niemieckiego zwycięstwa na Zachodzie zostali wypędzeni z tradycyjnego kraju ich emigracji, czyli z Francji, Anglia udzieliła im azylu. W ten sposób Londyn stał się siedzibą polskiego rządu emigracyjnego. Anglia nie skąpiła początkowo politycznych obietnic i dostarczyła znaczną pomoc finansową (którą, co ciekawe Polacy musieli po wojnie spłacić, tak Anglicy odpłacili się nam za obronę ich nieba, mórz i Wyspy), w zamian za co strona polska, w tym szczególnie wywiad, dostarczać musiał realnych korzyści w postaci informacji. Poprzez przymierze angielsko-sowieckie Polska stała się piłką do gry alianckiej dyplomacji. Jednak londyński rząd emigracyjny nadal uważał, że może działać jako równorzędny sojusznik i z tego powodu walczył o równorzędne traktowanie. Wraz ze wzmocnieniem Rosji Sowieckiej oraz ofensywą Armii Czerwonej na Zachód ujawnił się rzeczywisty stosunek Anglii wobec Polski. Stał się on jednoznaczny, gdy na początku roku 1944 Armia Czerwona przekroczyła byłą granicę państwa polskiego i rozpoczęła okupowanie polskiego obszaru. W tym momencie Anglia powinna wypełnić swoje traktatowe zobowiązanie i pomóc narodowo nastawionym Polakom w budowie ich własnego, traktatowo zagwarantowanego, niezależnego państwa, tym bardziej że Rosjanie nie podejmowali żadnych starań w tym kierunku. Stało się jednak dokładnie odwrotnie. Anglo-Amerykanie zaczęli kawałek po kawałku wyprzedawać polskie interesy Rosjanom (tutaj zgadzam się z Gehlenem w całej rozciągłości).




3. ZE STRONY SOWIECKO-ROSYJSKIEJ   


Rosja, jak już wspomniano, od zawsze traktowała polski problem jako zagadnienie tylko i wyłącznie własnej polityki. Jedynie presja militarna zmuszała ją w pewnych sytuacjach do uznania niepodległości polskiego państwa lub do dzielenia obszaru i narodu polskiego z innymi państwami. Dotyczy to w całej rozciągłości również bolszewickiej Rosji. W Polsce zawsze istniała warstwa rusofilska, która tworzyła naturalną bazę wypadową dla rosyjskich roszczeń. W czasach carskich należało jej szukać w wyższych kręgach społeczeństwa (chodzi tu głównie o członków organizacji narodowych z Narodową Demokracją Romana Dmowskiego na czele). Po zbolszewizowaniu Rosji doszło do odpowiedniego przesunięcia, toteż rusofilów należy szukać obecnie w kręgach robotniczych oraz drobnych chłopów (błąd! sowieccy rusofile to był margines społeczeństwa, głównie grupujący się z przedwojennych członków i sympatyków Komunistycznej Partii Polski). Kręgi te poddawane były przez Rosję propagandowej obróbce na wiele lat przed rokiem 1939. W traktowaniu kwestii polskiej ze strony Sowietów można rozróżnić cztery linie postępowania:

  • polityczną: stereotypowe oświadczenie przy każdej oficjalnej okazji, że Rosja życzy sobie w przyszłości wolnej, niepodległej, silnej i demokratycznej Polski
  • dyplomatyczną: żonglowanie stosownie do międzynarodowych konieczności
  • propagandową: obróbka mas sprzyjających bolszewizmowi ze względów społecznych
  • faktyczną: konsekwentna realizacja rzeczywistego celu, a mianowicie likwidacji kwestii polskiej w obrębie rosyjskiego obszaru wpływów

Bardziej szczegółowo sowiecko-rosyjska walka o naród polski od roku 1939 aż do powstania warszawskiego prezentuje się następująco:

Po zajęciu obszaru wschodniej Polski w 1939 r. Związek Sowiecki stanął na stanowisku, że jest to ziemia niczyja, która zgodnie z prawem wskutek okupacji należy do Związku Sowieckiego. Stanowisko to wraz z wydaniem dekretu z 29.10.1939 nabrało prawnego kształtu: wszystkim mieszkańcom okupowanych terenów przyznano obywatelstwo sowiecko-rosyjskie (błąd - obywatelstwo sowieckie zostało nadane mieszkańcom polskich ziem, zajętych przez Armię Czerwoną - 29 listopada 1939 r. Gehlen pomylił się o miesiąc. Ale prawdą jest że następowało to w formie wymuszonej, kto nie przyjął obywatelstwa sowieckiego, stawał się bezpaństwowcem i jeśli nie był od razu aresztowany, to wkrótce wywieziono go na Syberię lub do Kazachstanu). Aby zachować na zewnątrz pozór dobrowolności, Sowieci również tutaj, podobnie jak i w innych krajach, zainscenizowali tzw.: referendum ludowe, którego wynik wypadł jednogłośnie za Rosją. Aż do wybuchu konfliktu niemiecko-rosyjskiego Sowieci nie mieli żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o traktowanie niedawno pozyskanych obywateli. Okupowany obszar był "opracowywany" za pomocą metod NKWD. Ponad 1 i 1/2 miliona osób narodowości polskiej (według polskich szacunków) zostało zesłanych do obozów przymusowych (głównie na Syberię). Jeńcy wojenni (dodatkowe ok. 180 000 osób) nie byli traktowani zgodnie ze swoim statusem, lecz jak przestępcy (ok. 22 000 oficerów zostało wymordowanych w Katyniu). Opieka ze strony rządu emigracyjnego nad znajdującymi się na obszarze rosyjskim Polakami była wykluczona.






CDN.

MIEJSKIE LEGENDY, OPOWIADANIA I NIEZWYKŁOŚCI - Cz. I

CZYLI MAŁO ZNANE TAJEMNICE 
I AUTENTYCZNE WYDARZENIA, 
KTÓRE OSNUWA AURA BAJKOWOŚCI 
I NIEPRAWDOPODOBIEŃSTWA





Ten temat zamierzam poświęcić opowieściom niezwykłym, nieprawdopodobnym, nieco bajkowym, które muszą zostać uznane za wytwory ludzkiej fikcji, a jednak - wszystkie one są autentyczne. Otoczka bajkowości jest na swój sposób ciekawa, gdyż jeśli uświadomimy sobie że przed nami żyli ludzie, którzy traktowali życie w nieco swobodny, iście bajkowy sposób, jak na przykład z opowieści o królewnie śnieżce i siedmiu krasnoludkach czy złej królowej - która wpatrując się w lustro pytała: "Lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?", jeśli uświadomimy sobie że byli ludzie, którzy w bardzo podobny sposób żyli i funkcjonowali w świecie - to choć może wydać się nam to nieco dziwne, to i jednocześnie zapewne interesujące (jako pewna ciekawostka). Postaram się prezentować informacje o największych ekstrawagancjach i dziwotach tego świata, jak na przykład o szlachcicu który chodził nago (był bowiem taki "ananas" na dawnych polskich Kresach Wschodnich), czy o hrabinie, która bała się swego odbicia w lustrze, czy też o księciu który spożywał posiłki, obserwując jednocześnie tortury i kaźnie swych poddanych, lub wielu innych nietypowych przypadkach, jakie autentycznie wydarzyły się w historii. Dlatego nie przedłużając przejdę od razu do rzeczy:



SADYSTYCZNA HRABINA 
KTÓRA BAŁA SIĘ LUSTER 
Cz. I






"JEŻELI KOBIETA JEST PRAWIDŁOWO ROZWINIĘTA UMYSŁOWO I DOBRZE WYCHOWANA, JEJ POŻĄDANIE SEKSUALNE JEST SŁABE. GDYBY TAK NIE BYŁO, CAŁY ŚWIAT STAŁBY SIĘ JEDNYM WIELKIM DOMEM PUBLICZNYM (...) KOBIETA, KTÓRA DĄŻY DO ROZKOSZY SEKSUALNEJ, JEST NIENORMALNA"

dr. RICHARD von KRAFFT-EBING
"PSYCHOPATHIA SEXUALIS"
(1886 r.)



Gdy słońce już powoli zachodziło, błyszcząc jeszcze swą ciemnozłotą barwą w objęciach nocy, Plac Vendóme i okoliczne ulice rozbłyskiwały światłem latarni gazowych. Dopiero wówczas można było spotkać, sunącą się smętnie po ulicy kobiecą postać, przybraną w czarną długą suknię, której rąbek sunął po bruku za swą panią. Kobieta ta nosiła czarny kapelusz spod którego zwisała równie czarna jak nadchodząca noc - woalka, okrywająca całą jej twarz. Ta dziwna postać kroczyła w kierunku Rue de Rivoli, choć starała się za wszelką cenę nie rzucać w oczy i unikać obcych spojrzeń. Jeśli ktokolwiek przystanął przy niej lub próbował nawiązać dialog, natychmiast odchodziła, można wręcz powiedzieć że uciekała do bocznych uliczek i znikała w mroku nocy. Dziwna to była kobieta, choć bez wątpienia mijający ją przechodnie dobrze znali jej tożsamość i historię. Wiedzieli kim jest ta stroniąca od ludzi i świata dama, która swój dom przy Placu Vendóme 26 zamieniła w istny... grobowiec. Żyła tam sama jak odludek, mając do towarzystwa jedynie sędziwą służącą i dwa stare, spasione psy. W domu jej wszystko było pokryte czernią, wszystko: meble, zasłony w oknach, łóżko, nawet pościel była czarna. Miała też zaledwie kilka czarnych sukien zamkniętych w czarnych szafach na klucz, który wkładała do specjalnego sekretarzyka. W domu tym było wiele przedmiotów, brakowało tylko jednej przydatnej (szczególnie dla kobiety) rzeczy - luster. Owa dama kazała bowiem wszystkie je potłuc, gdyż nie mogła patrzeć na swoje lustrzane odbicie. Wyrzuciła też wszystkie srebrne tace i talerze, zamieniając je na drewniane odpowiedniki. Żyła w totalnej paranoi, potęgowanej upływem lat i straconą młodością, bała się starości i nienawidziła swego odbicia w lustrze, przerażała ją bowiem twarz, która tu i ówdzie zaczynała pokrywać się zmarszczkami. 

Był początek lat 90-tych XIX stulecia, a dama która w ten właśnie sposób się katowała, nosiła nazwisko: Virginia de Castiglione i była włoską hrabiną zamieszkałą we Francji. Jakiż to był upadek? Taka kobieta, taka piękność, jedna z największych, najbogatszych i najmożniejszych kobiet połowy XIX stulecia, kończyła jako sfrustrowana, stroniąca od świata i ludzi dewotka, która bała się własnego odbicia w lustrze. Doprawdy przykro było widzieć ową damę, która do niedawna za jedną wizytę w towarzystwie mężczyzny pobierała niebotyczne stawki, które stawały się jeszcze większe, gdy w grę wchodził również seks. Ale to ona o wszystkim decydowała, to ona wybierała mężczyzn którzy mogą jej zapłacić za towarzystwo i to ona wyznaczała stawki, które dochodziły nawet do... miliona franków za jedną noc. I nie była to wcale zwyczajna noc miłości, wręcz przeciwnie. Mężczyżni płacili jej bowiem za... poniżanie, za to by ich biła batem lub trzcinową rózgą, kazała im malować sobie paznokcie u nóg lub wymagała by klęczeli u jej stóp niczym niewolnicy. Tak było, ale to było kiedyś, dawno temu, w innym świecie, w innym czasie, do którego teraz owa hrabina często wracała pamięcią, siedząc w swym ponurym i ciemnym domostwie. Cofnijmy się zatem o te 35 lat i prześledźmy historię kobiety, której obawa upływającej młodości zatruwała wszelką radość życia - a nie ma nic gorszego dla kobiety, która całą swą przyszłość opiera o swój powab i urodę - niż właśnie utrata młodości i kobiecego piękna. Nic dziwnego że taka dama w przypływie żalu i złości jest gotowa rozbić wszystkie lustra jakie tylko napotka na swej drodze, aby nie przypominały jej o upływającym czasie i schyłku pięknego życia.




Był styczeń 1856 r. Powóz zaprzężony w dwa kare i dwa gniade konie mknął wśród zboczy Alp ku Langwedocji i dalej na północ, w stronę Paryża. W powozie tym znajdowały się dwie osoby - starzejący się hrabia Francesco di Castiglione i jego młoda - nie mająca nawet 19 lat - małżonka, hrabina Virginia de Castiglione (z domu Oldoini). Śpieszyli do Paryża z polecenia króla Piemontu i Sardynii - Wiktora Emanuela II (którego kochanką do tej pory była właśnie młodziutka Virginia). Piemoncki władca dobrze wiedział o problemach cesarza Francuzów - Napoleona III (bratanka Napoleona Wielkiego) z panną Harriet Howard, która nie dawała mu spokoju i chciała zaciągnąć go przed ołtarz, a gdy to okazało się niemożliwe (miss Howard - miała drobnomieszczańskie pochodzenie, a swą "szczególną" popularność i majątek zdobyła oddając się możnym i bogatym ludziom z angielskiej elity. Francuzi co prawda tolerowali związek ich cesarza z tą kobietą, ale o ślubie nie mogło być mowy. Panna Howard nie miała też wstępu do eleganckiego francuskiego towarzystwa i jak sama pisała: "Przyzwoite kobiety nie chcą mnie przyjmować, a ich niewinne córki patrzą na mnie jak na ostatnią zdzirę"). Co prawda Harriet Howard pomogła Ludwikowi Napoleonowi w zdobyciu władzy we Francji w 1848 r. (wówczas zwyciężył w wyborach prezydenckich, a właśnie panna Howard zorganizowała dla niego całą kampanię, wyprzedała wszystkie swe dobra i klejnoty, czym opłaciła ulotki i agitację związaną ze znanym nazwiskiem które przemawiało do ludu, gdyż w konfrontacji z mało znanymi kandydatami o nic nikomu nie mówiących nazwiskach, samo słowo Bonaparte przywoływało pamięć o dawnej francuskiej wielkości. Nic więc dziwnego, że w wyborach z 10 grudnia 1848 r. Ludwik Napoleon zdobył 5 500 000 głosów na 7 327 000 uprawnionych do głosowania i Boże Narodzenie spędził już w Pałacu Elizejskim), to jednak bardzo szybko jej osoba zaczęła go drażnić.






Nie był jednak w stanie się z nią rozstać, tym bardziej że ona oddała dla niego cały swój majątek i wszystko co posiadała w Anglii. Kupił jej co prawda kamienicę przy Rue du Cirque (gdzie potajemnie wciąż ją odwiedzał), ale zabronił jej przyjeżdżać do Pałacu Elizejskiego i bywać na oficjalnych balach. 2 grudnia 1851 r. (w 47 rocznicę koronacji cesarskiej Napoleona Wielkiego i 46 rocznicę wielkiej, zwycięskiej bitwy pod Austerlitz), prezydent Ludwik Napoleon dokonał zamachu stanu (podczas oficjalnego balu w Pałacu Elizejskim, wydał swym stronnikom rozkaz z napisem: "Rubikon" i dopuścił się aresztowania 26 642 osób - według starannie sporządzonych list). Wielu republikanów (w tym Wiktor Hugo) nawoływało lud do obrony Republiki przed gwałtem dokonanym przez prezydenta, ale lud tym razem pozostał bierny. Zaczęły pojawiać się głosy (potem stały się one hasłem niechęci francuskiego ludu do republikańskich polityków), które brzmiały: "Nie będziemy umierać za ich 25 franków" (25 franków - to dzienna dieta, jaką uchwalili sobie posłowie II Republiki Francuskiej za udział w obradach Parlamentu). Co prawda doszło do niewielkich protestów (3 i 4 grudnia) które zakończyły się jednak tragicznie - wojsko otworzyło ogień do ok. 1 200 ludzi zgromadzonych przed Pałacem Elizejskim, co doprowadziło do 300 ofiar śmiertelnych. 14 grudnia 1851 r. odbyło się referendum, mające uprawomocnić zamach stanu i tak też się stało (7 430 000 Francuzów opowiedziało się za dziesięcioletnią prezydenturą i specjalnymi pełnomocnictwami do ułożenia nowej konstytucji, przeciwnych temu było zaledwie 640 000 mężczyzn - kobiety we Francji uzyskały prawa wyborcze dopiero w roku 1944, a po raz pierwszy uczestniczyły w wyborach w roku 1946). Nowa konstytucja została ustanowiona już 14 stycznia 1852 r. (zarówno przez Senat, Radę Państwa jak i Zgromadzenie Legislacyjne), a 21 listopada 1852 r. odbyło się kolejne referendum, tym razem z pytaniem o restytucję cesarstwa, pod hasłem: "Cesarstwo to pokój" (7 824 000 mężczyzn opowiedziało się za jego przywróceniem, przeciwnych było jedynie 253 000 głosujących) i 2 grudnia Ludwik Napoleon przyjął tytuł Cesarza Francuzów - jako Napoleon III.




Podczas tej uroczystości obecna była również panna Howard, którą zaraz potem zaprosił nowy cesarz do swych komnat w Pałacu Elizejskim. Po miłosnej nocy, Napoleon poprosił Harriet o pewną przysługę, która była dla niego niezwykle ważna (tak przynajmniej jej to przedstawił). Otóż miss Howard została poproszona o udanie się do Wielkiej Brytanii, celem odnalezienia pewnego szantażysty, który przesyłał cesarzowi listy i deklarował że ujawni romans Napoleona z Harriet jeszcze z czasów, gdy ten mieszkał w domu Harriet. Miała ona udać się do Anglii w towarzystwie osobistego współpracownika Napoleona - Moauarda i dokonać aresztowania szantażysty. Plan był nieco śmieszny, wręcz komiczny, ale zakochana kobieta podjęła się go wykonać, byle tylko cesarz był z niej zadowolony. Nie wiedziała tylko, że to jest dla niej bilet w jedną stronę, a Moauard miał zadbać by Harriet Howard już nigdy więcej nie wróciła do Francji. Gdy więc Harriet opuściła Paryż, całując na pożegnanie swego kochanka (o którym wciąż marzyła że stanie się jej mężem), w tym samym czasie Napoleon rozpoczął przygotowania do swego małżeństwa. Wybranką cesarza (a raczej jego otoczenia) została hiszpańska hrabina - Eugenia de Montijo, młodsza od cesarza o prawie dwadzieścia lat. 30 stycznia 1853 r. odbył się ich ślub. Problem polegał jednak na tym że... Harriet Howard wcale jeszcze nie opuściła Francji. Powodem tego był fakt, iż na Kanale La Manche trwał wówczas zimowy sztorm który uniemożliwiał przeprawę, więc kobieta oczekiwała nadejścia wiadomości o poprawie pogody. Wcześniej jednak dotarła do niej informacja o cesarskim małżeństwie. Pod wpływem emocji - straciła przytomność.

Gdy tylko odzyskała świadomość, natychmiast ruszyła w drogę powrotną do Paryża, gdzie czekała ją niemiła niespodzianka. Otóż jej dom przy Rue du Cirque został przeszukany. Nic wartościowego co prawda nie zginęło, ale zniknęły listy, jakie niegdyś pisywali do siebie ona i Napoleon. Wzburzona taką zdradą kobieta (w końcu poświęciła dla niego wszystko co miała) wysłała wiadomość do Pałacu Elizejskiego, która w formie nieznoszącej sprzeciwu nakazywała cesarzowi spotkać się z nią w kamienicy przy Rue du Cirque. Napoleon III był lowelasem ("Ludwik Napoleon nie może żyć bez kobiet" - jak pisał Guy Breton) i jednocześnie tchórzem. Bał się kobiet, a raczej tego, że mógłby je jakoś skrzywdzić (co jednak zupełnie nie przeszkadzało mu, iż krzywdził je wręcz hurtowo). Przybył więc na owe spotkanie i obiecał Harriet wszystko, czego żądała (prócz oczywiście małżeństwa), po czym ponownie spędził z nią noc. Choć oczywiście nie było żadnych świadków ich spotkania, to można przypuszczać, że cesarz obiecał kobiecie, iż będzie ją odwiedzał i że "zawsze powróci na jej czerwoną sofę". Deklarował, że jego małżeństwo z Eugenią jest czysto politycznym aktem, ma ona jedynie urodzić mu legalnego potomka, który przejmie władzę we Francji i stanie się głową rodu Bonaparte po jego śmierci. Harriet zapewne w to uwierzyła, bowiem jej stosunek do Napoleona znów uległ zmianie i od tej pory wyczekiwała tylko ich kolejnego miłosnego tete a tete. Na zgodę cesarz ofiarował jej zamek Beauregard - który jednak wymagał gruntownej przebudowy. Na czas remontu Napoleon III pozwolił Harriet zamieszkać w Wersalu, deklarując jej, że będzie to jej (tymczasowy) pałac. Zadowolona kobieta (której cesarz przyznał również odpowiednią pensję), wyjechała do Wersalu i zaczęła go urządzać według własnego gustu. Wprowadziła też odpowiednie stroje dla służby - dla kobiet długie, jasnoróżowe suknie, dla mężczyzn zielone uniformy. Czuła się jak prawdziwa władczyni, jak żona cesarza i tak właśnie zaczęła się zachowywać.


HARRIET HOWARD 


 
Pozwalała sobie nie tylko na ekstrawagancje modowe, lecz również obyczajowe. Pewnego razu, gdy cesarz odbierał paradę wojskową na Placu Inwalidów, wjechała swym powozem na środek placu, podjechała do stojącego Napoleona i... wciągnęła cesarza do środka, po czym kazała woźnicy odjechać. Gdy cesarzowa Eugenia się o tym dowiedziała, urządziła Napoleonowi potworną kłótnię, domagając się odesłania z Francji owej "zdziry". Napoleon oczywiście obiecał małżonce że to uczyni, ale... nie uczynił. Co prawda drzwi cesarskiego pałacu zostały dla Harriet bezpowrotnie zamknięte, nie przeszkadzało to jednak Napoleonowi wciąż odwiedzać ją w Wersalu, musiał jedynie zadbać o względy bezpieczeństwa (przebierał się w strój mieszczanina bądź chłopa). Cesarz musiał uciekać w romanse, gdyż w towarzystwie cesarzowej nie mógł sobie pozwolić na żadne głębsze uczucie (gdy tylko się do niej zbliżał, Eugenia twierdziła że boli ją głowa i musi udać się na spoczynek, a potem skarżyła się do swych dam dworu że cesarz: "Ciągle chce ode mnie tylko jednego"). Tak więc liczne kochanki (bez których nie mógł żyć) były zarówno odskocznią przed purytańską żoną, co bała się zbliżenia (a gdy do niego dochodziło, nie pozwalała się obnażyć i kazała gasić światła). Gdy więc Harriet opuściła Wersal i przeniosła się na zamek Beauregard, Napoleon postanowił wydać ją za mąż. Oczywiście małżeństwo miało być jedynie przykrywką, łagodzącą humory cesarzowej i umożliwiającą ich dalsze schadzki, ale powstał problem - bowiem nikt nie chciał się dobrowolnie ożenić z panną Howard, znając jej wcześniejszą reputację. Ostatecznie cesarz znalazł kandydata - był nim młody angielski kapitan Clarence Trelawny, który w zamian za dożywotnią rentę, podjął się ożenku z miss Harriet Howard. Do małżeństwa doszło 15 maja 1854 r. a kapitan Trelawny, widząc iż jego żonka jest wciąż ładną kobietą, zaproponował jej wspólną noc poślubną, którą ta odrzuciła, deklarując iż jest jego żoną tylko na papierze. Tę noc spędziła z cesarzem. Gdy przyszywany małżonek zrozumiał że nie zdoła przekonać Harriet do wspólnego życia, w roku następnym (1855) wyjechał do Anglii, zostawiając ją samą na zamku Beauregard. 

W tym właśnie czasie również Napoleon coraz rzadziej odwiedzał pannę Howard, aż wreszcie całkowicie zaprzestał tych wizyt. I wówczas właśnie król Piemontu Wiktor Amadeusz II postanowił przysłać mu nową (dupę) damę do towarzystwa i dlatego też małżeństwo de Castiglione zdążało do Paryża. A tymczasem w Paryżu na balach triumfy święciła cesarzowa Eugenia de Montijo, która zaczęła wprowadzać we Francji nowy rodzaj mody. Zniknęły białe peruki i złoty puder, teraz kanonem kobiecego piękna stała się blada cera i jasne włosy, czyli ogólnie rzecz biorąc - naturalność. Cesarzowa (choć niezwykle dewotyczna), była bardzo wytworną kobietą. Upowszechniła też modę na krynoliny (czyli szerokie, sztywne suknie, rozpięte na metalowych obręczach, pod którymi jak mawiano: "Kobiety mogą być nawet nago". W czasach II Cesarstwa niejeden młodzian - aby nie zostać nakrytym - chował się pod takimi właśnie sukniami, często swych własnych kochanek -o czym też napiszę). Moda lat 40-tych (krynoliny oczywiście znane były wcześniej, ale dopiero w latach 50-tych XIX wieku zostały ostatecznie spopularyzowane) z ciężkimi i kłopotliwymi w noszeniu sukniami, ustępowała miejsca coraz bardziej swobodniejszym sukienkom. Opięte w podtrzymującymi odpowiednią szerokość halkami kobiety, na które nakładano również spięte fiszbinami suknie - musiały czuć się wybitnie niekomfortowo (nie mówiąc już o tym, że ledwie mogły wykonywać w tych strojach dłuższe kroki). W 1856 r. wprowadzono właśnie tzw.: "krynoliny klatkowe", które pozwoliły kobietom na o wiele swobodniejsze ruchy. Pozwalało im to zarówno schylać się bez przeszkód jak i chodzić (należało tylko uważać by owa "klatka" zbytnio się nie rozkołysała). Dochodziło wówczas też i do takich kuriozów, że ruch sukni powodował iż kobietom odsłaniały się stopy (w Wielkiej Brytanii z tego powodu powstał nawet ruch, który protestował przeciwko upowszechnianiu się krynolin klatkowych, gdyż "demoralizują one kobiety i sprowadzają je na złą drogę"), ale mimo to, bardzo szybko, w przeciągu kilku lat moda na tego typu suknie stała się powszechna wśród kobiet (jak pisał ok. 1860 r. William Hardman do swego przyjaciela Holroyda: "Dziewczęta naszych czasów lubią pokazywać nogi, nie widzę więc powodu by im w tym przeszkadzać. Im się to podoba, a nam nie czyni żadnej szkody"). 




Od roku 1858 zarówno cesarzowa Francji - Eugenia de Montijo, jak i cesarzowa Austrii - Elżbieta Amalia von Wittelsbach (znana bardziej jako "Sissi"), jak również królowa Wielkiej Brytanii - Wiktoria Hanowerska, jak królowa Hiszpanii - Izabela II de Burbon, jak żona cara Rosji - Aleksandra Fiodorowna i jej synowa - Maria Aleksandrowna, jak Paulina Metternich (żona ambasadora austriackiego we Francji, która nosiła nieoficjalny przydomek, nadany jej przez francuskie damy: "Królowej Zarazy") i wiele innych kobiet zarówno z elity, ludu a nawet prostytutek, wybierało właśnie krynoliny nowego stylu. Stało się tak szczególnie po otwarciu w 1858 r. w Paryżu pierwszej firmy (domu mody) sukien damskich, prowadzonej przez mężczyznę (bowiem dotąd jedynie kobiety były krawcowymi, szyły i projektowały suknie) - Anglika - Charlesa Wortha. Jego dom mody "Worth i Bobergh", napotykał początkowo na wiele trudności. Przede wszystkim pukano się w głowę na samą myśl o "damskim krawcu" (gdy wcześniej Worth zaproponował panu Gagelin otwarcie podobnego salonu mody, ten stuknął się w czoło mówiąc że: "szycie sukien to babska robota"). Wielu nie potrafiło zrozumieć jak taki krawiec będzie się zachowywał w stosunku do kobiet-modelek? jak będzie je dotykał? będą się przy nim rozbierały? Ale jakoś udało się to pogodzić i nie była to jedyna nowość czasów restauracji dynastii Bonaparte we Francji. Francuskie (ale również i brytyjskie) elity zabawiały się na przykład w spożywanie posiłków z leżących na półmiskach, przystrojonych w warzywa i owoce - zupełnie nagich kobiet (tak właśnie zostały wniesione w Paryżu, Londynie czy Petersburgu sławne kurtyzany jak "Dama Kameliowa" - Marie Duplessis czy Cora Pearl), oraz oglądając nowy, skoczny taniec o nazwie - kankan i podziwiając smukłe nogi tańczących kobiet. Do takiego właśnie Paryża zdążała z północnej Italii młodziutka Virginia de Castiglione.




CDN.

CHRZEŚCIJANIE I ŻYDZI - Cz. I

CZYLI JAK DOSZŁO DO PODZIAŁU?




W początkach kwietnia 4 roku p.n.e. w swym pałacu w Jerychu, dogorywał król Judei - Herod. Wszyscy dworzanie - zgromadzeni wokół łoża na którym leżał niedawny tyran - widzieli jak bardzo cierpiał. Pluł krwią i nie mógł wytrzymać cyklicznie pojawiających się bólów brzucha. Choroba, która go zaatakowała, powoli niszczyła mu jelita i podbrzusze - wszystko to gniło i wydzielało nieprzyjemny zapach. Mimo to niedawno kazał stracić swych nadwornych lekarzy, gdy zalecili mu na bóle - kąpiele w gorących źródłach jeziora Kalliore, znajdującym się za rzeką Jordan. Kąpiele te osłabiły go jeszcze bardziej i miast zmniejszyć ból - spotęgowały go. Nim jeszcze oddał ostatnie tchnienie, nakazał stracić sprawców zniszczenia złotego orła, wiszącego nad wejściem do Świątyni Jerozolimskiej - spalono ich żywcem kilkanaście dni wcześniej (13 marca 4 r. p.n.e.). Było ich prawie czterdziestu, wszyscy byli uczniami arcykapłana Świątyni - Mattiasza i innego członka Sanhedrynu zwanego - Judą (Judaszem). Młodzieńcy którzy ściągnęli orła i porąbali go na kawałki, byli niezwykle dumni ze swego czynu i wręcz gotowi na męczeńską śmierć. I to nie tylko dlatego, że prawo mojżeszowe zabraniało czcić jakiekolwiek wizerunki ludzi czy zwierząt, lecz przede wszystkim dlatego, że złoty orzeł z rozpostartymi skrzydłami (a taki właśnie znajdował się nad wejściem do Świątyni Jerozolimskiej), był symbolem rzymskiej władzy okupacyjnej, symbolem legionów, które od dziesięcioleci niszczyły ten kraj - wreszcie symbolem zniewolenia i hańby narodu żydowskiego.

Nie wiadomo dlaczego król Herod kilkanaście miesięcy wcześniej zdecydował się umieścić ten rzymski symbol nad bramą wejściową do najświętszego przybytku dla Żydów? Dotąd bowiem bardzo dbał o niezadrażnianie relacji z ludem, którym władał i nawet jeśli stawiał gdzieś świątynie czy kapliczki ku czci cesarza Augusta, czynił to nie tylko poza Jerozolimą, ale wręcz poza całą Judeą. Bardzo zależało mu na tym, aby jego poddani uznali go za prawowitego Żyda i ich króla, a nie jak dotąd za obcego - poganina, Idumejczyka. Pod koniec życia, w tych ostatnich jego miesiącach, zaprzeczył wszystkiemu co dotąd budował i co chciał osiągnąć. Dlaczego tak się stało? W zasadzie nie wiadomo, być może król doszedł do wniosku, że skoro w jego własnej rodzinie, jego syn Antypater próbował pozbawić go tronu (stracony z woli Heroda w 4 r. p.n.e. na... 5 dni przed śmiercią króla), to czy może zaufać ludowi, który od zawsze go nienawidził? Jedyny ratunek i nadzieję zachowania swej władzy upatrywał właśnie w rzymskiej sile. Stąd pomysł umieszczenia rzymskiego symbolu na bramie wjazdowej Świątyni Jerozolimskiej. Zapewne myślał - spotyka mnie taka niewdzięczność, a tyle dla nich uczyniłem. W swej ostatniej przemowie do mieszkańców Jerycha, wygłoszonej w miejscowym amfiteatrze, na kilka dni przed swą śmiercią, żalił się na niesprawiedliwość jaka go spotyka: "Ci świętokradcy i bluźniercy, którzy podnoszą ręce na me dary - myślą że mnie w ten sposób znieważają? Znieważają Was, znieważają Świątynię".

A niesprawiedliwość w jego mniemaniu była tym większa, że przecież to on uratował Judeę, ocalił Jerozolimę przed kolejną niewolą, jaka niechybnie by spadła na "naród wybrany". Ocalił Judeę i całą Palestynę przed zaborczością królowej Egiptu - Kleopatry, która wciąż powtarzała Antoniuszowi, szepcząc mu do ucha podczas miłosnych igraszek: "Palestyna musi ponownie być egipska. Przed wiekami władali nią dawni faraonowie i ma ona dla nas ogromne znaczenie, gdyż broni Egiptu od wschodu i zabezpiecza deltę Nilu". Po raz pierwszy te żądania Kleopatra przedstawiła Antoniuszowi w grudniu 37 r. p.n.e. w Antiochii. Co ciekawe, Palestyna miała być "prezentem" dla zdradzonej kobiety, gdyż Kleopatra uważała że Antoniusz ją zdradził, żeniąc się trzy lata wcześniej z Oktawią, siostrą Gajusza Oktawiusza (Oktawiana Augusta) i przez wszystkie te lata nigdy jej nie odwiedził. Teraz zażądała prezentu w postaci Palestyny, w ramach... przeprosin. Poza tym miała już z nim dzieci (które zabrała ze sobą do Antiochii), trzyletnie bliźnięta - synka Aleksandra Heliosa (Słońce) i córeczkę Kleopatrę Selene (Księżyc). Umierający Herod wiedział co oznaczałaby dla Judei egipska aneksja. Przede wszystkim bezwzględny wyzysk fiskalny, połączony z aresztowaniami i konfiskatą mienia wszystkich opornych. A tutejsze skarby i kosztowności (być może nawet te z samej Świątyni), zapełniałyby aleksandryjski skarbiec i potęgę Kleopatry "Królowej Nilu".




Antoniusz nie mógł się oprzeć takiemu żądaniu, tym bardziej że potwierdzone zostało ono pięknem jej ciała. Oddał więc Kleopatrze (na początek) cały pas wybrzeża Palestyny i Fenicji z wyjątkiem bogatych, handlowych miast - Tyru i Sydonu. Gdy jednak uznała że to zbyt mało, tym bardziej że była matką jego dzieci - dorzucił jej księstwo Chalkis w Syrii, skazując jej władcę - Lizaniasza na śmierć. To również nie zadowoliło Kleopatry i wciąż żądała włączenia całej Palestyny do Egiptu, tutaj jednak Antoniusz odmówił. Odmówił dlatego, że to przecież on poparł Heroda i zapewnił mu tron, zarówno wsparciem w samym Senacie i uchwaleniem specjalnej rezolucji: "Z woli Senatu i Ludu Rzymskiego, czyni się Heroda, syna Antypatra, królem Judei, Samarii, Iudamei, Galilei i Perei, etc. etc." - w 40 r. p.n.e., jak również zbrojnie, pomagając odbić kraj z rąk Antygona II Matatiasza w 37 r. p.n.e. Teraz, gdyby odebrał mu władzę - straciłby twarz. Mimo to nie potrafił odmówić Kleopatrze - oddał jej więc władzę nad Jerychem, otoczonym przepięknymi gajami palmowymi i plantacjami krzewów balsamu - to musiało królowej wystarczyć, więcej już nie dostała. Podobnie Herod przełknął jakoś tę stratę, lecz zachował władzę i w podzięce za to, największej twierdzy w Jerozolimie nadał nazwę - "Antonia", na cześć Marka Antoniusza. Teraz, gdy Herod umierał, Żydzi nie potrafili docenić co dla nich ocalił, gdyby bowiem na tronie Judei zasiadał ktoś inny - Antoniusz zapewne nie zastanawiałby się ani chwili i oddał cały kraj we władanie Egiptu.




Król umarł więc w początkach kwietnia 4 r. p.n.e. otoczony nimbem powszechnej nienawiści swych poddanych, widzących w nim krwawego tyrana i rzymską marionetkę. "Tyran nie żyje" - rozległy się wołania i ludzie od domów do domów przekazywali sobie tę radosną nowinę. Tymczasem w Jerychu, w którym Herod zakończył życie, już w kilka godzin po jego zgonie zwołano na plac mieszkańców miasta, by odczytać im królewski testament. Królewską wolę odczytywał kanclerz dworu Heroda - Ptolemeusz. Król najpierw zwracał się do żołnierzy, dziękując im za wierną służbę i prosząc o takie samo oddanie dla jego następcy. Wedle jego woli nowym władcą Judei miał zostać jego najstarszy syn Archelaos (ze związku z Maltake - oficjalną małżonką). Jego młodszy brat rodzony - Herod Antypas otrzymał Galileę i Pereę. Filip (syn z małżeństwa z Kleopatrą - oczywiście nie można mylić jej z Kleopatrą egipską), otrzymał ziemie Batanei, Ulaty i Trachonu. Córka Salome (z małżeństwa z Elpis), otrzymała we władanie miasta Jamnię, Fazaelis i Azot, oraz 500 tys. drachm. Poza tym Herod obdarował pozostałą rodzinę, swe żony, kochanki, dworzan, oraz oczywiście samego cesarza Augusta i jego małżonkę Liwię Druzyllę. Następnie ciało przewieziono do Jerozolimy, a potem do Herodion. Tam złożono ciało na marach, pokrytych szkarłatnym kobiercem. Ciało monarchy również było odpowiednio przystrojone klejnotami i złotem. Nad marami stało pięciuset niewolników, trzymających w dłoniach kadzidła. Potem ciało przeniesiono do wysokiego zamkowego grobowca, gdzie zgodnie z ostatnią wolą pragnął spocząć Herod. Tam je złożono i zamknięto właz. Tak zakończyło się 33-letnie panowanie Heroda nad Judeą.

Ale, zaraz, zaraz... czy ja przypadkiem o czymś nie zapomniałem? Przecież z Biblii wiemy że ten władca, nim umarł dopuścił się potwornego okrucieństwa, jakim było wymordowanie wszystkich nowo narodzonych dzieci płci męskiej, w obawie przed mającym przyjść Mesjaszem, który odebrać miał mu tron. Całe to krwawe wydarzenie otrzymało nazwę - "Rzezi Niewiniątek". Dlaczego o tym wszystkim nie napisałem? Ano może dlatego że rzeź niewiniątek... nigdy się nie wydarzyła. Jest jedynie wymysłem, rodzajem opowiastki o okrutnym, szalonym i znienawidzonym władcy, mordującym wszystko i wszystkich. Zapewne pod koniec życia Herod do normalnych już nie należał (przejawiał oznaki szaleństwa), skazywał na śmierć własnych synów nawet wówczas, gdy wiedział że jego panowanie to tylko kwestia kilku najbliższych dni, a może już nawet kilku godzin. Mordował wszystkich, którzy się zbuntowali przeciw jego władzy (gdy w 37 r. p.n.e. przy pomocy dwóch legionów Marka Antoniusza - zdobył Jerycho, sprzyjające jego przeciwnikowi Antygonowi Matatiaszowi - wymordował 2 tys. mieszkańców miasta), ale przecież nie był skończonym idiotą. Zresztą wspomniana rzeź niewiniątek jest tylko baśnią dla niegrzecznych dzieci - nie tylko żydowskiego (czy biblijnego) chowu. Swoją drogą to zadziwiające - Herod dopuszczał się za życia wielu zbrodni, a nieśmiertelność wśród potomnych zdobył za rzecz... której nigdy się nie dopuścił (i która w ogóle się nie wydarzyła). Zaiste fascynujące są ludzkie dzieje.

Tak więc w kwietniu 4 r. p.n.e. całe państwo (Palestyna), zostaje podzielone pomiędzy trzech synów Heroda. Na tronie w Jerozolimie zasiada Archelaos (panując nad Judeą, Samarią i Iudameą). Jest on odpowiedzialny za wiele wydarzeń z końcówki panowania swego ojca, które jawnie godziły w żydowską tradycję i religię (np. to właśnie on umieścił złotego orła rzymskiego nad wejściem do Świątyni Jerozolimskiej, a wcześniej jeszcze tropił i mordował wszystkich męskich członków dynastii Hasmoneuszy, którą w 37 r. p.n.e. obalił jego ojciec.). Teraz, gdy już zasiadał na tronie, zamierzał zmienić równie niechętne (wręcz wrogie) nastroje ludu Jerozolimy w stosunku do jego osoby, co wcześniej do osoby jego ojca. W święto Paschy przywdział biały strój i zasiadł na złotym tronie swego ojca. Pragnąc by lud radował się z jego intronizacji - ogłosił zmniejszenie wszystkich, dotąd tak uciążliwych podatków, oraz wypuszczenie z więzień przeciwników politycznych swego ojca. To jednak nie wystarczyło i lud zaczął głośno domagać się również ustąpienia najwyższego arcykapłana Świątyni - Joazara, który kilkanaście dni wcześniej zastąpił spalonego żywcem na rozkaz Heroda - Mattiasza (za udział w podburzaniu tłumów do zniszczenia złotego orła znad bramy Świątyni). Z trudem udało się Archelaosowi uspokoić wzburzone nastroje ludu obietnicą wymiany arcykapłana, jeśli tylko zgodzi się na nią... rzymski cesarz Oktawian August.




Po zakończeniu uroczystości król udał się na ucztę do swego pałacu, lecz jeszcze przed zmrokiem pod pałac ściągnął tłum mieszkańców miasta, żądając natychmiastowej wymiany arcykapłana. Archelaos wysłał przeciwko protestującym swych żołnierzy. Wówczas doszło do walki i masakry (ponoć miało zginąć ok. 3000 mieszkańców). Przerażony jej rozmiarem, Archelaos już następnego dnia postanowił czym prędzej osobiście udać się do Rzymu, by na miejscu poprosić Augusta o zgodę na zmianę arcykapłana. W Rzymie upadł cezarowi do stóp, prosząc o zgodę jako rękojmię uspokojenia wzburzonych nastrojów w Jerozolimie. August podszedł do klęczącego (z twarzą przy ziemi) króla żydowskiego, chwycił go za rękę i podniósł z podłogi (Oktawian August był człowiekiem, który nie przepadał za tak upodlonym służalstwem. Widział je wielokrotnie na Wschodzie podczas walk z Antoniuszem i Kleopatrą i nie spodobało mu się to. Jako ciekawostkę dodam, że gdy w 30 r. p.n.e. zajął Aleksandrię i gdy wszedł do pałacu Kleopatry, ta na jego widok - jako zwycięzcy i pana życia jej i jej dzieci - również upadła na ziemię, oddając mu taki sam pokłon, jak wcześniej poddani składali jej samej. Oktawian poprosił wówczas by wstała i wraz z nim usiadła. Jako Rzymianin i człowiek starej daty, nie znosił takiego upodlenia, jakie praktykowano na Wschodzie). August oczywiście wyraził zgodę na zmianę arcykapłana i zapewnił Arystobula o swym poparciu dla jego zamierzeń. Po powrocie do Jerozolimy Arystobul mianował nowego arcykapłana Świątyni, został nim Eleazar.




Drugi syn Heroda Wielkiego - Herod Antypas, odziedziczył Galileę i Pereę. W 4 r. p.n.e. wraz z braćmi Arystobulem i Filipem wyjechał do Rzymu by uzyskać cesarskie potwierdzenie testamentu swego ojca. Arystobul pragnął uzyskać tytuł króla po swym ojcu, lecz zakulisowe działania Antypasa uniemożliwiły mu osiągnięcie tego celu - stał się więc jedynie etnarchą, czyli przywódcą, władcą, wielkim księciem, zaś zarówno Antypas jak i Filip stali się tetrarchami - książętami dzielnicowymi. Podczas jego nieobecności, w Galilei też doszło do rozruchów ludowych. Wodzem niezadowolonych mas został Judasz syn Ezechiasza, który na czele swych zwolenników zaatakował pałac książęcy w Seforis - stolicy Galilei i zdobył go. Dzięki temu zdobył broń, co pozwoliło mu przez kilka następnych lat być stałym zagrożeniem Seforis i okolicznych miast Galilei. Najspokojniejsza była dzielnica Filipa - tzw.: Batanea. Ale skupmy się na samej Judei i Galilei, czyli tych krainach, w których później zacznie nauczać Jezus z Nazaretu. Jak wyglądał podział polityczno-religijny całej żydowskiej społeczności skupionej w Jerozolimie? Najwyższym trybunałem sądowym w kwestiach religijno-społecznych była - powstała na przełomie V i IV wieku p.n.e. - Wysoka Rada, czyli innymi słowy Wielki Sanhedryn. Liczyła ona 70 członków, plus arcykapłana Świątyni. Członkowie Wielkiego Sanhedrynu to byli uczeni w Piśmie i znawcy Tory czyli "Soferim". Rozstrzygali oni nie tylko kwestie religijne i społeczne, lecz także mieli duży wpływ na politykę (dopiero Herod Wielki zmniejszył uprawnienia Sanhedrynu w tej kwestii).

Był również i Trybunał, zwany Małym Sanhedrynem, złożony z 23 członków i zajmował się on kwestiami stricte doktrynalnymi. To właśnie Sanhedryn wprowadził obowiązkowe czytanie Tory w każdym żydowskim domu (już od IV wieku p.n.e.), w każdy szabat. Zajmował się też zakładaniem domów modlitwy, czyli - synagog na terenie całej Palestyny. Sanherdyn (zarówno Wielki jak i Mały), był główną władzą polityczno-religijną, a potem religijno-społeczną również i w czasach Jezusa z Nazaretu. Prócz niego powstało szereg mniejszych organizacji religijnych, które poczytywały sobie za cel główny odnowienie ludu Izraela i przygotowanie go na nadejście Mesjasza Oswobodziciela. Grupy te niejednokrotnie spierały się w bardzo wielu kwestiach dogmatycznych i ideologicznych, a także (niekiedy) społecznych. Każda z tych organizacji (będę je po kolei wymieniał), głosiła, że jest jedyną i najlepszą drogą do zbawienia "ludu wybranego". Każda tworzyła swoją strukturę organizacyjną i doktrynę religijną, próbując przekonać Żydów do siebie. Lecz żył w Jerozolimie pod koniec rządów Heroda Wielkiego pewien rabbi - zwał się Hillel. Gdy pewnego razu grupa pobożnych Żydów zwróciła się do niego: "Rabbi, prosimy cię, byś wyjaśnił nam jak najprościej potrafisz - jaka jest treść myśli i bożych przykazań, co jest w nich najważniejsze i nad którym przykazaniem powinniśmy się najwięcej skupić, oraz jakie jest znaczenie Prawa Mojżeszowego?". Rabbi pomyślał chwilkę i odpowiedział: "Nie czyń twemu bliźniemu nic co tobie niemiłe, ot całe prawo" - odrzekł rabbi Hillel - "Reszta to tylko objaśnienia" - dodał. Trudno się z nim nie zgodzić, gdyż ta niezwykle rozsądna myśl, jest wieczysta i dotyczy wszystkich światowych religii i produkowanych przez nie doktryn. W ogóle cała religia i wszystkie jej kanony sprowadzają się TYLKO do tych kilku słów, reszta nie ma najmniejszego znaczenia.



CHASYDZI




Zwani również Asydejczykami ("Chasidim"), co znaczy - "Towarzystwo Pobożnych". Była to najstarsza żydowska organizacja religijna, od chwili powrotu Żydów do Palestyny w 536 r. p.n.e (po okresie tzw.: "niewoli babilońskiej" z lat 586 p.n.e. - 536 p.n.e. Z tym że gdy władca Persji Cyrus Wielki, pozwolił Żydom powrócić do ojczyzny, wróciła tylko połowa z tych, których pierwotnie przesiedlili do swego kraju Babilończycy. Reszta albo się zintegrowała z mieszkańcami Babilonu i nawet przyjęła wiarę w tamtejszych bogów, albo też - nie chcąc niszczyć sobie dotychczasowego życia i zaczynać wszystkiego od nowa w kraju, którego często nie znali, bo urodzili się już w Babilonii, postanowili tutaj pozostać). Organizacja ta założona została jednak dużo później, bo latach 80-tych II wieku p.n.e (prawdopodobnie ok. 185 r. p.n.e.). Asydejczyków, czy raczej Chasydów, można z całą pewnością określić mianem - fanatyków religijnych, gdyż poczytywali oni religijne obrzędy judaizmu za święte i nietykalne, a w ich obronie gotowi byli nawet poświęcić własne życie. Byli podobni do dzisiejszych islamistów, gdyż odznaczali się graniczącą z absurdem pobożnością, a jednocześnie pragnęli narzucić swój własny przekaz religijny wszystkim Żydom (nawet przy pomocy siły, jeśli wymagałaby tego sytuacja). Chasydzi w swej historii mieli również dość znacznych i biegłych w Piśmie mężów, wśród których nierzadko byli arcykapłani Świątyni Jerozolimskiej. Wywodzili swoją tradycję od nauk arcykapłana Szymona, zwanego Sprawiedliwym, żyjącego jednak na długo przed założeniem owego "zakonu". To właśnie arcykapłan Szymon (pełnił swoją funkcję w latach ok. 300 - 270 p.n.e.), wprowadził wśród Żydów bezwzględny obowiązek czytania Tory i odnowił samą Świątynię, oraz (za zgodą faraona Ptolemeusza I, pod którego władzą znajdowała się wówczas Palestyna), umocnił mury obronne Jerozolimy. Był człowiekiem stanowczym (to znaczy twardo żądał przestrzegania Prawa Mojżeszowego i zasad Tory), lecz jednocześnie nie był wrogi w stosunku do "obcych", np. Samarytan czy Greków.

Chasydzi zaś (powołując się na nauki Szymona Sprawiedliwego), nawoływali do obrony "świętej wiary" i walki za nią na śmierć i życie z poganami, czyli wszystkimi obcymi (słowo "obcy" nie oznaczało jedynie Greków, czyli pogan, lecz także wszystkich innych, np. Samarytan lub Idumejczyków, którzy pożenili się z Żydami i przyjęli żydowską wiarę). Chasydzi na swego pierwszego przywódcę, wybrali arcykapłana Oniasza III - (prawnuka Szymona Sprawiedliwego), w 185 r. p.n.e. (w tym czasie dynastia Jozuidów, z której wywodził się zarówno Szymon Sprawiedliwy, jak i jego prawnuk - dziedziczyła funkcję arcykapłana Świątyni Jerozolimskiej od czasów powrotu z niewoli babilońskiej, czyli od 536 r. p.n.e., a dokładniej od 516 r. p.n.e., gdy ukończono odbudowę Drugiej Świątyni Jerozolimskiej, a pierwszym jej arcykapłanem został Jozue, pod którego przewodem część Żydów wyszła z Babilonu po podboju tego kraju przez Persów w 538 r. p.n.e.). Nie tylko jednak wśród najwyższych władz Świątyni mieli chasydzi wsparcie. Opowiedzieli się za nimi biegli w Piśmie, uczeni i pobożni Żydzi, wśród których wymienić należy Antygona z Socho, Jose ben Jozera z Ceredy (przywódcy Sanhedrynu), czy Jose ben Jochanana z Jerozolimy. Wszyscy oni byli mędrcami i uczonymi - stanowili ścisłą elitę "zakonu" chasidim. To właśnie oni nadali organizacji jej przyszły, bojowy i (można by nawet rzec) wybitnie rasistowski kształt. Do najważniejszych zadań zakonu zaliczali "oczyszczenie" Palestyny z wszystkich "obcych", a także uznali wszystkie inne ziemie, nie zamieszkane przez Żydów za... nieczyste.




W dziesiątą rocznicę założenia zakonu (175 r. p.n.e.), spadł na chasydów znaczny cios, gdy nowy król Imperium Syryjskiego (Seleucydzi) - Antioch IV, odebrał władzę nad Świątynią Jerozolimską (Palestyna znajdowała się już wówczas pod okupacją Greko-Syryjczyków), Oniaszowi III i powierzył tę funkcję jego bratu - Jezusowi (który wkrótce potem zmienił imię na Jazon - by brzmiało bardziej z grecka i aby przypodobać się Antiochowi). Antioch IV pod groźbą kary, zakazał również... praktykowania religii żydowskiej w Świątyni, co ograniczało funkcję Jazona do zadań czysto administracyjnych i stanowiło doskonałe podglebie pod wybuch żydowskiego powstania powszechnego. Jazon nie miał poważania wśród swych rodaków, a chasydzi uznali go za wroga, którego należy czym prędzej usunąć (czyli innymi słowy - zamordować). Wiedział więc że tylko trzymanie się Syryjczyków (jest to pewna nadinterpretacja, oczywiście wiadomo że chodzi o grecko-macedońskich władców, a Syryjczykami byli oni już tylko z racji urodzenia, nie z kultury i nie z języka) i bycie im uległym, oraz propagowanie hellenizmu, może zapewnić mu ochronę i bezpieczeństwo. Zaraz więc po swym wyborze nadał Jerozolimie nową nazwę - Antiochia Judejska, na cześć króla. Jazon i podległa mu administracja miasta, zaczęła też powszechnie propagować hellenizm wśród Żydów, zachęcając ich nie tylko do ćwiczeń sportowych, lecz także coraz częściej do... zmiany religii i kultury na helleńską. Na dziedzińcu świątynnym ustawiono ołtarzyk ku czci Zeusa Olimpijskiego i Jazon składał przy nim ofiary (zwoływano wówczas mieszkańców Jerozolimy by w tym uczestniczyli, a kto nie chciał - ten wystawiał siebie i swą rodzinę na represje władz).

W jerozolimskiej twierdzy Birah, urządzono grecki gimnazjon, w którym młodzież męska miała oddawać się ćwiczeniom sportowym i zmaganiom atletycznym na wzór grecki. Nazwę tej twierdzy przemianowano wówczas na Akropolis (potem, w czasach Heroda otrzyma ona nazwę - Antonia, ku czci Marka Antoniusza). Tych Żydów, którzy odnieśli zwycięstwa w zmaganiach sportowych, nagradzano przyznaniem obywatelstwa greckiego i uznaniem za prawowitych Greków. Rządy Jazona były zaciekle zwalczane przez chasydów, jednak już w trzy lata po swej nominacji (172 r. p.n.e.), Jazon utracił poparcie Antiocha IV. Ten wprowadził na urząd arcykapłana Świątyni jednego z kuzynów Jazona - Menelaosa. Wraz z tą nominacją do Jerozolimy wkroczyła armia syryjska, która obsadziła twierdzę Akropolis (zwaną w skrócie aż do czasów Heroda - Akrą). Rozpoczęła się syryjska okupacja miasta. W podzięce za to wyniesienie Menelaos zapłacił Antiochowi częścią skarbów, złożonych w podziemiach Świątyni Jerozolimskiej. Wywołało to jednak rozruchy w mieście, które zostały krwawo stłumione przez syryjską armię. Antioch szykował się do wojny z Egiptem i potrzebował pieniędzy. W 170 r. p.n.e. rozpoczął się egipski atak na Palestynę i Syrię. 17-letni wówczas władca Egiptu Ptolemeusz VI pragnął odzyskać nie tylko Palestynę, lecz także całą Syrię (utracone w 200 r. p.n.e., po przegranej wówczas przez Egipcjan bitwie pod Panion). Armia egipska szybko się jednak wycofała, gdy pojawiły się siły syryjskie pod osobistym dowództwem Antiocha IV. Teraz Antioch w pogoni za Egipcjanami, bez walki doszedł do potężnej egipskiej twierdzy Pelusium, którą obległ i w 169 r. p.n.e. zdobył.


FALANGITA SELEUCYDÓW 



Wojna przeniosła się teraz na tereny Egiptu, a Syryjczycy szybko doszli do Nilu, zajmując większość miast Delty. Sytuacja Egiptu była katastrofalna, a Ptolemeusz zastanawiał się nawet nad ucieczką na wyspę Samotrakę w Grecji (taką propozycję z zagwarantowaniem bezpieczeństwa dla młodego władcy, złożył mu król Macedonii - Perseusz). Ptolemeusz nie zdecydował się jednak na ucieczkę z kraju, lecz zmienił swych dotychczasowych doradców (którzy to radzili mu podbój Syrii i Palestyny) - Eulajosa i Lenajosa (zostali oni oczywiście zabici, co było wówczas w zwyczaju), a powołał nowych Komanosa i Kineasa, którzy mieli wynegocjować z Antiochem IV pokój na "nieupokarzających" Egipt warunkach. Ptolemeusz godził się na pozostawienie Syrii i Palestyny w rękach syryjskich i nawet zamierzał publicznie - w imieniu swych potomków - wyrzec się tych ziem, byle tylko Antioch zatrzymał swój zwycięski marsz w kierunku Aleksandrii. Antioch odmówił, uznał bowiem że Egipt jest teraz praktycznie bezbronny (po zniszczeniu armii egipskiej pod Pelusium) i może ugrać znacznie więcej. W tym czasie doszło w Aleksandrii do powstania ludowego (pod wodzą Kineasa i Komanosa, obawiających się, że skończą podobnie jak ich poprzednicy, gdy tylko król nie będzie z nich zadowolony) które obaliło 17-letniego Ptolemeusza VI, wprowadzając na tron jego młodsze rodzeństwo - 13-letniego Ptolemeusza VIII (Ptolemeuszem VII będzie urodzony w 160 r. p.n.e. i panujący przez kilka miesięcy 145 r. p.n.e. aż do swej śmierci - syn Ptolemeusza VI) i 15-letnią siostrę Kleopatrę II, którzy mieli władać krajem razem jako król i królowa. Tu jednak wtrącił się Antioch IV - którego armia zmierzała do Aleksandrii - i ogłosił się... protektorem obalonego Ptolemeusza VI.

Zatem rodzeństwo panowało w samej Aleksandrii (i zachodnich rejonach Egiptu), zaś Ptolemeusz VI (a w zasadzie sam Antioch IV, gdyż Ptolemeusz był odtąd jedynie marionetką w jego rękach), nad całą Deltą Nilu, Synajem i miastami zajętymi przez wojska syryjskie. W sierpniu 169 r. p.n.e. armia Antiocha IV obległa Aleksandrię - stolicę Egiptu. Do obrony miasta zaciągnięto całą ludność, która pomagała w budowaniu nowych umocnień i kopaniu wałów. W obozie syryjskim był już wówczas zbiegły ze stolicy Ptolemeusz VI, tytułowany prawowitym królem Egiptu (tak naprawdę Ptolemeusz nie był Antiochowi do niczego potrzebny, gdyż on sam pragnął koronować się na króla Egiptu i tym samym połączyć dwa ciągle wrogie sobie hellenistyczne kraje, powstałe po rozpadzie Imperium Aleksandra Wielkiego w 323 r. p.n.e. Wiedział jednak, że taki krok jak koronacja w Aleksandrii na króla Egiptu, a tym samym niewspółmierne wzmocnienie Syrii Seleucydów i samego Antiocha jako jej władcy - spotkałoby się ze zdecydowanym sprzeciwem innych graczy na śródziemnomorskiej politycznej szachownicy. Szczególnie Antioch obawiał się stanowiska Rzymu, dlatego też utrzymywanie Ptolemeusza VI jako swej marionetki, było już znośniejsze do przełknięcia, choćby dla rzymskiego Senatu). Z Aleksandrii wysłano natychmiast delegację do Rzymu z prośbą o ratunek (lub przynajmniej zdecydowaną interwencję dyplomatyczną). Rzym zajęty wówczas ciężką wojną z Macedonią, nie palił się zbytnio do pomocy militarnej Egiptowi, nie chciał jednak zrazić do siebie sojusznika, z którym kilka miesięcy wcześniej zawarł układ obronny (170 r. p.n.e.).




Angażować się militarnie jednak nie zamierzał i nie mógł, cały swój wysiłek bowiem kierował przeciw Macedonii. Senat zalecił więc (trochę na odczepnego), by rzymski wódz walczący w Macedonii - Kwintus Marcjusz Filippus - wystosował list do Antiocha i... pogroził mu w nim palcem, zapowiadając rzymski odwet w razie dalszych prób opanowania Aleksandrii. Marcjusz jednak listu nie wysłał (nie wiadomo nawet żeby go napisał), Senat posłał więc nad Nil, do obozu Antiocha (październik 169 r. p.n.e.), Tytusa Numizjusza z misją dyplomatyczną. Ten jednak nic nie osiągnął i wrócił do Rzymu, pozostawiając walczących Egipcjan samych sobie. Ponieważ Egipcjanie ponownie przysłali poselstwo z prośbą o jak najszybszą interwencję dyplomatyczną lub militarną - Senat wysłał drugie poselstwo, które wyjechało z Rzymu dopiero w styczniu 168 r. p.n.e. Przewodził mu Gajusz Popiliusz Lenas. W tym czasie pod Aleksandrią nie toczyły się już walki, gdyż Ptolemeusz VIII i Kleopatra II zawarli sojusz z Antiochem, obiecując mu zrzeczenie się praw do Syrii i Palestyny, oraz uznali się za lenników Antiocha, sprawujących władzę w jego imieniu i za jego zgodą. Oczywiście do tej dwójki został dokooptowany także Ptolemeusz VI (lecz jego dwuletniego synka Ptolemeusza VII, jeszcze podczas oblężenia - pomimo sprzeciwu Kleopatry II - zamordował Ptolemeusz VIII. Ów zamordowany chłopiec był pierwszym synem Ptolemeusza VI o tym imieniu i numeracji, drugi urodzi się właśnie w 160 r. p.n.e. o czym wyżej już wspomniałem).

Dlaczego jednak Rzym tak długo zwlekał z wysłaniem poselstwa i nie uczynił tego od razu, gdy do Rzymu przybyli egipscy posłowie? Dlatego że drugie poselstwo wysłane z Aleksandrii do Rzymu w listopadzie 169 r. p.n.e. czekało do początków stycznia roku następnego, nim... zostało w ogóle dopuszczone przed Senat. Dlaczego do początku stycznia? Dlatego że wówczas było w zwyczaju przyjmować posłów obcych państw z początkiem Nowego Roku (choć trzeba uczciwie powiedzieć, że w tamtym jeszcze czasie Nowy Rok w rzymskim kalendarzu zaczynał się w połowie marca), a także dlatego, że czekano na wybór nowych konsulów roku 168 p.n.e., którzy mieli przyjść Egiptowi z ewentualną pomocą militarną (wówczas jeszcze kampania wyborcza kandydatów rozpoczynała się w końcu stycznia i trwała do początków marca. Nowo wybrani w wyborach - konsulowie, obejmowali władzę 15 marca (w Idy), każdego kolejnego roku (wówczas też zaczynał się Nowy Rok rzymskiego kalendarza). Jednak w 153 r. p.n.e. ów system ulegnie zmianie i odtąd kampania wyborcza będzie się zaczynać z końcem listopada poprzedniego roku, a nowi konsulowie obejmować będą swój urząd już zawsze dnia 1 stycznia każdego kolejnego roku). Sprawa się jednak sama rozwiązała, lecz drugie poselstwo wysłane z Rzymu w końcu stycznia 168 r. p.n.e. nie miało o tym bladego pojęcia. Poselstwo Gajusza Popiliusza Lenasa dowiedziało się o ugodzie zawartej przez królów Egiptu z Antiochem IV dopiero w Grecji, gdzie postanowili zaczekać na dalszy rozwój wypadków.

Tymczasem w Jerozolimie złożony z urzędu kapłańskiego Jazon, postanowił zbrojnie odzyskać urząd arcykapłana Świątyni. Napadł na czele swych zwolenników na Menelaosa i wiernych mu ludzi, oraz zmusił go do ucieczki do twierdzy Akra, którą obległ (169 r. p.n.e.). Jednak powracający z wyprawy egipskiej Antioch IV, gdy dowiedział się o tym wydarzeniu (Menelaos bronił się w oblężonej Akrze) prawie bez walki zdobył Jerozolimę i za karę za nieposłuszeństwo wobec jego królewskiej woli - dokonał rzezi mieszkańców miasta (Jazonowi udało się uciec). Syryjczycy zajęli Świątynię i ograbili ją ze wszystkich skarbów. Teraz Antioch ponownie mianował Menelaosa na arcykapłana i swego namiestnika w mieście, mimo to był jednak zły (głównie na siebie) że dał się tak łatwo... sfrajerować. Oddał już prawie zdobyty Egipt ptolemeuszowemu rodzeństwu praktycznie za darmo (bo frazesy o jego kontroli i władzy, można było włożyć między bajki. Bowiem z chwilą wycofania sił zbrojnych z Egiptu, tracił również i swe tzw.: "polityczne przewodnictwo" nad tym krajem). Wracał więc praktycznie z niczym (nie licząc obsadzenia i włączenia do swego państwa terenów twierdzy Pelusium). Być może właśnie ów fakt, zaważył na okrutnym rozkazie króla wymordowania mieszkańców Jerozolimy. Teraz jednak postanowił raz jeszcze wrócić ze swą armią do Egiptu i obalić Ptolemeuszy, a następnie samemu ogłasić się władcą Egiptu. Pierwszy krok w tym kierunku uczynił w kwietniu 168 r. p.n.e. gdy zajął egipski Cypr. Aby jednak zachować pozory (i uniemożliwić Rzymowi interwencję zbrojną po stronie Egiptu), wystosował do Aleksandrii poselstwo, żądając uznania aneksji Cypru przez Ptolemeuszy. Ci jednak zgodnie odmówili.


OFICER ARMII PTOLEMEUSZY 



Była to prawdziwa woda na młyn dla Antiocha - powód do nowej wojny, a jednocześnie to nie on (oficjalnie) dąży do wojny, tylko ci, którzy mienili się być jego lennikami - teraz odmawiają mu praw do Cypru. Dlaczego ma nie interweniować zbrojnie, gdy dzieje mu się taka niesprawiedliwość? - taki przekaz miał pójść do Rzymu. Egipt nadal był słaby i jego opanowanie nie nastręczało większych trudności, jedynie Aleksandria stanowiła poważniejsze wyzwanie, tak więc król Antioch w czerwcu 168 r. p.n.e. ponownie ruszył na podbój Egiptu. Obawiał się tylko reakcji Rzymu, gdyż wojna na dwa fronty w ogóle nie wchodziła w rachubę w jego przypadku. Rzym jednak też wciąż walczył z Macedonią, była to więc już ostatnia okazja do opanowania Egiptu. Bardzo szybko (wręcz spacerkiem) zajął Antioch całą Deltę z potężnym miastem i dawną stolicą Egiptu - Memfis (gdzie kazał bić monetę z sobą, jako królem Egiptu). Potem ruszył na Aleksandrię. Sytuacja znów stawała się niebezpieczna. Ptolemeusze wysłali więc poselstwa do wszystkich znaczących potęg w regionie z prośbą o pomoc i ratunek. Wysłano posłów do Koryntu (stolicy Związku Achajskiego). Tu proszono jedynie o przysłanie 1000 żołnierzy piechoty i 200 kawalerii (były to więc bardzo łagodne prośby, zważywszy że cały Związek mógł wystawić armię liczącą 40 tys. żołnierzy). Inne poselstwo przybyło na dwór Eumenesa króla Pergamonu i do władców Rodos. Kwintus Marcjusz Filippus - rzymski wódz w Macedonii poprosił jednak swych greckich sojuszników o ograniczenie się do interwencji dyplomatycznych, podobnie jak czynili to Rzymianie - tak też się stało.

Rzymianie byli dość pasywni, a ich wcześniejsze poselstwo do Antiocha (Tytusa Numizjusza) miało jedynie za zadanie wybadać syryjskiego władcę co do dalszych jego celów, lecz zapewne nie to, by powstrzymać go od ataku na Egipt. Zresztą Rzym starał się wówczas używać dość wyszukanego, dyplomatycznego języka, nie strasząc, ani nie żądając od Antiocha niczego (wciąż walczyli przecież z Macedonią i nie chcieli by Antioch wsparł ją militarnie. A związki syryjskich Seleucydów z macedońskimi Antygonidami były bardzo bliskie - żoną Perseusza była ciotka Antiocha IV). Wszystko zmieniło się po 22 czerwca 168 r. p.n.e. Tego bowiem dnia, nowy rzymski wódz Lucjusz Emiliusz Paulus (który zastąpił nie radzącego sobie Filippusa), odniósł wielkie zwycięstwo nad armią macedońską - w bitwie pod Pydną, u stóp Olimpu. Tam, u podnóża siedziby olimpijskich bogów złamana została ostatecznie potęga macedońskiej falangi, a przewagę zyskała nowa siła militarna Morza Śródziemnego - rzymski mobilny legion obywatelski. Teraz również i poselstwo Gajusza Popiliusza Lenasa wyruszyło w dalszą drogę do Egiptu. Byli wzmocnieni tym zwycięstwem i wiedzieli że mogą pozwolić sobie na o wiele więcej w kontaktach z Antiochem. Tak też się stało, ale nikt nie podejrzewał że... dojdzie do takiego upokorzenia syryjskiego władcy. Mianowicie w lipcu 168 r. p.n.e. rzymscy legaci dotarli do obozu Antiocha IV, znajdującego się niedaleko obleganej Aleksandrii.


BITWA POD PYDNĄ 




Tam trójka posłów: Gajusz Decymiusz i Gajusz Hostyliusz pod przewodem Gajusza Popiliusza Lenasa, wręczyła królowi syryjskiemu ultymatywną notę senacką ("senatus consultum"), z żądaniem NATYCHMIASTOWEGO wycofania się z Egiptu. Antioch przeczytał dokument, po czym zwrócił się do Lenasa z prośbą o możliwość przedyskutowania jego założeń ze swymi oficerami i doradcami. Wówczas Lenas zagrodził mu drogę, mówiąc: "Nigdzie nie pójdziesz, póki nie dasz mi teraz odpowiedzi. Pamiętaj - jeśli mi odmówisz, będziesz miał do czynienia z całą potęgą Republiki, która dopiero co rozbiła pysznego króla Perseusza", po czym narysował swoją laską okrąg wokół króla i zapowiedział że jeśli monarcha wyjdzie z niego bez udzielenia odpowiedzi na senacką notę - w tym momencie wypowiada Rzymowi wojnę. Blady jak ściana (i kipiący ze złości) Antioch - nie miał wyjścia - musiał przyjąć w tych warunkach senackie żądanie wycofania jego sił z Egiptu. Dopiero gdy król wyraził zgodę, wówczas Lenas uśmiechnął się do niego i... podał mu rękę na zgodę, co tamten niechętnie także uczynił. Egipt został uratowany w kilka minut dzięki zdecydowanemu działaniu Lenasa. Antioch musiał oddać także Cypr i twierdzę Pelusium, zatrzymał jednak Syrię i oczywiście Palestynę.


CDN.

WALKIRIA - CZYLI DLACZEGO HITLER ZDOBYŁ WŁADZĘ W NIEMCZECH? - Cz. II

CZYLI CO SPOWODOWAŁO ŻE REPUBLIKA WEIMARSKA ZMIENIŁA SIĘ W III RZESZĘ? PLANY I MARZENIA  Cz. I " GDY WYBUCHNIE WOJNA, NIE DA SIĘ PRZEWI...