WYŚWIETLENIA

07 sierpnia 2025

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. I

CZYLI JAK TO WŁADZA 
DODAJE SEKSAPILU


"W NASZYCH SZCZĘŚLIWYCH CZASACH NIE POTRZEBA WCALE SPRZEDAJNYCH DZIEWCZYN, SKORO SPOTYKA SIĘ TYLE ULEGŁOŚCI U PRZYZWOITYCH KOBIET"

GIACOMO CASANOVA






WSTĘP


Dzisiejszy temat (i nową serię) pragnę zacząć dość nietypowo. Mianowicie prezentując sylwetki największych playboyów (lub jak kto woli lubieżników) będących u władzy. Jest to ciekawy temat o tyle, że dziś też pełno jest tego typu praktyk. Mężczyźni będący u władzy stanowią niesamowicie atrakcyjną partię dla kobiet, które gotowe są uczynić dla nich wszystko - i to bez względu na ich urodę czy sylwetkę. Głównym powodem tego jest ów niepojęty magnetyzm władzy, który powoduje że nawet największy brzydal może stać się lepszą partią, od młodego żigolaka. Kolejnym jest pragnienie stabilizacji, które jest nieodłącznym celem kobiecej psychiki, dla którego gotowe one są podjąć każde, nawet najbardziej upokarzające wyzwanie, byle tylko osiągnąć cel - poprawy własnego bytu i bytu swych potomków. I to jest właśnie według mnie najbardziej ciekawe, owa kobieca psychika, dążąca do osiągnięcia celu - stabilizacji poprzez władzę lub splendor. I nie jest to wcale wynalazek czasów nam współczesnych (młode dupencje, zwane "króliczkami" sypiały z poważnie już zdziadziałym Hughiem Hefnerem, nadstawiając mu wszelkie możliwe otwory swego ciała - po co to robiły? Bo był taki piękny i młody? Nie, bo był u władzy - pamiętajmy że władza nie musi być jedynie władzą polityczną - i mógł każdej z nich zapewnić pewną stabilizację), jest to zjawisko znane od praktycznie początków ludzkich dziejów - kobiety (mam na myśli te tzw.: "porządne kobiety"), potrafią się sprostytuować dla poprawy własnego położenia i zdobycia prestiżu oraz możliwości doświadczenia "promieni blasku władzy". Przytoczony na wstępie tego posta Giacomo Casanova, który w niezwykle dobitny sposób opisał zachowania kobiet w swojej epoce, jest tu zaledwie jednym z wielu tego typu przykładów.

Oczywiście można za to winić kobiety (choć ja byłbym od tego daleki) że w wyniku zaistnienia określonej sytuacji, gotowe są zamienić się w prostytutki dla polepszenia własnego położenia, ale popatrzmy na to pod innym względem. Czy kobieta to jest człowiek nadający się do bycia osobą świętą (w znaczeniu nieseksualną), powstrzymującą się od doznań erotycznych? Przecież kobieta to chodzący wulkan erotyzmu, każdy praktycznie zakamarek jej ciała jest na swój sposób bodźcem seksualnym, jej ruchy, nawet mowa ma w sobie dużą dawkę erotyzmu. Kobieta jest więc kipiącym erotyzmem i nic dziwnego że wykorzystuje (w otaczającej ją przyrodzie) te elementy, w których ma przewagę nad mężczyznami i może je wykorzystać przeciwko ich słabościom. Przecież kobiety nie mają innej broni, która mogłaby im zapewnić dominację nad mężczyzną, jak tylko ich własna seksualność. I jest to broń niezwykle silna, powodująca że nawet najtwardszy twardziel mięknie w otoczeniu kobiety, a nawet gotów jest spełniać wszelkie jej kaprysy. Innymi metodami niż te, kobieta nie jest w stanie tego osiągnąć. Ale, to jest broń obosieczna, bowiem może zostać wykorzystana przeciwko kobiecie, jeśli tylko zajdzie ku temu sprzyjająca okazja (nic więc dziwnego że podstarzałe aktoreczki z Hollywood, które mają już za sobą jakąś tam karierę - swoją małą stabilizację - atakują i deprecjonują a często jawnie szykanują młode siksy, które pragną takiej samej kariery, splendoru i pieniędzy, jakie mają tamte i gotowe są zapłacić za to swymi ciałem i wdziękiem. Nikt nie lubi konkurencji, a szczególnie kobieta, która zdaje sobie sprawę, że najlepsze lata ma już za sobą.




Bo przecież fakt, że mężczyzna u władzy jest niezwykle pociągającym seksualnie obiektem dla kobiety, wyjaśniać zapewne nie muszę. Zresztą nie trzeba nawet władzy, wystarczy być w jakiś sposób popularnym i już można liczyć na tłumy gotowych i "mokrych" niewieścich spojrzeń. Pamiętam pewne wydarzenie sprzed kilku lat, gdy wraz z moją Panią wyjechaliśmy do centrum handlowego w Łodzi, w którym miał się zjawić jakiś "szalenie" popularny młody piosenkarz (choć za cholerę nie przypomnę sobie jak miał na imię). Miał rozdawać autografy i krótko zamienić kilka słów z niektórymi jego fanami (a raczej fankami, których było 99,9 %). Dziewczyny ustawiały się w kolejce do niego na kilka godzin przed przyjazdem (ponoć niektóre były tam już od rana), ale prawdziwy armageddon zaczął się jak już przyjechał i zaczął rozdawać te swoje autografy. Postanowiłem obejrzeć to przedstawienie, ponieważ lubię takie socjologiczne smaczki, ale po jakimś czasie zwyczajnie zrobiło mi się tych dziewczyn żal. Przepychały się wzajemnie, płakały (jedna nawet ponoć obiecała ochroniarzowi, którzy zabezpieczali cały teren, że... pokaże mu biust, czy da mu się podpisać na biuście, już nie pamiętam, ale należy dopowiedzieć że to były młode dziewczyny, nastolatki, a niektóre to nie miały nawet chyba dwunastu lat). W każdym razie w jaki wpadły one ryk (te, którym nie udało się zdobyć autografu - jedna stwierdziła też że skoro ją dotknął w jakieś miejsce, to już nigdy tego miejsca nie umyje), gdy już wyjechał (był tam z godzinę, może półtorej, rozdał kilka autografów i się zmył). Jedna drugą oskarżała o to, że uniemożliwiła jej spotkanie z idolem i zdaje się że wszystkie też płakały rzewnymi łzami. I to o kogo? O jakiegoś chłopaczka, którego nie jestem w stanie nawet zapamiętać z imienia i który je po prostu najzwyczajniej w świecie... olał.

Wróćmy jednak do tematu, ilu mężczyzn u władzy (którzy potem okazywali się, co najmniej nieprzyjemnymi gośćmi), powodowało przyspieszone bicie serca i zwiększone w majtkach nawodnienie z przeciążonych zwieraczy? No weźmy np. takiego Benito Mussoliniego - przecież to dla ówczesnych kobiet był... bóg. Oddawały mu się wszystkie, były na jego skinienie, na jego najmniejszą aluzję, kiedy chciał i jak chciał, ile razy i w jakie miejsca - wszystkie. Mam tutaj oczywiście głównie na myśli lata 20-te, ale i w latach 30-tych i podczas wojny niewiele się zmieniło. A Hitler, gdy dostał się do władzy? Po parteitagach czy zeppelinfieldach - na których przemawiał Hitler - znajdowano ogromne ilości plam na placach, efekt niezwykle słabych zwieraczy niemieckich metsien. Nie mówiąc już o listach wysyłanych do Berghofu (alpejskiej siedziby Hitlera) przez kobiety (często zamężne), błagające go, aby zechciał być... ojcem ich dzieci; inne w czasie porodu wykrzykiwały imię Hitlera, aby przynajmniej w taki sposób stał się ojcem ich dziecka. Zresztą Hitler uwielbiał fotografować się w otoczeniu kobiet i dzieci (jak sam powtarzał: "lubił psy i dzieci"), jak choćby słynne zdjęcie na molo w Heiligendamm z małą Helgą, lub podczas śpiewania piosenek nad Renem, w otoczeniu towarzyszy, kobiet i dzieci. Takich przykładów ludzi władzy w historii, otoczonych gromadką kobiet było bardzo wielu. Tacy ludzie jak Mussolini, Hitler, Stalin (o tym co działo się w prywatnych apartamentach Kremla w czasach rządów "czerwonego cara" opowiem jeszcze dokładniej) czy wielu im podobnych, nie musieli zniżać się do molestowania czy gwałtu. Oni bowiem mieli seksu w nadmiarze, zawsze i wszędzie kiedy tylko zapragnęli. I tak właśnie działa władza.

 
CIEKAWA SCENA 
40:40





NAPOLEON BONAPARTE
"KOBIETY SĄ WSZĘDZIE
Cz. I






"MAŁO JEST KOBIET UCZCIWYCH, 
KTÓRE NIE BYŁYBY ZNUDZONE SWOJĄ CNOTĄ"

FRANCOIS DE LA ROCHEFOUCAULD






"Kobiety są wszędzie" - słowa te zapisał Napoleon jeszcze jako młody, 20-letni chłopak, zafascynowany, oczarowany i zakochany w pięknej Desiree Clary (późniejszej królowej Szwecji), do której jednak długo wstydził się podejść i porozmawiać. Zresztą kobiety zawsze go onieśmielały, częściowo nawet... przerażały, a mimo to w ciągu swego życia był dwukrotnie żonaty, miał wiele oficjalnych kochanek i mnóstwo czasowych nałożnic. Doprawdy trudno wymienić je wszystkie, bowiem było ich mnóstwo, na każdą większą kampanię on i inni oficerowi oraz żołnierze brali sobie "regiment kobiecy" (jak to miało chociażby miejsce podczas wyprawy do Egiptu, gdzie żony i kochanki oficerów przebrały się w męskie mundury i udawały żołnierzy - aby tylko być blisko swych mężczyzn - łącznie było ich w Egipcie prawie... 200), lub też na miejscu korzystano z usług lokalnych dam. Napoleon także sobie nie żałował niewieścich wdzięków i choć kochał swą żonę Józefinę de Beauharnais (pisywał do niej niezwykle erotyczne listy, jak choćby ten, pisany z Mediolanu latem 1796 r.: "Całuję Twoje piersi, usta moje wędrują niżej, coraz niżej, o wiele niżej...", lub ten, ze stycznia 1797 r.: "Jakiż byłbym szczęśliwy mogąc asystować, gdy się rozbierasz (...) Całuję Twoje usta, oczy, piersi, wszystko, wszystko"), to jednak często ją zdradzał. O niektórych romansach męża Józefina wiedziała i starała się co prawda im przeszkadzać, ale nie miała na to nigdy większego wpływu. 

Zresztą pewnego razu przyłapała Napoleona w jednym z pokoi pałacu Tuileries z zupełnie nagą, śliczną madame Marie Antionette Duchatel, zrobiła mu o to awanturę, ale on zupełnie spokojnie zwrócił się do niej słowami: "Powinnaś uważać za zupełnie naturalne, że pozwalam sobie na tego rodzaju rozrywki (...) Nie powinnaś zajmować się tymi niegroźnymi miłostkami, które w żaden sposób nie wpływają na moje uczucia względem ciebie". Zaś gdy dowiedziała się o romansie Napoleona z aktorką Opery Paryskiej - Ludwiką Rolendeau, będąc w uzdrowisku w Plombieres, pisała do swej córki Hortensji, aby ta położyła kres "tym bezeceństwom", na co Hortensja odpisała: "Piszesz tak, jakbym mogła coś na to poradzić". Napoleon miał więc zawsze słabość do płci pięknej, choć jednocześnie czuł się w towarzystwie kobiet nieśmiało i niepewnie. Nie zawsze też był wobec nich w porządku, choć starał się aby żadna nie pozostała niedoceniona - wynagradzał im to płomiennym (choć krótkotrwałym) uczuciem, oraz podarunkami. I większość kobiet (szczególnie zaś aktorek i aktoreczek, które w tamtych czasach postrzegano jako najdroższe prostytutki, podobnie zresztą jest i dziś), przybywała na jego zaproszenia i potulnie rozkładała przed nim swe nogi. Nie zawsze jednak dochodziło do spotkania, niekiedy Cesarz był tak zapracowany że odwlekał porę spotkania, jak to miało miejsce chociażby w 1805 r. gdy młoda aktorka Comedie Francaise - mademoiselle Duchesnois, przybyła do Tuileries na zaproszenie Napoleona. Ale ponieważ długo nie przychodził, zniecierpliwiona kobieta przypomniała o swoim istnieniu ordynansowi Cesarza, który przekazał że panna Duchesnois: "czeka już na niego od dwóch godzin", na co Napoleon odrzekł: "No to co? Powiedz by się rozebrała i zaczekała na mnie w łóżku". Dziewczyna tak też uczyniła, ale po następnej godzinie, którą spędziła samotnie w cesarskim łożu, znów poprosiła ordynansa o "przypomnienie cesarzowi" o jej obecności. Ten zaniósł wiadomość, na co Bonaparte odrzekł: "Każ jej iść do domu, dziś już z niczym nie zdążę" (to trochę jak w tym dowcipie: Wraca górnik z pracy do domu i mówi do żony - "dziś już nic nie będę jadł, nie będę się mył, tylko jeszcze cię wyrucham i idę spać" 😂)

Napoleon uwielbiał bowiem kobiety jako "boginie miłości", lub niekiedy jako "naczynia na nasienie", ale przede wszystkim cenił kobiecość związaną z rolą żony i matki. Dlatego też nie przepadał za nazbyt wyzwolonymi niewiastami, nigdy też nie ulegał wpływom żadnej kobiety i żadna z nich nigdy nie zdobyła nad jego umysłem takiej władzy (nad sercem owszem, ale Napoleon oddzielał od siebie te dwie kwestie), aby mieć jakikolwiek wpływ na politykę. Żadnej kobiecie z alkowy Cesarza to się nie udało, choć niektórzy historycy wypisują brednie, że pod wpływem kobiet (np. Marii Walewskiej) podejmował on decyzje polityczne - nie! Kobiety i uczucia całkowicie oddzielał od spraw państwa i polityki. Należy jednak dodać, że niektórymi kobietami pogardzał, a nawet je upokarzał, choć... wcale nie bez ich winy. Jedną z nich była niejaka Germaine de Stael. Była to niezwykle pewna siebie dama, która nie grzesząc przykładną urodą (pisano iż: "była przysadzista i krępa, miała cerę jak piernik, włosy czarne, twarde i proste jak końskie"), uzupełniała to intelektem. Od dziecka (była córką milionerów, poza tym jej ojciec był ministrem finansów Francji za rządów Ludwika XVI), przebywała w luksusowych warunkach, otaczając się całą arystokratyczną i intelektualną paryską bohemą. Często też zrzucała suknie, oddając się najróżniejszym miłostkom. 
Zawsze miała to, co chciała - tak została wychowana i nauczona przez rodziców, którzy nie żałowali jej niczego. Gdy więc upatrzyła sobie jakiegoś polityka lub oficera, było pewne że uczyni wszystko, aby spędził on z nią (często niejedną) noc w alkowie.




Zrażona za młodu nieodwzajemnioną miłością hrabiego Gilberta, który po prostu... dał jej kosza, postanowiła sobie, że od teraz już żaden mężczyzna nie złamie jej serca i zawsze będzie osiągać to, czego pragnie. Te słowa szybko jednak poszły w zapomnienie, gdy znów zakochała się na zabój w młodym hrabim Fersenie, lecz i z tego związku nic nie wyszło. Potem poślubiła szwedzkiego barona Stael-Holsteina, będącego ambasadorem we Francji i została baronową (z domu Hermina nosiła nazwisko Necker). Od tej chwili oddawała się wielu kochankom, próbując dzięki nim zdobyć wpływ na politykę Francji. Zabawiała się nimi i wyrzucała, gdy już przestali być potrzebni (pana de Montmorency namówiła np. podczas łóżkowych eskapad, by... zrzekł się tytułu szlacheckiego, głosząc przy tym hasła Rewolucji Francuskiej o wolności, równości i braterstwie. On to uczynił, a potem... ona go rzuciła. Nie wiadomo też czego później bardziej żałował, czy tego że dał się podejść jak dziecko, czy też utraty jej miłości). Dzięki swym seksualnym "kontaktom", zyskała duże wpływy na polityków. Jednym pomagała, osadzając ich w gabinetach ministrów (jak choćby w 1791 r. Narbonne'a, gdy otrzymał ministerstwo wojny), innych (którzy jej się znudzili) obalała. Sypiała z wszystkimi największymi czasów Rewolucji i Republiki - Talleyrandem (to też był pies na baby, a jednocześnie nie grzeszył urodą - był kulawy i brzydki jak noc. Do tego realnie nie miał własnych poglądów i służył tym, którzy akurat w danym momencie byli u władzy {choć wcześniej przysięgał ich poprzednikom, że ich nie opuści} Napoleon mawiał o nim: "gówno obute w pantalony", ale jednocześnie trzymał go jako ministra spraw zagranicznych do końca swych rządów, gdyż Talleyrand był wyśmienitym politykiem i dyplomatą. To przecież on ocalił w Wiedniu Francję w roku 1815 po klęsce Napoleona, gdy zwycięskie mocarstwa myślały nad rozebraniem Francji - podobnie jak wcześniej stało się to z Rzeczpospolitą. Dzięki Talleyrandowi, który wykorzystując swoje dyplomatyczne umiejętności i niesamowity intelekt nie to uniemożliwił, ale wprowadził Francję jako jedno z europejskich mocarstw, co było ewenementem na skalę światową. Po powrocie Burbonów jednak miał o nich bardzo złe zdanie, choć służył im tak, jak wcześniej Napoleonowi, jeszcze wcześniej Republice a jeszcze wcześniej Ludwikowi XVI. Widząc że Burbonowie rozpętują "biały terror" i dążą do reaktywacji wszystkiego, co było przed rokiem 1789 bez oglądania się na minione lata i zmianę pokoleniowo- mentalno-obyczajową, jaka się dokonała przez te 25 lat we Francji - a nawet w Europie - miał o nich powiedzieć: "Niczego się nie nauczyli i niczego nie zapomnieli!" A podczas kolejnej Rewolucji w roku 1830, gdy zapytany przez swego przyjaciela, co sądzi o tych wydarzeniach, odpowiedział że jeszcze nie wie, ale o tym co na ten temat uważa jutro przeczyta w prasie 🤭), Sieys'em, Brissot'em, Lamethem, Condourcetem i wielu innymi. Wreszcie zarzuciła swe "macki" również na młodego oficera z Korsyki - Napoleona Bonaparte.

Podczas jednego z przyjęć (na którym młody Korsykanin jeszcze nie potrafił się zachować, będąc częściej na linii frontu niż na oficjalnych balach), przysiadła się do niego (była starsza od Napoleona zaledwie o trzy lata), po czym zaproponowała mu kontynuację rozmowy w alkowie, na zachętę odsłaniając pokaźny dekolt. Z tego co wiadomo, Bonaparte był wyraźnie zniesmaczony i odpowiedział jej w sposób, którego już dawno nie usłyszała z ust mężczyzny, że porządna kobieta nie szlaja się po balach, niczym prostytutka i nie zaczepia obcych mężczyzn, tylko siedzi w domu u boku swego męża i dzieci, co wprawiło madame de Stael początkowo w konsternację, a potem w złość. Potem jeszcze kilkukrotnie próbowała zaciągnąć Bonapartego do łóżka, zawsze jednak jej próby kończyły się niepowodzeniem. Napoleon miał alergię na tego typu kobiety. On bowiem kochał kobiety zdobywać, kochał kobiecość rozumianą jako niewinność, natomiast w przypadku pani de Stael, jej próby rozumiał jako nawoływania wulgarnej prostytutki z najnikczemniejszej dziury, spragnionej zarobku. Dlatego też ją unikał lub... upokarzał (m.in.: publicznie demonstrując swoją odmowę, na jej kolejne miłosne prośb), twierdząc oficjalnie że nie przepada za kobietami, wtrącającymi się do polityki, na co ona odparła: "Ma pan rację, generale, ale w kraju, w którym kobietom obcina się głowy, chciałyby, biedactwa, wiedzieć, dlaczego się to robi". Swoją drogą, doprowadził ją wręcz do rozpaczy, bowiem nie mogąc go zdobyć, uznała to za swoją prywatną klęskę i postanowiła próbować do skutku, wreszcie, rozgniewany jej amorami i próbami wtrącania się do polityki (gdy tylko madame de Stael traciła wpływ na politykę, uważała że sprawy w kraju idą w złym kierunku) wypędził ją z Francji w roku 1803 (mówiąc: "Niech Europa będzie jej więzieniem" i miał rację, bo tak też było. Snuła się bowiem po Europie niczym duch, pragnąc jak najszybciej powrócić do Francji, ale jeszcze bardziej pragnęła upadku Napoleona). 


MADAME de STAEL



Od tej pory, aż do 1814 r. czyli do pierwszej abdykacji Napoleona, przebywała ona na przymusowym wygnaniu, tułając się z miejsca na miejsce, pozbawiona pieniędzy, rzeczywiście musiała zdać się na pomoc ludzi, którzy kiedyś korzystali z jej wdzięków i którymi niegdyś pomiatała, teraz upokorzona musiała zdać się na ich kaprysy. Za to wszystko postanowiła się zemścić na Napoleonie, pisząc: "Dziesięć lat wygnania" - zwykły polityczny paszkwil na Napoleona i jego rządy, niezwykle popularny w czasach restauracji Burbonów w latach 1814-1815. Należy jednak powiedzieć, że i ci, którzy z nią wówczas obcowali i jej pomagali, bardzo szybko się nią irytowali. De Steal bowiem, nawet na wygnaniu nie potrafiła poskromić swego dawnego, uporczywego zachowania i dopiero gdy dawano jej znać że nie jest tu już mile widziana, dopiero wówczas odzyskiwała rozum, zdając sobie sprawę że skończą się też pieniądze. Mężczyźni, którzy mieli z nią styczność, jej wyjazd przyjmowali z uczuciem ulgi (np. Goethe czy Schiller mieli już dość jej przemądrzałych uwag, jej wszędobylskich porad i wtrącania się do wszystkiego). Bardzo szybko po kontakcie z taką kobietą wracali do swych żon, ceniąc to, co wcześniej uważali za nudne (w prostych słowach wyraził to Talleyrand, pisząc po zerwaniu z madame de Stael: "Trzeba było kochać panią de Stael, by docenić, jakie to szczęście kochać kobietę głupią"). To była pierwsza kobieta, którą publicznie Napoleon upokorzył, drugą była... królowa Prus, słynna z urody Luiza Augusta Pruska, również wielka przeciwniczka Napoleona, ale o tym w kolejnej części.        



 "MÓJ MĄŻ NIE KOCHA MNIE, 
ON MNIE OBDARZA CZCIĄ BOSKĄ. SĄDZĘ, ŻE OSZALAŁ"

JÓZEFINA de BEAUHARNAIS
PIERWSZA MAŁŻONKA NAPOLEONA W LIŚCIE DO SWEJ PRZYJACIÓŁKI 
(1797 r.)





CDN.

MOGLIŚMY TO WYGRAĆ! - Cz. II

CZYLI, CZY RZECZYWIŚCIE WOJNA ROKU 1939 BYŁA Z GÓRY SKAZANA NA KLĘSKĘ?





"SOWIECI NIE WCHODZĄ"
(TYMOTEUSZ PAWŁOWSKI)






DOŚWIADCZENIA I INSPIRACJE 
Cz. II


Rumunia weszła do walki dopiero w trzecim roku wielkiej wojny, w którym ententa spodziewała się odnieść zwycięstwo (wcześniej Rumunii byli "molestowani" przez obie strony konfliktu koniecznością wejścia do wojny, na co długo nie zamierzali się zgadzać. Niemcy i Austro-Węgry nalegały na wejście Rumunii do konfliktu zbrojnego ze względu na zabezpieczenie swych dróg komunikacji z Imperium Osmańskim, gdyż jak mówiono w Berlinie: "Rumunia to klucz do wschodu", a podstawą tych planów był traktat sojuszniczy zawarty przez Rumunię z Austro-Węgrami - 30 października 1883 r. i skierowany był wyraźnie przeciwko Rosji. Układ ten - odnawiany cyklicznie co 5 lat, ostatni raz 5 lutego 1913 r. - przez cały ten czas pozostawał tajny. Król Rumunii - który przechowywał traktat w swej własnej skrytce - pokazywał go jedynie mianowanemu przez siebie premierowi na okres jego kadencji, tak więc do wybuchu I Wojny Światowej o owym traktacie w Rumunii wiedziało tylko kilkanaście osób. Gdy więc w 1913 r. Austro-Węgierski poseł w Bukareszcie zaproponował aby traktat ten poddać pod głosowanie parlamentom w Wiedniu, Budapeszcie i Bukareszcie, król Rumunii Karol I (z niemieckiego rodu Hohenzollern-Sigmaringen) wpadł w panikę. Poseł Ottokar Czernin zanotował potem: "Przerażenie jakie ogarnęło króla na samą myśl, że tak surowo strzeżona tajemnica (...) mogłaby wyjść na światło dzienne, pokazało mi, że przywrócić do życia martwy traktat byłoby niemożliwością". Rzeczywiście, na początku I Wojny Światowej traktat ten był już martwy, powstał bowiem w innych czasach i w innych okolicznościach które się zestarzały. Społeczeństwo Rumunii było zaś bardzo prozachodnie, a król Karol, chociaż wolałby stanąć po stronie Państw Centralnych, nie mógł postąpić wbrew woli swego narodu. Podstawą przyłączenia się Rumunii do I Wojny Światowej była pewność uzyskania nabytków terytorialnych, jakie mogłyby im ofiarować strony tego konfliktu. Niemcy, w zamian za przystąpienie Rumunii do wojny ofiarowały jej Besarabię (zajętą przez Rosję na Turcji w 1812 i potem w 1878 r. a utraconą na rzecz Rumunii w 1856 r.) i należący do Serbii okręg Negotin, leżący na prawym brzegu Dunaju. Rosja, w zamian za życzliwą neutralność, ofiarowała Rumunii Siedmiogród i Bukowinę (wchodzące w skład Monarchii Austro-Węgierskiej). Jak już wspomniałem nastroje społeczeństwa rumuńskiego były pro-zachodnie (a w szczególności pro-francuskie), oraz anty-astriackie, a z całą pewnością anty-węgierskie. Tym bardziej zdobycie Siedmiogrodu i Bukowiny było znacznie korzystniejsze niż opanowanie Besarabii, chociaż za przyłączeniem się do ententy przemawiała również obawa o powojennej dominacji Słowian na Bałkanach. Mimo to Rumunii postanowili podążać drogą Włoch, i tak jak Włochy uczynią, tak zrobi również Rumunia, a gdy Włochy ogłosiły neutralność, neutralność ogłosiła Rumunia (na początku wojny), ale gdy 23 maja 1915 r. Włochy wypowiedziały wojnę Austro-Węgrom, Rumunia pozostała neutralna. Trudno się temu dziwić, Włochy mogły sobie na to pozwolić, gdyż realnie nie miały śmiertelnego wroga (chociaż pragnęły opanować zarówno Trydent, Tyrol i Istrię należące do Austro-Węgier, jak i Korsykę, Niceę, Sabaudię a być może również Tulon i Marsylię, nie mówiąc już o Tunezji - na Francji i Maltę na Wielkiej Brytanii). Rumunia była otoczona śmiertelnymi wrogami z trzech stron, od północy Rosją, od północnego-zachodu Monarchią Austro-Węgierską (szczególnie zaś Węgrami) i od południa Bułgarią. Każdy krok musiałby być więc przemyślany, jeśli nie chciano zniszczyć kraju (tym bardziej że po październiku 1915 r. i w wejściu do wojny Bułgarii, tragiczny los Serbii był tutaj szczególnie dobitnym memento). Politycy rumuńscy domagali się zarówno od jednej jak i drugiej strony jasnej deklaracji na piśmie, że dane terytoria przypadną Rumunii po zakończeniu wojny, na co większość państw nie chciała się zgodzić. Ostatecznie państwa ententy zgodziły się nie zakończyć wojny, dopóki cele Rumunii nie zostaną spełnione, a gdy 4 czerwca 1916 r. ruszyła rosyjska ofensywa gen. Brusiłowa (wydaje mi się że był to bodajże najlepszy generał rosyjski I Wojny Światowej, choć otoczony bandą niekompetentnych durniów i ludzi celowo z zazdrości rzucających mu kłody pod nogi), przeważyło to szalę na korzyść ententy i 27 sierpnia 1916 r. (o 20:30) Rumunia wypowiedziała wojnę Austro-Węgrom. Dnia następnego wojnę Rumunii wypowiedziały Niemcy, Imperium Osmańskie wypowiedziało wojnę Rumunii 30 sierpnia, a Bułgaria 1 września i tak to się zaczęło).

Jeszcze lepiej - chociażby na bliskie związki rumuńsko-polskie - znano w Polsce losy Królestwa Rumunii. Francuzi walczyli pod Verdun, Brytyjczycy nad Sommą, Włosi o Gorycję, a Rosjanie przeprowadzili na południowym odcinku frontu wschodniego ofensywę pod dowództwem generała Aleksieja Brusiłowa (wówczas to m.in. w krwawej bitwie pod Kostiuchnówką zatrzymały marsz Moskali trzy brygady Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego, a ostatecznie ofensywa Brusiłowa zakończyła się zdobyciem jedynie Łucka, części Galicji Wschodniej i Bukowiny. Pewnie ofensywa ta osiągnęłaby więcej gdyby nie fakt, że zazdrośni o sukces Brusiłowa inni rosyjscy oficerowie donosili na niego do cara, że oszczędza ludzi - nie rzucając ich do huraganowych ataków - i marnuje (a raczej rozkrada) sprzęt, którego wciąż mu brakuje. Tak naprawdę jednak za brakiem sprzętu stały ogromne zapóźnienia rosyjskiego Imperium i trudności w dostawach sprzętu na front, oczywiście nie licząc celowych działań, mających na celu udowodnienie niekompetencji Brusiłowa).




(...) Rumuńska armia była dość silna, po mobilizacji liczyła 23 dywizje, a więc więcej niż serbskie i bułgarskie wojska razem wzięte - jednak lekceważona przez przeciwników. Carscy generałowie złośliwie mówili, że jeśli Rumunii ruszyliby przeciwko nim, to potrzeba by było 40 rosyjskich dywizji do zatrzymania ataku; jeśli jednak Rumunii uderzyliby na Austro-Węgry, to i tak trzeba by rosyjskich 40 dywizji - dla uratowania rządu w Bukareszcie przed spodziewanym kontratakiem. Siedmiogrodu broniła świeżo zorganizowana austro-węgierska 1 Armia. 27 sierpnia 1916 roku uderzyła na nią od południa (a właściwie to był już 28 sierpnia o godzinie 9:00 rano) 1 Armia rumuńska, od południowego wschodu - 2 Armia, a od północnego wschodu - Armia Północna (przemianowana następnie na 4). Wojska te sforsowały wysokie Karpaty - co samo w sobie było wyczynem - i powoli spychały na zachód wojska Habsburgów.


FRONT SIERPIEŃ 1916



3 Armia rumuńska miała osłaniać królestwo od południa - przed spodziewanym uderzeniem Bułgarów. I to właśnie ona zawiodła, bo już 1 września spadło na nią uderzenie bułgarskiej 3 Armii - czego spodziewali się rumuńscy generałowie - oraz VI Korpus tureckiej i niemieckiej brygady - co było dla Bukaresztu zaskoczeniem. Zawiedli też Rosjanie, bowiem generał Andriej Zajonczkowski - dowodzący XXX Korpusem Armijnym, mającym stanowić zabezpieczenie południowej granicy Rumunii - nie tylko maszerował zbyt wolno, aby dotrzeć na czas, ale niezbyt chciał podporządkować się rozkazom Rumunów. Już 6 września Bułgarzy odcięli i zmusili do kapitulacji dwie rumuńskie dywizje, osamotnione w twierdzy Tutrakan - co okazało się później mieć decydujące znaczenie dla całej kampanii.


FRONT WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 1916 



15 września rumuński sztab generalny postanowił wstrzymać ofensywę w Siedmiogrodzie, a zwolnione w ten sposób siły i środki przeznaczyć na powstrzymanie Bułgarów i Turków. Plan się nie powiódł, w dodatku siły austro-węgierskie broniące Siedmiogrodu zostały wzmocnione przez dywizje ściągnięte z innych frontów. W walkach wziął udział także elitarny bawarski Alpenkorps, który podporządkowano 9 Armii dowodzonej przez Ericha von Falkenhayna. 10 listopada uderzył on na karpackie przełęcze, wszedł na równiny i jeszcze przed końcem roku opanował całą Wołoszczyznę wraz z Bukaresztem.


FRONT LISTOPAD 1916 - STYCZEŃ 1917



Pomimo klęsk poniesionych jesienią 1916 roku zrąb rumuńskich sił zbrojnych udało się ewakuować na wschód, do Mołdawii, gdzie - dzięki pomocy sojuszników - zostały zreorganizowane i odbudowane. (Szczególnie zasłużył się szef francuskiej misji wojskowej generał Henri Barthelot). 22 czerwca 1917 roku formacje rumuńskie były zdolne - wspólnie z Rosjanami - do podjęcia ofensywy przeciwko austro-węgierskiej 1 Armii nad dolnym Seretem, a nawet odniesienia lokalnego sukcesu w bitwie pod Mârâsti. Ważniejsze było jednak samodzielne zatrzymanie kontrataku państw centralnych, znane jako bitwa pod Mârâsesti, we wrześniu 1917 roku. Uratowało to niepodległość Rumunii.

Nie na długo jednak, bowiem 7 listopada 1917 roku w Rosji wybuchła rewolucja październikowa, a jej skutkiem był rozpad armii carskiej. Pozbawiona wsparcia Rumunia musiała podpisać w grudniu zawieszenie broni, a 7 maja 1918 roku została zmuszona do zawarcia upokarzającego pokoju bukareszteńskiego. W zamian za zwrot Besarabii (...) Rumunia "zgodziła się" na "korektury graniczne", oddanie administracji wybrzeża Morza Czarnego w kondominium czterech państw centralnych (ziemie te miały jednak pozostać rumuńskie), oraz bardzo niekorzystne układy gospodarcze. Traktat bukareszteński został ratyfikowany przez parlament, ale król Rumunii nie podpisał go, co po kilku miesiącach okazało się bardzo istotne. 

W listopadzie 1918 roku do Bukaresztu dotarł bowiem - na czele symbolicznej armii składającej się z kilkunastu batalionów, szwadronów i baterii - generał Henri Barthelot. Miał on namówić Rumunów do antyniemieckiego wystąpienia. Nie było to trudne zadanie, Rumunii chętnie stanęli po stronie ententy, oficjalnie przywracając stan wojny z Niemcami 10 listopada. Jako że król nie podpisał traktatu pokojowego z Niemcami, Rumunia wciąż mogła być uznawana za jedno z państw ententy. Znalazło to odbicie w ustaleniach kończących wojnę: naddunajskie królestwo powiększyło się dwukrotnie - o Besarabię i Siedmiogród - stając się najsilniejszym państwem bałkanów (bez wątpienia Rumunia i poniekąd Serbia były największymi beneficjentami I Wojny Światowej. Oczywiście nie mówiąc o nas, gdyby bowiem nie ta wojna, nie byłoby naszej niepodległości).




Paradoksalnie najczęściej przytaczanym w powojennej Polsce przykładem politycznym, są losy Belgii. Państwo to zostało najechane przez Niemców w 1914 roku. W rękach Belgów pozostał skrawek ich ojczyzny, a rząd i armia funkcjonowały na terenie Francji. Przykład ten był bardzo wygodny, pokazywał bowiem że możliwe jest funkcjonowanie rządu na terenie obcego państwa, jednocześnie sugerując, że możliwość ta związana jest z geograficzną bliskością i uzyskaniem bezpośredniego wsparcia. Dlaczego w PRL-u przypominano Belgię, a nie Serbię? Przypominanie losów Serbii było bowiem dla krytyków II Rzeczpospolitej bardzo niewygodne. Serbia walczyła osamotniona i w pierwszych dniach wojny poniosła porażki, utraciła nawet stolicę - ale odzyskała ją i przez wiele kolejnych miesięcy była w stanie trwać, pomimo zniszczonej armii, rozbitego przemysłu i dostaw prowadzonych tranzytem przez neutralne państwo. Skoro udało się to Serbii w latach 1914-1915, dlaczego nie miało się udać Polsce w 1939 roku? Polska też walczyła osamotniona i w pierwszych dniach wojny poniosła porażki, utraciła nawet stolicę - ale mogłaby ją odzyskać i przez wiele kolejnych miesięcy trwać, pomimo zniszczonej armii, rozbitego przemysłu i dostaw prowadzonych tranzytem przez neutralne państwo.




Równie niewygodny był przykład Rumunii, najechanej i rozbitej przez wrogów, która przez wiele miesięcy kontynuowała opór na skrawku swego terytorium. Na czymś w rodzaju przedmościa rumuńskiego. Pierwszowojenne losy Rumunii sugerowały także i inne możliwości rozwiązania konfliktu wojennego: podpisanie separatystycznego pokoju i ponowne wkroczenie do wojny, gdy ta zbliżała się do zwycięskiego dla jej sojuszników końca. Wreszcie trzeba zwrócić uwagę, że decydująca ofensywa ententy była przeprowadzona na Bałkanach, i chociaż nie przyniosła rozbicia armii żadnego z przeciwników, to wszystkie państwa centralne zostały pokonane. Gniew społeczeństwa obalił stare władze, a nowe natychmiast podpisały zawieszenie broni. (I uczyniły to nawet Niemcy, które w chwili zakończenia wojny okupowały ziemie swoich wrogów). "Bezwarunkowa kapitulacja wrogów" która zakończyła II wojnę światową, była zjawiskiem bez precedensu na kontynencie europejskim. Był to bowiem pomysł administracji Stanów Zjednoczonych, które do tej pory w taki właśnie sposób kończyły większość wojen. Wojna między III Rzeszą a Rzeczpospolitą - która zamieniła się w II wojnę światową - nie musiałaby zakończyć się rozbiciem Wehrmachtu i podbiciem Niemiec. Mogłaby zakończyć się rozwiązaniem politycznym - najprawdopodobniej wymuszonym - jak ćwierć wieku wcześniej. 

(...) W Polsce po 1945 roku nie poświęcano wiele uwagi wydarzeniom wielkiej wojny (...) Najważniejsze dla Polaków były wojny toczone przez Rosję bolszewicką: zarówno wojna domowa z białymi, wojna przeciwko "obcym interwentom" - w tym wojny z Japonią - jak i późniejszy zabór państw zakaukaskich. Zmagania te trwały od 1918 do 1922 roku, a były prowadzone przez państwo wyczerpane wcześniejszą wojną i rewolucją, armiami bardzo źle wyekwipowanymi i jeszcze gorzej zaopatrywanymi w amunicję, paliwo i żywność. 




Podobne były zresztą i własne doświadczenia polskie z lat 1918-1920. Władze II Rzeczpospolitej zdecydowały, że pierwszeństwo przed doraźnymi działaniami zbrojnymi będzie miało zorganizowanie, wyszkolenie i wyekwipowanie Wojska Polskiego. Obrona granic była prowadzona siłami prowizorycznymi. Co prawda decyzja taka skutkowała na początku porażkami - najbardziej dotkliwa to utrata Zaolzia na rzecz Czechów - jednak była decyzją słuszną. Jeszcze wiosną 1919 roku udało się rozbić armie ukraińskie. (...) Następnie prowadzono zakrojone na szeroką skalę, choć ze zmiennym szczęściem, działania wojenne przeciwko Rosji. Podczas nich Wojsko Polskie utraciło wiele jednostek i znaczną część wyposażenia. Latem 1920 roku gros polskich sił udało się jednak wycofać na zachód, odbudować siły, zmobilizować nowe formacje i przeprowadzić nową kampanię. O wyniku wojny 1920 roku zdecydował nie tyle wynik Bitwy Warszawskiej, ile większy od rosyjskiego polski potencjał organizacyjny.





CDN.

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. I

CZYLI JAK TO WŁADZA  DODAJE SEKSAPILU " W NASZYCH SZCZĘŚLIWYCH CZASACH NIE POTRZEBA WCALE SPRZEDAJNYCH DZIEWCZYN, SKORO SPOTYKA SIĘ TYL...