WYŚWIETLENIA

07 września 2025

PEREGRINUS - CZYLI NIESAMOWITE "PARCIE NA SZKŁO"

CO TO WŁAŚCIWIE BYŁO?
DEMONSTRACJA, 
PRÓBA ZDOBYCIA ZWOLENNIKÓW, 
CZY TEŻ UNIEŚMIERTELNIENIE 
SWEGO IMIENIA?




Zadałem pytanie nie wyjaśniając o co też mi chodziło? Zatem teraz wyjaśniam - zastanawiałem się nad osobą niejakiego Peregrinusa z Parion i czynu którego się on dopuścił, w zasadzie... nie wiadomo w jakim dokładnie celu. Co nim kierowało? Czy tak bardzo zapragnął zdobyć gromadkę kolejnych "fanów", że wymyślając wciąż kolejne błazenady (byle tylko przyciągnąć "widownię") doszedł w tym wreszcie do ściany? Rozumiem chęć sławy, rozumiem pogoń za popularnością (któż bowiem jej nie pragnie - malarze, piosenkarze, artyści wszelkich dziedzin sztuki, nawet ludzie którzy dla wygłupu wrzucają głupawe filmiki na YouTube'a, także chcą mieć jak najwięcej lajków na swoim videoblogu), ale nie rozumiem głupoty, jaka człowieka pcha ku sławie. A taką właśnie głupotą wykazał się ów wspomniany wyżej Peregrinus. Oto historia jego życia z jakże (głupim) jej zakończeniem.

Niejaki Peregrinus urodzi się w mieście Parion w Myzji (tereny dzisiejszej Turcji). Jego miasto rodzinne położone było nad dzisiejszym Morzem Marmara (ówczesną Propontydą). Peregrinus urodził się ok. 100 r. naszej ery. W młodości miał bardzo trudny charakter i często wszczynał awantury (szczególnie nie mógł się dogadać z własnym ojcem). Był też prawdziwym Don Juanem, łatwo nawiązywał kontakty z kobietami, choć jego związki trwały bardzo krótko, gdyż Peregrinusowi nie chodziło o nic innego, jak tylko o zwykłą przyjemność seksualną. Musiał być przystojny, jako że ulegały mu również starsze od niego, dostojne matrony. Raz nawet został nakryty w łożu z taką mężatką i poważnie obity przez zazdrosnego męża. Udało mu się jednak uciec i (przeskakując po dachach domów) ratował się przed karą jaką ów małżonek chciał mu wymierzyć (wetknięcie rzepy w tyłek 😙). Owa wpadka nie ostudziła jego charakteru. Dalej nawiązywał romanse z innymi kobietami (również mężatkami) oraz... z chłopcami. Ponoć miał uwieść jakiegoś młodego chłopca, a gdy sprawa wyszła na jaw, ofiarował jego ubogim rodzicom odszkodowanie finansowe.




Nie poprzestał jednak na miłosnych igraszkach. Mając dwadzieścia kilka lat Peregrinus miał dopuścić się zbrodni ojcobójstwa. Ponoć zamordował (udusił) własnego ojca, ponieważ ten... przekroczył już 60 lat, a Peregrinus liczył na jego szybką śmierć. Ponieważ śmierć ta nie nadchodziła, a chłopakowi prędko było do odziedziczenia majątku ojca, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i udusił własnego staruszka. Ta sprawa była już poważna i trafiła przed trybunał rzymskiego namiestnika miasta. Peregrinus, obawiając się uwięzienia i kary (być może nawet kary śmierci) postanowił ratować się ucieczką z miasta. Od tej pory prowadził wędrowny tryb życia, zaś by uniknąć rozpoznania, zapuścił wąsy i brodę. Zmienił nawet imię, odtąd zwał się Proteuszem (imię dobrał sobie nieprzypadkowo, bowiem mitologiczny Proteusz był bożkiem, który potrafił przybierać kształt dowolnej istoty ludzkiej, zwierzęcej, bądź żywiołu natury). Tak też wędrował od miasta do miasta, podając się za filozofa i oferując swe nauki za ciepłą strawę i dzban czystej wody.

Jako filozof Proteusz przemierzał krainy, aż wreszcie dotarł do Palestyny (musiał być nie lada cwany, skoro bez pieniędzy przemierzył tak wielki obszar, począwszy od terenów dzisiejszego Stambułu, po Izrael). W Palestynie zaciekawiła go pewna sekta religijna, inna od oficjalnej religii żydowskiej, których członkowie wzajemnie sobie pomagali i wzajemnie się finansowali. Zwali się chrześcijanami. Peregrinus/Proteusz postanowił więc porzucić swój wędrowny tryb życia i... zostać chrześcijaninem (liczył przede wszystkim na pomoc finansową współbraci w wierze). Bardzo szybko awansował w hierarchii społecznej tego wciąż ukrywającego się zakonu. Jego kazania o Jezusie Chrystusie i Jego naukach były niezwykle ciekawe i tłumne (opowiadał anegdoty z życia "Pana" - jak chrześcijanie mówili o Jezusie, jak gdyby żył w Jego czasach). Zaczął też objaśniać księgi biblijne i tworzył własne dzieła egzegetyczne (uznane przez społeczność chrześcijańską). Zaczął też przepowiadać szybkie nadejście Królestwa Bożego i powrót Jezusa Chrystusa jako króla całej Ludzkości. To wszystko sprawiło, że stał się przywódcą chrześcijańskiej gminy w Palestynie. 

Nie spodobało się to jednak rzymskiemu namiestnikowi Syrii - Gajuszowi Quincitiusowi Certusowi, który nakazał go aresztować i wtrącić do lochu w Antiochii. To jedynie zwiększyło popularność i podziw Peregrinusa w społeczności chrześcijan. Cały jego pobyt w więzieniu minął dość przyjemnie, gdyż wielu wysoko postawionych w rzymskiej administracji chrześcijan (choć oficjalnie nie przyznających się do wyznawania tej religii) poruszyło (jak pisze Lukian z Samosaty) "niebo i ziemię, usiłując go stamtąd wydostać". To im się co prawda nie udało, lecz otoczyli go tam niesamowitą opieką i wsparciem. Zawsze miał najlepsze jedzenie (w odróżnieniu od reszty więźniów), czyste ubranie, buty. Mało tego, już od samego rana tłum starszych kobiet wystawał pod więzieniem, śpiewając mu pieśni i zapewniając o swym wsparciu. Bogaci chrześcijanie przekupywali strażników, by ci pozwalali im przenocować w celi wraz z "mistrzem". Wówczas to przynosili mu nowe odzienie i żywność. Mało tego, przysyłano mu pieniądze ze wszystkich chrześcijańskich gmin na Wschodzie Imperium Rzymskiego, co spowodowało że w krótkim czasie... stał się bogaczem. 




Peregrinus coraz częściej, w rozmowach ze współwyznawcami, dawał im do zrozumienia że jego dni na tym świecie są już policzone i wkrótce - jak mawiał: "wejdę do Królestwa Pana Naszego". Płakano nad jego losem i obiecywano uczynić wszystko, by ocalić go od śmierci. I tak też się stało, po kilku miesiącach spędzonych w więzieniu, rzymski namiestnik Syrii - Gajusz Certus zwolnił go po prostu z więzienia. Czy stało się to za wstawiennictwem możnych chrześcijan, czy też (co wydaje mi się bardziej prawdopodobne) Certusowi zaczęły po prostu przeszkadzać codzienne pielgrzymki do celi Peregrinusa i zdawał sobie sprawę, że jeśli go skaże na śmierć - uczyni z niego męczennika i jeszcze większego bohatera, niż dla wielu był obecnie. Postanowił więc go po prostu wyrzucić z więzienia i tak też się stało. Uwolniony Peregrinus tymczasem zgromadził, dzięki swym współwyznawcom, ogromny majątek i stał się prawdziwym bogaczem (dziś powiedzielibyśmy milionerem).

Przez cały czas spędzony w lochu, Peregrinus strasznie zarósł (nie dawał się strzyc) i zapuścił długą brodę. Teraz wyglądał jak prawdziwy pogański filozof lub mistyk chrześcijański. Mając ogromny majątek i wsparcie współwyznawców (gdziekolwiek przyjeżdżał, lokalne gminy chrześcijańskie fundowały mu za darmo najlepszą strawę, ubiór i miejsce do spania w willach bogatych współwyznawców. Tak więc nie tylko że nie wydawał nic ze zgromadzonego w więzieniu majątku, ale podczas jego pobytu w każdym z miast które odwiedzał, wzbudzał taką sensację wśród chrześcijan, że jedno jego słowo stanowiło o prawie w danej społeczności - zwracano się więc do niego - jako najwyższego moralnego autorytetu - w celu osądzenia spraw, a jego wyroki były niepodważalne dla chrześcijan. Dodatkowo każdy kto tylko mógł go gościć w swoim domu, poczytywał to jako niesamowite wyróżnienie i nagrodę od "Pana"). 

Tak więc Peregrinus po zwolnieniu z więzienia, podróżował sobie od miasta do miasta, kierując się w stronę swego rodzinnego miasta Parion, skąd przed kilkunastoma laty musiał uciekać, w obawie przed aresztowaniem za mord na swym ojcu. Gdy przybył na miejsce, stanął przed radą miejską jako brodaty filozof, mistyk i nauczyciel. Ubrał się w brudny płaszcz, wziął do ręki kij i tak właśnie przedstawił się magistratowi miejskiemu i społeczności Parion. Wygłosił wówczas długą przemowę o moralności i cnotliwym życiu, po czym... przekazał swemu miastu cały wcześniej zgromadzony majątek - razem 15 talentów (była to suma niebagatelna, 15 ówczesnych talentów, warte było tyle co 10 500 000 dzisiejszych złotych, lub 2 650 000 dolarów). Tak niesamowite wzmocnienie budżetu miasta spowodowało, że natychmiast magistrat uniewinnił Peregrinusa z zarzutu ojcobójstwa, a tych, którzy przeciw temu oponowali, wygnano wraz z rodzinami z miasta, dodatkowo... rzucając w nich na odchodne kamieniami. 




Każdy kto tylko mógł, garnął się teraz w stronę Peregrinusa, prosząc o wsparcie w przeróżnych przedsięwzięciach (i to pomimo faktu, że przecież Peregrinus nie piastował żadnej funkcji publicznej w mieście). Dlaczego Peregrinus zrezygnował z takiego majątku? Odpowiedź wydaje się prosta, nie musiał go mieć, gdyż jak już wcześniej wspomniałem, wszędzie gdzie się pojawiał cały jego pobyt, mieszkanie, odzież i jedzenie, były utrzymywane ze składek lokalnych gmin chrześcijańskich, Peregrinus nie musiał więc posiadać przy sobie żadnych pieniędzy, bowiem wystarczyło tylko jedno jego słowo, by to, czego sobie zażyczył - natychmiast otrzymywał (to tak samo jak Stalin czy Hitler, oni też przecież nie potrzebowali mieć przy sobie żadnych pieniędzy, bo wystarczyło tylko jedno ich słowo aby mieli wszystko, czego zapragnęli. Przykład: gdy po nocnej libacji alkoholowej Stalin zażyczył sobie małże znad Morza Czerwonego, to rano miał już je podane na talerzu, specjalnie przywiezione samolotem z Egiptu). Mógł więc pozwolić sobie na taką hojność (tym bardziej że tych pieniędzy nie zarobił a zebrał dzięki swej popularności, będąc w antiocheńskim więzieniu). Teraz zaś, dzięki swemu gestowi stał się ubóstwiany nie tylko przez chrześcijan, lecz także przez pogan, mieszkańców swego rodzinnego miasta. Jego pozycja była niekwestionowana i nikt nie odważyłby się wówczas wyrazić choćby jednego negatywnego słowa o Peregrinusie, z obawy o zdrowie (a także życie) swoje i swojej rodziny. 

Ale, jak to się mówi: to co dobre nigdy nie trwa wiecznie. Peregrinus wreszcie popełnił błąd, który kosztował go bardzo wiele. Pewnego razu został głupio przyłapany podczas stosunku z pewną kobietą. Nie to jednak oburzyło chrześcijan (odkąd stał się sławny, wiele kobiet przewinęło się przez jego łoże), ale fakt spożywania zakazanych potraw mięsnych, przyrządzonych z mięsa, pochodzącego ze zwierząt przeznaczonych na ofiarę pogańskim bogom. Nagle, niczym grom z jasnego nieba wszystko się skończyło. Odtąd bowiem Peregrinus przestał być finansowany i utrzymywany przez lokalne chrześcijańskie gminy (wiadomość o jego wykluczeniu ze wspólnoty wysłano do innych miast/gmin chrześcijańskich) i okazało się nagle że został bez środków do życia. Wtedy wpadł na pomysł... żądania zwrotu ofiarowanego majątku od magistratu Parion. Tym samym spalił za sobą wszystkie mosty, gdyż rada miejska zagroziła, że jeśli Peregrinus będzie się upierał nad zwrotem swej ofiary dla miasta, zostanie nie tylko wznowiony jego proces o ojcobójstwo, lecz dodatkowo będzie oskarżony o krzywoprzysięstwo, a to było wykroczeniem przeciwko bogu Apollonowi i mogło skończyć się karą śmierci. 

Peregrinus nagle stracił wszystkich przyjaciół. Ci którzy dotąd obawiali się cokolwiek złego o nim powiedzieć, nagle nabrali wiatru w skrzydła i zaczęli dążyć do jego skazania za popełniony w młodości mord. Również dotychczasowi przyjaciele szybko go opuścili. Ich domy były odtąd dla niego zamknięte. Nie mając innego wyjścia, Peregrinus ponownie opuścił rodzinny Parion i udał się w kolejną tułaczkę po miastach Azji Mniejszej, Grecji i Italii. Znów występował jako filozof, lecz jednocześnie zrozumiał, że tylko dzięki niekonwencjonalnemu zachowaniu jest w stanie wzbudzić sensację i zarobić na życie. I od tej pory w życiu Peregrinusa zaczyna się ciekawy okres, który moglibyśmy dziś określić mianem "celebryckiego parcia na szkło". Robił bowiem wszystko, by tylko przyciągnąć na siebie uwagę (podobnie jak czynią dzisiejsi celebryci i wszelkiej maści gwiazdy i gwiazdeczki), strzygł sobie głowę do połowy, smarował twarz błotem i tak właśnie chodził po miastach, do których przybywał. Gdy to jednak nie wystarczało aby wzbudzić sensację, publicznie się obnażał, a to oddając mocz w miejscach publicznych i ludnych, a to po prostu... bawiąc się swoim "sprzętem" w towarzystwie dam, wypowiadając przy tym wulgarne słowa, zachęcające do stosunku. Albo też chodził po mieście z żelaznym prętem i... bił nim w pośladki mijane kobiety i mężczyzn. Sam też dawał się bić, przy czym znów się obnażał.




W taki oto sposób, wygłupami (choć on twierdził że jest filozofem cynikiem), zarabiał na życie. Wreszcie wyjechał do Rzymu, mając nadzieję że tam to dopiero się obłowi. Tam robił dokładnie to samo co gdzie indziej, z tą wszakże różnicą, że dołożył do tej "palety dziwactw", jeszcze publiczne lżenie rzymskich władz, a szczególnie cesarza Antoninusa Piusa (władał w latach 138 - 161). Na co liczył? Prawdopodobnie spodziewał się powtórki sytuacji sprzed ponad 20 lat, gdy został uwięziony przez namiestnika Syrii i dzięki temu zgromadził olbrzymi majątek. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że stała wówczas za nim cała gmina chrześcijańska, ale sądził, że jeśli teraz cesarz uwięzi takiego "sławnego cynika" jak on, ludzie ruszą mu na pomoc i zaczną go wspierać (oczywiście przede wszystkim finansowo). Ponownie Peregrinus miał jednak pecha, gdyż cesarz Antoninus Pius należał do ludzi, którzy nie byli wrażliwi na swoim punkcie, a dodatkowo uważał Peregrinusa zapewne za błazna (jeśli nie powiedzieć idiotę), dlatego też nie uczynił NIC, by go ukarać, czym bardzo Peregrinusa zasmucił. 

Jednak jego filipiki przeciwko cesarzowi nie spodobały się prefektowi Rzymu, który nakazał kohortom miejskim (takiej rzymskiej policji) wypędzić "filozofa-idiotę" z terenu miasta. Zakazano mu dodatkowo wracać do Rzymu i zagrożono "surowymi konsekwencjami" w przypadku niepodporządkowania się nakazowi. Zapewne Peregrinus (pomimo oficjalnych deklaracji) nie pragnął śmierci, gdyż podporządkował się zakazowi i nie wrócił już do Rzymu. Teraz wyjechał do Grecji. Tam poszedł na całość, dając upust swej wzrastającej głupocie w niewyobrażalnym stopniu. Gdziekolwiek bowiem nie przybywał, zaczynał od obrażania lokalnych władz, lub obrzucania inwektywami obywateli danych miast. Znów przy tym publicznie się obnażał, a nawet... nagi ganiał lokalne dziewczęta. A co w tym wszystkim było najdziwniejsze (i najsmutniejsze)? Że właśnie tym swoim zachowaniem zyskiwał popularność! (tak jak patostreamerzy na YouTube). Zaczął nawet ponownie gromadzić grupkę swych zwolenników, których "nauczał" jako filozof-cynik. 

Wreszcie zaczął wzywać Greków do powstania przeciwko Rzymowi. Znów uczynił to dla poklasku, bowiem zdawał sobie sprawę że za takie postępowanie (za chociażby podejrzenie o podburzanie przeciwko rzymskiemu władztwu) groziło natychmiastowe aresztowanie i prawdopodobna kara śmierci. Peregrinus, znów zdobywszy zwolenników (chociaż przekroczył już 60 lat), zaczął marzyć o uwięzieniu, by ci mogli agitować w miastach za jego uwolnieniem i jednocześnie (a jakże) wysyłać mu pieniądze na utrzymanie. I co się okazało? Ano... nic, ponownie nie został uwięziony (najprawdopodobniej rzymskie władze w Helladzie, słysząc o jego poczynaniach, miały go za niegroźnego głupka). Mało tego, zaczął powszednieć nawet tym, których początkowo oburzały jego dziwactwa i ekstrawagancje, jak bowiem pisze Lukian w swym dziele "Peri tes Peregrinu Teleutes" ("O Śmierci Peregrina"): "Z czasem jednak ludzie przestali się nim interesować i nie budził już ogólnego podziwu tak jak dawniej; wszystko to bowiem było zwietrzałe i nie potrafił się już zdobyć na żaden nowy wyczyn, który by zaskoczył przygodnych widzów i zwrócił na niego pełne podziwu spojrzenie"
 



Ten sam problem mają i dzisiejsi celebryci, którzy wciąż wymyślają niestworzone historie, byle tylko prasa o nich pisała i byle się o nich mówiło (np. dzisiaj odnieść sukces w sieci, szczególnie zaś na YouTubie to jest rzecz prawie niemożliwa. Żeby to uczynić trzeba albo być kimś naprawdę wyjątkowym i prezentować wciąż świeży kontent - co raczej się nie zdarza, albo zdarza bardzo rzadko - lub też mieć kupę kasy i przez to rozbudowywać własny kanał). W każdym razie Peregrinus miał nie lada problem jak ponownie wzbudzić zainteresowanie ludzi? Wszystko już bowiem próbował: publiczne obnażanie, smarowanie się nieczystościami, lżenie władz - wszystko na darmo, co jeszcze mógł uczynić, by wzbudzić sensację? Wreszcie wpadł na genialny pomysł - zabije się dla sławy! (😂). Ten niesamowity pomysł postanowił czym prędzej publicznie ogłosić i na zakończenie 235 igrzysk olimpijskich w 161 r. (które zwyciężył niejakim Mnasibulos z Elatei w biegu stadionowym) Peregrinus publicznie ogłosił, że na następnej olimpiadzie (za cztery lata), dokona... samospalenia. To poskutkowało, tym bardziej że odtąd przez kolejne cztery lata Peregrinus objeżdżał całą Helladę i wszędzie rozgłaszał, że na następnej olimpiadzie spłonie na stosie i... wstąpi do niebios, gdyż jest półbogiem, niczym Herakles. Ponownie zmienił swe imię, odtąd zwał się Feniksem (na cześć mitycznego ptaka, który odradzał się z popiołów). Głosił że ogień nie jest mu straszny, gdyż jest półbogiem i po samospaleniu odrodzi się jako wieczny demon, strażnik nocy i odtąd będzie odbierał kult pod tą właśnie nazwą. 

Chyba nie trzeba przekonywać, jak ludne były kolejne igrzyska olimpijskie roku 165. Ludzie ciągnęli nie tylko z całej Grecji, lecz i z innych ziem, zobaczyć tego, który ma spełnić obietnicę samospalenia (wśród nich był również Lukian, autor dzieła "O Śmierci Peregrina", dzięki któremu znamy dziś jego historię). Tak więc rozpoczęły się igrzyska, lecz w Olimpii o wiele większe spory niż zwycięstwo tego czy innego zawodnika, budziły dyskusje o obietnicy Peregrinusa. Dochodziło nawet do bójek jego zwolenników z przeciwnikami, którzy twierdzili że nie dotrzyma danego słowa. Wszystkich trapiła jedna myśl: "Podpali się, czy nie?". Na kilka dni przed zakończeniem igrzysk, do Olimpii przybył sam zainteresowany, Peregrinus we własnej osobie. Na stadionie olimpijskim wygłosił długą przemowę, w której omówił różne koleje swego "filozoficznego żywota", zapewniając zebranych: "Pragnę przynieść ludziom korzyść i pokazać im, jak należy lekceważyć śmierć". Po zakończeniu przemowy, z trybun podniosły się głosy jego zwolenników, błagających go, by się nie zabijał, ze słowami: "Zachowaj siebie dla Grecji". Słowa te musiały ucieszyć Peregrinusa, gdyż zapewne głównie chodziło mu o nabicie kasy poprzez popularność, trudno bowiem wydawać pieniądze, będąc nieżywym. Ale bardzo szybko okazało się, że głosy te są w mniejszości, gdyż zostały zakrzyczane słowami: "Spełnij postanowienie". Według Lukiana, te głosy zaskoczyły go, gdyż spodziewał się raczej, że tłum będzie powstrzymywał go od spełnienia obietnicy, a nie namawiał do jej wypełnienia. Teraz nie miał już jednak wyboru.

Gdy igrzyska olimpijskie dobiegły wreszcie końca, Peregrinus wraz ze swymi zwolennikami (i tłumem ludności ciągnącej za nimi), udał się do Harpiny (miejscowość położona ok. cztery kilometry od Olimpii), tutaj kazał nanieść drewno i chrust, po czym ułożyć je w stos. Nim jednak to się stało, Peregrinus polecił wcześniej wykopać rów i w tym rowie wznieść stos (obawiał się bowiem że w przeciwnym razie, pod wpływem bólu może wyskoczyć z płomieni). Wykopano więc ów rów i wzniesiono prowizorycznie nasypany chrustem stos. Gdy zapadła noc, Peregrinus - wciąż zapewniając swych zwolenników że odrodzi się jako "demon nocy", wziął od jednego z nich płonącą pochodnię, podpalił nią stos, wrzucił doń kadzidło, zdjął odzienie i patrząc na południe, wypowiedział te oto słowa: "Demony macierzyste i ojcowskie, przyjmijcie mnie życzliwie", po czym wskoczył w płomienie i... natychmiast spłonął. I koniec! 




Żartowałem, to jeszcze nie koniec. Co byłoby bowiem ciekawego (czy też szczególnie śmiesznego) w tym, że Peregrinus się spalił? To samo, jak nic śmiesznego nie było w tym, że Czapajew w się utopił 😂🤭




Wracając do tematu, ludzie długo stali otępiali w zupełnej ciszy. Zapewne zadawali sobie pytanie, co właściwie się przed chwilą wydarzyło, albo inne - co też ich przygnało, by obejrzeć to żałosne samobójstwo, popełnione w imię sławy. Według Lukiana, to on pierwszy wówczas wydobył z siebie głos krzycząc: "Opętańcy, chodźmy stąd! Niemiłe to przecież widowisko oglądać smażącego się dziada, dławiąc się przy tym okropnym swędem". Wówczas ludzie mieli się na niego rzucić z kijami i przepędzić go z tego miejsca. Następnie, wracając nocą samotnie z Harpiny, Lukian zastanawiał się w swym dziele nad potęgą ludzkiej głupoty. Wiedział że jest kolosalna, ale nie sądził że to, co uważał za szczyt, jest w zasadzie dopiero... czubkiem jednego ze schodów, wiodących ku ogromnej górze. Mianowicie wracając z Harpiny do Olimpii, spotykał na drodze kolejne grupki, spieszące obejrzeć spalenie Peregrinusa i pomimo że zapewniał ich że się spóźnili i że już po wszystkim, ci i tak chcieli przynajmniej obejrzeć resztki stosu. Kolejne grupki wciąż też wypytywały się go o to, co się tam wydarzyło. Początkowo tłumaczył więc zgodnie z prawdą, że Peregrinus po prostu się spalił, dokonał samobójstwa, lecz w końcu kolejne pytania zaczęły go drażnić. 

Postanowił więc się zabawić i opisać niestworzone historie, które miały towarzyszyć śmierci Peregrina. Opowiadał zatem, że w chwili, gdy ten rzucił się w ogień, ziemia zatrzęsła się w swych posadach, a potem dał się słyszeć straszny, przeszywający huk. Następnie z płomieni miał się wynurzyć sęp, który wzbił się pod niebo i... przemówił ludzkim głosem: "Porzuciłem ziemię, śpieszę na Olimp". Najciekawsza jest relacja Lukiana, opisująca jak na jego słowa reagowali mijani przez niego ludzie. A mianowicie wielu z nich upadło na kolana i zaczęło wznosić pod niebiosa modlitwy ku czci bogów, inni byli bladzi, wręcz przerażeni. A on nie poprzestawał, zaczął wymyślać kolejne "boskie historie" związane ze śmiercią Peregrinusa i jak stwierdził w swym dziele - bawił się doskonale, obnażając ludzką łatwowierność i głupotę. Ale okazuje się, że mimo wszystko nadal jeszcze nie docenił ludzkiej naiwności. 

Mianowicie, gdy dotarł do Olimpii, spotkał tam starca (którego wcześniej mijał na drodze z Harpiny i któremu opowiedział swoją "historyjkę" o śmierci Peregrina), który (nie poznawszy go) zaczął go przekonywać, że był w Harpinie i widział jak... ze stosu ku niebu wzleciał sęp, mówiący ludzkim głosem. Dodatkowo ów starzec stwierdził, że objawił mu się zmartwychwstały Peregrinus i polecił mu, by zaczął rozgłaszać "dobrą nowinę o jego zmartwychwstaniu" i wybrał go na swego kapłana. Wówczas Lukian już nie wytrzymał i publicznie krzyknął w stronę starca: "Sęp o którym mówisz, to był ten sam sęp, którego niewiele wcześniej ja sam wypuściłem dla ośmieszenia urodzonych głupców i tępaków". To spowodowało pewną konsternację wśród zebranych i podejrzenie starca o zmyślenie całej historii z "objawieniem", lecz nie na długo. Co prawda starzec nie został kapłanem boga Peregrinusa, ale... ten szybko zyskał nowych apologetów swego męczeństwa i tak chrześcijański apologeta Atenagoras pisał w roku 177, że w mieście Parion nad Propontydą, mieszkańcy oddają cześć niejakiemu Proteuszowi, który ponoć miał zginąć w ogniu i odrodzić się ponownie jako bóg, Ponoć wystawiono mu nawet złoty posąg i wyznaczono kapłanki, które "nawiedzone przez boga", miały przepowiadać ludziom przyszłość. Podsumowując: ci wszyscy, którzy twierdzą że najstarszym zawodem świata w dziejach ludzkości była prostytucja, są podłymi kłamcami. Najstarszym zawodem świata było kapłaństwo, a historia Peregrinusa doskonale to potwierdza.

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. II

NAJDZIWNIEJSZE I (NIEKIEDY)
NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI
GWAŁTÓW W HISTORII





II
GWAŁT I AFERA TYRRANUSA
ok. 33 r.




Cóż to był za skandal! Zgwałcono przecież dostojne damy Rzymu, żony i matki wpływowych polityków, wodzów, senatorów, nobilów. Taka zniewaga wymagała wyjątkowo wymyślnej kary na gwałcicielu, szczególnie że w wyniku owych gwałtów na świat przyszło wiele nieślubnych dzieci. Należy jednak tutaj od razu wyjaśnić, że gwałty te w dużej mierze były czynione za pozwoleniem gwałconych kobiet, choć... one same nie były świadome kim tak naprawdę jest ich gwałciciel. Ale po kolei. Wydarzenia te miały miejsce zapewne już po upadku wszechwładnego prefekta pretorium - Lucjusza Eliusza Sejana, najbliższego przyjaciela i powiernika starego cesarza Tyberiusza (który jednocześnie zamyślał jakby tu zająć miejsce Tyberiusza po jego śmierci), bowiem nie ma o nim, ani o ludziach z jego otoczenia najmniejszej wzmianki. Prawdopodobnie więc wydarzenia związane z gwałtem na dostojnych damach Rzymu, miały miejsce ok. 32 lub 33 r. naszej ery. Ale gwoli informacji, cofnijmy się te kilka lat wcześniej, aby lepiej przybliżyć wizerunek tego okresu. Rzym czasów Tyberiusza (14-37 r.) był miastem które niewiele się zmieniło od czterdziestoletnich rządów Oktawiana Augusta (27 r. p.n.e.-14 r.). W mieście nie zbudowano żadnej nowej świątyni ani żadnego nowego akweduktu. Jedyną nowością budowlaną miasta, były nowe koszary gwardii pretoriańskiej (Castra Preatoria), wzniesione też raczej poza miastem (na północno-wschodnich peryferiach) w 23 r. przez Eliusza Sejana, który zebrał poszczególne kohorty (stacjonujące dotąd w różnych miejscach Rzymu) w jeden garnizon, otoczony murami obozowymi. 

Sejan dbał o dowodzoną przez siebie formację, która od tego czasu stawała się formacją elitarną, liczącą łącznie 4 500 żołnierzy (z czego w samym Rzymie stacjonowało tylko 1 500, a reszta w miastach Italii w pobliżu stolicy). Pretorianie otrzymywali też dwa razy taki żołd, co żołnierze legionowi (za Nerona będzie to już trzy i pół raza więcej), poza tym otrzymywali liczne nagrody, szczególnie podczas objęcia władzy przez każdego nowego cesarza (niekiedy przekraczające wartość pięcioletniego żołdu). Z czasem Pretorianie przyzwyczaili się do nagród i zaszczytów tak bardzo, że jeśli dany cesarz im ich nie przyznał (tak jak Galba w 68 r.) marnie kończył, najczęściej zamordowany. Służba w kohortach pretoriańskich należała do najbardziej prestiżowej, gdyż nie wiązała się z żadnymi niebezpieczeństwami (pretorianie nie walczyli zbrojnie, tak jak formacje graniczne, co często budziło zazdrość wśród tych drugich, którzy realnie narażali swoje życie w walkach z granicznymi ludami, a mimo to nikt ich tak nie cenił i tak nie wynagradzał), jedynie co, to brali oni udział w paradach, defiladach i w osobistej straży wokół cesarza, to wszystko, co było związane z ich służbą (czasami jednak zdarzało się że byli zmuszani do walki, jak choćby w 69 czy 193 r. podczas wojen domowych o władzę w Imperium, ale już same przygotowania do fortyfikowania miasta, budziły wśród Rzymian raczej pobłażliwy uśmiech, gdyż większość konstrukcji sama się rozlatywała - ci żołnierze już na przełomie II i III wieku nie byli zupełnie przyzwyczajeni do ciężkiej pracy fizycznej, takiej jak budowanie fortyfikacji, okopów i umocnień, przez to jedyne do czego się nadawali, to były tylko żołnierskie parady).




Sejan mniej już dbał o kohorty miejskie (podległe Senatowi, liczące ok. 4 000 żołnierzy, a dowodzone przez prefekta Rzymu), oraz o korty policyjne (straż miejską, pełniącą również rolę straży pożarnej) w liczbie 1 000 żołnierzy, rozdzielonych po wszystkich czternastu dzielnicach miasta. Do ich zadań należało zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom poprzez nocne i dzienne patrole. Jedni i drudzy wciąż stacjonowali w wyznaczonych kwaterach w samym Rzymie. Tyberiusz jednak częściowo odciążył strażaków od patrolowania brzegów Tybru w mieście, poprzez powołanie do życia nowej jednostki administracyjnej, zwanej Curatores Alvei Tiberis (czyli Zarząd Konserwacji Tybru). W 19 r. cesarz Tyberiusz wprowadził także zapomogi dla tych, których nie obejmowało bezpłatne rozdawnictwo zboża (czyli głównie tzw.: klasy średniej). Należy jednak przyznać, że cesarz osobiście interesował się (nawet wówczas, gdy przebywał w Neapolu 26-27 r. czy potem na Capri 27-37 r.), sprawami bezpieczeństwa mieszkańców miasta, co powodowało że okres panowania tego władcy, należy uznać za jeden z najbezpieczniejszych okresów dla mieszkańców w historii Imperium (rozboje dzienne zostały prawie całkowicie wyeliminowane, a nocne znacząco zmniejszone w porównaniu do czasów rządów Augusta - właśnie za sprawą specjalnych brygad nocnych). Doszło jednak podczas jego panowania do dwóch poważnych prześladowań, które miały miejsce podczas jednego 19 r. Pierwsze prześladowania dotyczyły Żydów, wypędził ich wszystkich z miasta, a 4 000 żydowskich wyzwoleńców, którzy nie posiadali obywatelstwa rzymskiego, wcielił do karnych kompanii i wysłał na Sardynię (notabene z końcem 31 roku wydał polecenie namiestnikom prowincji wschodnich, aby chronili Żydów znajdujących się pod ich jurysdykcją i zezwalali im na swobodne wyznawanie ich religii). Tam też trafili wyznawcy bogini Izydy, którzy byli drugim, prześladowanym w tymże roku ruchem religijnym, cała zaś sprawa zaczęła się od gwałtu jednego z wyznawców Izydy na szlachetnie urodzonej Rzymiance - Paulinie (o czym pisałem w poprzedniej części tej serii).


NA TEJ NIECO USZKODZONEJ JUŻ MAPCE, POKAZUJĄCEJ LACJUM W CZASACH RZYMSKICH, MIASTO FIDENY MOŻNA ZAUWAŻYĆ NA PÓŁNOC OD RZYMU, ZARAZ ZA MIASTEM ANTEMNAE



W 27 r. doszło do niesławnej w całej Italii katastrofy w Fidenie - miasteczku położonym na północny wschód od Rzymu. Pewien przedsiębiorca teatralny postanowił bowiem urządzić munera (czyli walki gladiatorów) aby uczcić rodzinne wydarzenie. Ale ponieważ koszty wystawienia gladiatorów w samym Rzymie były większe, postanowił całą imprezę przenieść do nieodległych Fiden. Niestety, postawione na nierównym terenie, nieopodal rynku miejskiego drewniane trybuny, po prostu... zawaliły się ze względu na zbyt dużą liczbę osób, pragnących uczestniczyć w widowisku. Wszystko stało się w ułamku chwili (jak informuje Tacyt, który porównuje to wydarzenie do "przegranej bitwy podczas wielkiej wojny"). Nagle podtrzymujące trybuny, drewniane belki zawaliły się, grzebiąc ze sobą 50 000 ludzi (nie wszyscy zginęli, ale bardzo wielu było rannych). Radosny dzień, jakim miało być święto rzymskiego przedsiębiorcy, zamienił się w katastrofę i pogrzeb tysięcy ludzi. Bardzo szybko sprawą zainteresował się sam cesarz Tyberiusz - Atyliusza, budowniczego owych trybun w Fidenie, skazano na wygnanie (i tak dobrze że nie na śmierć, choć nie udowodniono mu że oszukiwał na materiałach - a chodziło o zbyt małą liczbę wzmocnień trybun). Natychmiast też wprowadzono nowe prawo, związane z organizacją walk gladiatorskich na placach i rynkach miejskich; odtąd bowiem architekt, który dobudował zbyt rozległe trybuny i nie wzmocnił je odpowiednią ilością podpór, musiał udowodnić, że dysponuje wystarczającą sumą, mogącą pokryć ewentualne koszty katastrofy (liczyła ona 400 tys. sestercji i odpowiadała dzisiejszym ok. 200 tys. dolarów). Po tej katastrofie zwiększyła się też liczba igrzysk munera, odbywających się w cyrkach lub amfiteatrach miejskich, choć prowizoryczne trybuny w mniejszych miasteczkach wciąż jeszcze budowano.


KATASTROFA W FIDENACH 
27 r.



W 33 r. rozpoczął się zaś kryzys finansowy, związany z senackim nakazem, skierowanym głównie do ekwitów (choć również i do nobilitas - czyli rzymskiej arystokracji) aby zainwestowali oni swoje pieniądze w rozwój italskiego rolnictwa (szczególnie chodziło tutaj o ponowne odrodzenie produkcji italskiego zboża, zatraconej zupełnie od prawie 150 lat, gdy przez lata Rzym wolał sprowadzać zboże z Egiptu lub Afryki, które to było znacznie lepszej jakości od italskiego, a mimo to paradoksalnie... było tańsze). Szybko jednak okazało się że plony tego i następnego roku były dość marne, natomiast wyłożone pieniądze były często większe od spodziewanych korzyści. Spowodowało to upadek kilku fortun ekwickich i poważne zadłużenie się wielu rzymskich rodzin z klasy średniej. Kryzys spotęgowany nieurodzajem, doprowadził do prawdziwej paniki roku 33, który to jeszcze w połączeniu z aferą gwałtów na szlachetnie urodzonych Rzymiankach (i narodzin nieślubnych dzieci) stanowił prawdziwą społeczno-obywatelską apokalipsę rzymskich elit. Cesarz Tyberiusz, aby nie doszło do poważnych rozruchów miejskich, musiał z własnych pieniędzy powołać do życia fundusz pożyczkowy z zerowym oprocentowaniem, który pozwalał Rzymianom spłacić często lichwiarskie kredyty, to uspokoiło emocje, ale do zamieszek i tak doszło, gdyż zaczęło w mieście brakować chleba. Prefekt miejski Marek Kokcejusz Nerwa nie potrafił poradzić sobie ze wzburzonymi nastrojami obywateli i słał listy do Tyberiusza na Capri, z pytaniem co ma czynić. Tyberiusz nakazał szybkie uruchomienie dostaw zboża do Rzymu z Afryki, dzięki temu nastroje znowu nieco uspokojono, ale Kokcejusz Nerwa zapłacił za swą nieudolność głową. Co prawda Tyberiusz jedynie pozbawił go urzędu, ale on sam - czując się zhańbiony tym, co go spotkało - popełnił samobójstwo przez zagłodzenie (33 r.).




Ale nim przejdę do prezentowania samego przebiegu owych gwałtów, jeszcze kilka słów na temat prefekta pretorium - Lucjusza Eliusza Sejana. Dążył on bowiem do zajęcia miejsca cesarza Tyberiusza, choć (należy przyznać) czynił to bardzo rozważnie. W 14 r. został początkowo jednym z dwóch prefektów kohort pretoriańskich (wraz ze swym ojcem - Lucjuszem Eliuszem Strabonem, który zrezygnował rok później - mianowany przez Tyberiusza namiestnikiem Egiptu - i tak Sejan {w wieku 34 lat} został jedynym i niepodzielnym dowódcą cesarskich kohort). Zyskał również ogromny wpływ na Tyberiusza, który będąc człowiekiem wręcz chorobliwie podejrzliwym i nie ufającym ludziom, jedynie Sejana darzył szczerą przyjaźnią i jemu powierzał swe plany oraz sekrety. Nie podobało się to synowi i następcy Tyberiusza - Druzusowi Młodszemu (Tyberiuszowi Klaudiuszowi Druzusowi Kastorowi), który wszedł z Sejanem w bardzo ostry konflikt (raz nawet wymierzył mu publicznie cios w twarz, co było dużym upokorzeniem dla dowódcy gwardii cesarskiej). Starał się też przekonać ojca, aby pozbawił Sejana władzy i wygnał z go Rzymu - bezskutecznie jednak. Sejan również nie pozostawał mu dłużny, uwiódł i potajemnie spotykał się z żoną Druzusa - Julią Liwillą. Rozkochał ją w sobie tak bardzo, że (zapewne na jego prośbę) ta podtruwała Druzusa, aż w końcu zmarł w 23 r. w wieku lat 36 (był to jednocześnie rok znacznego wzrostu politycznego Sejana, którego zaczęto uważać powszechnie za drugiego po cesarzu, a być może nawet za jego następcę). Sejan zdobył ogromną władzę polityczną, żadna ustawa w Senacie nie mogła przejść bez jego wiedzy i zgody (powrócę jeszcze do jego osoby przy omawianiu gwałtów w cesarskim pałacu za czasów cesarza Kaliguli).




Sejan mianował i obsadzał wedle własnego wyboru najróżniejszych namiestników prowincji, którzy więcej zawdzięczali jemu, aniżeli cesarzowi (jedynie podpisującemu te nominacje). Sieć jego ludzi oplotła Imperium (jednym z nich był prawdziwy sadysta o morderczych skłonnościach, prefekt Judei od 26 r. - Poncjusz Piłat, który na kartach Biblii został przedstawiony jako łagodny filozof, zmuszony skazać Jezusa Chrystusa na śmierć, a w rzeczywistości był on tępym sadystą, który wystawił cały las krzyży i miał (zapewne) sprowokować Żydów do powstania z polecenia Sejana. To tłumaczyłby fakt, wystawienia przez cesarza Tyberiusza - już po upadku i śmierci Sejana 18 października 31 r. - dokumentu, w którym nakazywał namiestnikom prowincji wschodnich {szczególnie Judei} dbać o będących pod ich władzą żydowskich poddanych. Swoją drogą za wybujałe ambicje Sejana zapłacili wszyscy bliscy z jego otoczenia, jak i ci, którzy tylko go znali. Otępiały z żalu i złości po utracie syna Druzusa Tyberiusz - mścił się okrutnie na wszystkich, na których choć padło tylko podejrzenie kontaktów z Sejanem. Notabene donos, dowodzący że za śmiercią Druzusa stał Sejan wraz z Liwillą wyszedł najprawdopodobniej od Antoni Młodszej - córki Marka Antoniusza i Oktawii, siostry Augusta, a także matki przyszłego cesarza Klaudiusza oraz właśnie samej Liwilli. Nie wiadomo dlaczego Antonia to uczyniła. Zapewne romans córki z Sejanem bardzo jej się nie podobał i chciała położyć temu kres, a poza tym obawiała się o przeszłość dynastii. Istnieje również podejrzenie, że taki donos napłynął na Capri od Apicaty - pierwszej żony Sejana, z którą ten rozwiódł się właśnie w roku 23, aby poślubić Liwillę {gwoli ścisłości należy podkreślić, że "Apicata" nie było rzymskim imieniem kobiecym. Jest to raczej przezwisko które można przetłumaczyć jako "smakoszka" i wzięło się od przezwiska i jej ojca Marka Gawiusza Apicjusza. Jej prawdziwe imię jest nieznane, ale najprawdopodobniej brzmiało ono po prostu Gawia}. Jeśli jednak to ona była autorką donosu, to zgotowała straszny los nie tylko byłemu mężowi, ale przede wszystkim swoim dzieciom, które musiały zapłacić za błędy swego ojca. Najstarszy jego syn Eliusz Stracone został uśmiercony w niecały tydzień po egzekucji ojca. Młodsze dzieci zaś - syn Capito Elianus i córeczka Junilla były wyprowadzone na egzekucję wkrótce potem. Ich matka - nie mogąc znieść próśb swojej córeczki, która prosiła katów żeby nie dawali jej klapsów i że jeśli zrobiła coś złego, to już się to nie powtórzy - z rozpaczy popełniła samobójstwo tuż przed ich egzekucją. Dziewczynka była oczywiście dziewicą, a zabicie dziewicy było aktem hańbiącym i mogło obrazić bogów. Dlatego też kat przed egzekucją musiał jeszcze dziewczynkę zgwałcić. Wszyscy inni przyjaciele, powiernicy i znajomi Sejana, wszyscy którzy przez lata jego praktycznie niepodzielnych rządów nad Rzymem i Imperium starali się wejść w jego łaski, teraz odżegnywali się od niego jak tylko mogli, deklarując że zawsze uważali go za zdrajcę i nie występowali przeciwko niemu tylko z obawy przed jego zemstą. Egzekucje przyjaciół i znajomych trwały jednak jeszcze przez dwa kolejne lata od śmierci Sejana i zakończyły się na początku roku 34. W roku 33, na pamiątkę dziesiątej rocznicy śmierci Druzusa, Tyberiusz kazał publicznie zamordować 20 byłych popleczników Sejana, wśród nich zaś znajdowały się ich dzieci w różnym wieku, niektóre jeszcze maleńkie, nie wiedziały co się wokół nich dzieje. Mordy te nie ominęły również rodziny cesarskiej, np żona Klaudiusza - Elia Petyna, która wcześniej uważała że bogowie skarali ją ślubem z tym "żałosnym człowiekiem", który ślinił się i miał nerwowe tiki, oraz uważany był ogólnie za idiotę, teraz błagała go na kolanach aby ocalił życie jej bratu, który należał do ścisłego grona zwolenników Sejana. Liwillę zaś Tyberiusz oddał jej matce, aby ta przykładnie ją ukarała. Antonia Młodsza zamknęła ją w jej pokoju i już go nie otworzyła, póki jej córka nie zmarła z głodu). 


UPADEK SEJANA
(18 października 31 r.)



A teraz wracając już do tematu - jak doszło do owego gwałtu na szlachetnych rzymskich matronach? Otóż kapłan świątyni Saturna - Tyrannus, podczas składania ofiar oświadczył, że bóg w swej łaskawości postanowił obdarzyć swą boską energią i mocą żony najczcigodniejszych rzymskich nobilów i ekwitów. Zwrócił się do owych mężczyzn, aby - zgodnie z wolą boga, która jemu została objawiona - przyprowadzili swe żony do świątyni w określony dzień, tak, aby bóg mógł je poznać i wybrać najpiękniejsze do swych "boskich celów". Jak to? - pytali owi  mężczyźni - sam bóg Saturn pragnie obdarzyć nasze żony, matki, siostry i córki swą obecnością? Bóg? Toż to niebywała wprost łaska, niesamowite wyróżnienie - nic więc dziwnego że owi szlachetnie urodzeni Rzymianie nie mieli nic przeciwko temu i sami przyprowadzili, bądź też pozwolili przyjść swym kobietom. Każda z nich ubrana była w najpiękniejsze suknie, przyozdobiona w najpiękniejszą biżuterię i uczesana w najwymyślniejsze kreacje, każda z nich przyniosła też dary ofiarne. Weszły do świątyni w umówionym czasie i oczekuwały kontaktu z bogiem. Drzwi świątyni zostały zamknięte na klucz, a Tyrannus modlił się do boga, aby objawił się zgromadzonym kobietom. Świec w świątyni paliło się mało, stąd kobiety nie widziały że kapłan potajemnie wszedł do posągu Saturna i stamtąd przemawiał do tych kobiet jako bóg. Trzeba sobie wyobrazić co musiały czuć te zgromadzone tam damy, które w półmroku usłyszały wydobywający się z posągu głos boga. Upadły na ziemię i oddały mu pokłon. On jednak miał inne plany, kazał im się bowiem obnażyć, aby obejrzeć je przed "boską inicjacją". Zdjęły zatem suknie i stanęły przed posągiem w "stroju Ewy". Ostatnie świece zostały wówczas zgaszone (prawdopodobnie przez sługi Tyrranusa), po czym niepostrzeżenie opuścił on posąg Saturna i "użył sobie" na poszczególnych damach - reszcie kazał przyjść w inny dzień. Kobiety wróciły do swych mężów i poinformowały ich, że bóg obdarzył ich swą boską mocą - wszyscy byli zadowoleni. 🤭

Proceder ten powtarzał się przez jakiś czas (dość długo, zapewne... kilka miesięcy), w czasie którego Tyrranus zdeflorował i zapłodnił wiele żon i córek z rodów nobilitas i ekwitów, czyli wywodzących się z najdostojniejszych warstw społeczeństwa. Matki i ojcowie, którzy dotąd skrzętnie pilnowali swych córek przed przypadkowymi adoratorami, teraz cieszyli się jak głupi, na wieść że "bóg Saturn obdarzył je swoją mocą". Więc proceder trwał dalej, ale jak już ktoś kiedyś powiedział: "co za dużo, to niezdrowo", a ci, którzy nie znają umiaru, najczęściej kończą tragicznie - i tak właśnie było w przypadku kapłana Tyrranusa, który podczas jednej ze schadzek w świątyni został rozpoznany po głosie przez damę, którą wcześniej namawiał do udziału w "kontakcie z bogiem". Bardzo szybko kapłan został aresztowany i poddany najokrutniejszym torturom (mimo że obywatele rzymscy nie mogli być torturowani, to dla Tyrranusa uczyniono wyjątek). Został wykastrowany, miał połamane w kilku miejscach ręce i nogi, oraz obcięty język, aby zbytnio nie krzyczał. W końcu został zakopany żywcem, bowiem okazało się, że ze wszystkich zrobił nie tylko idiotów, ale ze szlachetnych senatorów uczynił rogaczy, a z ich żon i córek zwykłe dziwki z bękartami u boku. No cóż, zemsta nobilitas i tak była łagodna, w porównaniu do tego, co musieli czuć - obrzydzenie i pogarda do samych siebie i swych małżonek przeplatały się z ogromną złością. Tyrranus więc i tak skończył w miarę "humanitarny" sposób jak na rzymskie możliwości. A zwykły rzymski lud przez długie lata miał okazję do żartów z ludzi, którzy uważali się za powołanych do rządzenia państwem, a nie potrafili upilnować własnych żon i córek, a nawet sami podali je zboczeńcowi na tacy.

 



PS: Należy też pamiętać, że ów rok 33, w którym to wydarzyły się te wszystkie tragiczne dla wielu przypadki, był również rokiem najsławniejszej śmierci w historii naszej planety. Wówczas to bowiem w Jerozolimie, na wzgórzu o nazwie Golgota ukrzyżowany został Jezus Chrystus - THEOU YIOS SOTER! I Zmartwychwstał! Należy bowiem pamiętać że chrześcijaństwo nie tyle opiera się na naukach Chrystusa, ile na fakcie że pokonał śmierć. Biorąc jednak pod uwagę inne moje opisy w tematach niezwiązanych z tym, uważam że należy pamiętać, iż Ludzie-Anioły - jak zwani są w Channelingach współplemieńcy Chrystusa (bo tak można ich nazwać), potrafią przywrócić do życia zmarłą osobę, jeśli ten czas nie jest zbyt długi (choć ciało Chrystusa po zmartwychwstaniu było ciałem eterycznym, ale to już tak tylko na marginesie).



CDN.

NULLA POTESTAS NISI A DEO - Cz. III

FILARY SPOŁECZNEGO 
ROZWOJU LUDZKOŚCI 
I METODY PATOLOGIZACJI 
NA PRZESTRZENI WIEKÓW





FILARY EUROPY 
PIERWSZA EUROPEJSKA 
OJCZYZNA SŁOWIAN
Cz. II




Słowianie, jako pierwszy aryjski lud indoeuropejski, weszli na ziemie dzisiejszej Europy (rejon Karpat) ok. 12 000 r. p.n.e z ziem Bliskiego Wschodu (czyli lekko licząc nasza obecność w Europie sięga już 14 000 lat). Jednak proces opanowywania tego obszaru trwał do ok. 8 000 r. p.n.e., przy czym ludność słowiańska zasiedlała już w tym czasie tereny północnej Rosji (Karelia), gdyż z tego właśnie okresu (ok. 8 400 - 6 400 r. p.n.e.) pochodzi słowiańska osada Oleni Ostrov (nazwa współczesna), położona nad Jeziorem Onega, w której zamieszkiwał ów "Karelczyk" o którym pisałem w poprzedniej części (lub też "Człowiek z Jeleniej Wyspy") będący jednocześnie praojcem dla ludów słowiańskich o haplogrupie R1a1a z mutacją M198 (kultura janisławicka i amfor kulistych), z mutacją M417 (kultura ceramiki sznurowej) i Z282 (kultura łużycka). Nazywany jest on również "Pierwszym Polakiem", gdyż ok. 90% DNA Karelczyka, pokrywa się z genami współczesnych Polaków. Tak więc okazuje się, że migracja Słowian-Aryjczyków nie przebiegała tylko z południa (Bliski Wschód) na północ (rejon Karpat), ale także z północnego-wschodu na południowy-zachód. Ok. 8 000 r. p.n.e. ziemie rejonu Karpat zostają już w całości opanowane przez plemiona słowiańskie, a ok. 7 000 r. p.n.e. z rejonu Kaukazu wyrusza na północ kolejny wielki pochód ludności słowiańskiej. Z tamtejszych osad Tsalka Edzani i Czah Yox, ruszają plemiona (mutacja Z282 i M417, być może również Z645), które dochodzą nad Dniepr (rejon dzisiejszego Kijowa i północnej Ukrainy). Pierwsza większa osada na tych terenach, datowana jest na 6 000 r. p.n.e. i nosi nazwę Rudoj Ostrov (oczywiście nazwa współczesna). W przeciągu kolejnego tysiąclecia, opanowane zostają ziemie aż do Bałtyku (mutacja Z282 i wyodrębniona z niej lechicka grupa M458). Główna grupa Słowian poszła jednak w tym czasie (ok. 7 600 r. p.n.e.) na Zachód, kierując się ku Niemcom, Francji, Holandii, Belgii i południowej Brytanii (mutacja M417).

Centrum jednak Słowiańszczyzny, tzw.: "Druga Kolebka" to były ziemie w rejonie Karpat (nawet XIX-wieczny polski historyk Julian Bartoszewski pisał: "Rdzenna nasza ziemia pod Karpatami była (...) jakby ojczyzną całego plemienia słowiańskiego, stały się obydwie strony Karpat, jedna od południa, druga od północy, wzdłuż Wisły (...) Podkarpacka ziemia jest ojczyzną wielkiego plemienia (...) arcy-słowiańską ziemią, ogniskiem życia (...) w niej mieszkał najdawniejszy, najwięcej wyrobiony i najdzielniejszy lud słowiański"). Dziś już wiadomo, że kolebką Słowiańszczyzny (mam tu na myśli archeologów i genetyków a nie pseudo-historyków) były ziemie karpackie (zwane również "polskimi Mykenami nad Dunajem"), wiadomo też jakie tam powstały w owym czasie grody. Po roku 4 000 p.n.e. (czyli już po wejściu do Europy ludności celtyckiej i zajęciu przez nich terenów dzisiejszej Austrii i południowych Niemiec, tzw.: kultura halsztadzka), w rejonie karpackiej "Macierzy" nad Dunajem powstaje ponad 40 wielkich słowiańskich osad (sam fakt, że to właśnie w rejonie Karpat było największe namnożenie słowiańskich osad, świadczy dobitnie, że właśnie tutaj w owym czasie znajdowało się centrum Słowiańszczyzny). Do największych ówczesnych grodów, zaliczyć można Tartarię (tabliczki z zapisanym pismem z Tartarii datuje się na 5 000 r. p.n.e. co dobitnie świadczy, iż Słowianie byli zapewne jednymi z pierwszych, jeśli nie pierwszymi społecznościami po-potopowymi, które zapoczątkowały piśmiennictwo, zresztą Słowianie jako pierwsi wymyślili również koło - wizerunek czterokołowego wozu z Małopolski, jest obecnie najstarszym odnalezionym przedstawieniem koła na Ziemi i pochodzi z 3 490 r. p.n.e. jest więc o 150 lat starszy, od najstarszego dotąd wyobrażenia koła, pochodzącego z terenów Mezopotamii).




Inną dużą osadą słowiańską tego okresu, było Starcevo nad Dunajem (dzisiejsza Serbia), oraz położona bardziej na południe Rudna Glava. Słowianie byli prekursorami obróbki miedzi, gdyż to właśnie w rejonie Karpat zrodziła się ta sztuka, potem eksportowana do Europy Zachodniej. Jak już wspomniałem, było ponad 40 słowiańskich osad karpackich, tworzących tzw.: Obszar Karpacki, lub też "Kompleks Barbotinowy" (zwany również kulturą starczewsko-kryszańską) i prócz już wymienionych osad, można jeszcze dołożyć następujące grody: Vcelince, Nicena, Mysla, Vrable, Hradok czy Ganovce. Po 2 000 r. p.n.e. liczba osad zwiększa się a w rejonie Karpat powstaje kultura pól popielnicowych, która szybko ogarnia większą część Europy (wraz z Francją, Włochami i północną Hiszpanią ale już bez Brytanii - zapewne kanał La Manche był ku temu przeszkodą). Słowianie dominują wówczas niepodzielnie na obszarze całej Europy, wchodząc jednocześnie w korelacje z Celtami (od ok. 2 250 r. p.n.e. większa część dzisiejszej Francji znajdowała się już pod władzą Celtów/Galów, zaś północna Italia została przez nich opanowana ok. 2 200 r. p.n.e.). Natomiast dotychczasowa ludność niearyjska (haplogrupa I1) została całkowicie wyparta na daleką północ Skandynawii, ale duże jej grupy musiały dalej żyć pod dominacją Słowian i Celtów, jako że w czasie największej bitwy starożytności - w Dolinie Dołęży z 1250 r. p.n.e. cześć walczących wykazuje geny tychże ludów. Nie są to jednak ludy germańskie, jak chcieliby niektórzy, to ludy tzw.: północne lub nordyckie (nazwy umowne, związane z faktem zepchnięcia ich właśnie na te mroźne skandynawskie ziemie). Klasyczni Germanie pojawią się dopiero po wymieszaniu się pokonanych ludów haplogrupy I1, ludów celtyckich (haplogrupa R1b1) i ludów słowiańskich (R1a1). Ale to stanie się dopiero w okresie znacznie późniejszym.



FILARY EUROPY
BITWA W DOLINIE DOŁĘŻY 
(1250 r. p.n.e.)
OSTATECZNY TRIUMF 
SŁOWIANO-CELTÓW W EUROPIE
Cz. III 


 ZESTAWIENIE LUDÓW BIORĄCYCH UDZIAŁ 
W BITWIE W DOLINIE DOŁĘŻY
1250 r. p.n.e.



Największa znana dziś bitwa starożytności, miała miejsce na granicy dzisiejszych państw Polski i Niemiec, niedaleko Szczecina w rejonie Dołęży (Meklemburgia-Pomorze Przednie) ok. 1250 r. p.n.e. Doktor Christian Schell (genetyk z Uniwersytetu w Mainz) stwierdził po przeprowadzeniu badań kości 17 odkopanych wojowników, którzy polegli w tej bitwie, iż ludność kultury łużyckiej (czyli Słowianie) są ludem, którego komponenty genetyczne są dziedziczone przez współczesnych Europejczyków w największym stopniu (18,20 %), na drugim miejscu dopiero jest ludność nordycka, czyli ludność o haplogrupie I1 (11,52 %). Ludność celtycka, która uczestniczyła w bitwie, odpowiada zaś 5,93 % komponentów genetycznych przekazanych współczesnym Europejczykom. W każdym razie, odchodząc teraz od statystyk, bitwa w Dolinie Dołęży była ogromnym starciem ludów ówczesnej Europy a nawet Eurazji (uczestniczyło w niej aż 36 ludów, przez co była to największa bitwa starożytności - biorąc pod uwagę liczbę wojowników, szacowaną na ok. 7 000, przy czym polec miało aż 750 z nich). Było to starcie świata aryjskiego (Słowianie, Celtowie, Celtyberowie, ludy Zachodniego Kaukazu - tzw. rasa kaukaska - i Armenii) oraz ginącego świata nordyckiego (i jemu pokrewnych). Bitwa zakończyła się całkowitym zwycięstwem Słowiano-Celtów i ostateczną klęską ludów o haplogrupie I1, I2 oraz J1 i J2. Swoją drogą sam fakt, że do tak wielkiej bitwy doszło dopiero w XIII wieku p.n.e. świadczy dobitnie, że pomimo opanowywania kontynentu przez Słowian i Celtów od 12 000 r. p.n.e., proces ten nie został doprowadzony do końca. A już to, że w bitwie tej wzięło udział aż 36 ludów, świadczy dobitnie o skali i niebagatelnej roli, jaką miała wypełnić. 

Zwycięstwo w niej Słowian i Celtów było tak duże, że ludność nordycka (i pokrewne) już się po niej nie podniosły, spychane konsekwentnie w głąb Skandynawii i wypierane z kontynentu europejskiego. Należy też od razu dodać, że niedługo po tym zwycięstwie (które musiało odbić się echem w całym obszarze od Morza Bałtyckiego i Morza Północnego po Morze Śródziemne i Morze Czarne), nastąpiła wielka ofensywa ludów słowiańskich z północy na południe. Historycy nadali temu wydarzeniu nazwę - inwazji "Ludów Morza", które zniszczyły istniejące wówczas wielkie kultury anatolijskie (królestwo Hetytów ok. 1200 r. p.n.e.), syryjskie, palestyńskie oraz zaatakowały Egipt (1178-1175 p.n.e.). Część słowiańskich najeźdźców z północy, osiedliła się na zdobytych ziemiach, ale większość plemion została później podbita, lub zasymilowała się z innymi ludami, natomiast największe państwo (a raczej państwa, gdyż, zgodnie ze słowiańską i celtycką tradycją polityczną, były to zdecentralizowane ośrodki z lokalnymi władcami) stworzyli w nadbrzeżnym pasie Palestyny, tzw.: Filistyni (był to bez wątpienia lud słowiański), którzy po długich walkach z plemieniem Izraela, ostatecznie zostali podbici i zasymilowali się z Izraelczykami, co oznacza że żyjący w I wieku p.n.e. (w czasach Chrystusa) Żydzi, mieli (lub mogli mieć) również i słowiańskie geny (po raz drugi Słowianie/Polacy założyli Izrael jeszcze w czasie II Wojny Światowej, gdy gen. Anders zwolnił z przysięgi wojskowej Żydów polskiego obywatelstwa, których wyprowadził z ziemi sowieckiej, z domu niewoli. Gdy zaś w 1948 r. powstało państwo Izrael, pierwszym językiem, jakim posługiwali się chociażby politycy w Knesecie, był właśnie język polski).





PS: W kolejnej części opiszę jak wyglądała inwazja słowiańskich "Ludów Morza" na Grecję, Anatolię, Syrię, Palestynę i Egipt, oraz jakie ludy brały w tym udział i jakie państwa powstały na zajętym obszarze.


CDN.
 

WALKIRIA - CZYLI DLACZEGO HITLER ZDOBYŁ WŁADZĘ W NIEMCZECH? - Cz. II

CZYLI CO SPOWODOWAŁO ŻE REPUBLIKA WEIMARSKA ZMIENIŁA SIĘ W III RZESZĘ? PLANY I MARZENIA  Cz. I " GDY WYBUCHNIE WOJNA, NIE DA SIĘ PRZEWI...