CO TO WŁAŚCIWIE BYŁO?
DEMONSTRACJA,
PRÓBA ZDOBYCIA ZWOLENNIKÓW,
CZY TEŻ UNIEŚMIERTELNIENIE
SWEGO IMIENIA?
Zadałem pytanie nie wyjaśniając o co też mi chodziło? Zatem teraz wyjaśniam - zastanawiałem się nad osobą niejakiego Peregrinusa z Parion i czynu którego się on dopuścił, w zasadzie... nie wiadomo w jakim dokładnie celu. Co nim kierowało? Czy tak bardzo zapragnął zdobyć gromadkę kolejnych "fanów", że wymyślając wciąż kolejne błazenady (byle tylko przyciągnąć "widownię") doszedł w tym wreszcie do ściany? Rozumiem chęć sławy, rozumiem pogoń za popularnością (któż bowiem jej nie pragnie - malarze, piosenkarze, artyści wszelkich dziedzin sztuki, nawet ludzie którzy dla wygłupu wrzucają głupawe filmiki na YouTube'a, także chcą mieć jak najwięcej lajków na swoim videoblogu), ale nie rozumiem głupoty, jaka człowieka pcha ku sławie. A taką właśnie głupotą wykazał się ów wspomniany wyżej Peregrinus. Oto historia jego życia z jakże (głupim) jej zakończeniem.
Niejaki Peregrinus urodzi się w mieście Parion w Myzji (tereny dzisiejszej Turcji). Jego miasto rodzinne położone było nad dzisiejszym Morzem Marmara (ówczesną Propontydą). Peregrinus urodził się ok. 100 r. naszej ery. W młodości miał bardzo trudny charakter i często wszczynał awantury (szczególnie nie mógł się dogadać z własnym ojcem). Był też prawdziwym Don Juanem, łatwo nawiązywał kontakty z kobietami, choć jego związki trwały bardzo krótko, gdyż Peregrinusowi nie chodziło o nic innego, jak tylko o zwykłą przyjemność seksualną. Musiał być przystojny, jako że ulegały mu również starsze od niego, dostojne matrony. Raz nawet został nakryty w łożu z taką mężatką i poważnie obity przez zazdrosnego męża. Udało mu się jednak uciec i (przeskakując po dachach domów) ratował się przed karą jaką ów małżonek chciał mu wymierzyć (wetknięcie rzepy w tyłek 😙). Owa wpadka nie ostudziła jego charakteru. Dalej nawiązywał romanse z innymi kobietami (również mężatkami) oraz... z chłopcami. Ponoć miał uwieść jakiegoś młodego chłopca, a gdy sprawa wyszła na jaw, ofiarował jego ubogim rodzicom odszkodowanie finansowe.
Nie poprzestał jednak na miłosnych igraszkach. Mając dwadzieścia kilka lat Peregrinus miał dopuścić się zbrodni ojcobójstwa. Ponoć zamordował (udusił) własnego ojca, ponieważ ten... przekroczył już 60 lat, a Peregrinus liczył na jego szybką śmierć. Ponieważ śmierć ta nie nadchodziła, a chłopakowi prędko było do odziedziczenia majątku ojca, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i udusił własnego staruszka. Ta sprawa była już poważna i trafiła przed trybunał rzymskiego namiestnika miasta. Peregrinus, obawiając się uwięzienia i kary (być może nawet kary śmierci) postanowił ratować się ucieczką z miasta. Od tej pory prowadził wędrowny tryb życia, zaś by uniknąć rozpoznania, zapuścił wąsy i brodę. Zmienił nawet imię, odtąd zwał się Proteuszem (imię dobrał sobie nieprzypadkowo, bowiem mitologiczny Proteusz był bożkiem, który potrafił przybierać kształt dowolnej istoty ludzkiej, zwierzęcej, bądź żywiołu natury). Tak też wędrował od miasta do miasta, podając się za filozofa i oferując swe nauki za ciepłą strawę i dzban czystej wody.
Jako filozof Proteusz przemierzał krainy, aż wreszcie dotarł do Palestyny (musiał być nie lada cwany, skoro bez pieniędzy przemierzył tak wielki obszar, począwszy od terenów dzisiejszego Stambułu, po Izrael). W Palestynie zaciekawiła go pewna sekta religijna, inna od oficjalnej religii żydowskiej, których członkowie wzajemnie sobie pomagali i wzajemnie się finansowali. Zwali się chrześcijanami. Peregrinus/Proteusz postanowił więc porzucić swój wędrowny tryb życia i... zostać chrześcijaninem (liczył przede wszystkim na pomoc finansową współbraci w wierze). Bardzo szybko awansował w hierarchii społecznej tego wciąż ukrywającego się zakonu. Jego kazania o Jezusie Chrystusie i Jego naukach były niezwykle ciekawe i tłumne (opowiadał anegdoty z życia "Pana" - jak chrześcijanie mówili o Jezusie, jak gdyby żył w Jego czasach). Zaczął też objaśniać księgi biblijne i tworzył własne dzieła egzegetyczne (uznane przez społeczność chrześcijańską). Zaczął też przepowiadać szybkie nadejście Królestwa Bożego i powrót Jezusa Chrystusa jako króla całej Ludzkości. To wszystko sprawiło, że stał się przywódcą chrześcijańskiej gminy w Palestynie.
Nie spodobało się to jednak rzymskiemu namiestnikowi Syrii - Gajuszowi Quincitiusowi Certusowi, który nakazał go aresztować i wtrącić do lochu w Antiochii. To jedynie zwiększyło popularność i podziw Peregrinusa w społeczności chrześcijan. Cały jego pobyt w więzieniu minął dość przyjemnie, gdyż wielu wysoko postawionych w rzymskiej administracji chrześcijan (choć oficjalnie nie przyznających się do wyznawania tej religii) poruszyło (jak pisze Lukian z Samosaty) "niebo i ziemię, usiłując go stamtąd wydostać". To im się co prawda nie udało, lecz otoczyli go tam niesamowitą opieką i wsparciem. Zawsze miał najlepsze jedzenie (w odróżnieniu od reszty więźniów), czyste ubranie, buty. Mało tego, już od samego rana tłum starszych kobiet wystawał pod więzieniem, śpiewając mu pieśni i zapewniając o swym wsparciu. Bogaci chrześcijanie przekupywali strażników, by ci pozwalali im przenocować w celi wraz z "mistrzem". Wówczas to przynosili mu nowe odzienie i żywność. Mało tego, przysyłano mu pieniądze ze wszystkich chrześcijańskich gmin na Wschodzie Imperium Rzymskiego, co spowodowało że w krótkim czasie... stał się bogaczem.
Przez cały czas spędzony w lochu, Peregrinus strasznie zarósł (nie dawał się strzyc) i zapuścił długą brodę. Teraz wyglądał jak prawdziwy pogański filozof lub mistyk chrześcijański. Mając ogromny majątek i wsparcie współwyznawców (gdziekolwiek przyjeżdżał, lokalne gminy chrześcijańskie fundowały mu za darmo najlepszą strawę, ubiór i miejsce do spania w willach bogatych współwyznawców. Tak więc nie tylko że nie wydawał nic ze zgromadzonego w więzieniu majątku, ale podczas jego pobytu w każdym z miast które odwiedzał, wzbudzał taką sensację wśród chrześcijan, że jedno jego słowo stanowiło o prawie w danej społeczności - zwracano się więc do niego - jako najwyższego moralnego autorytetu - w celu osądzenia spraw, a jego wyroki były niepodważalne dla chrześcijan. Dodatkowo każdy kto tylko mógł go gościć w swoim domu, poczytywał to jako niesamowite wyróżnienie i nagrodę od "Pana").
Tak więc Peregrinus po zwolnieniu z więzienia, podróżował sobie od miasta do miasta, kierując się w stronę swego rodzinnego miasta Parion, skąd przed kilkunastoma laty musiał uciekać, w obawie przed aresztowaniem za mord na swym ojcu. Gdy przybył na miejsce, stanął przed radą miejską jako brodaty filozof, mistyk i nauczyciel. Ubrał się w brudny płaszcz, wziął do ręki kij i tak właśnie przedstawił się magistratowi miejskiemu i społeczności Parion. Wygłosił wówczas długą przemowę o moralności i cnotliwym życiu, po czym... przekazał swemu miastu cały wcześniej zgromadzony majątek - razem 15 talentów (była to suma niebagatelna, 15 ówczesnych talentów, warte było tyle co 10 500 000 dzisiejszych złotych, lub 2 650 000 dolarów). Tak niesamowite wzmocnienie budżetu miasta spowodowało, że natychmiast magistrat uniewinnił Peregrinusa z zarzutu ojcobójstwa, a tych, którzy przeciw temu oponowali, wygnano wraz z rodzinami z miasta, dodatkowo... rzucając w nich na odchodne kamieniami.
Każdy kto tylko mógł, garnął się teraz w stronę Peregrinusa, prosząc o wsparcie w przeróżnych przedsięwzięciach (i to pomimo faktu, że przecież Peregrinus nie piastował żadnej funkcji publicznej w mieście). Dlaczego Peregrinus zrezygnował z takiego majątku? Odpowiedź wydaje się prosta, nie musiał go mieć, gdyż jak już wcześniej wspomniałem, wszędzie gdzie się pojawiał cały jego pobyt, mieszkanie, odzież i jedzenie, były utrzymywane ze składek lokalnych gmin chrześcijańskich, Peregrinus nie musiał więc posiadać przy sobie żadnych pieniędzy, bowiem wystarczyło tylko jedno jego słowo, by to, czego sobie zażyczył - natychmiast otrzymywał (to tak samo jak Stalin czy Hitler, oni też przecież nie potrzebowali mieć przy sobie żadnych pieniędzy, bo wystarczyło tylko jedno ich słowo aby mieli wszystko, czego zapragnęli. Przykład: gdy po nocnej libacji alkoholowej Stalin zażyczył sobie małże znad Morza Czerwonego, to rano miał już je podane na talerzu, specjalnie przywiezione samolotem z Egiptu). Mógł więc pozwolić sobie na taką hojność (tym bardziej że tych pieniędzy nie zarobił a zebrał dzięki swej popularności, będąc w antiocheńskim więzieniu). Teraz zaś, dzięki swemu gestowi stał się ubóstwiany nie tylko przez chrześcijan, lecz także przez pogan, mieszkańców swego rodzinnego miasta. Jego pozycja była niekwestionowana i nikt nie odważyłby się wówczas wyrazić choćby jednego negatywnego słowa o Peregrinusie, z obawy o zdrowie (a także życie) swoje i swojej rodziny.
Ale, jak to się mówi: to co dobre nigdy nie trwa wiecznie. Peregrinus wreszcie popełnił błąd, który kosztował go bardzo wiele. Pewnego razu został głupio przyłapany podczas stosunku z pewną kobietą. Nie to jednak oburzyło chrześcijan (odkąd stał się sławny, wiele kobiet przewinęło się przez jego łoże), ale fakt spożywania zakazanych potraw mięsnych, przyrządzonych z mięsa, pochodzącego ze zwierząt przeznaczonych na ofiarę pogańskim bogom. Nagle, niczym grom z jasnego nieba wszystko się skończyło. Odtąd bowiem Peregrinus przestał być finansowany i utrzymywany przez lokalne chrześcijańskie gminy (wiadomość o jego wykluczeniu ze wspólnoty wysłano do innych miast/gmin chrześcijańskich) i okazało się nagle że został bez środków do życia. Wtedy wpadł na pomysł... żądania zwrotu ofiarowanego majątku od magistratu Parion. Tym samym spalił za sobą wszystkie mosty, gdyż rada miejska zagroziła, że jeśli Peregrinus będzie się upierał nad zwrotem swej ofiary dla miasta, zostanie nie tylko wznowiony jego proces o ojcobójstwo, lecz dodatkowo będzie oskarżony o krzywoprzysięstwo, a to było wykroczeniem przeciwko bogu Apollonowi i mogło skończyć się karą śmierci.
Peregrinus nagle stracił wszystkich przyjaciół. Ci którzy dotąd obawiali się cokolwiek złego o nim powiedzieć, nagle nabrali wiatru w skrzydła i zaczęli dążyć do jego skazania za popełniony w młodości mord. Również dotychczasowi przyjaciele szybko go opuścili. Ich domy były odtąd dla niego zamknięte. Nie mając innego wyjścia, Peregrinus ponownie opuścił rodzinny Parion i udał się w kolejną tułaczkę po miastach Azji Mniejszej, Grecji i Italii. Znów występował jako filozof, lecz jednocześnie zrozumiał, że tylko dzięki niekonwencjonalnemu zachowaniu jest w stanie wzbudzić sensację i zarobić na życie. I od tej pory w życiu Peregrinusa zaczyna się ciekawy okres, który moglibyśmy dziś określić mianem "celebryckiego parcia na szkło". Robił bowiem wszystko, by tylko przyciągnąć na siebie uwagę (podobnie jak czynią dzisiejsi celebryci i wszelkiej maści gwiazdy i gwiazdeczki), strzygł sobie głowę do połowy, smarował twarz błotem i tak właśnie chodził po miastach, do których przybywał. Gdy to jednak nie wystarczało aby wzbudzić sensację, publicznie się obnażał, a to oddając mocz w miejscach publicznych i ludnych, a to po prostu... bawiąc się swoim "sprzętem" w towarzystwie dam, wypowiadając przy tym wulgarne słowa, zachęcające do stosunku. Albo też chodził po mieście z żelaznym prętem i... bił nim w pośladki mijane kobiety i mężczyzn. Sam też dawał się bić, przy czym znów się obnażał.
W taki oto sposób, wygłupami (choć on twierdził że jest filozofem cynikiem), zarabiał na życie. Wreszcie wyjechał do Rzymu, mając nadzieję że tam to dopiero się obłowi. Tam robił dokładnie to samo co gdzie indziej, z tą wszakże różnicą, że dołożył do tej "palety dziwactw", jeszcze publiczne lżenie rzymskich władz, a szczególnie cesarza Antoninusa Piusa (władał w latach 138 - 161). Na co liczył? Prawdopodobnie spodziewał się powtórki sytuacji sprzed ponad 20 lat, gdy został uwięziony przez namiestnika Syrii i dzięki temu zgromadził olbrzymi majątek. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że stała wówczas za nim cała gmina chrześcijańska, ale sądził, że jeśli teraz cesarz uwięzi takiego "sławnego cynika" jak on, ludzie ruszą mu na pomoc i zaczną go wspierać (oczywiście przede wszystkim finansowo). Ponownie Peregrinus miał jednak pecha, gdyż cesarz Antoninus Pius należał do ludzi, którzy nie byli wrażliwi na swoim punkcie, a dodatkowo uważał Peregrinusa zapewne za błazna (jeśli nie powiedzieć idiotę), dlatego też nie uczynił NIC, by go ukarać, czym bardzo Peregrinusa zasmucił.
Jednak jego filipiki przeciwko cesarzowi nie spodobały się prefektowi Rzymu, który nakazał kohortom miejskim (takiej rzymskiej policji) wypędzić "filozofa-idiotę" z terenu miasta. Zakazano mu dodatkowo wracać do Rzymu i zagrożono "surowymi konsekwencjami" w przypadku niepodporządkowania się nakazowi. Zapewne Peregrinus (pomimo oficjalnych deklaracji) nie pragnął śmierci, gdyż podporządkował się zakazowi i nie wrócił już do Rzymu. Teraz wyjechał do Grecji. Tam poszedł na całość, dając upust swej wzrastającej głupocie w niewyobrażalnym stopniu. Gdziekolwiek bowiem nie przybywał, zaczynał od obrażania lokalnych władz, lub obrzucania inwektywami obywateli danych miast. Znów przy tym publicznie się obnażał, a nawet... nagi ganiał lokalne dziewczęta. A co w tym wszystkim było najdziwniejsze (i najsmutniejsze)? Że właśnie tym swoim zachowaniem zyskiwał popularność! (tak jak patostreamerzy na YouTube). Zaczął nawet ponownie gromadzić grupkę swych zwolenników, których "nauczał" jako filozof-cynik.
Wreszcie zaczął wzywać Greków do powstania przeciwko Rzymowi. Znów uczynił to dla poklasku, bowiem zdawał sobie sprawę że za takie postępowanie (za chociażby podejrzenie o podburzanie przeciwko rzymskiemu władztwu) groziło natychmiastowe aresztowanie i prawdopodobna kara śmierci. Peregrinus, znów zdobywszy zwolenników (chociaż przekroczył już 60 lat), zaczął marzyć o uwięzieniu, by ci mogli agitować w miastach za jego uwolnieniem i jednocześnie (a jakże) wysyłać mu pieniądze na utrzymanie. I co się okazało? Ano... nic, ponownie nie został uwięziony (najprawdopodobniej rzymskie władze w Helladzie, słysząc o jego poczynaniach, miały go za niegroźnego głupka). Mało tego, zaczął powszednieć nawet tym, których początkowo oburzały jego dziwactwa i ekstrawagancje, jak bowiem pisze Lukian w swym dziele "Peri tes Peregrinu Teleutes" ("O Śmierci Peregrina"): "Z czasem jednak ludzie przestali się nim interesować i nie budził już ogólnego podziwu tak jak dawniej; wszystko to bowiem było zwietrzałe i nie potrafił się już zdobyć na żaden nowy wyczyn, który by zaskoczył przygodnych widzów i zwrócił na niego pełne podziwu spojrzenie"
Ten sam problem mają i dzisiejsi celebryci, którzy wciąż wymyślają niestworzone historie, byle tylko prasa o nich pisała i byle się o nich mówiło (np. dzisiaj odnieść sukces w sieci, szczególnie zaś na YouTubie to jest rzecz prawie niemożliwa. Żeby to uczynić trzeba albo być kimś naprawdę wyjątkowym i prezentować wciąż świeży kontent - co raczej się nie zdarza, albo zdarza bardzo rzadko - lub też mieć kupę kasy i przez to rozbudowywać własny kanał). W każdym razie Peregrinus miał nie lada problem jak ponownie wzbudzić zainteresowanie ludzi? Wszystko już bowiem próbował: publiczne obnażanie, smarowanie się nieczystościami, lżenie władz - wszystko na darmo, co jeszcze mógł uczynić, by wzbudzić sensację? Wreszcie wpadł na genialny pomysł - zabije się dla sławy! (😂). Ten niesamowity pomysł postanowił czym prędzej publicznie ogłosić i na zakończenie 235 igrzysk olimpijskich w 161 r. (które zwyciężył niejakim Mnasibulos z Elatei w biegu stadionowym) Peregrinus publicznie ogłosił, że na następnej olimpiadzie (za cztery lata), dokona... samospalenia. To poskutkowało, tym bardziej że odtąd przez kolejne cztery lata Peregrinus objeżdżał całą Helladę i wszędzie rozgłaszał, że na następnej olimpiadzie spłonie na stosie i... wstąpi do niebios, gdyż jest półbogiem, niczym Herakles. Ponownie zmienił swe imię, odtąd zwał się Feniksem (na cześć mitycznego ptaka, który odradzał się z popiołów). Głosił że ogień nie jest mu straszny, gdyż jest półbogiem i po samospaleniu odrodzi się jako wieczny demon, strażnik nocy i odtąd będzie odbierał kult pod tą właśnie nazwą.
Chyba nie trzeba przekonywać, jak ludne były kolejne igrzyska olimpijskie roku 165. Ludzie ciągnęli nie tylko z całej Grecji, lecz i z innych ziem, zobaczyć tego, który ma spełnić obietnicę samospalenia (wśród nich był również Lukian, autor dzieła "O Śmierci Peregrina", dzięki któremu znamy dziś jego historię). Tak więc rozpoczęły się igrzyska, lecz w Olimpii o wiele większe spory niż zwycięstwo tego czy innego zawodnika, budziły dyskusje o obietnicy Peregrinusa. Dochodziło nawet do bójek jego zwolenników z przeciwnikami, którzy twierdzili że nie dotrzyma danego słowa. Wszystkich trapiła jedna myśl: "Podpali się, czy nie?". Na kilka dni przed zakończeniem igrzysk, do Olimpii przybył sam zainteresowany, Peregrinus we własnej osobie. Na stadionie olimpijskim wygłosił długą przemowę, w której omówił różne koleje swego "filozoficznego żywota", zapewniając zebranych: "Pragnę przynieść ludziom korzyść i pokazać im, jak należy lekceważyć śmierć". Po zakończeniu przemowy, z trybun podniosły się głosy jego zwolenników, błagających go, by się nie zabijał, ze słowami: "Zachowaj siebie dla Grecji". Słowa te musiały ucieszyć Peregrinusa, gdyż zapewne głównie chodziło mu o nabicie kasy poprzez popularność, trudno bowiem wydawać pieniądze, będąc nieżywym. Ale bardzo szybko okazało się, że głosy te są w mniejszości, gdyż zostały zakrzyczane słowami: "Spełnij postanowienie". Według Lukiana, te głosy zaskoczyły go, gdyż spodziewał się raczej, że tłum będzie powstrzymywał go od spełnienia obietnicy, a nie namawiał do jej wypełnienia. Teraz nie miał już jednak wyboru.
Gdy igrzyska olimpijskie dobiegły wreszcie końca, Peregrinus wraz ze swymi zwolennikami (i tłumem ludności ciągnącej za nimi), udał się do Harpiny (miejscowość położona ok. cztery kilometry od Olimpii), tutaj kazał nanieść drewno i chrust, po czym ułożyć je w stos. Nim jednak to się stało, Peregrinus polecił wcześniej wykopać rów i w tym rowie wznieść stos (obawiał się bowiem że w przeciwnym razie, pod wpływem bólu może wyskoczyć z płomieni). Wykopano więc ów rów i wzniesiono prowizorycznie nasypany chrustem stos. Gdy zapadła noc, Peregrinus - wciąż zapewniając swych zwolenników że odrodzi się jako "demon nocy", wziął od jednego z nich płonącą pochodnię, podpalił nią stos, wrzucił doń kadzidło, zdjął odzienie i patrząc na południe, wypowiedział te oto słowa: "Demony macierzyste i ojcowskie, przyjmijcie mnie życzliwie", po czym wskoczył w płomienie i... natychmiast spłonął. I koniec!
Żartowałem, to jeszcze nie koniec. Co byłoby bowiem ciekawego (czy też szczególnie śmiesznego) w tym, że Peregrinus się spalił? To samo, jak nic śmiesznego nie było w tym, że Czapajew w się utopił 😂🤭
Wracając do tematu, ludzie długo stali otępiali w zupełnej ciszy. Zapewne zadawali sobie pytanie, co właściwie się przed chwilą wydarzyło, albo inne - co też ich przygnało, by obejrzeć to żałosne samobójstwo, popełnione w imię sławy. Według Lukiana, to on pierwszy wówczas wydobył z siebie głos krzycząc: "Opętańcy, chodźmy stąd! Niemiłe to przecież widowisko oglądać smażącego się dziada, dławiąc się przy tym okropnym swędem". Wówczas ludzie mieli się na niego rzucić z kijami i przepędzić go z tego miejsca. Następnie, wracając nocą samotnie z Harpiny, Lukian zastanawiał się w swym dziele nad potęgą ludzkiej głupoty. Wiedział że jest kolosalna, ale nie sądził że to, co uważał za szczyt, jest w zasadzie dopiero... czubkiem jednego ze schodów, wiodących ku ogromnej górze. Mianowicie wracając z Harpiny do Olimpii, spotykał na drodze kolejne grupki, spieszące obejrzeć spalenie Peregrinusa i pomimo że zapewniał ich że się spóźnili i że już po wszystkim, ci i tak chcieli przynajmniej obejrzeć resztki stosu. Kolejne grupki wciąż też wypytywały się go o to, co się tam wydarzyło. Początkowo tłumaczył więc zgodnie z prawdą, że Peregrinus po prostu się spalił, dokonał samobójstwa, lecz w końcu kolejne pytania zaczęły go drażnić.
Postanowił więc się zabawić i opisać niestworzone historie, które miały towarzyszyć śmierci Peregrina. Opowiadał zatem, że w chwili, gdy ten rzucił się w ogień, ziemia zatrzęsła się w swych posadach, a potem dał się słyszeć straszny, przeszywający huk. Następnie z płomieni miał się wynurzyć sęp, który wzbił się pod niebo i... przemówił ludzkim głosem: "Porzuciłem ziemię, śpieszę na Olimp". Najciekawsza jest relacja Lukiana, opisująca jak na jego słowa reagowali mijani przez niego ludzie. A mianowicie wielu z nich upadło na kolana i zaczęło wznosić pod niebiosa modlitwy ku czci bogów, inni byli bladzi, wręcz przerażeni. A on nie poprzestawał, zaczął wymyślać kolejne "boskie historie" związane ze śmiercią Peregrinusa i jak stwierdził w swym dziele - bawił się doskonale, obnażając ludzką łatwowierność i głupotę. Ale okazuje się, że mimo wszystko nadal jeszcze nie docenił ludzkiej naiwności.
Mianowicie, gdy dotarł do Olimpii, spotkał tam starca (którego wcześniej mijał na drodze z Harpiny i któremu opowiedział swoją "historyjkę" o śmierci Peregrina), który (nie poznawszy go) zaczął go przekonywać, że był w Harpinie i widział jak... ze stosu ku niebu wzleciał sęp, mówiący ludzkim głosem. Dodatkowo ów starzec stwierdził, że objawił mu się zmartwychwstały Peregrinus i polecił mu, by zaczął rozgłaszać "dobrą nowinę o jego zmartwychwstaniu" i wybrał go na swego kapłana. Wówczas Lukian już nie wytrzymał i publicznie krzyknął w stronę starca: "Sęp o którym mówisz, to był ten sam sęp, którego niewiele wcześniej ja sam wypuściłem dla ośmieszenia urodzonych głupców i tępaków". To spowodowało pewną konsternację wśród zebranych i podejrzenie starca o zmyślenie całej historii z "objawieniem", lecz nie na długo. Co prawda starzec nie został kapłanem boga Peregrinusa, ale... ten szybko zyskał nowych apologetów swego męczeństwa i tak chrześcijański apologeta Atenagoras pisał w roku 177, że w mieście Parion nad Propontydą, mieszkańcy oddają cześć niejakiemu Proteuszowi, który ponoć miał zginąć w ogniu i odrodzić się ponownie jako bóg, Ponoć wystawiono mu nawet złoty posąg i wyznaczono kapłanki, które "nawiedzone przez boga", miały przepowiadać ludziom przyszłość. Podsumowując: ci wszyscy, którzy twierdzą że najstarszym zawodem świata w dziejach ludzkości była prostytucja, są podłymi kłamcami. Najstarszym zawodem świata było kapłaństwo, a historia Peregrinusa doskonale to potwierdza.