WYŚWIETLENIA

30 lipca 2025

MEMORIAM - Cz. I

"CZYM JEST ME CZUCIE? 
ACH, ISKRĄ TYLKO!
CZYM JEST ME ŻYCIE? 
JEDNĄ CHWILKĄ!"




Dawno już nie było takich skłębionych tłumów... przynajmniej ja nie pamiętam kiedy widziałem tak liczne tłumy po raz ostatni. Fakt, pamięć mi już szwankuje, choć musi się wydawać dziwnym, że pamięć ma tak ulotną jest, gdy idzie o rzeczy dziejące się obecnie, a tak dobrą co do wydarzeń tak już odległych. Hm, dziwny ten nasz umysł, który nie może sobie przypomnieć wydarzeń dnia wczorajszego, zaś doskonale pamięta to, co działo się 50 lat temu. Tak, jestem stary, bardzo stary - nigdy nie sądziłem że dane mi będzie doczekać takiego wieku. Nie miałem prawa tego doczekać, a jednak się stało - mimo to 82 wiosny odbiły się na mym zdrowiu. Ciężko mi już chodzić, ręce moje powykrzywiała starcza choroba, powodując że nie sposób już ich całkowicie rozłożyć. Rozpadam się powoli, a jednak żyję, żyję! Czy czuję spełnienie? Na pewno - mam wspaniałe dzieci, wspaniałe wnuki, które właśnie dziś mają mnie odwiedzić. Dziś w kalendy lutego, gdy piętrzący się tłum na Polu Marsowym świętuje otwarcie nowej świątyni. Jak ją zwą? Czyżby Ara Pacis - Ołtarz Pokoju, mający zapowiadać nową erę dobrobytu. Ileż to widziałem już takich buńczucznych zapowiedzi, ileż pomysłów, ileż planów. Nie, nie chcę się tutaj skarżyć, ni czynić wyrzutów i choć ledwie w dłoni mogę utrzymać rylec, którym swe myśli przenoszę na ten zwój pergaminu, muszę powiedzieć że miałem dobre życie.

Urodziłem się piątego dnia przed idami marcowymi, trzy dni po nonach, za konsulatu Sekstusa Juliusza Cezara i Lucjusza Marcjusza Filipusa. Na świat przyszedłem w Mitylenie na wyspie Lesbos, dokąd rodzina nasza została zesłana przez polityczne intrygi. Moim dziadkiem był Publiusz Rutyliusz Rufus, ze sławnego domu Rutyliuszy, konsul z roku 649 (105 p.n.e.) i namiestnik prowincji Azji. Dziadek mój brał udział w hiszpańskiej wojnie przeciw Numantynom, potem w Afryce przeciw Jugurcie wraz z Gajuszem Mariuszem, z którym się przyjaźnił. To oni dwaj ratowali Rzym po strasznej klęsce arauzyjskiej, w której pohańbieni i zamordowani zostali wszyscy rzymscy jeńcy, bez względu na ich status społeczny czy majątek. Panika, jaka wówczas wybuchła w Rzymie, przypominała tę, sprzed stu jedenastu lat, gdy po klęsce kannanejskiej w Rzymie słychać było przeraźliwe okrzyki: "Hannibal ante portas". Teraz wszak krzyczano: "Furor teutonicus". Obawiano się że wróg, który kroczy z północy, może teraz dokończyć to, co nie udało się Hannibalowi - zdobyć i zniszczyć Rzym. Nie było armii zdolnej wówczas odeprzeć najeźdźców w Italii. Co prawda można było powołać pod broń nowe oddziały, ale to byłyby albo młokosy, mające jeszcze mleko pod nosem, albo też styrani życiem weterani. Najlepsze zaś roczniki stacjonowały z dala od Italii, w Hiszpanii, Macedonii, Afryce i Azji, a i tak większość z nich padła pod Arausio. Miasto było bezbronne, tak jak wtedy, gdy Galowie Brennusa zdobyli je i spalili, tylko że teraz wrogów było więcej i byli znacznie potężniejsi od tamtych Galów.

W tych dniach doszło do prawdziwego pomieszania zmysłów. Ludzie w panice albo uciekali z miasta, albo też szukali winnych całej sytuacji. Aby poskromić chaos i samosądy należało natchnąć lud nową nadzieją, dać im powód do optymizmu, gdyż ich niezadowolenie mogło obrócić się przeciwko nobilitas. Lud zaczął głośno już mówić iż patrycjusze nie nadają się do rządzenia państwem, że nie ma wśród nich kompetentnych ludzi, a ich tradycja, doświadczenie i wykształcenie legły na polach Arausio, gdzie w okrutny sposób potopiono lub w haniebny sposób powywieszano na pobliskich drzewach, wielu senatorskich synów. "Gdzież jest wasza powaga" - pytał lud, "gdzież wasze doświadczenie", należało więc czym prędzej rozładować złe nastroje, aby nie doszło do jeszcze większej katastrofy, niż ta, która już się wydarzyła. Trzeba było znaleźć winnych tej sytuacji i przykładnie ich ukarać. Co prawda nie wrócono już do haniebnego zwyczaju ofiary z ludzi, jaki miał miejsce pod Kannach, gdy Hannibal zagroził miastu, i gdy żywcem zakopano parę obcokrajowców, którzy wówczas przebywali w Rzymie - Gala i Galijkę oraz Greka i Greczynkę. Mimo to lud należało pohamować w jego gniewie, więc urządzono pokazowy proces przed senatem Kwintusowi Serwiliuszowi Cepionowi - głównodowodzącemu pod Arausio, którego uznano teraz winnym całej klęski. Zachowano go co prawda przy życiu, ale co to było za życie - odebrano mu wszystko, cały majątek jaki posiadał i pozbawiono wszelkich dotychczasowych godności, co spowodowało iż z członka klasy nobilitas, stał się wraz z rodziną... żebrakiem. 

To jednak było mało, lud łaknął krwi i trzeba było tę krew - czyjąś krew - ludowi dać, aby ocalić własną. Rozpoczęto więc częste kontrole kolegium westalek, szukając najmniejszego śladu bezbożności owych świętych niewiast. Ale po ostatnim występku niemoralności, jaki miał miejsce przed dekadą, w której to w kolegium zawiązała się tajna zmowa części kapłanek Westy, potajemnie przyjmujących u siebie mężczyzn i po rozerwaniu owych niewiast na strzępy przez wzburzony tłum, obecnie każda z nich była przykładem prawdziwie świętej pobożności, wzajemnie się kontrolując. Zatem komisja senacka nie była w stanie, pomimo uporczywych zabiegów, znaleźć jakikolwiek przykład niemoralności wśród westalek, aby rzucić je na pastwę rzymskiego motłochu. Zaczęto też szukać jakichś nowych wierzeń - równie bezskutecznie. Postanowiono więc urządzić modły przebłagalne do bogów najeźdźców z północy, ale... któż znał ich imiona. Problemy więc wzajemnie się piętrzyły i nakładały na siebie, a czas płynął. Sarkanie ludu przeszło w gniewne pohukiwania, a te w jawne anty-senackie okrzyki. "Nasi ojcowie i synowie polegli po to, abyście opływali w luksusy" - wołano, "oddajcie nam naszych mężów" - rozlegał się po mieście gniew wzburzonego ludu. Cóż więc można było jeszcze zrobić, cóż wymyślić aby rozładować emocje? Modły błagalne do własnych bogów? - ale kogo by to uspokoiło w obecnej sytuacji, tylko najpobożniejszych, a lud, wzburzony lud, czy on by się dał tym przekonać? Raczej nie, należało więc wymyślić coś innego. I wymyślono. Dwaj konsulowie tego roku - Gajusz Mariusz i mój dziad wpadli na ciekawy pomysł - postanowiono urządzić publiczne munera.




Igrzyska munera (czyli walki gladiatorów), dotąd bowiem organizowane były tylko prywatnie i to głównie jako urozmaicenie pogrzebu wysoko postawionej persony. Teraz, po raz pierwszy w dziejach Rzymu zamierzano zorganizować publiczne munera, za publiczne pieniądze i przez publiczne władze (105 r. p.n.e.). Natychmiast ściągnięto najlepszych gladiatorów ze słynnej rzymskiej szkoły Gajusza Aureliusza Scaurusa, zatrudniono też po raz pierwszy prywatnych przedsiębiorców do rozreklamowania po mieście tego wydarzenia, ich zadaniem było wypisanie na murach domów wzdłuż głównych ulic miasta oraz przed bramami miejskimi, informacji o mającym się odbyć przedstawieniu, które rozgrywano "ku pokrzepieniu serc". Oczywiście jeszcze wówczas nie było to tak popularne zajęcie jak dziś, to były dopiero początki, nie rozdawano nawet jeszcze ulotek reklamowych, tak jak dziś przed tego typu uroczystościami. Same igrzyska odbyły się też pod gołym niebem na Forum Romanum, na prowizorycznie zorganizowanej arenie. Jednak nie wiadomo czy owe igrzyska napełniły mieszkańców miasta duchem walki, jako że najeźdźcy nie odważyli się wkroczyć do Italii i skierowali się do południowej Galii i Hiszpanii. Dziad mój wspierał też Mariusza w późniejszych latach, gdy zgromadzenie ludowe wybierało go konsulem z naruszeniem prawa, jednocześnie nie zwracając się do Senatu z prośbą o przedłużenie kadencji, lub zawieszenie praktyki nie wybieralności konsulów rok po roku. Komicje trybusowe (zgromadzenie ludowe), nie posiadając takich kompetencji, powierzyło Mariuszowi również dowództwo armii północnej. Senat przystał na to jawne naruszenie prawa, gdyż w ten sposób mógł rozładować emocje i ocalić państwo - przynajmniej tak się wówczas senatorom zdawało.


PIERWSZE, ZORGANIZOWANE ZA PUBLICZNE PIENIĄDZE IGRZYSKA MUNERA  NA FORUM ROMANUM POD GOŁYM NIEBEM 
(105 r. p.n.e.)



A TAK REKLAMOWANO IGRZYSKA W STAROŻYTNYM RZYMIE MALUJĄC SLOGANY NA MURACH DOMÓW I ROZDAJĄC ULOTKI INFORMACYJNE 



Mariusz nie był osobą szczególnie lubianą wśród nobilitas, gdzie ważne było przede wszystkim urodzenie w znamienitym rodzie, opromienionym sławą wielkich przodków. Ludzie z tego kręgu nie wiedzieli co to praca fizyczna, wychowywani od małego w jak najlepszych warunkach, w otoczeniu mas zajmujących się nimi niewolników, nie przywykli nawet do samodzielnego ubierania się. Za to uczyli się retoryki, języków obcych a szczególnie greki, doskonalili się w ćwiczeniach wojskowych - jako urodzeni dowódcy i przygotowywali do kariery politycznej. Nie dla nich były trudy codziennego życia mieszkańców miasta i konieczność wyżywienia rodziny, ich niewolnicy chodzili w lepszych szatach, niż większość rzymskiego plebsu, a także jadali lepiej niż przeciętny rzymski plebejusz, który nie wiedział czy danego dnia zarobi na miskę soczewicy dla siebie i rodziny. Gajusz Mariusz co prawda nie wywodził się z plebsu a ze stanu ekwitów, jednak była to rodzina uboga, której nie stać było nawet na jednego niewolnika (co było często synonimem bogactwa), dlatego też domownicy sami pracowali w polu, na swej niewielkiej posiadłości w Cereate niedaleko Arpinum. Wpojono mu też starorzymskie ideały i cnoty, dzięki czemu wyrósł na porządnego człowieka i daleki był od ekstrawagancji i lisiej moralności rzymskiej nobilitas. Starał się też coś zrobić dla ludu, ale chciał jednocześnie trzymać się przepisów prawa - nie zawsze było to jednak do pogodzenia. Udało mu się chociażby otworzyć szkołę retoryki łacińskiej dla zwykłych Rzymian, która jednak szybko została zamknięta przez niechętnego "kształceniu motłochu" cenzora ze stronnictwa optymatów. Senat więc przygryzał wargi i z ciężkim sercem godził się na awanse Mariusza dokonywane przez wzburzony lud.




Przystąpił więc on do gruntownej reformy rzymskiej armii. Wyposażony w vox populi (wolę ludu) zaczął ściągać do Italii rezerwy z Afryki, ale to nie wystarczyło. Postanowił więc przeprowadzić rewolucyjny krok - ogłosił pobór do wojska bez oglądania się na cenzus majątkowy rekrutów. Było to rzeczywiście nowatorskie podejście i Senat przyglądał się temu z najwyższym zainteresowaniem i... obawą. Rezygnacja z cenzusu powodowała bowiem, że do jego armii mogli się zgłosić plebejusze, których było pod dostatkiem i mogli oni teraz awansować w tej nowej armii nie ze względu na pochodzenie czy majątek, ale ze względu na osobiste męstwo w walce. Odzież i uzbrojenie było zakupione na koszt państwa, a nie jak dotychczas osobiście przez walczących żołnierzy, którzy mieli obowiązek stawić się w armii w pełnym rynsztunku. Rezygnacja z różnego ubioru ciężkiej i lekkiej piechoty, równała się realnie ujednoliceniu kroju umundurowania, zlikwidowano też dotychczasowy podział na hastati, principes i triari czyli formacji rzymskiej piechoty sformowanej pod względem majątkowym, od najlżejszej do najcięższej. Starano się wybierać jak najsprawniejszych młodzieńców, skrócono też długość mieczy, co pozwoliło lepiej je ułożyć w dłoni i sprawniej nimi posługiwać. Były to sławne gladiusy, najpopularniejsze po dziś dzień miecze rzymskiej armii. Zrezygnowano też z włóczni triari, które i tak były w walce mało przydatne, zastępując je oszczepami (pilum), którymi legioniści mogli posługiwać się tak samo jak i włócznią, do tego były znacznie lżejsze i poręczniejsze. Poza tym rzymski legionista armii Mariusza "nowego typu" musiał cały swój prywatny ekwipunek dźwigać na własnych plecach, przy jednoczesnym pokonywaniu długich kilometrów marszu. 

Żołnierze armii obywatelskiej nie byli do tego przyzwyczajeni, a taką armię polecił Senat zmobilizować drugiemu konsulowi (roku 104 p.n.e.) Gajuszowi Flawiuszowi Fimbrze i zabronił mu podporządkowywać się rozkazom Mariusza. W obu armiach szybko doszło do konfrontacji, jako że żołnierze armii obywatelskiej (starego typu), uważali się za lepszych od hołoty Mariusza, zwąc ich również "Mułami Mariusza" (jako że musieli na swych barkach dźwigać całe swoje oporządzenie w żołnierskim plecaku, które często ważył kilkadziesiąt kilogramów, ale za to legionista miał tam podstawowe środki przetrwania - zarówno żywność na kilka dni, jak i łopatkę do odgarniania ziemi a nawet własny prowizoryczny namiot i kilka innych rzeczy. W czasie długich marsz jednak, ów plecak musiał bardzo ciążyć każdemu żołnierzowi). Jednak to właśnie armia nowego typu odniosła zwycięstwa w ostatecznych bitwach z najeźdźcami pod Aquae Sextiae (102 r. p.n.e.) i na polach raudyjskich pod Vercellae (101 r. p.n.e.). To ostatecznie zadecydowało o skuteczności armii nowego typu, która odtąd stanie się jedyną armią rzymskiego imperium (armia Mariusza będzie tą samą, która przetrwa do czasów Oktawiana Augusta, a najbardziej spopularyzowana będzie dzięki kampaniom Juliusza Cezara). Przejdźmy jednak do wydarzeń późniejszych, tych, które doprowadziły do skazania mojego dziada Publiusza Rutyliusza Rufusa na wygnanie i konfiskatę majątku, oraz do początków mych narodzin na wyspie Mitylenie.






"CZYM BYŁ ON, 
PÓKI ŚWIATY TRZYMAŁ W SWOIM ŁONIE?
ISKRĄ TYLKO.
CZYM BEDZIE WIECZNOŚĆ ŚWIATA, 
GDY ON GO POCHŁONIE?
JEDNĄ CHWILKĄ"


CDN.
 

KOBIETA JEST UKORONOWANIEM STWORZENIA - Cz. II

CZYLI KIEDY I GDZIE W HISTORII
ISTNIAŁ MATRIARCHAT?





 I
STAROŻYTNY EGIPT
BOSKIE MAŁŻONKI AMONA-RE
(ok. 1140 r. p.n.e. - 525 r. p.n.e.)
Cz. II






"TO MÓWI PAN ZASTĘPÓW, BÓG IZRAELA. OTO POSYŁAM, BY SPROWADZIĆ NABUCHODONOZORA, KRÓLA BABILOŃSKIEGO, MOJEGO SŁUGĘ (...) PRZYJDZIE I PODBIJE KRAJ EGIPSKI (...) PODŁOŻY OGIEŃ POD DOMY BÓSTW EGIPSKICH, SPALI JE LUB WYWIEZIE, OCZYŚCI Z ROBACTWA EGIPT (...) POŁAMIE TEŻ STELE DOMU SŁOŃCA (...) A DOMY BÓSTW EGIPSKICH ZNISZCZY OGNIEM"

KSIĘGA JEREMIASZA 
(43, 10-13)



Słowa te, miał skierować żydowski prorok Jeremiasz do ludu Izraela, którego pewna część (po zdobyciu Jerozolimy w 586 r. p.n.e. przez króla Babilonii - Nabuchodonozora II), straciła zapał wiary przodków. Zdobycie Jerozolimy i zniszczenie Świątyni (która miała być niezniszczalna) przez Babilończyków, oraz wywiezienie mieszkańców Jerozolimy do Babilonu (Niewola Babilońska), stały się dla wielu dowodem, iż bóg Jahwe ich opuścił, albo nie jest taki wszechmocny, jak wcześniej głoszono. W Egipcie ci, którzy zbiegli z Jerozolimy, ujrzeli wspaniale prosperujące, majętne świątynie oraz lud, który wielbi swych bogów z oddaniem. Nic dziwnego, że nie mając grosza przy duszy, chcieli w jakiś sposób wkomponować się w to zasobne społeczeństwo, a co za tym idzie wielu zaczęło czcić egipskich bogów. Prorok Jeremiasz - który wówczas również podążył do Egiptu (którego nienawidził i miał w pogardzie), choć wcześniej przestrzegał lud Izraela, że ci, którzy tam pójdą, spotkają się ze wzgardą i niechęcią, będą pogardzani i upokarzani i że w końcu wszystkich Izraelitów w Egipcie dosięgnie miecz, którego tak się obawiają i że wszyscy tam zginą. Rzeczywistość jednak była zupełnie odmienna, Egipcjanie bowiem byli ludźmi niezwykle tolerancyjnymi dla innych kultów (szczególnie azjatyckich), choć istniała oczywiście pewna ortodoksja kapłańska, to była ona mimo wszystko nieliczna i w owym okresie praktycznie w zupełnym zaniku. Żydzi więc mogli swobodnie wyznawać swego boga, a nie czynili tego, ponieważ... stracili do niego zaufanie, skoro sprowadził na nich takie klęski i nieszczęścia, woleli więc oddawać się egipskim kultom, obserwując piękne świątynie i niezwykłych bogów. 

Ich podziw i zachłyśnięcie się nową kulturą, było podobne do opisu Juwenalisa, który tak pisał w swych "Satyrach" o egipskich kultach: "Gdzie nuci Memnon, dzierżąc magiczną kitarę, i gdzie w stu bram ruinach leżą Teby stare. Tu czczą kota, tam rybę, do psa miasta całe modlą się, a nikt Dianie nie śpiewa na chwałę. Ugryźć por lub cebulę? - także się nie godzi. Święte ludy! W ogródkach tyle bóstw im wschodzi". Można więc zrozumieć frustrację Jeremiasza, który widząc rozkład wspólnoty religijnej własnego (rozbitego) ludu i zachłyśnięcie się bóstwami Egiptu, miał wypowiedzieć właśnie takie słowa, jakie znalazły się w Księdze Jeremiasza, którą przytoczyłem wyżej. Zależało mu, aby przestraszyć Izraelitów i skłonić ich do porzucenia "kultu egipskich bałwanów". A upadek Jerozolimy i eksodus (części) Żydów do Egiptu, miał miejsce w czasach, w których religią Egiptu niepodzielnie władały kobiety-kapłanki, Wielkie Małżonki Amona-Re (oczywiście kapłani poszczególnych bóstw istnieli dalej, ale to właśnie kapłanki dzierżyły schedę po dawnym urzędzie Wielkiego Kapłana, mającego pieczę nad klerem całego kraju). Przepowiednia Jeremiasza sprawdziła się, ale nie wówczas kiedy ją wypowiadał (i jej oczekiwał). Stało się to dopiero w ponad sześćdziesiąt lat później, gdy król Persji - Kambyzes II najechał Egipt i podporządkował sobie cały ten kraj. Był to też władca, który w sposób dość niechętny podchodził do religii i kultów egipskich (miał na przykład zabić świętego byka Apisa, który był uważany za wcielenie boga świata zmarłych - Ozyrysa. Było to więc ogromne świętokradztwo w oczach Egipcjan), dodatkowo rozwiązał on funkcję Wielkiej Małżonki Amona-Re i kazał podporządkować cały kler Egiptu własnej woli (jego śmierć w niejasnych okolicznościach, która miała miejsce w trzy lata po podboju Egiptu - w 522 r. p.n.e. - była powszechnie uważana za "karę bogów" za popełnione przez niego świętokradztwo).

Wróćmy jednak do samych początków, czyli do końca rządów arcykapłanów Amona-Re w Tebach. XX Dynastia była dynastią w zasadzie królów-marionetek, którzy prawie całkowicie podporządkowani byli arcykapłanom w Tebach. Ostatni władca tej dynastii - Ramzes XI był wyjątkowo nieudolnym i słabym władcą. Za jego panowania doszło do buntów, wojny domowej z tebańskim klerem, klęsk głodu oraz ruiną gospodarczą Egiptu (nie mówiąc już o panoszącej się wówczas wręcz masowo pladze złodziei grobów królewskich). Autorytet władcy upadł, natomiast cała jego władza była praktycznie podporządkowana kapłanom. Co prawda Ramzes XI próbował zmienić tę sytuację i podjął się próby obalenia wszechwładnego arcykapłana Amona-Re w Tebach - Amenhotepa, wysyłając doń wyprawę swego wodza Panehesiego (gdyż Górny Egipt był realnie już wówczas odrębnym państwem i tylko nominalnie uznawał władzę faraona, realnymi rządcami kraju zaś byli arcykapłani, którzy posiadali więcej złota i srebra niż władca, więcej okrętów i dużą, prywatną armię). Panahesi poniósł jednak klęskę i w ramach "zgody" zawartej pomiędzy królem a arcykapłanem, musiał uciekać z kraju. Ramzes XI stał się pierwowzorem postaci Ramzesa XIII z "Faraona" Bolesława Prusa, w której to powieści młody następca tronu pragnie zgnieść potęgę kapłanów i przywrócić dawną świetność Egiptu, pokonując Asyrię i na powrót uzależniając azjatyckie kraje. Gdy zasiada na tronie po śmierci swego ojca - Ramzesa XII, gromadzi więc swoich zwolenników (również wśród kapłanów niższego rzędu), którzy nie godzą się na dominację arcykapłana Herhora i drugiego Wielkiego Kapłana - Mefresa. Walka ta się nie udaje, ponieważ arcykapłani mają asa w rękawie, Greka Lykona, którego więżą, a który jest lustrzanym odbiciem władcy. Chcą bowiem zabić Ramzesa i zastąpić go Lykonem jako swoją marionetką. Grek kocha się jednak w kapłance fenickiej bogini Astoret - Kamie, która staje się nałożnicą Ramzesa XIII i doprowadza do wygnania jego pierwszą nałożnicę - Żydówkę Sarę, (która rodzi władcy syna - ale kapłani zmuszają ją, aby nadała mu żydowskie, a nie egipskie imię, przez co Ramzes XIII nie ma skrupułów aby ją wypełnić).

Wreszcie faraon przystępuje do ostatecznej rozprawy z kapłanami, tylko ma pecha, bowiem tego dnia (w którym ostatecznie miał zniszczyć ich potęgę) ma nastąpić zaćmienie słońca, o którym informują władcę kapłani z jego otoczenia, że będzie krótkotrwałe i wkrótce wyjdzie słońce. Ramzes postanawia kontynuować operację. wzburzony i gnębiony przez kapłanów lud, buntuje się i szturmuje świątynię. Wówczas na szczyt świątyni wchodzi arcykapłan Herhor i oznajmia wszystkim, że oto bóg, niezadowolony z ich bezbożnych postępków, postanawia odebrać ludziom słońce i wprowadzić powszechne ciemności. Tak się wówczas dzieje, następuje zaćmienie słońca, co powoduje że przestraszony, ciemny i ubogi lud chowa się po wszystkich zakamarkach, aby tylko ujść z życiem przed "gniewem bogów". Na koniec Herhor wypowiada formułkę, prosząc bogów aby "zwrócili" ludziom słońce, deklarując że ci pobłądzili i że już nigdy nie powtórzą swego bezbożnego uczynku pod karą śmierci i powrotu ciemności. Słońce wówczas wychodzi, a cały zbuntowany lud na kolanach prosi Herhora o wybaczenie. W taki właśnie sposób Ramzes zostaje pokonany, lud odwraca się od niego. Mimo to nie rezygnuje, postanawia walczyć dalej - choć jego matka, całkowicie podporządkowana kapłanom, w szaleńczym płaczu, pada do stóp syna i błaga go o opamiętanie. Ostatecznie gdy wszystko jest już gotowe do ataku na kapłanów, armia, wierna faraonowi stoi i czeka na rozkaz wymarszu, Ramzes XIII zostaje niespodziewanie ugodzony sztyletem przez zazdrosnego i nienawidzącego go za swoje upokorzenie - Lykona. Udaje mu się co prawda udusić Greka, ale sam umiera z upływu krwi. Nowym władcą Egiptu zostaje arcykapłan Herhor i tak kończy się powieść "Faraon").


KTO MA OCHOTĘ PRZEBRNĄĆ PRZEZ DWU I PÓŁ GODZINY FILM Z ANGIELSKIMI NAPISAMI, TO PROSZĘ: 



Po śmierci arcykapłana Amenhotepa, jego następcą (ok. 1080 r. p.n.e.) zostaje właśnie Herhor, który otwiera listę arcykapłanów-faraonów. Jest całkowicie niezależny od Ramzesa XI, który ma inne kłopoty, bowiem wezyr Delty - Smendes obwołuje się faraonem i rozpoczyna walkę o władzę (ok. 1077 r. p.n.e.). Obala i zabija Ramzesa XI (ok. 1076 r. p.n.e.) i koronuje się na kolejnego faraona, założyciela XXI Dynastii. Smendes jest określany jako syn (lub brat) Herhora, co oznacza że z jego wstąpieniem na tron rozpoczynają się rządy królów-kapłanów. Herhor umiera (ok. 1074 r. p.n.e.) pozostawiając ogromną władzę arcykapłańską (był również wicekrólem Nubii) w rękach swego zięcia - Pianchiego (co ciekawe, poślubił on zarówno córkę Herhora, jak i córkę Ramzesa XI - Nedżemet). Pianchi był starym człowiekiem w chwili objęcia władzy (zresztą podobnie jak Herhor) i jego rządy były dość krótkie (trwały ok. czterech lat). Jego następcą został syn, zrodzony z Nedżemet, o imieniu Pinedżem. Objął on władzę arcykapłańską, kontrolę nad Górnym Egiptem i wicekrólestwo Nubii - co wiązało się z władzą znacznie przewyższającą tę, którą posiadał Smendes i jego następcy w Dolnym Egipcie. Żył niczym król, otaczał się przepychem na miarę dawnych władców, posiadał liczną (prywatną) armię utrzymywaną ze skarbów świątyń Amona-Re. Stworzył sobie własny harem i miał licznych synów i córki. Ok. 1070 r. p.n.e. mianował jedną ze swych córek - Maatkare I - Wielką Małżonką Amona-Re. Funkcja ta nie była obsadzona od śmierci Titi - żony Ramzesa X (ok. 1100 r. p.n.e.), ale aż do wyświęcenia Maatkare była ona w dużej mierze czysto symboliczna. Maatkare zajęła wówczas prawie równą ojcu pozycję w hierarchii władzy Górnego Egiptu, a gdy zmarła ok. 1055 r. p.n.e. urząd ten przez kolejną dekadę nie został obsadzony, zaś Pinedżem I zrezygnował wówczas z tytułu arcykapłana, pozostawiając go swym synom (Masuharte 1054-1045 r. p.n.e., Dżedchonsuefanch 1045 r. p.n.e. i Mencheperre 1045-992 r. p.n.e.) sam zaś objął władzę jako król Górnego i Dolnego Egiptu (realnie, bowiem oficjalnie panowali władcy z dynastii Smendesa).

Władza arcykapłanów była wówczas już dziedziczna i rola faraona sprowadzała się jedynie do akceptacji już wybranego kapłańskiego następcy. Inaczej było z Wielką Małżonką Amona-Re, której zatwierdzenie (z reguły faraonowie starali się obsadzić w tej roli swoje córki, choć arcykapłani też mieli podobne ambicje co do własnych dzieci) musiało uzyskać akceptację Wielkiego Kapłana z Teb. Ponieważ arcykapłani nie chcieli akceptować na tę funkcję królewskich córek, dlatego funkcja ta pozostała nieobsadzona przez kolejną dekadę, aż do chwili gdy syn Pinedżema I - Pesusennes I wyznaczył na to stanowisko swoją córkę (ok. 1045 r. p.n.e.) Isetemachbit III. Przez cały ten czas (co pragnę podkreślić) wciąż nie było w Egipcie kapłańskiego matriarchatu, bowiem córki kapłanów lub faraonów, były całkowicie podległe arcykapłanom (chodź teoretycznie ich władza była podobna). Nie ma sensu wymieniać kolejnych Wielkich Małżonek, bowiem ich rola aż do VIII wieku p.n.e. była taka sama, należy jednak dodać, że rola kobiet w tym okresie znacznie wzrosła. Prawdziwa rewolucja nastąpiła dopiero wraz z upadkiem dynastii arcykapłanów (ostatnim Wielkim Kapłanem z Teb był Takelot ok. 800-775 r. p.n.e.), po nim znaczenie tego urzędu zmalało. Nie wiadomo dlaczego funkcja arcykapłanów przestała być dominująca tak jak dawniej? Może pewną odpowiedź na to da inwazja "Libijczyków" (tacy z nich byli Libijczycy jak ze mnie Niemiec, chociaż mam dalekie niemieckie korzenie. Ci "Libijczycy" bowiem byli w większości ludźmi przybyłymi z Północy, z terenów dzisiejszej Wisły, Sanu i Odry. Ich nazwy wymienię w kolejnych tematach, w każdym razie powiem tylko, że to byli... Lechici i jest na to wiele dowodów w historii Egiptu, którym odtąd zaczęli władać. Zresztą Filistyni to również Lechici, którzy z biegiem lat się zasymilowali - łącząc się z lokalnymi kobietami) na Deltę i założenie XXII Dynastii ("libijskiej" - jakoś dziwnym trafem w dziejach Egiptu mówi się o tej dynastii, jako o dynastii wyjątkowo białych ludzi o niebieskich oczach i jasnych włosach, czyli wiadomo - prawdziwi Libijczycy 🤭) oraz wojny domowe, jakie prowadził Osorkon III (XXIII Dynastia, panująca w Górnym Egipcie wraz z XXII Dynastią Delty). W każdym razie arcykapłani od ok. 775 r. p.n.e. tracą swoją dominującą pozycję w państwie, gdyż Osorkon III mianuje na tę funkcję jednego ze swoich synów Takelota III (ok. 775 r. p.n.e.), oraz... w 754 r. p.n.e. swą córkę Szepuseneb I jako Wielką Małżonkę Amona-Re.




Rok ten, jest prawdopodobnie rokiem rozwiązania funkcji arcykapłana Amona-Re na korzyść Wielkiej Małżonki, która odtąd dziedziczyła wszystkie funkcje i całą potężną władzę Wielkich Kapłanów nad Górnym Egiptem (urząd arcykapłana zostanie ponownie przywrócony już ok. 710 r. p.n.e., być może już nawet w 713 r. p.n.e., ale ci nowi arcykapłani sprawować będą jedynie funkcje religijne, natomiast Wielka Małżonka Amona-Re posiadać będzie realną władzą polityczną nad Górnym Egiptem). To właśnie rok 754 p.n.e. jest pierwszym, od którego możemy mówić, iż zaczął się wówczas kapłański matriarchat na egipskiej ziemi. Dlaczego doszło do rozwiązania stanowiska arcykapłana na rzecz Wielkiej Małżonki? Nie wiadomo, ale nie można wykluczyć czysto ludzkiej zazdrości i zawiści. Oto bowiem ojciec, bardziej obawiał się obalenia ze strony swych synów, niż córek. Córki zawsze były raczej "oczkiem w głowie" wielu monarchów, gdyż z ich strony nie groziło im żadne niebezpieczeństwo (bodajże raz tylko w dziejach Egiptu córka obaliła swego ojca i sama zasiadła na tronie, ale było to w czasach Ptolemeuszy, jeszcze przed narodzinami Kleopatry VII w I wieku p.n.e.), w przeciwieństwie do nazbyt ambitnych synów. Teraz nadszedł czas kapłanek, które dziedziczyły funkcję Wielkiej Małżonki Amona-Re na zasadzie wyboru (poprzednia kapłanka wybierała swoją następczynię spośród córek faraona - często swego brata, i przygotowywała ją do roli, jaką miała odtąd pełnić). Szepuseneb I miała nosić tytuł Wielkiej Małżonki Amona-Re przez czterdzieści lat, po czym zastąpiła ją (raczej o ciemniejszej karnacji skóry, gdyż była córką czarnoskórego władcy Napaty - Kaszty) - niejaka Amenardis I (która została narzucona Szepuseneb I przez Pianchiego - syna każdy i brata Amenardis, pierwszego czarnoskórego faraona Egiptu z dynastii nubijskiej - ok. 736 r. p.n.e. jako jej następczyni, szkoląc się pod jej okiem do nowej roli, lecz dopiero po jej śmierci objęła niepodzielne rządy w latach 714-690 r. p.n.e.). Amenardis I wybrała na swoją następczynię córkę swego brata, faraona Pianchiego - Szepuseneb II. Sprawowała z nią współrządy od ok. 710 r. p.n.e. do swej śmierci w dwadzieścia lat później.




Dynastia kobiet-kapłanek rozkwitała w najlepsze, ok. 670 r. p.n.e. Szepuseneb II wybrała na swą następczynię córkę swego brata, faraona Taharki II - Amenardis II. Szepuseneb znacznie wzmocniła i rozszerzyła swoją władzę, była bowiem również kapłanką bogini Hathor i w zasadzie od jej rządów kobiety przejęły kontrolę nad całą egipską teokracją (choć oczywiście męskie funkcje kapłańskie nadal istniały, jak również odnowiony tytuł arcykapłana Amona-Re). Były to jednak dość burzliwe czasy, bowiem w 674 r. p.n.e. swą pierwszą inwazję na Egipt przedsięwziął król Asyrii - Asarhaddon (który ok. 680 r. p.n.e. odbudował, zniszczony dziewięć lat wcześniej przez jego ojca - Sannacheriba Babilon). Pierwsza inwazja zakończyła się porażką Asyryjczyków, jednak w trzy lata później (671 r. p.n.e.) król Asyrii dokonał udanego podboju Delty i zmusił Taharkę II do ucieczki na południe. Po kolejnej klęsce Taharki w bitwie pod Memfis (667 r. p.n.e.), wybuchł przeciwko jego władzy bunt lokalnych książąt Delty, pod wodzą rdzennego ("białego") księcia Nechona, który uznał władzę Asurbanipala (syna i następcy Asarhaddona z Niniwy). Taharka II zmarł w Tebach ok. 664 r. p.n.e. a w roku następnym Asurbanipal rozpoczął wielką inwazję na Górny Egipt i podbił go (całkowicie paląc Teby - siedzibę Wielkich Małżonek Amona-Re). Prawdopodobnie Szepuseneb II musiała złożyć hołd zwycięskiemu władcy Asyrii, ale jego władza nad Egiptem sprowadzała się głównie do pobierania danin (gdy one napływały, nie było sensu angażować się w kolejna zbrojną wyprawę). Ostatecznie asyryjską niewolę zrzucił dopiero faraon Psametyk I (syn Nechona I, pochodzący z rdzennych faraonów Delty) w 653 r. p.n.e. zadał Asyryjczykom klęskę i do 651 r. p.n.e. wypędził ich całkowicie z całego Egiptu, ponownie jednocząc kraj. W tym samym czasie zmarła Szepuseneb II i samodzielne rządy nad Południem, objęła Amenardis II.

Jej władza jednak pozostaje iluzoryczna, bowiem faraon Psametyk I pragnie obsadzić w Tebach swoją córkę, jako Wielką Małżonkę Amona-Re. Władca, który zjednoczył kraj i wzmocnił go wewnętrznie, pragnie mieć również kontrolę nad tebańskimi kapłankami, które przecież wywodzą się ze znienawidzonej przez niego i jego ojca, dynastii nubijskiej. Amenardis II nie ma wyjścia, musi wyznaczyć na swoją następczynię córkę Psametyka - Nitokris I (ok. 655 r. p.n.e.). Odtąd następuje kres rządów czarnoskórych kapłanek w Tebach i ponownie objęcie kontroli przez białe (jeśli kolor skóry starożytnych Egipcjan można uznać w ogóle za biały) kapłanki. Ale o tym w kolejnej części.




CDN.

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. I

CZYLI JAK TO WŁADZA  DODAJE SEKSAPILU " W NASZYCH SZCZĘŚLIWYCH CZASACH NIE POTRZEBA WCALE SPRZEDAJNYCH DZIEWCZYN, SKORO SPOTYKA SIĘ TYL...