ROKU PAŃSKIEGO 1597
Teraz pragnę zaprezentować mało znane wydarzenie, jakim było polskie poselstwo Pawła Działyńskiego, wysłane do Londynu, na dwór królowej Elżbiety I Tudor przez władcę Rzeczpospolitej Obojga Narodów - Zygmunta III z dynastii Wazów. Dziś już co prawda tamto poselstwo zostało prawie zupełnie zapomniane, ale w tamtych czasach wywołało ogromny skandal dyplomatyczny, który mógł się zakończyć... wybuchem wojny pomiędzy Królestwem Anglii a Rzeczpospolitą Polską. Jest to jedno z tych wydarzeń w historii, które (według mnie) zasługuje na przypomnienie i ponowne opowiedzenie.
12 grudnia 1586 r. na zamku w Grodnie (który sam sześć lat wcześniej ufundował) zmarł (w wieku 53 lat) król Rzeczpospolitej Obojga Narodów - Stefan I Batory. Śmierć monarchy spowodowała, iż władzę w państwie na krótki okres przejęła małżonka Batorego, królowa Anna Jagiellonka (63-letnia, ostatnia przedstawicielka sławetnej dynastii Jagiellonów, córka króla Zygmunta I Jagiellończyka i królowej Bony Sforzy). W rządzeniu dopomagał jej kanclerz wielki koronny (a prywatnie przyjaciel i prawa ręka Batorego) - Jan Zamojski. Zjazd szlachty na Sejm konwokacyjny (ustalający czas i miejsce elekcji następnego władcy, oraz zapisujący samych kandydatów i określający pacta conventa), został wyznaczony na 2 lutego roku następnego (ze względu na okres świąteczny i srogą zimę). Gdy Sejm już się zebrał, zarysowały się na nim trzy główne frakcje. Pierwszą była frakcja Anny Jagiellonki i Jana Zamojskiego, wspierających kandydaturę królewicza szwedzkiego (a prywatnie siostrzeńca Anny), 21-letniego Zygmunta Wazy (syna króla Szwecji - Jana III Wazy i Katarzyny Jagiellonki). Drugą frakcją byli zwolennicy Ernesta i Maksymiliana Habsburgów (synów cesarza rzymsko-niemieckiego Maksymiliana II). Tę kandydaturę najmocniej wspierał ród Zborowskich. Trzecią frakcję (najsłabszą), stanowili posłowie z Litwy, którzy wsparli kandydaturę syna cara Rosji - Iwana IV Groźnego - Fiodora Iwanowicza.
Wydarzenia które miały miejsce wówczas w Rzeczpospolitej, odbiły się głośnym echem w całej Europie, szczególnie duże zainteresowanie znalazły jednak na dworze angielskim. 27 stycznia 1587 r. w swym liście do sir Francisa Welsinghama (kanclerza i prawej ręki królowej Elżbiety I), tak oto pisał z Frankfurtu angielski dyplomata - Horatio Palavicino: "Polska magnateria jest bardzo skłonna do wyboru syna króla Szwecji, zarówno dlatego, że jest synem córki królowej Bony, jak i z tego względu, że jest sąsiadem i wrogiem Moskwy". Dalej w swym liście Palavicino tłumaczył, że duże szanse mieliby również i książęta siedmiogrodzcy z rodu Batorych, gdyby nie fakt, iż ich kandydaturę wspiera Turcja Osmańska. Zaś w drugim liście do Welsinghama z 5 marca (na cztery dni przed zakończeniem zjazdu Sejmu konwokacyjnego) Palavicino stwierdzał, że przygotowania do elekcji w Polsce przebiegają bardzo spokojnie. 30 czerwca 1587 r. zwołany został Sejm elekcyjny, na którym zwolennicy Anny Jagiellonki wybrali na króla królewicza Zygmunta (19 sierpnia), a prymas Polski - Stanisław Karnkowski potwierdził ich wybór. Na wieść o tym, familia Zborowskich ogłosiła królem arcyksięcia Maksymiliana Habsburga (22 sierpnia), który rozpoczął przygotowania do zbrojnego wkroczenia do Krakowa, na czele niemieckich lancknechtów.
Arcyksiążę miał przy tym pełne wsparcie swego cesarskiego brata - Rudolfa II, który zorganizował zaciągi wojskowe w Czechach, na Śląsku i Łużycach. Swą pomoc (200 tys. koron) przysłał również król Hiszpanii Filip II Habsburg. Rudolf zamierzał także wysłać do Polski landgrafa Jerzego Ludwika Leuchtenberga, oraz polskiego biskupa ołomunieckiego (poddanego cesarza) Stanisława Pawłowskiego, by za ich pomocą przekonać polski Sejm do kandydatury Maksymiliana. Do Londynu pierwsza wiadomość o wyborze nowego polskiego monarchy napłynęła 5 września 1587 r. i była to wiadomość o wyborze na króla Maksymiliana Habsburga. List tej treści przesłał na londyński dwór angielski ambasador w Wenecji - Wroth, który opisał to tymi oto słowy: "Nadeszła pewna wiadomość, że Maksymilian (...) wybrany został królem Polski. Jeśli jest to prawdą, to muszę stwierdzić, że Polacy są pozbawieni wszelkiej roztropności i przywiązania do swego kraju, jako że przez tę elekcję nie tylko nie przysparzają korzyści swemu królestwu, ale sami wystawiają siebie na największe niebezpieczeństwo całkowitej ruiny". Rzeczywiście, dwór angielski z ogromnym smutkiem przyjął wiadomość o wyborze na króla Maksymiliana Habsburga, zważywszy że w tym samym czasie Anglia była w stanie wojny z Habsburską Hiszpanią, dlatego dyplomacja Elżbiety I dążyła gdzie tylko mogła, do osłabienia wpływów austro-niemiecko-hiszpańsko-cesarskiej familii.
Maksymilian pierwszy też zaprzysiągł pacta conventa (była to umowa zobowiązująca każdego nowego władcę do pewnych zadań, jakie miał do wykonania podczas swego panowania, np. budowa floty, rozbudowa i wzmocnienie armii, odrestaurowanie Akademii Krakowskiej itd.). Uczynił to 27 września (Zygmunt Waza zaprzysiągł pacta conventa - 7 października). I dopiero wówczas - 12 listopada nadeszła do Londynu pierwsza wiadomość o wyborze na króla Rzeczpospolitej - królewicza Zygmunta Wazy. Anglików (a szczególnie samą Elżbietę I) żywo interesowały działania wojenne, jakie prowadzili ze sobą obaj kandydaci do polskiej korony. I tak gdy Maksymilian, na czele niemieckich wojsk najemnych (i wojsk prywatnych rodu Zborowskich) obległ Kraków (14 października), do Londynu 28 listopada przyszła fałszywa wiadomość o zdobyciu przez niego Krakowa i wkroczeniu do stolicy Polski wśród dużych owacji ludności. W rzeczywistości Kraków nie został zajęty. Bronił się wytrwale przez półtora miesiąca, a tamtejszymi obrońcami dowodził osobiście Jan Zamojski, który umocnił szańce i wreszcie zmusił Maksymiliana do odwrotu spod miasta (30 listopada). Maksymilian wciąż jednak przebywał w bliskiej odległości od stolicy, a to powodowało napływ sprzecznych informacji o zwycięstwie jednej lub drugiej strony na dworach całej Europy.
I tak 1 grudnia, w swej korespondencji do Welsinghama, pisał z Wrocławia niejaki Stephen Powle, który notabene (dzięki przyjaźni z braćmi Adamem i Piotrem Gorajskimi) żywo interesował się Polską i sprawami Jej mieszkańców. W swych listach z 1, 8 i 26 grudnia pisał o postępach armii Maksymiliana, oraz o tym, jak to arcyksiążę, pragnąc się przypodobać Polakom, ubierał się według polskiej mody, oraz jak to 150 możnych polskich opuściło obóz Zamojskiego i przeszło pod rozkazy Maksymiliana. Ale już list z 9 stycznia 1588 r., wysłany z Pragi, mówi o wycofaniu się arcyksięcia na Śląsk, oraz o wkroczeniu do Krakowa królewicza Zygmunta i jego koronacji na króla Polski. Rzeczywiście - koronacja Zygmunta Wazy miała miejsce w katedrze wawelskiej - 27 grudnia 1587 r. Po tym akcie Zamojski, na czele (gównie husarii) ruszył w pościg za Maksymilianem na Śląsk. Dopadł go pod wsią Byczyna dnia 24 stycznia 1588 r. i doszczętnie rozgromił. Maksymilian został wzięty do niewoli i uwięziony w dobrach Zamojskiego w Krasnymstawie. Dokładnie o tym poinformował Londyn właśnie Stephen Powle w swej relacji z 2 lutego. Zresztą o zwycięstwie wojsk polskich w bitwie pod Byczyną donosili również dworowi londyńskiemu - Henry Killigrew (w liście z 16 lutego) i Thomas Lovell (w relacji z 18 lutego).
Angielska relacja dość szczegółowo omawiała stosunek Jana Zamojskiego do wziętego w niewolę Maksymiliana, który Anglicy opisywali jako niezwykle uprzejmy. Rzeczywiście, gdy Maksymilian zachorował, Jan Zamojski ofiarował mu gościnę we własnym domu, a nawet poprosił go by został ojcem chrzestnym jego dziecka. Zdziwienie Anglików (i nie tylko ich) takim traktowaniem pokonanego nieprzyjaciela, wynikało z niezrozumienia polskiej tradycji politycznej i militarnej, która określana była poprzez słowa Ewangelii: "Miłujcie nieprzyjacioły wasze" i tak też była realizowana, aż stała się częścią realnej polskiej praktyki w odniesieniu do pokonanych wrogów. Tak też się stało, gdy na Sejmie pacyfikacyjnym (obradującym w dniach 6 marca - 23 kwietnia 1589 r.) szlachta uchwaliła przebaczenie win dla polskich stronników Maksymiliana (a przecież popierali oni przeciwnika zwycięskiego monarchy, w każdym innym europejskim kraju była to jawna zdrada i groził za nią katowski topór). Teraz, gdy kandydatura Maksymiliana przepadła (choć on sam zrzekł się praw do polskiej korony, dopiero w 1598 r.), a na tronie Rzeczpospolitej zasiadł młody szwedzki monarcha, spokrewniony poprzez matkę z Jagiellonami, Anglicy postanowili wykorzystać ten fakt i próbować stworzyć z Polską antyhabsburską koalicję (w 1588 r. król Hiszpanii Filip II dokonał próby nieudanego desantu morskiego na Anglię, znanego w historii pod nazwą: Klęski Wielkiej Armady).
Tak więc w lecie 1590 r. Edward Barton - ambasador angielski w Konstantynopolu, wysłał do Krakowa swego sekretarza - Thomasa Wilcoxa, który miał za zadanie poinformować polskiego monarchę, dwór krakowski i szlachtę sejmikową o tym, jak wiele uczynił Barton, by odwrócić Turcję od planów ataku na Polskę. Z końcem lipca tego roku osobiście za to dziękował listownie Elżbiecie I - kanclerz Jan Zamojski. Także król Zygmunt III napisał osobiście list do angielskiej monarchini (29 sierpnia), w którym także osobiście podziękował jej za oddalenie tureckiego najazdu. W odpowiedzi z 28 września, Elżbieta I stwierdzała, iż wiele katolickich państw opuściło Polskę w chwili próby - pozostała przy niej tylko anglikańska Anglia. Jednak kwestia wojny polsko-tureckiej, to była jedna strona wzajemnych relacji, gdzie panowała wzajemna zgoda; druga (krańcowo przeciwna) dotyczyła konfliktu angielsko-hiszpańskiego. W 1579 r. angielscy kupcy założyli Kompanię Wschodnią. Od tej pory dwór angielski starał się wytargować zatwierdzenie tejże Kompanii i otwarcie jej filii w Elblągu, przez kolejnych polskich monarchów - najpierw Stefana Batorego, teraz Zygmunta III. W styczniu 1595 r. właśnie w tym celu został wysłany do Polski angielski poseł - Christopher Parkins. Instrukcja jaką otrzymał od lorda Burghleya, zawierała długi wykład na temat konieczności wprowadzania i utrzymywania blokady morskiej (co preferowała Anglia, a przeciwko czemu twardo sprzeciwiała się właśnie Polska).
Według tej instrukcji lord Burghley radził Parkinsowi dążenie do uzyskania jak najszybszej audiencji u polskiego monarchy, by zapewnić "naszego dobrego brata" (jak pisała Elżbieta I o Zygmuncie III) o starej i silnej przyjaźni, łączącej obu monarchów i oba dwory. Misja Burghley'a nie była łatwa, gdyż Elżbieta I domagała się od niego pozytywnego załatwienia sprawy Kompanii Wschodniej, a jednocześnie do króla polskiego wpływały skargi gdańskich kupców, którym zostały zarekwirowane okręty ze zbożem, płynące do Hiszpanii (na mocy rozporządzenia z 18 maja 1589 r. Tajna Rada poleciła admirałom angielskim Johnowi Norrisowi i Francisowi Drake'owi, zatrzymywać wszystkie statki ze zbożem płynące do Hiszpanii i Portugalii - a tak się jednak składało, że ponad 90 % dostaw zboża do tych krajów, pochodziło właśnie z Polski i było transportowane przez port w Gdańsku). Lord Burghley polecił zatem Parkinsowi, by wyjaśnił królowi polskiemu, iż podczas wojny każda ze stron konfliktu może i powinna szukać wszelkich środków, służących obronie własnego terytorium, a to oznacza również prawo do prewencyjnego ataku, choćby w postaci blokady morskiej. Burghley nakazał też by Parkins zwrócił Polakom uwagę, iż podczas wojny północnej (w latach 1563-1570) angielscy kupcy również ponieśli ogromne straty na skutek zastosowanej wówczas przez Rzeczpospolitą bałtyckiej blokady portów moskiewskich. Parkins przekazał wszystko, co nakazano mu w instrukcji, jednocześnie wyraził również nadzieję, że Polacy zrozumieją angielski punkt widzenia i zaprzestaną dostarczać broni i żywności wrogom Anglii.
Król miał odpowiedzieć, że Rzeczpospolita nie może tolerować utrzymywania angielskiej blokady morskiej, gdyż dochody całej szlachty pochodzą z eksportu zboża. Parkins wówczas stwierdził, iż Anglia nie utrudnia Polsce wywozu zboża, pragnie jedynie nie dopuścić do zaopatrywania w żywność swego największego wroga - Hiszpanii. Wówczas głos zabrał kanclerz Zamojski, który stwierdził że w świetle prawa narodów nie wolno gwałcić zasady wolności mórz, ponieważ zagadnienie wywozu zboża dotyczy gospodarki a nie wojny. Parkins wówczas dość dobitnie wyłożył zasady prowadzenia wojny, które obowiązują niezmiennie po dziś dzień. Stwierdził bowiem: "Różnica między stanem wojny i pokoju polega na tym, że rzeczy zgodne z prawem w okresie pokoju, przestają być legalne w czasie wojny". Stwierdził również że Polacy sami postąpili w dokładnie taki sposób, gdy zbrojnie wkroczyli na Śląsk i wzięli w niewolę arcyksięcia Maksymiliana na obcym terytorium, poza granicami własnego państwa. Nie uzyskano kompromisu - ani Anglia nie otrzymała prawa do założenia placówki Kompanii Wschodniej w Elblągu, ani też Rzeczpospolita nie wymogła na Anglii zwrotu towarów, statków lub pieniędzy za skonfiskowane okręty. Sytuacja wzajemnego napięcia, która zaczęła wzrastać w Krakowie, znalazła swoje ujście dwa lata później, podczas głośnego (w całej Europie) poselstwa polskiego Pawła Działyńskiego na dwór Elżbiety I.
Działyński (syn kasztelana dobrzyńskiego, wywodzący się ze znanego rodu polskiego z Pomorza - czyli ówczesnych Prus Królewskich) przybył do Anglii dnia 2 lipca 1597 r. Wcześniej pełnił on funkcję ambasadora Rzeczpospolitej w Hadze, gdzie popełnił szereg dyplomatycznych gaf, jak choćby wzywając Holendrów (którzy prowadzili wojnę o niepodległość swego kraju z Koroną Hiszpańską od prawie 30 lat - 1568) do podporządkowania się hiszpańskiemu monarsze. Dodatkowo wprawił Holendrów w przerażenie, gdyż zagroził, iż w przeciwnym razie Polska wstrzyma dostawy zboża do tego kraju (był to oczywisty blef, ale blef bardzo realny, o czym świadczy zachowanie Holendrów, którzy zwołali radę i planowali wysłać poselstwo do Warszawy - wówczas od 1596 r. nieoficjalnie nowej stolicy Korony Polskiej, choć oficjalnie nastąpi to dopiero w 1611 r., a tak naprawdę to do końca istnienia Rzeczpospolitej stolicą nadal pozostanie Kraków), prosząc o nie wstrzymywanie dostaw. Król, świadomy afery jaka się wytworzyła, nakazał Działyńskiemu opuścić Hagę i udać się z misją dyplomatyczną do Londynu. Tam Działyński popisał się jeszcze większą dyplomatyczną "elokwencją", która omal nie doprowadził do wybuchu wojny między Anglią a Polską.
ELŻBIETA I TUDOR
Królowa Elżbieta I bardzo dużo sobie obiecywała po tej wizycie, poleciła więc by polski poseł został przyjęty w sposób szczególny. Nakazała też wyszukać w Londynie odpowiednią siedzibę dla posła, czym osobiście zajął się Lord Mayor Londynu, który przeglądał wszelkie londyńskie pałace. Królowa z niecierpliwością oczekiwała posła, zważywszy że opinia jaką wystawił jej o Działyńskim - William Cecil, który wcześniej już spotkał się z Polakiem, była bardzo zachęcająca. Cecil tak oto zaprezentował Elżbiecie osobę Pawła Działyńskiego: "Jest to szlachcic o wspaniałej postawie, dowcipie, elokwencji, znajomości języków i pełen uroku osobistego". Taka opinia spowodowała, iż nie tylko sama Elżbieta, lecz cały angielski dwór zaczęli przywiązywać bardzo dużą wagę do tej wizyty. Sądzono bowiem że celem misji dyplomatycznej Działyńskiego jest próba mediacji w konflikcie angielsko-hiszpańskim, lub nawet zawarcie układu polsko-angielskiego.
Działyński nie od razu po swym przybyciu do Londynu spotkał się z królową. Mimo wszystko musiał czekać ponad miesiąc, nim udzielono mu publicznej audiencji. Stało się to dnia 4 sierpnia 1597 r. Elżbieta podjęła posła w swym letnim pałacu w Greenwich (wówczas pod Londynem, dziś jedna z jego dzielnic). Działyński przypłynął do Greenwich okrętem. W podróży po Tamizie towarzyszyło mu dwóch angielskich szlachciców (królowa chciała by nie czuł się osamotniony w swej podróży). Ubrany był w strój polski - kontusz, przyozdobiony klejnotami. Do Greenwich zjechała się cała ówczesna angielska śmietanka arystokratyczna, o czym wspominał w swym liście do Roberta Devereux, hrabiego Essex - William Cecil. Po przybiciu do brzegu, Działyński i dwaj angielscy lordowie (idąc po jego bokach), odprowadzili go w stronę pałacu królewskiego. Za nimi podążył cały orszak, z jakim przybył do Anglii Działyński. Korytarz wiodący do głównej sali, w której oczekiwała monarchini, był odpowiednio oświetlony większą ilością świec. Po jego obu stronach ustawili się dworzanie Elżbiety I - po jednej stronie sami mężczyźni, po drugiej kobiety - wszyscy we wspaniałych strojach. Gdy tylko Działyński (i jego orszak) przekroczyli próg sali, w której przebywała królowa, nagle rozbrzmiał dźwięk cytr i innych instrumentów muzycznych, tworząc symfonię powitalną.
Po kurtuazyjnych gestach powitalnych, pierwszy głos zabrał Działyński. Mówił po łacinie, lecz tonem wyniosłym i podwyższonym głosem. Tak oto rozpoczął on swą wypowiedź: "Pan mój miłościwy (...) poddanym Waszej Królewskiej Mości (...) tej samej prawie swobody handlowania w swych państwach udzielił, z których korzystają jego właśni poddani, a Wasza Królewska Mość nie tylko zdaje się nie nadawać nowych przywilejów jego poddanym, lecz również te, które im od przodków Waszej Królewskiej Mości zostały nadane i zatwierdzone, odbiera, bądź pozbawiając ich majątku, bądź zakazując handlu w swym państwie (...), gdy uprzednio zostali pozbawieni niemal całkowicie możliwości handlu w Anglii, później doznali jeszcze przeszkód i utrudnień w żegludze morskiej, która z prawa natury powinna być wolna wszystkim, najbardziej jednak w drodze do Hiszpanii (...), wydano edykty, którymi wszelka żegluga do Hiszpanii została im zakazana, bądź że - gdy pomni swego i publicznego prawa korzystali z niego - statki ich przez ludzi Waszej Królewskiej Mości zostały w sposób nieprzyjacielski opanowane i odprowadzone do portów, towary zabrane na rzecz skarbu oraz cały szereg innych ciężkich szkód i krzywd ich spotykał (...) Sprawy te (...) dotyczą nie tylko kupców, na których [król Polski], rzecz jasna, słusznie winien mieć wzgląd, jako na swych poddanych, lecz także niemal całej szlachty państw i krajów jego, której prawie cały dochód i majątek mieści się w tych towarach, rodzących się w jej domach (...) panu memu miłościwemu nie mogła być obca myśl powstrzymania tych szkód swych poddanych i oddania wet za wet, a mimo to już kilkakrotnie najpierw pisemnie Waszej Królewskiej Mości o krzywdach ich donosił i aż do tej chwili jak najcierpliwiej całą sprawę znosi".
Dalej Działyński domagał się od Elżbiety I - zwrócenia kupcom gdańskim ich okrętów, wraz ze skonfiskowanymi towarami; cofnięcia sankcji handlu z Hiszpanią oraz wypłacenia odszkodowania za bezprawne przetrzymywanie okrętów w angielskich portach. Na zakończenie Paweł Działyński stwierdził: "Bowiem tak jak wszystkie morza, tak samo i żegluga jest przedmiotem prawa publicznego. Nie ten czyni krzywdę drugiemu, kto korzysta ze swego prawa, lecz ten, kto mu przeszkadza w korzystaniu z jego własnego prawa (...) liczne i słuszne związki łączą Jego Królewską Mość, pana mego miłościwego, z najjaśniejszym królem Hiszpanów, gdy bowiem między najjaśniejszymi domami austriackim i jagiellońskim istniało dawne pokrewieństwo, teraz Jego Królewska Mość wziąwszy żonę z najjaśniejszego domu austriackiego poprzednie więzy nie tylko odnowił, lecz także wzmocnił".
ZYGMUNT III WAZA
Obecni na sali z coraz większym niepokojem spoglądali na twarz Elżbiety I, która nie przyzwyczajona do pouczeń i ponagleń, a raczej nawykła do pochlebstw i kurtuazyjnych oracji poselskich, z coraz większym wzburzeniem przysłuchiwała się mowie polskiego posła. Szczególnie nerwowo reagowała (choć cały czas starała się ukryć swe emocje), na wzmianki o odwecie i groźbach. Gdy Paweł Działyński zakończył swą orację, głos wreszcie zabrała Elżbieta, która równie podniesionym głosem i władczym tonem stwierdziła: "O, jakże zawiodłam się! Oczekiwałam poselstwa, a ty przywiozłeś mi skargę. Na podstawie listów uwierzytelniających uważałam cię za posła, a znalazłam w tobie herolda. Nigdy w całym swym życiu nie słyszałam podobnej mowy. Podziwiam zaiste, podziwiam taką i w publicznym miejscu niezwykłą zuchwałość. Nie mogę uwierzyć, by twój król polecił ci, byś takie słowa wygłosił. Jeśli zaś coś takiego nakazał ci w instrukcji, w co jednak bardzo wątpię, to sądzę, iż należy przypisać temu, że król, jako młodzieniec, i nie tyle na mocy prawa pochodzenia, jak prawa wyboru, i to świeżo wyniesiony na tron, nie potrafi tak dobrze prowadzić sprawy z innymi władcami, jak albo jego przodkowie z nami to czynili, albo jak może uczynią inni, którzy w przyszłości jego miejsce będą piastować. Co się tyczy ciebie, zdaje mi się, że przeczytałeś wiele książek, lecz właśnie nie pojąłeś ich sensu i w ogóle nie rozumiesz, co godzi się między władcami. Bowiem skoro tak usilnie przypominasz prawo natury i narodów, to wiedz, że na tym ono polega, że gdy między władcami ma miejsce wojna, może jeden drugiemu przejmować skądkolwiek dostarczane środki służące wojnie i zapobiegać, by nie zostały na jego niekorzyść obrócone, i to jest - powtarzam - prawo natury i narodów. Ponieważ zaś wspominasz nowe więzy pokrewieństwa z domem austriackim, które chciałbyś już tak silnymi widzieć, niech nie uchodzi twej uwadze, iż w tym domu nie zabrakło takich, którzy twemu królowi chcieli odebrać Królestwo Polskie".
Na tym zakończyło się spotkanie i wizyta Działyńskiego w Anglii, ale reperkusje polityczne owego wystąpienia (zarówno samego posła jak i monarchini), były żywo komentowane w całym Londynie. Robert Beale pisał (następnego dnia po wizycie Działyńskiego w Greenwich) do Roberta Cecila o obraźliwym zachowaniu polskiego posła w odniesieniu do monarchini. Ale nie tylko mowa polskiego posła została uznana za obraźliwą, również odpowiedź Elżbiety poczytywano za co najmniej - mocno nie taktowną. Obawiano się, że sposób w jaki Elżbieta I potraktowała polskiego posła, może doprowadzić do wybuchu wojny polsko-angielskiej i wsparciu Rzeczpospolitej dla cesarza i króla Hiszpanii w dalszych próbach podbicia Anglii. Obawiano się również zawarcia sojuszu Polski ze Szkocją i próbach okrążenia Anglii z trzech stron. Dlatego też lordowie angielscy na drugi dzień wyprawili na cześć Działyńskiego przyjęcie pożegnalne, mające załagodzić ostre słowa monarchini, zaś jeszcze 21 września William Carr pisał o wielkim strachu, jaki zapanował w Anglii po wizycie polskiego posła i możliwości wybuchu wojny pomiędzy oboma królestwami. Kolejne tego typu informacje (o udziale Polski w koalicji anty-angielskiej) spowodowały jednak ugięcie się Anglików i podjęcie rozmów z Polską na sporne tematy.
W tym celu został wysłany do Warszawy (w czerwcu 1598 r.) nowy angielski ambasador - George Carew. Miał on za zadanie przekonać króla, magnaterię i szlachtę o nie udzielaniu wsparcia Habsburgom w ich anty-angielskiej polityce, a w przypadku gdyby to zawiodło i Polacy wykazywali silny opór, miał wrócić do spraw zwrócenia kupcom gdańskim skonfiskowanych wcześniej statków wraz z całym towarem. Sprawy tej wówczas nie załatwiono, ale po długich negocjacjach uzgodniono kompromis - okręty zostaną oddane, jeśli tylko Polska (na czas wojny angielsko-hiszpańskiej) nie będzie wwozić do Hiszpanii broni ani żywności (zgodzono się jednak na nie konfiskowanie polskich okrętów, płynących do Hiszpanii, jeśli przewoziły inne niż wyżej wymienione towary). Dodatkowo należy zaznaczyć, że w tym okresie (koniec XVI wieku, Polacy jako pierwsi w Europie podjęli się zagadnienia "wolności mórz", które zostało potem oficjalnie spisane i przyjęte w Traktacie Wersalskim z 1919 r.).
Obraz "Ambasadorowie" Hansa Holbeina Młodszego, wykonany w 1533 r. z okazji koronacji Anny Boleyn na królową Anglii - matki Elżbiety I (notabene był to również rok narodzin samej Elżbiety)
Po prawej stronie stoi Georges de Selve - biskup Lavaur i ambasador króla Francji Franciszka I przy dworze cesarskim w Wiedniu.
Po lewej stronie stoi Jean de Dinteville - francuski ambasador przy dworze Henryka VIII