WYŚWIETLENIA

23 czerwca 2025

W GRODZIE BOGINI TANIT - Cz. IV

DZIEJE KARTAGINY
W CZASACH HANNIBALA





MONARCHIA
(MAGONIDZI)
Cz. II





W toczącym się konflikcie pomiędzy arystokracją kartagińską a królem Malchusem, ogromną rolę odegrał syn tego ostatniego, kapłan najwyższego tyryjskiego boga Melkarta (który był również najwyższym bogiem i innych fenickich kolonii zakładanych w całym zachodnim basenie Morza Śródziemnego) - Kartalon. Zdążał on z Tyru do Kartaginy i po drodze został zawiadomiony przez ojca o zaistniałej sytuacji w jakiej ten się znalazł (po przegranej bitwie z Sardami i wygnaniu, na jakie króla i jego żołnierzy skazała arystokracja kartagińska, zmuszając ich do osiedlenia się na tejże niegościnnej wyspie). Kartalon otrzymawszy jednak wiadomość od ojca (z poleceniem aby nie płynął do Kartaginy, tylko podążył ku brzegom Sycylii, gdzie Malchus już gromadził wojsko które miało ukarać arystokratów i przywrócić mu władzę), postanowił dalej zdążać w kierunku Kartaginy, co wzbudziło ogromne podejrzenia wśród króla Malchusa, co do lojalności własnego syna i gdy tylko był gotów, wypłynął ku Kartaginie, aby zmusić miasto do ponownego oddania mu władzy. Oblężenie grodu bogini Tanit (pierwotnie bogini stojącej u boku Baala, zwanej: "Tanit Pene Baal" - "Tanit, twarz Baala" - w tym czasie jej kult był jeszcze słaby, gdyż dominował przede wszystkim kult tyryjskiego Melkarta oraz Baala-Hammona) trwało kilka miesięcy, a przez ten czas Kartagina wyczerpała wszystkie swe zapasy żywności i zmuszona została do poddania się. Jednak aby król nie mścił się zbyt srodze, wysłano do Malchusa jako posła jego syna Kartalona, który przybył do obozu ojca, odziany w bogate szaty kapłana Melkarta. Kartagińczycy sądzili, że sam autorytet kapłański zmusi króla do uległości, a poza tym kapłanem był przecież jego syn. Bardzo się jednak pomylono, gdyż Malchus, widząc przyobleczonego w purpurę syna, uznał do za dowód braku szacunku wobec niego samego, jak i zdrady, którą tamten dopuścił się, odmawiając dołączenia do niego na Sycylii. Kazał wiec pochwycić swego syna i skazał go na śmierć przez ukrzyżowanie (ukrzyżowano go w tym samym stroju kapłańskim, w którym przybył do ojca). Wkrótce potem Kartagina skapitulowała.

Zwycięski Malchus, skazał na śmierć dziesięciu spośród arystokratów, którzy najmocniej optowali za skazaniem go na karę banicji po przegranej na Sardynii bitwie, po czym ponownie objął władzę w mieście. Nie trwało to jednak długo, gdyż wkrótce potem doszło do zamachu stanu (ok. 550 r. p.n.e.), w wyniku którego Malchus został obalony i zabity, a jego miejsce zajął jeden spośród arystokratów (zapewne wybrany w drodze głosowania przez innych "panów braci"). Nosił on imię - Magon i stał się założycielem drugiej wielkiej dynastii w dziejach Kartaginy - dynastii Magonidów. Nowy król (władcy Kartaginy nie mieli w swym ręku władzy absolutnej i byli ograniczeni stanowiskiem rady, złożonej z miejscowych arystokratów, która następnie z końcem IV wieku p.n.e. ewoluuje w tzw.: Radę 300), był prawdopodobnie człowiekiem, który posiadając majątek ziemski (będący wyznacznikiem prawdziwego bogactwa i znaczenia, gdyż handel morski był tylko dodatkiem i raczej sam nie generował prawdziwej majętności ówczesnych elit), miał również kontakty handlowe w wielu fenickich, hiszpańskich a może nawet greckich miastach, stąd można właśnie tłumaczyć jego reformy, podyktowane tym, co ujrzał lub usłyszał u innych ludów. Magon uznał bowiem, że armia obywatelska jest na dłuższą metę armią mało skuteczną, gdyż odrywa mieszkańców od pracy w kraju i zmusza ich do dalekich i niebezpiecznych eskapad. Postawił więc na siły najemne, jednak zdając sobie sprawę z faktu że zatrudnienie najemników z obcych krajów byłoby bardzo niebezpieczne dla miasta, przeto armia najemna (zawodowa) aż do IV wieku p.n.e., wciąż formowana była z mieszkańców Kartaginy (i punickich kolonii). Wygląda jednak na to, że prócz stworzenia osobistej formacji zbrojnej - zwanej Świętym Zastępem i złożonej z przedstawicieli najbogatszych rodów Kartaginy, a liczącej 3 000 żołnierzy - reforma ta niewiele różniła się od dotychczasowego modelu armii obywatelskiej, polegającego na mobilizacji mężczyzn, którzy ukończyli 17 rok życia (tzw.: neonów), dania im do ręki broni (którą zabierali do domów) i przeszkolenia w podstawowym zakresie walki wręcz, miotania włóczni i strzelania z łuku.




Wiele wówczas jeszcze było niepodległych miast na wybrzeżu afrykańskim. Na północ od Mniejszej Syrty (dzisiejsza południowo-wschodnia Tunezja) leżały fenickie miasta: Ruspe (nazwana potem Achollą, Das Dimasse (potem Thapsus) i Leptis Parva. Na zachód zaś od samej Kartaginy, istniały: Ruspina, Chullu, Rusuccuru, Ikosion ("Wyspa Sów" - dzisiejszy Algier), Tipasa, Iol, Habdamos, Chalka, Arylon, Mes, Psamathos i Abila. Wszystkie te miasta do połowy V wieku p.n.e. będą już podlegać władzy Kartaginy (choć nie wiadomo w jaki sposób i kiedy gród bogini Tanit je sobie wszystkie podporządkował). Jednak prawdziwą konkurencję dla handlu punickiego stanowiła wzmożona grecka eksploracja handlowa zachodnich brzegów Morza Śródziemnego. Właśnie w okresie zdobycia władzy w Kartaginie przez Magona, powstała obawa przeniesienia żywiołu greckiego ze Wschodu na Zachód, w celu ucieczki przed wzrastającą potęgą perską (powstał taki plan wśród jońskich, małoazjatyckich mieszkańcach polis, który opierał się na porzuceniu dotychczasowych miast i przeniesieniu się na Sardynię, co stanowiłoby poważne zagrożenie zarówno dla handlu fenickiego jak i punickiego). Już ok. 680 r. p.n.e. Grecy z Samos (a za ich przykładem z innych polis), zaczęli wydzierać Fenicjanom intratne zyski z handlu w Hiszpanii, szczególnie w bogatym Królestwie Tartezjów (południowo-zachodnia Hiszpania, za Cieśniną Gibraltarską - zwaną przez Kartagińczyków Słupami Melkarta, przez Greków Słupami Heraklesa, a przez Rzymian Słupami Herkulesa). Ok. 600 r. p.n.e. Grecy z Focei założyli na południowym brzegu kraju Ligurów, osadę, którą nazwali Massalia (dziś Marsylia). Wkrótce potem (w VI wieku p.n.e.) w dolinie Rodanu wyrosły jak grzyby po deszczu, kolejne greckie miasta: Agate, Atenopolis, Antinopolis, Olbia, Nicea - wszystkie one stanowiły poważne zagrożenie dla punickiego handlu w tym regionie. Gdyby teraz doszło do przesiedlenia się Greków z Azji Mniejszej na Sardynię, to byłaby prawdziwa katastrofa, która doprowadziłaby do całkowitej helleńskiej dominacji w całym basenie Morza Śródziemnego, tym bardziej że od 565 r. p.n.e. mieli Grecy już swój przyczółek na Korsyce - miasto Alalię. 

To Grecy zdominowali niezwykle intratny handel dolinami galijskich rzek, aż do "Morza Brytańskiego" (Kanału La Manche). W Hiszpanii Kartagińczycy i Fenicjanie musieli się mocno natrudzić, aby przekonać króla Tartazjów (i inne plemiona celtyberyjskie) iż wyroby punickie są nie tylko równie dobre, ale znacznie lepsze od greckich. Tak więc rynek północny (celtycki) był zamknięty dla handlu punickiego, rynek wschodni (egipski) również zdominowany przez Greków, jedyna konkurencja toczyła się więc o Hiszpanię i wyspy (takie jak Sycylia, Sardynia, Korsyka i Baleary), natomiast ok. 545 r. p.n.e. Grecy małoazjatyccy w większej liczbie przybyli do Alalii i Massalii (również do Naksos, Katany i Leontini) w większej liczbie niż dotąd, uciekając bowiem przed perskim władcą - Cyrusem II, który w 546 r. p.n.e. podbił Królestwo Lidyjskie i uzależnił tamtejsze greckie polis od siebie. Była to zapowiedź nadejścia ciężkich czasów dla Kartaginy i innych miast punickich. I tak też się stało, gdyż szybko okazało się że przybyli Grecy postanowili zabawić się w piratów i na swych szybkich i zwrotnych okrętach (pentakonterach), atakowali i palili kartagińskie korabie. W tym właśnie czasie, niejaki Hazdrubal (Kartagińczycy nie byli oryginalni w nazewnictwie jak Grecy czy Rzymianie i nie nadawali sobie jakichś wyjątkowych, różniących się od siebie imion. Tam można wręcz dostać oczopląsu od postaci o wciąż powtarzających się imionach: Hazdrubal, Hamilkar, Hannon, Hannibal, Magon i co jakiś czas tylko przemknie przez karty historii jakiś Giskon, Bomilkar lub Kartalon), wnuk króla Magona - wraz ze swym bratem Hamilkarem, dokonał inwazji na Sardynię (wylądował u południowego wybrzeża wyspy i założył najpierw jedną, potem drugą, wreszcie trzecią kolonię, czyli Norę, Karales, Sulci, w każdym razie przebywał tam ponad dziesięć lat, tocząc walki z miejscowymi plemionami Sardów - Iliensenów, Balarów, Korsów). Jednak około roku 540 p.n.e. intensywność greckich ataków na punickie okręty i na etruskie wybrzeże była już tak duża, że Kartagińczycy i Etruskowie (z miasta-państwa Caere) postanowili się zjednoczyć we wspólnej walce z grecką dominacją morską.




W 535 r. p.n.e. doszło do wielkiej bitwy morskiej u brzegów Korsyki (pod Alalią), która miała ostatecznie zadecydować o dominacji na morzu jednej bądź drugiej strony. Ponoć Kartagińczycy i Etruskowie (z Caere), wystawili po 60 okrętów wojennych. Tyle samo posiadali Grecy z Alalii, którzy ufni w swoje doświadczenie, przystąpili do tej nierównej bitwy. Zakończyła się ona pogromem floty greckiej - 40 okrętów z Alalii poszło na dno - spalone lub roztrzaskane, reszta zaś musiała szybko ratować się ucieczką. Tak oto, po zaledwie trzydziestu latach istnienia, zakończyła swój żywot ta grecka kolonia, zaś uciekinierzy znaleźli schronienie w niedawno założonej osadzie (ok. 540 r. p.n.e.) w Elei na południowo italskim brzegu. Natomiast zwycięzcy podzielili między siebie zdobyte łupy. Alalia (wraz z korsykańskim wybrzeżem) przeszła pod władzę Etrusków (choć miasto nadal zasiedlone było przez Greków), natomiast wybrzeża Sardynii miały pozostać pod władzą Kartagińczyków. Wspólne zwycięstwo bardzo zbliżyło do siebie oba te miasta i to do tego stopnia że Arystoteles twierdził nawet, iż stały się jakby jednym państwem. Mieszkańcy miasta Caere, zezwolili Kartagińczykom nawet na osiedlenie się w swoim porcie (Pyrgi) i założenie tam punickiej kolonii o nazwie Punicum. Poza tym zawarto intratne (dla obu stron) umowy handlowe, a Kartagińczycy płacili hiszpańskim złotem za etruskie bogactwa naturalne (np. żelazo czy ołów). Z czasem Etruskowie zaczeli przyjmować punickie kulty, jak choćby kult bogini miłości - Astarte (w Caere powstała nawet świątynia tego bóstwa), natomiast Kartagińczycy dzięki temu sojuszowi mogli trzymać w szachu greckie polis w Italii i oczywiście Massalię. O tym jednak że Grecy pomimo klęski pod Alalią, wciąż stanowią zagrożenie, przekonano się już dekadę później, gdy (ok. 524 r. p.n.e.) fenickie kolonie w Trypolitanii (Oea, Sabratha i Leptis Magna), zostały zagrożone atakiem pewnego lacedemońskiego renegata - Dorieusa, który porzucił swą ojczyznę i zebrawszy gromadę zbrojnych, postanowił "wywalczyć dla siebie nową ojczyznę". Zagrożone fenickie osady, zwróciły się wówczas z prośbą o pomoc do Kartaginy, która tę pomoc oczywiście udzieliła i ostatecznie pokonała (po dwóch latach walk) greckiego wodza (który wreszcie wrócił do Sparty), ale od tej pory miasta nad Małą i Wielką Syrtą przeszły pod całkowitą dominację punicką i utraciły dotychczasową niepodległość. 

Ok. 530 r. p.n.e. nowym władcą Kartaginy został - po śmierci Magona - jego wnuk Hazdrubal. Za jego rządów doszło do nietypowego wydarzenia, które wydawać by się mogło, było niemożliwe - pogodzenia wrogich sobie miast: Kartaginy (Kart Hadaszt) i greckiej Massalii. Jak to się stało? Zapewne obie strony miały już dość wzajemnego niszczenia swych okrętów (nie dochodziło co prawda do bitew, a jedynie do takich uciążliwych wzajemnych ataków pirackich i wzajemnego niszczenia okrętów oraz rabowania bądź palenia towarów). Wreszcie obie strony postanowiły zakończyć te niszczycielskie podchody i zawarto układ handlowy, który obu miastom dawał równe prawa. Grecy otrzymali możliwość handlu w południowej Hiszpanii, Kartagińczycy zaś w Galii. Italia stała się wspólnym terenem handlowym dla obu polis, zaś w Massalii dodatkowo osiedlili się puniccy kupcy (podobnie jak w Pyrgi). Koniec wzajemnych walk, przyniósł nowe otwarcie i spowodował znaczne podwojenie (a nawet potrojenie) ludności Kartaginy w tym okresie. Prawdopodobnie nie brało się to tylko z dużej rozrodczości wśród samych Kartagińczyków w czasach pokoju, a było spowodowane masowym napływem do tego miasta mieszkańców z innych fenickich osad (a być może nawet dopuszczenia do miasta koczowniczych Berberów i Libijczyków). Znacznie wzrosła też zamożność mieszkańców i to nie tylko samej Kartaginy, ale i innych miast regionu (np. założone ok. 550 r. p.n.e. miasto Kerkuan na przylądku Bon w Afryce, stanowi doskonały tego przykład. Miasto to nazywane jest przez historyków "punickimi Pompejami" - jako że zostało zniszczone w 256 r. p.n.e. przez legionistów Marka Atyliusza Regulusa w czasie I wojny punickiej i nigdy potem nie już nie odbudowane. Dzięki temu zachowały się w nienaruszonym stanie przykłady codziennego życia mieszkańców miasta na przestrzeni owych trzystu lat, dowodzące bardzo wysokiego stopnia rozwoju zarówno samego miasta, jak i stopy życia jego obywateli, którzy posiadali choćby rozbudowany system kanalizacji, czego przykładem były częste wanny do kąpieli w tamtejszych domach i osobne toalety. Swoją drogą w Rzymie jeszcze w dwieście lat po zniszczeniu Karkuanu wciąż nie było kanalizacji - można sobie więc porównać stopień cywilizacyjnego rozwoju tych miast i zadumać się jak to możliwe, że ci rzymscy barbarzyńcy ostatecznie zatriumfowali nad całym ówczesnym, tak już ucywilizowanym światem?).




Z jednymi przeciwnikami zawierano pokoje, z innymi zaś wciąż toczono krwawe boje. Do tych drugich należeli choćby Sardowie, przeciwko którym król Hazdrubal wyprawiał się aż jedenaście razy, czterokrotnie rozbijając ich w bitwach, dzięki czemu opanował prawie całą wyspę. Ostatecznie jednak (ok. 510 r. p.n.e.) został śmiertelnie ranny podczas walk, co na pewien krótki czas, wstrzymało dalszy podbój. Jednak nowym królem został (prawdopdobnie jeszcze wybrany przez poprzednika) brat zmarłego - Hamilkar, który dalej kontynuował walki. Wreszcie cała wyspa w przeciągu kilku lat została opanowana. Wyrosły tam nowe punickie miasta handlowe, a twierdze - budowane w głębi Sardynii - stały na straży uległości Sardów względem ich nowych panów. Doszło też do prawdziwej kulturowej dominacji, która nie osłabła nawet wówczas gdy Kartagina dawno już utraciła swe polityczne wpływy na wyspie, a ostatecznie sama przestała istnieć. Ostatnie bowiem ślady punickich napisów notuje się na... II wiek naszej ery, czyli okres całkowitej dominacji łaciny i greki w zjednoczonym Imperium Rzymskim. Za panowania króla Hamilkara, Kartagina weszła w kolejny okres gospodarczego rozwoju. Doszło wówczas też do zawarcia dwóch, niezwykle intratnych umów handlowych. Jedna z nich została zawarta z greckim polis na afrykańskim zachodzie, w Cyrenajce, druga zaś na północy - w osadzie która dopiero co zrzuciła z siebie ustrój monarchiczny, wprowadzając nowy - republikański. Osadą tą oczywiście będzie miasto, które w końcu "pożre" Kart Hadaszt i przy dźwięku słów Marka Katona: "a poza tym uważam że Kartaginę należy zniszczyć", wysyłać będzie swe legiony w najdalsze znane wówczas krańce, a dominacja jego trwać będzie przez stulecia, aż po kres antycznego świata. 




CDN.

W GRODZIE BOGINI TANIT - Cz. III

DZIEJE KARTAGINY
W CZASACH HANNIBALA





MONARCHIA
(DYDONIDZI)
Cz. I





Pierwotnym ustrojem Kartaginy była monarchia. Takie jednak zdefiniowanie sprawy, nie wyczerpuje tematu, bowiem jeśli idzie o Kartaginę, to kwestia istnienia monarchii była tam zawsze mocno związana z lokalną (ale niezwykle politycznie wpływową) arystokracją. Król nosił tytuł milk i pełnił funkcję zarówno najwyższego wodza, jak i kapłana a także głównego sędziego. Przy królu istnieje tzw.: Rada Starszych, złożona z hederim (możnych), lub baalim (panów). Nie wiadomo ilu ich było pierwotnie, jednak w późniejszym czasie Rada Starszych składała się z 300 hederim (Grecy nazywali ich gerontami, a Rzymianie uważali iż byli oni odpowiednikiem ich senatorów). Prawdopodobnie taki ustrój istniał przez pierwsze stulecie Kartaginy, ale z końcem VII (lub z początkiem VI wieku p.n.e.), ustrój polityczny zaczął ewoluować. Było to związane z rozszerzeniem się granic samego miasta i ogromnym wzrostem ludności Kart Hadaszt. Pierwotnie bowiem, z końcem VIII wieku p.n.e. miasto obejmowało fragment Zatoki Kram (prawdopodobnie są to najstarsze, pierwotne osady Kartaginy), gdzieś tak do dzisiejszej plaży Bordż Dżedid. Tam też istniała pierwsza kapliczka (tofet) ku czci boga Melkarta (który bez wątpienia był pierwotnym, zapewne najważniejszym bogiem tego miasta, choć od początku wchodził w skład trójcy - Baala Hammona i Tanit). 

Jest to bardzo ważne rozróżnienie, przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, świadczy bowiem o swoistej rewolucji społecznej, jaka bez wątpienia dokonała się potem w Kartaginie i wyniesieniem na piedestał bogini Tanit, która była związana z potęgą arystokratycznych rodów, Melkart zaś, był starym bogiem z Tyru, patronem monarchii, która gdy utraciła swoją pozycję, stracił ją również i ten bóg. Po drugie zaś, ponieważ Kartagińczycy byli wielkimi patriotami (ów patriotyzm uosabiał się chociażby w tym, że każdy przybyły do miasta cudzoziemiec, który pragnął w nim zamieszkać, musiał bezwzględnie podporządkować się dwóm zasadom - musiał nauczyć się języka punickiego, która to zasada była bezwzględnie respektowana, oraz musiał oddać cześć bogini Tanit - choć oczywiście mógł czcić i innych bogów). Królowie Kartaginy nosili też tytuł "Budzicieli Melkarta", a ołtarz, który znajdował się w rejonie Zatoki Kram (potem obszar ten otrzyma nazwę "Dolnego Miasta" i stanie się jedną z trzech głównych dzielnic Kartaginy), był zapewne w pierwotnych latach istnienia miasta, również miejscem składania krwawych ofiar z dzieci. W okresie (załóżmy) 814 r. p.n.e. do początku VI wieku, już zaczęła się wyodrębniać niezwykle silna i wpływowa kasta arystokratyczna (zapewne była taka od samego początku, jako że ci co zbiegli z Tyru i fenickich miast Cypru, należeli do tamtejszej arystokracji). Ci ludzie byli już wpływowi w swoich rodzinnych miastach, a teraz stali się elitą nowo założonego Kart Hadaszt. 

Wielkie rody przejęły również najlepsze pola uprawne, leżące nieopodal miasta, na których najpierw pracowali inni mieszkańcy Kartaginy, a następnie zniewoleni Libijczycy i Berberowie. Ci jednak byli ciągłym zagrożeniem młodego miasta, które musiało stawiać warownie obserwacyjne, wypatrujące ewentualnego rabunkowego napadu ludów libijskich czy berberyjskich, które żyjąc życiem nomadów i nie tworząc ścisłych związków państwowych, żyły głównie z rabunku i piractwa (trochę jak późniejsi Tatarzy Krymscy). Jednak zmiany, jakie zaszły w ustroju Kart Hadaszt, były związane właśnie z napływem tych dzikich ludów. Z końcem VII, a już w całej pełni z początkiem VI wieku p.n.e. Kartagina zaczęła przeżywać niezwykły (i ani wcześniej, ani później w swej historii nie spotykany), wzrost demograficzny na ogromną skalę. Trwał on przez całe VI stulecie. Nie jest możliwe, aby nagle sami Kartagińczycy wykazali się taka płodnością, jedynym wytłumaczeniem może być tylko zasiedlenie miasta kolejnymi falami uchodźców. Głównie byli to Punijczycy, przybyli z miast Fenicji, która w VII wieku zaczęła odczuwać ciężki but asyryjskich najeźdźców. Po 671 r. p.n.e. miasta Fenicji poddają się Asyryjczykom, a ci, którzy nie uczynili tego po dobroci, zostali przymuszeni orężnie (król Asyrii - Assurbanipal tak oto chwali się na swej steli, opisującej zajęcie fenickiego miasta Arados, które, podobnie jak Tyr, leżało na wyspie i uważało że to właśnie je uchroni od zniewolenia: "Jakimlu, króla Arados znajdującego się pośród morza, który nie poddał się moim królewskim przodkom, ugiąłem pod moje jarzmo. Córkę swą wraz z bogatym wianem sam przywiódł do Niniwy, aby służyła mi za nałożnicę, i całowała moje stopy").




Nic więc dziwnego, że w sytuacji asyryjskiego, czy (w VI wieku) babilońskiego podboju, część mieszkańców Fenicji opuszczała dawną ojczyznę, szukając szczęścia w szeroko rozsianych po Morzu Śródziemnym, punickich osadach - duża ich część przybyła właśnie do Kartaginy. Ale Punijczycy nie byli jedynymi, którzy w tym czasie zasiedlili Kard Hadaszt. Kolejną grupą przybyszów, byli właśnie Libijczycy (w VI wieku pojawia się w Kartaginie mnóstwo nowych, bogato zdobionych grobowców, w których zmarli pochowani byli z twarzami wymalowanymi na czerwono cynobrem - farba osiadła na kościach czaszki, gdy ciało uległo już rozkładowi, co właśnie było grobowym zwyczajem ludów libijskich. Zresztą w czasach Hannibala łączone małżeństwa punicko-libijskie wcale nie należały do rzadkości). Polityka Kartaginy zawsze była skierowana w dwóch kierunkach - ku morzu i rozbudowie imperium kolonialnego, oraz ku Afryce i poszerzaniu ziem uprawnych kosztem ludów libijskich i berberyjskich. Nie oznacza to jednak że istniała w kartagińskim "senacie" dwie partie polityczne, skupiające "agrariuszy" i "kolonistów" - tak nie było - choć niektórzy historycy twierdzą że istniały takie organizacje, a na dowód pokazują politykę rodu Hannonidów i Barkidów, pierwsi opowiadali się za ekspansją lądową, drudzy morską. Przykład Hannona Wielkiego i Hamilkara Barkasa wcale o niczym nie świadczy, a już na pewno nie świadczy o tym, że takie stronnictwa istniały w Kartaginie w VI wieku p.n.e. Raczej należy założyć, iż były to jedynie pewne koncepcje polityczne, które jednak nie przekładały się bezpośrednio na określone ugrupowania wśród hederim (notabene, w Rzymie też przecież istniały rody, opowiadające się za określona polityką, jak Klaudiusze, którzy optowali za polityką morską i konfrontacją z Kartaginą na tym polu, oraz Fabiusze, którzy chcieli podbić Etrusków i zjednoczyć lądową Italię a następnie wyprzeć Celtów z rejonu rzeki Pad (Gallia Cisalpina. Ale przecież gdy dochodziło już do bezpośredniej konfrontacji, jedni i drudzy walczyli zarówno przeciw Kartaginie jak i Etrurii).

Tak więc w VI wieku, wraz z ogromnym wyżem demograficznym, jaki odnotowała Kartagina, przystępuje ona do pierwszych podbojów (choć może jest to niewłaściwe słowo, prawdopodobnie bowiem nie dochodziło do walk zbrojnych, lub walki te były bardzo nieliczne i raczej należały do wyjątków), w rejonie Przylądka Bon, Wielkiej i Małej Syrty i dalej aż do Słupów Melkarta na zachodzie. Do roku 500 p.n.e. Kartagina miała sobie podporządkować (w taki lub inny sposób, ale raczej była to jedynie dobrowolna dominacja polityczna niż podbój militarny) Ruspe, Thapsos, Ruspinę, Ruskomonę, Rusucurru, Rusguniae, Ikosion, Iol (prawdopodobnie również Hebdornos, Psamathos, Chalkę, Arylon i Mes), na zachodzie zaś: Russadir, Emsę, Abdeslam, Tingis, Tit i Mogador, oraz głębiej lądu: Tamudę, Banassę i Volubilis. Nie wiadomo jaki był stopień podległości tych miast-państw kartagińskiemu centrum, wiadomo jednak że (jak pisze Pseudo-Skylaks) wszystkie te punickie emporia (od Wyspy Sów - czyli Ikosion, do Tingis i Słupów Melkarta) znalazły się pod władzą Kartaginy do 500 r. p.n.e. Oczywiście nie oznacza to, że jednocześnie na afrykańskim brzegu nie istniały wówczas jeszcze inne, niepodległe punickie emporia, owszem, czego przykładem jest chociażby Ityke, Oea, Girba, Sabrata czy Macomada. W V a już z pewnością w IV wieku p.n.e., wszystkie te (i kilka innych) miast-państw zostanie całkowicie podporządkowanych Kart Hadaszt. Kartagińczycy jednak, przez pierwsze 250 lat, w ogóle nie interesowali się ekspansją zamorską. Nie interesowało ich nic, co było związane ani z obroną punickich osiedli na Sycylii, ani też z udzieleniem wsparcia ich rodzinnemu miastu - Tyrowi, atakowanemu zarówno przez Asyryjczyków jak i Babilończyków. 

Ok. 580 r. p.n.e. Pentatlos z Knidos, sprzymierzony z Rodyjczykami i jednym z greckich polis na Sycylii - Selinuntem, postanowił podbić miasta ludu Elymów - Segestę i Eryks, którym to z pomocą przyszli Punijczycy z Motye. W tym czasie Kartagińczycy w ogóle nie interesowali się tym konfliktem, nawet wówczas, gdy po klęsce i śmierci Pentatlosa, jego żołnierze uciekli na Wyspy Liparyjskie, gdzie założyli (tymczasowe) greckie państwo pirackie, łupiące głównie punickie i etruskie okręty. Pierwszym władcą Kartaginy, który podjął się wyprawy zbrojnej na dużą skalę, był król Malchus. Zorganizował on (ok. 555 r. p.n.e.) dużą wyprawę zbrojną na Sycylię. Jednak celem jego ataku wcale nie były greckie sycylijskie polis. Wyprawa Malchusa była skierowana przeciwko... osadom punickim, takim jak: Motye, Solus i Panormus, a także przeciwko miastom sycylijskiego ludu Elymów - Eryksowi, Drepanum i Segescie. Walki trwały trzy lub cztery lata i zakończyły się zwycięstwem Kartaginy. Malchus jednak nie zamierzał podbijać tych miast i zakładać tam kartagińskiej eparchii (prowincji), wystarczyło mu iż miasta te podporządkowały się Kart Hadaszt i zaczęły płacić jej daninę i prowadziły politykę zgodną z linią Kartaginy. Po zwycięstwie podczas tej kampanii, obładowany daninami i wiodący niewolników Malchus, zamarzył sobie stworzenie dużej kartagińskiej sieci lennych emporiów, podporządkowanych jemu, jako królowi Kartaginy. Następnym jego celem była Sardynia, skąd przybyli posłowie z punickich miast Nory i Carales, proszący o pomoc, przeciwko agresywnemu plemieniu Sardów. Malchus oczywiście wyraził zgodę na udzielenie im pomocy, gdyż jednocześnie zamyślał sobie podporządkować te wszystkie punickie miasta swojej władzy, jednocześnie wypierając Sardów wgłąb wyspy. Nim jednak podjął się tej wyprawy, ruszył na południe, przeciw Libijczykom, pokonał ich w bitwie i rozszerzył kartagińskie włości daleko na południe (prawdopodobnie w okolice Zamy), teraz mógł ruszać z wyprawą przeciw Sardom.




Niestety, zakończyła się ona totalną klęską (ok. 550 r. p.n.e.). Teraz właśnie część arystokracji kartagińskiej uznała, iż nadszedł dobry moment, aby osłabić, a może nawet obalić władzę monarszą i przejąć rządy nad miastem. Malchus został uznany za winnego klęski, a jako taki nie mógł dłużej sprawować władzy nad miastem. Wygnano go więc (wraz z żołnierzami, którzy ponieśli klęskę w walkach z Sardami), na Sardynię w roli kartagińskich kolonistów. Jako kolejnego władcę zamierzano wybrać Kartalona, syna Malchusa, który jednocześnie sprawował funkcję kapłana boga Melkarta i w tym czasie przebywał w Tyrze, składając bogu daninę z łupów zdobytych przez ojca na Libijczykach i Elymach. Malchus nie zamierzał jednak się poddać, wysłał wiadomość do syna, aby w drodze powrotnej nie płynął do Kartaginy tylko do niego, na Sycylię, bo tam on zbiera armię na czele której zamierza ukarać buntowników i przywrócić należne mu prawa. Jaka była odpowiedź Kartalona?... O tym w kolejnej części.




CDN.
 

W GRODZIE BOGINI TANIT - Cz. II

DZIEJE KARTAGINY
W CZASACH HANNIBALA





Okręt płynął już długo. Wiele tygodni minęło nim grupa uciekinierów opuściła Cypr, zdążając przed siebie w nieznanym kierunku. Pomimo trudów długiej podróży, na okręcie panowała radosna atmosfera, która spowodowana była porwaniem z Cypru 80 tamtejszych kapłanek-prostytutek, które teraz oddawały się członkom załogi statku. Wyprawą dowodziła kobieta o imieniu Elissa. Pochodziła ona z królewskiego rodu, ze sławnego i bogatego miasta Tyru, leżącego w krainie zamkniętej na pomiędzy górami a morzem, na niewielkim skrawku urodzajnej ziemi. Elissa była księżniczką Tyru, siostrą króla tego miasta - Pigmaliona i żoną kapłana wielkiego boga Melkarta - Acherbasa. Jej mąż został zamordowany z rozkazu Pigmaliona, który pragnął posiąść wielkie bogactwa świątyni Melkarta. Zrozpaczonej Elissie udało się jednak namówić kilku znakomitych obywateli miasta, którym udało się przetransportować skrzynie wypełnione złotem na okręt, którym zamierzano uciec spod władzy króla-tyrana. Aby nie wzbudzać podejrzeń wyruszono pod osłoną nocy, kierując się na zachód, w stronę Cypru. Do Limassol uciekinierzy dotarli na trzeci dzień po swej ucieczce z Tyru, i tam też uzupełnili wszelkie potrzebne im w dalszej podróży towary. Limassol było niewielkim, młodym miastem, wciąż żyjącym w cieniu potężnego Kition, które jednak płaciło Tyrowi daninę. Mieszkańcy tej mieściny, zwoje miasto nazywali Kart Hadaszt - czyli Nowe Miasto. Nie miałoby to może większego znaczenia, gdyby nie lokalny kapłan bogini Asztarte, którego też namówiono do podróży w nieznane. Zgodził się on tylko pod jednym warunkiem, że w nowym mieście, które założą, jego ród będzie pełnił dziedziczną godność kapłańską. Elissa wyraziła na to zgodę i tak kapłan Asztarte, wraz z całą rodziną popłynął z Tyryjczykami ku nieznanym lądom.

Wcześniej jeszcze, udało się także porwać 80 dziewcząt ze świątyni, które pełniły rolę kapłanek-prostytutek i zabrać je ze sobą na statek. Odtąd trwała niekończąca się orgia (w końcu Asztarte była boginią miłości), ale ostatecznie wszystkie dziewczęta znalazły sobie mężów. Nie było spójnego planu w jakim kierunku podążać. Owszem, kierowano się ku zachodowi, ku mitycznym Słupom Melkarta, ale czy zamierzano je przekraczać? Raczej nie, tym bardziej że za owymi słupami na żeglarzy czekały niebezpieczeństwa tak straszne, że nie sposób o tym mówić. Musiano jednak gdzieś zakotwiczyć, tym bardziej że kończyła się żywność i słodka woda, którą zakupiono w Limassol. Dokąd jednak płynąć? do Gades, Lixos, za daleko, to już za Słupami Melkarta, wiec dokąd? Postanowiono kierować się w kierunku Zatoki Tunetańskiej, ku miastom: złożonej przez króla Tyru i Sydonu - Itbaala, Auzy i Ityke, złożonej przez również tyryjsko-sydońską wyprawę Karchedona i Zorusa. Pech jednak chciał, że wiatry, wiejące w Zatoce Tunetańskiej, ściągnęły okręt w kierunku ziem zasiedlonych przez barbarzyński "spalony słońcem" lud Maksytanów na afrykańskim wybrzeżu. Wyczerpani długa podróżą, głodni i spragnieni, poprosili o lokalnego władcę, króla libijskich Maksytanów - Hiarbasa, o możliwość osiedlenia się na niewielkim skrawku ziemi, potrzebnego do zbudowania osady, z której będą mu oddawać połowę wypracowanych plonów. Ponieważ Elissa prosiła o "niewielki skrawek ziemi", Hiarbas zgodził się, ale zapowiedział iż to on zdecyduje jak "niewielki" będzie to obszar. 

I zdecydował, podając Elissie skórę wołu, i oświadczając że odda jej tyle ziemi w swym królestwie, ile przykryje owa skóra. Elissa przyjęła podarek, po czym zwróciła się do swych ludzi, aby pocięli ową skórę na jak najdrobniejsze kawałki i nimi objęli obszar ziemi pod zasiedlenie. Gdy zadowolony ze swojej przebiegłości Hiarbas, przybył ponownie do Elissy, ta poinformowała go że zgodnie z jego decyzją obszar jaki obejmuje skóra wołu, należy do niej - a był to obszar który w późniejszych czasach zajęła twierdza Byrsa. Hiarbas zgodził się na to, tym bardziej że pomysłowość Elissy znacznie mu zaimponowała i postanowił powalczyć o jej rękę i serce. Tyryjska księżniczka nie miała jednak ochoty na amory, była zajęta budową nowej osady, która otrzymała nazwę, podobna do tej, jaką Limassol zwali jej mieszkańcy - Kart Hadaszt (Nowe Miasto) - które potem ewoluuje w Kart Hagio (Kartaginę). Hiarbas jednak nie dawał za wygraną i posyłał Elissie różne podarki, proszą ją by została jego żoną. Kobieta jednak odmawiała, co spowodowało iż do próśb doszły i groźby, związane z wypędzeniem kolonistów z ziem Maksytanów, w przypadku jeśli Elissa pozostanie głucha na prośby króla Hiarbasa. Widząc że nie ma innego wyjścia, kobieta postanowiła popełnić samobójstwo, aby ocalić współtowarzyszy i rzuciła się ze skały w morskie odmęty. Tak oto kończy się legenda o założeniu miasta Kartaginy, bogatej handlowej faktorii, która w biegiem lat stworzyła prawdziwe morskie imperium, podporządkowując swej władzy zarówno lokalne fenickie kolonie, jak i afrykańskie plemiona barbarzyńskie, a także rozszerzając swoje władztwo na tereny Hiszpanii, Sycylii, Sardynii, południowej Italii, konfrontując się z miastami Wielkiej Grecji: Syrakuzami, Akragas, Selinus czy Himerą i wreszcie rzucając wyzwanie rodzącej się rzymskiej potędze.




Ktoś powie, ładna legenda, zapewne nie mająca jednak wiele wspólnego z prawdą. Być może legenda o Elissie (która w "Eneidzie" Wergiliusza, zmienia imię na Dydona i miast zakochanego w niej Hiarbasa, króla Maksytanów, mamy uciekiniera z płonącej Troi - Eneasza, w którym to ona się zakochuje. A ponieważ on jej miłość odrzuca i płynie dalej na północ ku brzegowi Tybru, Dydona popełnia samobójstwo, rzucając się w rozpalony stos płonącego drzewa i wypowiadając takie oto słowa: "Niech z mej śmierci narodzi się mściciel, który pomści tę nieszczęśliwą miłość". Wiadomo, Wergiliusz zakończył pisać swe dzieło ok. 20 r. p.n.e. czyli w czasach, gdy Rzymianie doskonale zdawali sobie sprawę, któż mógł być owym "mścicielem nieszczęśliwej miłości" królowej Dydony - był nim oczywiście Hannibal, który najechał i okupował dużą część Italii w latach 218-203 p.n.e. Ale to tylko taki dodatkowy wątek, który dla podbudowania swojej opowieści umieścił w swym dziele Wergiliusz), wcale nie jest taką legendą. Oczywiście sama posta Elissy/Dydony jest z całą pewnością zmyślona, jako że Fenicjanie zapewne nie powierzyliby przywództwa wyprawy żadnej kobiecie, to jednak pozostałe części opowieści Pompejusza Trogusa (i Menandra z Efezu, który korzystał z historycznych kronik Tyru) o królowej Elissie wcale nie muszą być nieprawdziwe. Po pierwsze, w Kartaginie istniało dziedziczne kapłaństwo, przyniesione z całą pewnością z fenickich kolonii na Cyprze, poza tym podczas prac wykopaliskowych na terenach dawnej Kartaginy, odnaleziono wiele archaicznych przedmiotów cypryjskich, świadczących dobitnie, że feniccy koloniści z Cypru byli bardzo zaangażowani w rozwój nowego miasta. 

Inne przesłanki mitu są również zgodne z prawdą (cypryjska świątynna prostytucja, istnienie bogatych miast Auty i Ityke na długo przed założeniem samej Kartaginy). Wygląda więc na to że legenda o założeniu Kart Hadaszt, jest w znacznej mierze zgodna z prawdą historyczną, podobnie zresztą jak i legenda o założeniu Rzymu przez braci Romulusa i Remusa (prace archeologiczne prowadzone w Rzymie, potwierdziły iż rzeczywiście na Palatynie istniała osada, datowana na tę, z czasów sławnych braci). Problem nastręcza wszakże datacja założenia samego miasta. Grecki historyk Philistos z Syrakuz, twierdził że Kartagina została założona na jedno pokolenie przed wybuchem wojny trojańskiej (ok. 1194-1184 r. p.n.e.), czyli ok. 1215 r. p.n.e. Jest to jednak data zupełnie nieprawdziwa, bowiem nie napotkano aż tak starych przedmiotów, pochodzących z terenów dawnego Kart Hadaszt. Zresztą Philistos twierdzi że miasto zostało założone przez Karchedona i Zorusa, a nie przez kobietę. To może być bardziej zgodne z prawdą, ale datacja powstania miasta całkowicie odpada. Dwaj inni Grecy jednak, podają inną datę. Menander z Efezu co prawda nie podaje jej wprost, ale twierdzi że Elissa uciekła z Tyru w siódmym roku panowania Pigmaliona, co przeliczywszy to z informacjami zawartymi w Starym Testamencie wychodzi na lata ok. 825-820 r. p.n.e. Bardzo podobną datę podaje również Timajos, który pisze że nastąpiło to na 38 lat przed pierwszą olimpiadą (776 r. p.n.e.) czyli wychodzi na rok 814 p.n.e. I to właśnie ta data została uznana za najbardziej prawdopodobną. Co prawda dotychczas archeolodzy odkopali najstarsze naczynia, pochodzące dopiero z ok. połowy VIII wieku p.n.e. i żadnej, która pochodziłaby z wieku IX, to jednak należy pamiętać że to, co zrobili ze zdobytą Kartaginą Rzymianie, to nie było jedynie spalenie i zniszczenie samego miasta. Tam doszło do prawdziwej niwelacji gruntu, które zostało totalnie przeorane. Być może więc najstarsze ślady kartagińskiej historii są wciąż ukryte w piaskach pustyni?

Należy też dodać, że mit o Elissie/Dydonie wcale nie musi być przypadkowy. Co prawda Fenicjanie nie powierzyli by przywództwa wyprawy kobiecie (nie było w ich dziejach żadnego podobnego przypadku), to jednak odniesienia do niej samej, mogą świadczyć o czymś innym. Mianowicie o sprowadzeniu do "Nowego Miasta" kultu bogini Tanit, które następnie stanie się największym bóstwem Kartaginy. Tanit była pomniejszym bóstwem Tyru, który był pod władza największego z fenickich bogów - Melkarta (Melkart to był taki fenicki Herakles, rzymski Herkules czy też perski Mitra - innymi słowy napakowany osiłek który pomaga ludziom). Musiało jednak w Tyrze dojść do jakiejś konfrontacji politycznej pomiędzy lokalnymi elitami (bo bez wątpienia, Kartagina, jak bodajże żadne inne fenickie miasto, no, może poza Gadir, powstałe za Słupami Melkarta, czyli za Cieśniną Gibraltarską, a jest to dzisiejszy Kadyks - została założona przez tyryjską i cypryjską elitę). Część elity (tej, która ową konfrontację przegrywała), postanowiła opuścić stare miasto i założyć nowe, gdzieś na zachodzie. Ponieważ jednak kapłani Melkarta, nie byli chętni w opuszczeniu Tyru i porzuceniu tutejszych bogactw świątynnych, dlatego też uciekinierzy przyjęli za swoją główną orędowniczkę boginię Tanit, która podobnie jak Melkart w Tyrze, stała się głównym (choć oczywiście nie jedynym) bóstwem "nowego Tyru" czyli Kartaginy. Stąd (według mnie) mit o Elissie, kobiecie pod której rozkazami uciekinierzy osiedli w nieprzyjaznym kraju i założyli tam swoje miasto, które z biegiem wieków stworzy prawdziwe morskie imperium. Ale po kolei.



KARTAGINA - TYR - WIELKA GRECJA 






"W ODRÓŻNIENIU OD CHARAKTERU LUDU ATEŃCZYKÓW, CHARAKTER NARODU KARTAGIŃSKIEGO JEST CIERPKI I PONURY, LUD TO ULEGŁY WOBEC WŁADCÓW I TWARDY WOBEC PODDANYCH, W STRACHU NADZWYCZAJ NIEGODNY, W GNIEWIE ZAŚ BARDZO DZIKI I UPARCIE TRZYMAJĄCY SIĘ RAZ PODJĘTYCH POSTANOWIEŃ, SZORSTKI I ODRZUCAJĄCY WDZIĘK I UROK ŻYCIA"

PLUTARCH O KARTAGIŃCZYKACH


Grecy i Rzymianie zawsze postrzegali świat, z sobą samymi jako środkiem owego świata i dlatego nie wahali się koloryzować czy piętnować propagandowo wrogów, aby uwypuklić ich negatywne cechy i jednocześnie podkreślić oraz upiększyć własne zalety. Kartagina przez kilka wieków była wrogiem zarówno greckich polis, ulokowanych na Sycylii i w południowej Italii (czyli w tzw.: "Wielkiej Grecji"), jak i rozrastającej się i rzucającej wyzwanie w konfrontacji morskiej, rzymskiej Republice. Nic wiec dziwnego, że autorzy antyczni, wywodzący się z tych nacji, ukazywali głównie negatywne cechy charakteru Kartagińczyków. Była to bowiem walka propagandowa, mająca na celu utrwalenie w świadomości potomnych własnego (moralnego) prawa do zniszczenia tego punickiego miasta, będącego centrum całej zachodnio śródziemnomorskiej kultury fenickiej, jakże odmiennej od greckiej czy rzymskiej. A jak wiadomo historię piszą zwycięzcy, więc przekaz przez stulecia był taki, że to co rzymskie i greckie to dobre i piękne, zaś to co wywodzące się z mroków zniszczonego miasta, to niegodziwe, barbarzyńskie i odpychające. Niektórzy (współcześni) historycy pisali nawet o "armenoidalnej rasie podrzutków" (Schachermeyr), mającej udowodnić że Kartagińczycy to byli prawdziwi barbarzyńcy nie wiadomo skąd, o twarzach "czerwonych od słońca". Niektórzy pisali: "To szczęście, że Rzym pokonał Kartaginę" (Burckhardt), czy też porównywali Hannibala z... Adolfem Hitlerem (Proctor). A jednak, wbrew temu wszystkiemu, morskie imperium Kartaginy przetrwało najdłużej ze wszystkich państw, stawiających na potęgę morską, znacznie dłużej niż np. sławny ateński Związek Morski czy też imperium (arche) Dionizosa Wielkiego z Syrakuz na Sycylii. 

Już Cyceron powiadał, że Kartagina bez mądrego rządu i wewnętrznej dyscypliny, nie przetrwałaby sześciu wieków. Ja sam długo byłem zafascynowany kulturą dawnej Kartaginy. Napisałem nawet (już o tym wspominałem w poprzednim poście z tego tematu) mini-wiersz o sławnym Hamilkarze Barkasie (ojcu Hannibala), zatytułowany: "Hamilkar Barkas i towarzysze u stóp Eryxsu", opiewający męstwo, jaki był udziałem tych Punijczyków w walce z przeważającymi siłami Rzymu na Sycylii w końcowej fazie I Wojny Punickiej. Należy też tutaj dodać, że Kartagińczycy w znacznej mierze przyczynili się do rozwoju kulturalnego afrykańskich i hiszpańskich plemion. Ludy Massylów, Maurów, Massaesów, Turdetanów, Bastetanów, Edatanów, Olkadów, a nawet Oretanów czy Karpetanów ze środkowej Hiszpanii, przejęły w dużej mierze kulturę Kartaginy (z którą co prawda częstokroć walczyły). Kartagińczycy jako pierwsi dokonali prawdziwej urbanizacji Północnej Afryki, umożliwiając temu regionowi ogromny rozwój gospodarczy (w czasach rzymskich prowincja Afryka, należała do jednych z najbogatszych prowincji Imperium Rzymskiego, a w V wieku, w czasach upadku państwa rzymskiego, to właśnie posiadanie Afryki gwarantowało o utrzymaniu władzy w Rzymie przez kolejnych cesarzy, jako że była ona prawdziwym spichlerzem Rzymu i gdy w 439 r. Wandalowie pod wodzą swego króla Genzeryka, zdobyli rzymską już wówczas Kartaginę, w Rzymie zapanował głód). Poza tym byli to śmiali żeglarze i odkrywcy, wypływający na swych okrętach daleko poza Słupy Melkarta (przez Greków zwane Słupami Heraklesa a przez Rzymian Herkulesa - dziś jest to po prostu Cieśnina Gibraltarska) i docierające nawet do Azorów. 

Istnieje taka teoria, jakoby przez pierwsze lata po swym powstaniu Kartagina była miastem-kolonią Tyru i płaciła tam daninę. Tyr wiec miał sprawować protektorat nad "Nowym Miastem" aż do czasu swego upadku w 573 r. p.n.e. gdy to fenickie miasto-państwo zdobył król Babilonu Nabuchodonozor II. Teoria ta jednak nie trzyma się kupy. Jak już wspomniałem na początku, założenie Kartaginy miało miejsce zapewne w wyniku rozłamu pomiędzy elitą Tyru (i fenickich kolonii na Cyprze), a Tyr nie miał realnej możliwości kontrolowania Kart Hadaszt, rozwijającego się w Afryce, na ziemiach dzisiejszej Tunezji. Nigdy też nie istniało żadne morskie imperium Tyru, a poza tym, nawet gdyby istniało, takie miasto łatwo mogło zrzucić zależność, jako że Fenicjanie nie pływali w zimie, a dopłynięcie z Fenicji do Kartaginy, musiało zająć (co najmniej dwa miesiące, podróż morska z Tyru do Gadir trwała... rok, w tą i z powrotem). Tyr nie miałby realnych możliwości kontroli tego miasta, poza tym nawet po podboju babilońskim, miasto nie utraciło swoich handlowych przywilejów i wciąż się bogaciło, więc w podbój nie mógłby być też czynnikiem niwelującym ewentualne wpływy tyryjskie w Kart Hadaszt. Co prawda Kartagińczycy wysyłali dary do świątyni Melkarta w Tyrze, ale nie należy ich uznawać za formę daniny (przynajmniej ja tak sądzę), gdyż mogła to być zwykła forma religijnego pietyzmu i szacunku wobec starego boga i ich dawnej ojczyzny (z którą notabene poza tym już nic ich nie łączyło, w ogóle nie interesowali się wydarzeniami politycznymi na wschodzi, nie pomagali też Tyrowi w jego konfrontacji z Asyrią, Egiptem, Babilonią, Persją czy... macedońsko-grecką wyprawą Aleksandra Wielkiego. Dawne miasto jakby przestało dla nich istnieć). A kto sprawował władzę w Kartaginie?... O tym w kolejnej części.




CDN.

W GRODZIE BOGINI TANIT - Cz. I

DZIEJE KARTAGINY
W CZASACH HANNIBALA




"Proch ziemi libijskiej pokryje Hannibala" - tak brzmiała grecka przepowiednia, którą niegdyś młody Hannibal usłyszał w świątyni. Teraz, galopując przed ścigającymi go Rzymianami po anatolijskiej Bitynii i mając zapewne w pamięci tamtejszą przepowiednię, mógł Hannibal być spokojny co do swej przyszłości. Wciąż jeszcze wierzył w odrodzenie Kartaginy, choć ciągle zdradzany (najpierw przez swych rodaków w 195 r. p.n.e. a następnie przez króla Bitynii - Prusjasza I, który najpierw udzielił mu schronienia po klęsce króla syryjskiego Antiocha III Wielkiego w 190 r. p.n.e. a następnie pod wpływem rzymskich żądań, zdecydował się wydać go Rzymianom. Dowiedziawszy się o tym, Hannibal zbiegł z Nikomedii - stolicy Bitynii). Pędził teraz konno przed siebie,zastanawiając się czy nie wszystko jeszcze stracone, przecież przepowiednia brzmiała jasno - zakończy życie w Libii, w Afryce, a on przebywał teraz w Bitynii w Azji Mniejszej, czyli bogowie mu sprzyjają, ujdzie rzymskiemu pościgowi. Tylko co dalej? Teraz musi bez wątpienia kierować się ku morzu, tylko czy zastanie tam aby jaki statek? Zapewne tak, skoro przepowiednia była mu życzliwa. Zgubiwszy pogoń, postanowił odpocząć napoić konia i posilić się w pewnej wiosce. Gdy jednak zbliżył się do zabudowań pewnego najbliższego domostwa, ujrzał stojącego w progu domu mężczyznę, którego zapytał: "Gdzie jestem, jak nazywa się ta wieś?" "Libia panie!" odpowiedział chłop. Hannibala zmroziło, teraz wiedział że wszystko stracone, tym bardziej że w oddali słyszał już ponownie odgłos końskich kopyt. To ścigający go Rzymianie, byli już blisko. Nie namyślając się zbytnio, wyjął pęcherzyk z trucizną, którą nosił przy sobie i zażył jej zawartość. 

Tak oto zakończył życie wielki Hannibal Barkas, a proch ziemi libijskiej pokrył jego ciało. Miało to miejsce w 183 r. p.n.e. czyli roku, w którym odszedł z tego świata inny wielki mąż, a jednocześnie przeciwnik (choć nie wróg) Hannibala - rzymski polityk i wódz Publiusz Korneliusz Scypion. Ten jednak zmarł spokojnie, w swej posiadłości w Liternum w Kampanii, na łożu śmierci prosząc żonę Emilię, aby pochowała go w tej miejscowości, a nie w grobowcu rodu Korneliuszy koło Porta Capena w Rzymie. Scypion miał żal do Rzymian za to jak potraktowano wcześniej jego i jego brata. "Ktoś, według panującego w Rzymie zwyczaju, pozwał go (Scypiona) do odpowiedzialności przed zgromadzeniem ludowym, zarzucając mu wiele rzeczy w sposób bardzo przykry" - jak pisze Polibiusz. W 187 r. p.n.e. brat Publiusza Scypiona - Lucjusz Korneliusz Scypion, został oskarżony przed senatem przez Marka Porcjusza Katona i jego frakcję o sprzeniewierzenie 500 talentów otrzymanych od pokonanego króla syryjskiego Antiocha III Wielkiego. Rzeczywiście pieniądze te Lucjusz wydał wedle własnych potrzeb, ale przekonywał senat że miał do tego prawo, bowiem były to środki zebrane z łupów wojennych, a nie pieniądze publiczne z których musiałby się rozliczyć przed pretorem. Senat przyjął to wyjaśnienie i odrzucił wniosek Katona o dokładne zbadanie tej sprawy. Niezrażony tym Porcjusz Katon przedstawił swój wniosek pod głosowanie na zgromadzeniu ludowym (komicja centurialne), gdzie jego zwolennicy zdobyli większość i zmusili senat do ponownego głosowania w tej sprawie. Znów jednak większość senatorów opowiedziała się za odrzuceniem sądzenia tej sprawy, choć dla uspokojenia nastrojów powołano komisję śledczą pod przewodnictwem pretora, jednak i tutaj przeważyły głosy zwolenników Scypionów, bowiem pretorem komisji śledczej obrano niejakiego Terencjusza Kulleo - przyjaciela zarówno Publiusza jak i Lucjusza, który przez rok zwlekał z rozpoczęciem śledztwa, aż cała sprawa została zapomniana. 

Sprawa odżyła ponownie w 185 r. p.n.e. gdy Katon wniósł kolejny wniosek o zbadanie tej kwestii. Tym razem senat zmusił Lucjusza do złożenia zeznań (podczas których towarzyszył mu jego brat Publiusz). Zmuszono go także do okazania ksiąg rozliczeń finansowych z czasów wojny z Antiochem III i okazania ich w senacie. Przyniósł je Publiusz Scypion, który buńczucznie podarł karty na oczach senatorów a następnie stwierdził że jeśli chcą to mogą je sobie pozbierać. Wzbudziło to konsternację i sarkanie wśród senatorów, którzy zaczęli się obawiać że katonowskie zarzuty, jakoby Scypionowie (a szczególnie Publiusz - zwycięzca Hannibala), mają się za osoby stojące ponad prawem, co zagrażało podstawom Republiki, okazywały się prawdziwe. Publiusz wygłosił jeszcze mowę oskarżycielską, domagając się wyjaśnień, dlaczego żąda się od jego brata wyliczeń z tej skromnej sumy 500 talentów, a nie pytają się o te 15 000 talentów, które dzięki Lucjuszowi zapłacił Rzymowi Antioch III i dlaczego nie pamiętają że to właśnie on pod Zamą i Lucjusz pod Magnezją zmusili zarówno Hannibala jak i Antiocha do oddania ogromnych terenów w Hiszpanii, Afryce i Azji Mniejszej. Senat ponownie odrzucił wniosek Katona. 

Do kolejnego ataku, tym razem już bezpośrednio godzącego w Publiusza Scypiona, doszło w 184 r. p.n.e. gdy Katon wygłosił świetna mowę oskarżycielska przed senatem, domagając się zbadania zarzutów kradzieży pieniędzy publicznych ofiarowanych Rzymowi przez Antiocha III, jego złotych i srebrnych pucharów, które Katon ponoć widział osobiście po bitwie pod Termopilami (191 r. p.n.e.) a których potem na triumfie w Rzymie już nie było, poza tym domagał się zbadania rozrzutności i bezeceństw, do jakich miało dochodzić w kwaterach wojskowych na Sycylii i incydentu w Locri. Scypion długo słuchał tych oskarżeń w milczeniu, po czym gdy dano mu głos dla na swą obronę, ten tylko wstał ze swego miejsca i ruszył do wyjścia z budynku. Na pytanie dokąd idzie, odwrócił się do zgromadzonych i powiedział: "Dziś, Kwiryci, rocznica tego dnia, w którym lat temu osiemnaście zwyciężyłem Hannibala pod Zamą. W rocznicę tego zwycięstwa, które ocaliło nasze Miasto, składam ofiary Jowiszowi na Kapitolu. I tam też właśnie się udaję, wy róbcie co chcecie", po czym wyszedł z sali a za min... wszyscy senatorowie, pozostał tam tylko osłupiały Katon.




Był to ostatni sukces Publiusza Scypiona. Wkrótce potem opuścił Rzym i wyjechał do swych majętności w Liternum, gdzie zmarł w następnym roku. Swej żonie Emilii polecił również, aby wydała ich córkę Kornelię za Tyberiusza Semproniusza Grakchusa Starszego, który co prawda należał do frakcji Katona w senacie (wrogiej Scypionom), jednak stanął on po stronie Lucjusza Scypiona (ponownie oskarżonego z wniosku Katona), gdy senat w owym 183 r. p.n.e. uznał Lucjusza winnym kradzieży środków publicznych i nakazał jego aresztowanie. Wówczas to Tyberiusz Grakchus zaprotestował, twierdząc iż nie godzi się aby zwycięzca Antiocha był odsyłany do tego samego więzienia, do którego wcześniej odsyłał wrogów ludu rzymskiego, co uratowało Lucjusza przed aresztowaniem, choć wpływy polityczne Scypionów były już złamane. W kilka lat po śmierci Publiusza Scypiona, jego córka Kornelia poślubiła Tyberiusza Grakcha Starszego i stała się matką dwóch wielkich braci - Tyberiusza Semproniusza Grakcha i Gajusza Semproniusza Grakcha - którzy w latach 133-121 doprowadzili do prawdziwej rewolucji społeczno-polityczno-ekonomicznej w Italii.

Wróćmy jednak do Hannibala. Przyszedł on na świat w Kartaginie w 247 r. p.n.e. W tym czasie Kartagina prowadziła już od 17 lat wyczerpującą wojnę z Rzymem, która przeszła do historii jako Pierwsza Wojna Punicka. Po siedemnastu latach ciężkich zmagań wojennych, sytuacja ekonomiczna i militarna Kartaginy była wręcz rozpaczliwa. Na nic zdały się zwycięstwa sławnych wodzów Adherbala i Kartalona (których notabene ok. 247 r. p.n.e. odwołało z Sycylii stronnictwo Hannona Wielkiego, opowiadające się za pokojem z Rzymem), na nic zdało się poselstwo (ok. 252 r. p.n.e.), wysłane do egipskiej Aleksandrii z prośbą o pożyczkę w wysokości 2 000 talentów. Król egipski Ptolemeusz II odmówił Kartagińczykom pożyczki, twierdząc iż: "Trzeba pomagać przyjaciołom przeciw swym wrogom, a nie przeciw innym przyjaciołom" (Egipt zawiązał stosunki dyplomatyczne z Rzymem w 273 r. p.n.e. i od tego czasu stosunki te funkcjonowały na zasadach amici - czyli sojuszniczych). Tym bardziej Kartaginie zagrażało niebezpieczeństwo od strony ludów afrykańskich (Numidzi), których co prawda pokonał Hannon Wielki zdobywając potężną twierdzę Theveste (ok. 246/245 r. p.n.e.) i biorąc 3 000 zakładników, to jednak nie doprowadziło do zakończenia walk. Kartagina nie mogła sobie pozwolić na utrzymywanie dwóch armii - sycylijskiej i afrykańskiej, stąd zapewne brało się wycofanie z frontu sycylijskiego dwóch wodzów odnoszących sukcesy - Adherbala i Kartalona oraz mianowanie tam wodzem niejakiego Hamilkara, wywodzącego się co prawda z zamożnej rodziny, ale będącej z dala od centrum arystokratycznego Kart Hadaszt. Zamiarem Hannona Wielkiego i jego stronnictwa było wysłanie na Sycylię wodza, który będzie musiał zakończyć wojnę z Rzymem. Jeśli takie było zamierzenie, to okazało się ono błędne, bowiem Hamilkar był gorącym zwolennikiem dalszego prowadzenia wojny, aż do ostatecznego zwycięstwa.

Gdy wyjeżdżał objąć dowództwo na Sycylię, żegnał się ze swą żoną, która była już w zaawansowanej ciąży. Dziecko urodziło się już po wyjeździe ojca, a matka dała mu na imię - Hannibal (imię to było wówczas dość popularne w Kartaginie). Sytuacja jaką Hamilkar zastał na Sycylii była dramatyczna, wojsko utrzymywało się jeszcze w dwóch twierdzach Lilybaeum i Drepanum. Eryks ze sławną świątynią bogini Asztarte (Isztar-Inanny), został zdobyty przez Rzymian w październiku 249 r. p.n.e. nie było pieniędzy ani środków na zorganizowanie kolejnych kampanii, a morale wojska wciąż słabło. Rzeczywiście, w tych warunkach najlepiej by było zawrzeć pokój i skierować ekspansję w kierunku afrykańskim (do czego dążył Hannon Wielki), ale Hamilkar nie zamierzał się poddawać. Pomimo braku pieniędzy i środków, postanowił uderzyć Rzymian w samo serce, czyli... najechać Italię. Oczywiście o zbrojnej ekspansji nie było mowy, ale Hamilkar dysponował jeszcze flotą, którą zamierzał użyć. Załadowawszy na okręty cześć swoich wojsk, opływał brzegi Italii, atakując mniejsze posterunki i paląc miasteczka i wsie nad brzegiem Morza Tyrreńskiego, tak dotarł aż do Kyme, po czym zawrócił na Sycylię. Niespodziewany atak Kartagińczyków na wybrzeża Italii, spowodował konsternację wśród Rzymian, czujących się już bezpiecznie na Półwyspie Apenińskim. Rzym jednak również mocno ucierpiał w wyniku toczących się walk (w 249 r. p.n.e. ostatecznie utracono całą flotę stworzoną po raz pierwszy przez Gajusza Duiliusza w 260 r. p.n.e. - pod Drepanum poniósł klęskę Publiusz Klaudiusz Pulcher (100 okrętów) z flotą kartagińską Adherbala, a pod Phintias w tym samym roku klęskę poniósł Lucjusz Juniusz Paullus (120 okrętów) z flotą Kartalona. Taka mała ciekawostka, po klęsce pod Drepanum, siostra Klaudiusza Pulchera - Klaudia pewnego razu udając się w swej lektyce na Forum i stojąc w korku, spowodowanym przez tłum ludzi zmierzających w tym samym kierunku, nie wytrzymała, wychyliła się zza kotary lektyki i krzyknęła na głos: "O jakże bym chciała aby mój brat zmartwychwstał i raz jeszcze wytępił to stado baranów". Te nieprzemyślane słowa, o mało nie kosztowały jej życie, bowiem została oskarżona o obrazę ludu rzymskiego, co w sytuacji toczącej się wojny o przetrwanie było bardzo poważnym zarzutem. Klaudia co prawda uniknęła kary, ale musiała publicznie na Forum przeprosić Rzymian za swoje słowa, twierdząc iż nie ich miała na myśli).

Po powrocie na Sycylię, Hamilkar odesłał całą flotę do Kartaginy (głównie po to, aby odebrać wojsku nadzieję na wydostanie się z Sycylii i zmusić ich do dalszej walki), po czym zajął masyw Heirkte (dziś Monte Castellaccio) i stamtąd prowadził walki partyzanckie na całą okolicę. Przez kolejne trzy lata czas upływał mu nie tylko na walkach z Rzymianami (były to jednak niewielkie potyczki, gdyż Hamilkar nie miał ani sił ani środków do wydania otwartej bitwy), ale również na gaszeniu buntów własnych wojsk (było ich tam ok. 15 000), gdyż żołd z Kartaginy przychodził bardzo nieregularnie. Wreszcie w 244 r. p.n.e. przeprowadził śmiałą akcję zbrojną (pierwszą od czasu morskiej wyprawy na italskie wybrzeże) - zdobył twierdzę Eryks. Udało mu się tego dokonać dzięki fortelowi i pod osłona nocy. Miasto ponownie znalazło się w kartagińskich rekach, choć na większe kampanie nie było już żadnych możliwości, Kartagina była faktycznym bankrutem, nie było już pieniędzy na żołd dla wojska i choć wojna partyzancka trwała jeszcze trzy lata, a z Eryksu Hamilkar podejmował śmiałe akcje, to jednak były to kampanie iście partyzanckie i polegające jedynie na zniszczeniu niewielkich sił rzymskich w okolicach Eryksu lub Drepanum, mimo to sława niezwyciężonego wodza opromieniła Hamilkara (ja sam niegdyś napisałem mini wiersz zatytułowany "Hamilkar i towarzysze u stóp Eryksu").




Ostatecznie po klęsce w bitwie morskiej (w latach 243/242 p.n.e. Rzymianie ogromnym kosztem finansowym, do którego m.in.: zaliczyć należy poważne wsparcie, jakie udzieliły rzymskie kobiety, głównie majętne wdowy, przekazując swoje kosztowności - wystawili kolejną flotę) koło Wysp Egadzkich (a konkretnie naprzeciw wyspy Aigusy) 200 rzymskich penter, pod dowództwem konsula Gajusza Lutacjusza Katulusa, doszczętnie rozbiło 250 okrętów kartagińskich (które w większości obładowane były zapasami żywności dla walczących pod Eryksem, zaś Rzymianie dysponowali wyszkolonymi wioślarzami i żołnierzami "piechoty morskiej") pod wodzą Hannona (241 r. p.n.e.). Zatopiono 97 okrętów kartagińskich i zdobyto 20, reszta zdołała uciec do Kartaginy (Hannon za klęskę został skazany na śmierć przez ukrzyżowanie). W tej sytuacji nie było już żadnych możliwości dalszego prowadzenia wojny, należało więc wynegocjować korzystny pokój. Hamilkarowi udało się jedynie uzyskać możliwość opuszczenia twierdz sycylijskich przez jego wojsko wraz z bronią, poza tym Kartagińczycy musieli oddać całą Sycylię i wszystkie twierdze, uwolnić rzymskich jeńców bez okupu i zapłacić w przeciągu 20 lat 2 200 talentów (ok. 56 ton srebra). Kartagina nie mogła też wojować z greckimi Syrakuzami (będącymi wówczas sojusznikiem Rzymu). Taki pokój był jednak mocno krytykowany w Rzymie, co spowodowało że w krótkim czasie wysłano z Rzymu komisję dziesięciu, która miała wynegocjować nowy pokój (podważając ten, zawarty przez Hamilkara i Katulusa). Kontrybucja została podwyższona do 3 200 talentów płatnych w przeciągu 10 lat, a Kartagina prócz Sycylii musiała oddać Wyspy Liparyjskie i Egackie.

Wojna dobiegła więc końca a żołnierze po latach spędzonych z dala od domu, wreszcie mógł wrócić do rodzinnego miasta Kartaginy. Do domu i żony powracał także wódz Hamilkar, który po raz pierwszy mógł ujrzeć swego sześcioletniego już syna Hannibala. Niepokorny wódz i jego żołnierze, z bronią w ręku przybywali więc do pokonanego miasta. Jak ono wyglądało i jakie miało dzieje do czasów powrotu Hamilkara? O tym już w kolejnej części.








CDN.

WALKIRIA - CZYLI DLACZEGO HITLER ZDOBYŁ WŁADZĘ W NIEMCZECH? - Cz. II

CZYLI CO SPOWODOWAŁO ŻE REPUBLIKA WEIMARSKA ZMIENIŁA SIĘ W III RZESZĘ? PLANY I MARZENIA  Cz. I " GDY WYBUCHNIE WOJNA, NIE DA SIĘ PRZEWI...