WYŚWIETLENIA

09 sierpnia 2025

DOMINATORKI - Cz. I

CZYLI RZECZ O ZNANYCH 
I NIEZNANYCH KOBIETACH W HISTORII,
KTÓRE POTRAFIŁY 
RÓŻNYMI SPOSOBAMI OWINĄĆ SOBIE
MĘŻCZYZN WOKÓŁ PALCA





"NIGDY ZA MOIM PRZYZWOLENIEM KRÓL NIE POGWAŁCI MEGO DZIEWICTWA, A GDY BĘDZIE PRÓBOWAŁ WZIĄĆ MNIE SIŁĄ, NIE PÓJDĘ W ŚLADY LUKRECJI, ŻONY COLLATINUSA, KTÓRA PRZECIERPIAŁA ZNIEWAGĘ, A NASTĘPNIE ODEBRAŁA SOBIE ŻYCIE. ZNIEWAGĘ TĘ PRZYPŁACĘ WŁASNĄ ŚMIERCIĄ"

LUKRECJA di ALAGNO
(Która potrafiła tak rozkochać w sobie króla Neapolu - Alfonsa I Trastamara, że ten tracił dla niej głowę, obsypywał prezentami i przyznał pozycję należną królowej. Jej władza była tak wielka, że nikt nie miał prawa spotkać się z monarchą, jeśli ona wcześniej nie udzieliła na to zgody. Jednocześnie nie pozwoliła królowi się do siebie zbliżyć i pielęgnowała tzw.: "miłość platoniczną". Należy tutaj od razu dodać, że Lukrecja nie pochodziła z królewskiego rodu a jedynie była ubogą arystokratką. Utrzymywała swój wpływ na króla Alfonsa przez dziesięć lat 1448-1458, aż do jego śmierci, po czym została kochanką zwykłego sekretarza królewskiej administracji i miała z nim dziecko. Zmarła w biedzie i zapomnieniu w 1479 r.



Kobiety-Dominatorki, kobiety które własnym wysiłkiem (seksapilem lub walorami umysłu), potrafiły podporządkować sobie mężczyzn i zająć pierwszą wśród nich pozycję. Czy takie kobiety istniały lub istnieją? Oczywiście że tak, lecz według mnie osobiście znacznie więcej jest kobiet uległych, które podporządkowują się swemu mężczyźnie. Oczywiście kobiety mają tę przewagę nad mężczyznami, że to... one nas wybierają, a nie my je. To kobiety decydują który mężczyzna będzie najbardziej odpowiedni dla nich i dla ich przyszłego potomstwa, choć wielu facetów uważa że jest inaczej i że to oni decydują. Ten błąd nieświadomości mężczyzn jest odwiecznym kobiecym przywilejem związanym bezpośrednio z ich seksualnością. Ogromna większość kobiet woli jednak uległość od dominacji (choć dziś przyjęło się wszystko określać mianem "partnerstwa" - ok. ale należy pamiętać, że nawet w najbardziej partnerskim związku muszą istnieć mniej lub bardziej decyzyjne osoby). Mam dobrego znajomego który zawsze był dość nieśmiały w stosunku do kobiet (przy pierwszym poznaniu) i sprawiał wrażenie człowieka nieco wycofanego. Pewnego jednak razu zawiązał znajomość z dość niezależną kobietą, która widać było że lubi przewodzić w związku. Po kilku ładnych miesiącach gdy się znów spotkaliśmy, sytuacja wyglądała następująco - oboje wciąż ze sobą byli, jednak widać było że role w ich związku nieco się odmieniły. Owa Dominatorka, z którą zapoznał się mój znajomy, była... całkowicie poskromiona (jeśli mogę użyć takiego słowa). Teraz są kochającym się małżeństwem a ona jest przykładną żoną i matką. Przyznam się szczerze że nie spytałem się w jaki sposób dokonał jej odmiany, gdyż po prostu głupio pytać o takie rzeczy, ale bez wątpienia ów nieśmiały facet, jakiego znałem i owa niezależna kobieta, zamienili się totalnie rolami. 

Zresztą ja stawiam tezę, że kobieta dominująca to pewna (jakby to powiedzieć) - anomalia, związana z brakiem stanowczości u mężczyzny. Kobieta bowiem wybierając sobie mężczyznę na resztę życia, pragnie mieć w nim nie tylko oparcie, ale również ochronę i swoistego przewodnika przez życie. Jeśli tego nie znajduje w swoim związku, jeśli mężczyzna jest słaby i niezdecydowany oraz na wszystko się zgadza, to ona go wcześniej czy później zdominuje. Nie stanie się jednak tak dlatego że ona tego pragnie, tylko dlatego że po prostu w każdym związku... ktoś musi nosić spodnie - że tak się wyrażę. Jeśli facet jest dupa wołowa, to kobieta chcąc nie chcąc musi być silna. Często kobiety testują mężczyzn, na jak dużo będą mogły sobie pozwolić w stosunku do nich i jeśli nie ma żadnej reakcji ze strony faceta, to taka kobieta (będąc zdesperowaną) wejdzie mu wreszcie na głowę i zamieni w totalnego pantofla. Ale to z jej strony jest swoiste testowanie na jak dużo może sobie pozwolić. Tutaj bowiem w grę wchodzi również umiejętność zapewnienia bytu i bezpieczeństwa rodzinie, jeśli bowiem mężczyzna ulega kobiecie, to w jej głowie powstaje myśl że równie szybko ulegnie np. napastnikom, próbującym zrobić jej coś złego i ze strachu nie stanie w jej obronie. A świat w którym żyjemy naprawdę nie jest przyjazny kobietom. One tak naprawdę na każdym kroku są wystawiane na żer, niczym zwierzyna łowna. Kobietę bowiem znacznie łatwiej można skrzywdzić niż mężczyznę i to na wiele sposobów. Dlatego w ich mentalności (a być może nawet w genotypie) zakodowała się potrzeba znalezienia mężczyzny silnego, dającego oparcie i bezpieczeństwo. 

Większość mężczyzn po prostu tego nie rozumie i na tym bardzo często polegają owe kryzysy w małżeństwie lub związku, na niezrozumieniu potrzeb drugiej strony (bowiem mężczyźni w dużej mierze chcą po prostu mieć święty spokój, nie chcą się zbytnio angażować w stosunku do kobiety, bo i tak już ją "zdobyli", teraz więc można osiąść na laurach i odpoczywać w gronie "ogniska domowego". Problem jednak polega na tym, że większość kobiet po prostu wewnętrznie kipi, widząc swego faceta, który zachowuje się jakby mu na niczym nie zależało, tylko papcie, telewizor, gazetka i piwko - to cały jego świat po pracy). Nic wiec dziwnego że część z nich po prostu przejmuje w domu role mężczyzn i zaczynają dominować, choć tak naprawdę pragną tylko pobudzić swego faceta do działania. Stawiają mu więc coraz większe wymagania, a jeśli on ich nie spełnia to albo urządzają karczemną awanturę, albo też zaczynają tzw.: "ciche dni". Dopóki facet nie weźmie sprawy w swoje ręce i nie zacznie ponownie przewodzić w związku, to będzie miał cały czas na głowie "warczącą" na niego żonę, która coraz bardziej będzie traciła do niego szacunek (nawet jeśli go kocha, to widząc jego flegmatyczność i ugodowość, z czasem naturalnie utraci do niego szacunek i będzie nim pomiatać). Wiem co mówię, bo w życiu widziałem już różne relacje w związkach (swoją drogą pamiętam z dzieciństwa, jak kiedyś z siostrą pojechaliśmy do wujostwa na zdaje się ferie szkolne. I pamiętam taką scenę, gdy po zabawie z kuzynostwem zostaliśmy zawołani na obiad. Weszła ciotka z talerzem zupy i z tak... podbitym okiem, że ja sam - nigdy wcześniej nie widząc czegoś takiego, zapytałem się w sposób naiwny i bezpośredni: "Ciociu, co ci się stało?" Nie odpowiedziała i choć miałem wtedy może z osiem lub dziesięć lat, to do dziś przypomina się mi moje głupie pytanie. 

Zresztą nie był to ostatni raz, gdy miała siniaki pod oczami, ale ja wówczas zauważyłem to po raz pierwszy, a wuj był typem osoby nieznoszącej sprzeciwu (natomiast mój ojciec, choć z wujem byli braćmi - sam był osobą łagodną i ugodową, choć oczywiście też do pewnego stopnia, ale zdarzało się że to raczej mama często się na niego obrażała. Pamiętam taką scenę gdy byłem dzieckiem, wracaliśmy z przyjęcia u znajomych rodziców z innego miasta, a ponieważ przyjęcie było zakrapiane alkoholem, wracaliśmy pociągiem. I tam mama obraziła się na tatę, bo ten wprowadził nas do innego wagonu, który został odczepiony i musieliśmy czekać na następny pociąg, a było to już późno w nocy. Tata jednak nic sobie z tego nie robił, gdy pociąg przyjechał mama usiadła dalej od niego. A on jakby nigdy nic mówił: "Danuś, i tak cię kocham". W pewnej chwili odwróciła się starsza kobieta, siedząca przed nim, na co on... zrobił w jej kierunku śmieszną minę. No cóż, taką relację w związkach także zapamiętałem. Także, kończąc te prywatne wycieczki, przejdę już bezpośrednio do tematu kobiet dominujących (dominatorek)



DOMINATORKI STAROŻYTNEGO EGIPTU






"PRZYTULISZ JESZCZE SWE DZIECI, ŻONĘ UCAŁUJESZ I UJRZYSZ DOM SWÓJ, 
A TO JEST PIĘKNIEJSZE NIŻ WSZYSTKO"

"ROZBITEK"
PAPIRUS Z XIX wieku p.n.e. (XII DYNASTIA)



Królestwem egipskiej kobiety był dom. W nim mogła czynić wszystko, wedle własnej woli i to do niej też należała opieka i wychowanie dzieci. Kobieta egipska miała bardzo silną pozycję w rodzinie i nawet jeśli to mężczyzna był tej rodziny głową, to ona była szyją, która tą głową kręci. Nawet prawo egipskie dawało kobietom silną pozycję w stosunku do współmałżonka. Zdarzało się bowiem że w przypadku rozwodu z jego winy (tzw.: "porzucenie żony"), mąż musiał płacić alimenty i utrzymywać byłą żonę do końca życia (były to rzadkie przypadki związane z pozostawianiem jej w stanie niezamężnym, jeśli bowiem wyszła ponownie za mąż, to były małżonek nie musiał już na nią płacić alimentów i zobowiązany był jedynie do zwrotu "mienia kobiecego" - które ona wniosła do związku w dniu ślubu, oraz 1/3 tego, czego dorobili się wspólnie podczas małżeństwa), jednak jeśli to ona go zdradziła lub porzuciła dla innego, traciła 1/3 swego posagu małżeńskiego, oraz wszelkie inne prawa przysługujące małżonce (w przypadku zdrady małżeńskiej, mąż mógł wręcz żądać aby cudzołożnicę ukarano obcięciem nosa, chyba że rozeszli się w zgodzie). Kobieta bowiem miała wielką władzę w domu swego męża jako żona, ale tylko do czasu, gdy nie dopuściła się zdrady. Jeśli zaś została przyłapana na zdradzie, traciła wszelkie prawa jako małżonka i mogła zostać ukarana obcięciem nosa, jeśli tego życzyłby sobie jej małżonek. W przypadku zaś zdrady męża, żona mogła żądać rozwodu na wyżej wymienionych zasadach, plus specjalny "prezent" który jej wówczas przysługiwał, będący równowartością ceny jednego niewolnika. 

Boską opiekunką kobiet w Starożytnym Egipcie była bogini Hathor (zwana również "Złotą Boginią", "Ręką Atuma" i "Panią Sromu") która miała dwa oblicza. Pierwsze łagodne i kochające, jako troskliwa matka karmicielka i kochająca żona. Ale było i drugie oblicze tej bogini, które bardzo pasowało do dwoistości kobiecego charakteru. Otóż było to oblicze agresywne i niszczycielskie, a Hathor zamieniała się tam z łagodnej bogini w agresywną i krwiożerczą lwicę, która dążyła do zniszczenia rodzaju ludzkiego (w mitologii egipskiej miał ją ponoć ułagodzić bóg mądrości Tot). Kobiety w literaturze egipskiej są bardzo często pokazywane jako takie... niewyżyte seksualnie zdziry, które tylko czekają by zdradzić swego męża z innym mężczyzną. W powieści: "Opowiadania o cudownych zdarzeniach" (XV wiek p.n.e.), mamy do czynienia z żoną kapłana, która namawia do stosunku swego służącego (ogrodnika): "I znów żona kapłana Weba-oner posłała polecenie służącemu, który miał pieczę nad ogrodem: "Niech oporządzi altanę, która jest w ogrodzie, ja bowiem idę tam spocząć. Przygotowano więc w altanie wszystko, czego trzeba. Poszły obie, pani i służąca, i spędziły piękny dzień z prostakiem". W innym utworze pt.: "Prawda i Kłamstwo" (XIII wiek p.n.e.), również mamy do czynienia z bogatą damą, która przygarnia do siebie niezwykle urodziwego ślepca oraz czyni go swym kochankiem: "Wiele dni potem Pani wyszła ze swego domu, towarzyszki jej ujrzały (...) leżącego u stóp wzgórza, tak pięknego, że w całym kraju nie było doń podobnego (...) A kiedy Pani ujrzała ślepca, zapragnęła go ogromnie, widząc że ma piękne kształty. Tej jeszcze nocy położył się z nią i poznał ją tak, jak poznaje mężczyzna, ona zaś tej samej nocy stała się brzemienna chłopcem". 


DOM EGIPSKIEGO WIELMOŻY Z OKRESU NOWEGO PAŃSTWA 



Następnie owa dama pozwala mężczyźnie zamieszkać w jej domu i traktuje go jak kochanka i służącego. Ze związku tego jednak rodzi się syn, któremu ona długo nie wyjawia tożsamości ojca. Gdy wreszcie to czyni, wskazując iż jego ojcem jest służący, którego przygarnęła, syn w gniewie mówi takie oto słowa: "Trzeba zebrać krewnych z twojej rodziny i postarać się o krokodyla", innymi słowy sugeruje iż matka za swoje przewinienia powinna zostać rzucona krokodylom na pożarcie. Zresztą każda kobieta, która dopuszcza się cudzołóstwa, zostaje w egipskich utworach ostatecznie za karę uśmiercona w brutalny sposób (w pierwszym przypadku żona kapłana Weba-oner została spalona). Kobieta jako pani i dominatorka jest co prawda pożądana (Dzbanek z Deir el-Medina z ok. XIII wieku p.n.e. opisuje pieśń, jaką śpiewa pewien zakochany, który pragnie zostać niewolnikiem swej wybranki: "Ach, gdybym był Nubijką, wyłącznie na rozkazy mojej Pani! Przyniósłbym jej mandragory, który trzymałbym w dłoni by mogła je wąchać", zaś pewien oficer ponoć pragnie "stać się podnóżkiem swej Pani"), ale tylko do zamążpójścia. Kobieta miała wielką pozycję i cieszyła się szacunkiem w społeczeństwie egipskim, pod warunkiem że była cnotliwa (a utwory egipskie wręcz kipią od przykładów niewieściej niemoralności i niewdzięczności, co pokazuje że prawdopodobnie Egipcjanki dość często prowokowały małżeńskie zdrady, zresztą biblijna żona Putyfara, która próbowała namówić Józefa do spółkowania, była wzorowana na żonie Anupa, z powieści "Dwaj bracia" - również z ok. XIII wieku p.n.e.: która próbuje uwieść młodszego brata swego męża - Batę. "Moc wielka jest w tobie - codziennie podziwiam twoją siłę (...) Chodź, spędzimy razem chwilę, połóżmy się". Gdy jej się to nie udaje, oskarża Batę przed mężem o próbę gwałtu i pobicie.

 


Egipcjanki bardzo często są pokazywane jako istoty zdegenerowane, niemoralne i stawiane w kontrze do np. Syryjek, Kananejek czy Żydówek, które są nie tylko uległe w łożu, ale jeszcze wierne, posłuszne i oddane swemu mężowi. Nic więc dziwnego że niektórzy z Egipcjan brali sobie za żony kobiety z innych krain, uważając taki model rodziny za najwłaściwszy dla mężowskiego spokoju ducha i ciała (pewien Grek zamieszkały w Egipcie w czasach ptolemejskich w końcu II wieku p.n.e. zatrudniał w swym warsztacie tkackim niewolnice, którym nadawał greckie imiona - być może wszystkie one były Greczynkami, choć nie ma co do tego stuprocentowej pewności. Zachowała się też lista jego 14 niewolnic, oto ich imiona: "Ἀπολλων[ία (Apollonia), Ἀρκαδία (Arkadia), Ἀριστονίκη (Aristonika), Γάζα (Gaza), Διομυσία (Dionizja), Διάνοια (Dianoia), ʽΔημάριον (Dimarion), Ἑλενίς (Elenis), Εὐθήνη (Eutinia), Ἑρ[μιό]ν (Ermiona), Εἰρήνη (Eirini), Ἐβένιον (Evenion), Ἡράκλεια (Heraklea), Θεοφίλα (Teofila)). Niektórzy mężczyźni próbowali "naprowadzać" swoje żony przy pomocy pięści (w jednym z dokumentów z okresu Nowego Państwa, mąż musi przysięgać przed sądem że przestanie bić swoją żonę, w przeciwnym razie zostanie orzeczony rozwód i będzie musiał oddać jej cały wspólny majątek, oraz zostanie mu wymierzona kara stu kijów), co było powszechnie piętnowane i karane, jako że póki kobieta nie zdradziła swego męża, należał jej się szacunek jako żony i matki.

Wiele Egipcjanek nie wywodzących się z arystokracji, prowadziło rodzinne biznesy, często żony po rozwodzie zyskiwały spory majątek (w przypadku niewierności swego męża), dzięki czemu mogły kupić albo ziemię, albo też otworzyć jakieś własne przedsiębiorstwo. Natomiast kobiety z rodzin arystokratycznych, dysponujące dużą ilością złota i srebra, nabywały ziemie w paru nomach, co powodowało że kilka z nich stało się prawdziwymi - jak dziś można by rzec - milionerkami. Najczęściej były to jednak kobiety wdowy, lub te po rozwodzie. Zdarzało się też że kobiety same wychowywały dzieci bez pomocy mężów (mamy tego przykład w utworze "Prawda i Kłamstwo"). Co prawda kobiety uboższe miały pod tym względem znacznie trudniej niż kobiety wywodzące się z arystokracji, ale póki nie znalazły sobie kolejnego męża, który by je utrzymywał, musiały jakoś sobie radzić. Arystokratki zaś utrzymywały całą rzeszę służących i niewolników. Dziećmi zajmowały się piastunki (zresztą dzieci i tak do pewnego wieku biegały sobie zupełnie nago i uważano jedynie aby nie przechodziły poza bramy ogrodu, szczególnie zaś baczono, aby do sadzawek i basenów przydomowych nie przypełzł jakiś gad. Do tego też potrzebni byli odpowiedni ludzie (którzy kijami sprawdzali czy jest bezpiecznie). Podsumowując - kobiety dominatorki nie należały wcale w Egipcie do rzadkości, choć starały się jednocześnie przykryć swój dominujący charakter kobiecą wrażliwością, podstępem i niekiedy cynizmem, zresztą kobieta u władzy w Egipcie była akceptowana, pod warunkiem że wyznaczała sobie cele odnośnie całej społeczności i nie skupiała na sobie samej (podczas gdy mężczyźni mogli się skupiać tylko na sobie i nie było to krytykowane). Przejdźmy zatem teraz do konkretnych przykładów dominujących kobiet w czasach Egiptu faraonów. 






"DYNASTIA KRÓLOWYCH"
Cz. I


I
TETISZERI
"MATKA NOWEGO KRÓLESTWA"




Królowa Tetiszeri żyła w bardzo niestabilnych i niebezpiecznych czasach. Egipt wówczas wciąż był podzielony na szereg mniejszych i większych księstewek wzajemnie się zwalczających, co umożliwiło opanowanie znacznych terenów kraju przez ludy obce - zwane umownie Hyksosami (hik-hosfe - co znaczy "władcy obcych krajów", nie była to jednak zbiorowość ściśle etniczna, a raczej polityczna klasyfikacja, którą zresztą używali władcy tychże obcych ludów). Kim byli Hyksosi? Do dziś pomiędzy historykami trwają na ten temat spory, jednak najbardziej prawdopodobną wersją ich pochodzenia, jest ta, która mówi nie tyle o podboju Delty Egiptu przez najazd Hyksosów (a mieli oni uzyskać przewagę nad Egipcjanami dzięki użyciu nowej broni - rydwanów wojennych, których dotąd Egipcjanie nie znali), ile o... swobodnym zasiedlaniu Delty przez stopniową (popieraną przez władze) migrację plemion semicko-hurycko-indo-aryjskich do Egiptu. Były to więc głównie koczownicze plemiona pasterskie, które po prostu wchodziły sobie przez Półwysep Synaj na egipską ziemię i osiedlały się w Delcie. Władcy egipscy początkowo starali się temu przeciwdziałać, ale wzrastające tendencje odśrodkowe w samym państwie wkrótce ich do tego zniechęciły i uznali taki stan za naturalny (a niektórzy nawet za pożądany). Czasy bowiem świetności i bogactwa XII Dynastii już dawno odeszły w zapomnienie. Założyciel tej dynastii - wezyr Amenemhat, po objęciu władzy (ok. 1990 r. p.n.e.) przeprowadził zakrojone na dużą skalę reformy wewnętrzne, które godziły w siłę i bogactwo wielkich rodów egipskich, powstałych w czasach upadku Królestwa (Pierwszy Okres Przejściowy), z którymi też toczyli walkę o wpływy faraonowie XI Dynastii, która ustabilizowała nieco sytuację.

Za Amenemhata I wielkie rody zostały pozbawione monopolu na władzę w swych domenach, a dziedziczność urzędów, która stała się prawdziwą plagą, została zniesiona. Odtąd to władca miał jedyne prawo mianować wezyrów, dowódców i skarbników spośród ludzi "najgodniejszych osobistych zalet". Amenemhat I wprowadził też nową ideologię rządzenia, opartą (częściowo) na wzorcach władców Starego Państwa. Oczywiście powrót do pełnego absolutyzmu i boskości władców Starego Państwa był już niemożliwy w czasach Amenemhata, nie można było bowiem przekreślić wieków ogromnej emancypacji, jaka się wyzwoliła w wielu kręgach społecznych (jedną z tych form była niezwykle popularna w owych czasach, misteryjna wiara w zmartwychwstałego Ozyrysa, boga zwykłego ludu - a pielgrzymki do miejsc jego kultu, przybierały często rozmiary migracji). Mimo to podstawą ideologii Amenemhata stało się stwierdzenie, że to poddani zostali stworzeni do służenia państwu i królowi, a nie to, iż król jest powołany po to, aby dbać o swoich poddanych. Walka z wielkimi rodami doprowadziła w ostateczności do spisku, zawiązanego przez anty-centralistyczną opozycję i zamordowania Amenemhata I (prawdopodobnie w 1962 r. p.n.e. po prawie trzydziestu latach jego panowania). Prawdopodobnie celem zamachowców był również syn i następca Amenemhata, który od prawie dziesięciu lat panował z ojcem jako współwładca - Sesostris I. Nie udało im się jednak go dopaść, a bunt nie wyszedł poza mury pałacu królewskiego. Wkrótce spiskowcy zostali złapani i straceni, a Sesostris kontynuował politykę ojca.


OZYRYS ZMARTWYCHWSTAŁY 
SYMBOL ZWYCIĘSTWA ŻYCIA NAD ŚMIERCIĄ



Mimo iż cała sprawa nie wyszła poza mury pałacu, reminiscencje owego dramatu i walki wielkich rodów z faraonami XII Dynastii o władzę, można odnaleźć w dziele pt.: "Przygody Sinuheta", który powstał właśnie w połowie XX wieku p.n.e. Jest tam bowiem mowa o wielmoży, który uniknął śmierci uciekając z kraju. Dopiero po wielu latach tułaczki uzyskał on królewskie przebaczenie i mógł powrócić do Egiptu (była to obowiązkowa lektura w egipskich szkołach, którego głównym ideologicznym przesłaniem była zasada całkowitej wierności i posłuszeństwa władcy, bo tylko dzięki jego łasce, człowiek może uzyskać wszelkie dobra). Po stłumieniu buntu, zarówno sam Sesostris, jak i jego następcy, nie mieli już problemów z arystokratyczną opozycją, która została całkowicie spacyfikowana i podporządkowana władcy. Oczywiście doświadczenia minionych dekad, nie pozwalały jednak faraonom spać spokojnie i kontynuowali oni politykę współwładców. I tak Sesostris I w ostatnich latach swego życia, mianował współrządcą swego syna - Amenemhata II (ok. 1930 r. p.n.e.), ten zaś, uczynił tak samo, przyznając na dwa lata przed swą śmiercią (1895 r. p.n.e.) władzę swemu synowi - Sesostrisowi II. Długoletnie rządy faraonów, konsekwentna ideologia posłuszeństwa władzy (wpajana od najmłodszych lat) i wielki dobrobyt, jaki osiągnął Egipt w tych dekadach, przemawiały na korzyść władzy centralnej. Za Sesostrisa II (1897-1878 r. p.n.e.) wprowadzono nawet realną administracyjną likwidację podziału na Dolny i Górny Egipt (ale i tak wszystkim zarządzali specjalnie mianowani królewscy rezydenci), który pozostał jedynie jako podział religijny i kulturowy.




Wprowadzone zmiany jednak w wielu kwestiach działały na korzyść zwykłych poddanych, jak choćby zasada mianowania przez króla lokalnych namiestników miast, którzy nie byli związani, ani też nie podlegali lokalnej świątyni. Dzięki temu kapłani tracili wpływ na obsadę stanowisk w ich własnym mieście. Chodziło więc o to, aby władza nie zblatowała się z klerem i wspólnie nie gnębiła ludności podatkami czy przymusowymi robotami publicznymi (trzeba jednak pamiętać - o czym pisałem już wcześniej - że w czasach Średniego Państwa władza kapłanów nie była jeszcze tak wszechpotężna jak później). Faraonowie uważali, iż wzajemna nieufność lokalnej administracji królewskiej i kapłanów świątyń służy nie tylko poddanym, ale przede wszystkim ich władzy. Oczywiście była również i trzecia lokalna siła, na wypadek gdyby jednak pomimo wszystko kapłani zdołali przekabacić "burmistrzów" na swoją stronę, było nią kolegium miejskie lub wiejskie, które co prawda podlegało namiestnikowi miasta lub wsi, ale składało się z ludzi mianowanych przez wezyra i przed nim bezpośrednio odpowiedzialnych (a sam wezyr odpowiedzialny był bezpośrednio przed faraonem). Tak więc od czasów Sesostrisa II praktycznie wyeliminowane zostały wszelkie pozostałości wszechwładzy dawnych lokalnych rodów. Największy jednak okres świetności Egiptu przypadł na czasy panowania syna i następcy Sesostrisa II - Sesostrisa III Wielkiego (1878-1839 r. p.n.e.). To właśnie on dokończył walkę z arystokracją, pozbawiając rody niezależności finansowej (znikają wówczas np. bogate stele nagrobne miejscowych wielmożów, tak popularne we wcześniejszych dziesięcioleciach) uzależniając ich pozycję i majątek jedynie od woli władcy. Za jego to rządów opanowano też ostatecznie Nubię i rozpoczęto wielkie wyprawy zdobywcze do Kanaanu, Syro-Palestyny i krajów huryckich (Sesostris III Wielki jest tutaj porównywany wraz z faraonem Totmesem III Wielkim z XVIII Dynastii, żyjącym 400 lat później, do Aleksandra Wielkiego. Ci dwaj władcy byli największymi wojownikami w dziejach Egiptu i są nazywani kolejno, pierwszy: Aleksandrem Macedońskim Egiptu, a drugi Napoleonem Egiptu). 

W glorii chwały i niezwyciężoności swego ojca pławił się jeszcze jego syn i następca - Amenemhat III, ale był to już ostatni wielki władca XII Dynastii, a jego panowanie było ostatnim okresem dobrobytu Średniego Państwa. To właśnie w tych latach jego rządów do Egiptu zaczęły migrować grupy koczowników z Azji (lata 20-te XIX wieku p.n.e.), które początkowo osiedlały się na Synaju, a następnie zaczęły przenikać do Delty. Następcy zmarłego w 1814 r. p.n.e. Amenemhata III w ogóle już sobie nie radzili z problemem masowej syro-huryckiej nielegalnej imigracji. Ostatnim władcą, który miał jeszcze jaką taką kontrolę nad większością kraju (choć utracono wówczas znaczne tereny Delty oraz ponownie usamodzielnili się możnowładcy), była córka Amenemhata III - Neferusobek. Jednak jej krótkie panowanie (1806-1802 p.n.e.) doprowadziło do całkowitego rozpadu kraju, a synowie jej brata Amenemhata IV (1814-1806 p.n.e.) władali w zasadzie jedynie okolicznymi rejonami wokół rezydencji w Icz-Tawi (niedaleko Memfis). Dynastia XIII była spokrewniona z XII, ale już XIV złożona była z wielmożów Górnego Egiptu. Ok. 1805 r. p.n.e. Górny Egipt odłączył się od Delty, tworząc oddzielne państwo ze stolicą w Ksois. Oczywiście nie znaczy to, że władcy XIV Dynastii panowali nad całym terytorium Górnego Egiptu, jako że po śmierci Amenemhata IV wystąpiły bardzo silne tendencje odśrodkowe, które doprowadziły do uniezależnienia się od władzy centralnej wielu miast i regionów Górnego oraz Dolnego Egiptu (choć aż do lat 20-tych XVIII wieku p.n.e. poszczególnym władcom udawało się zdobyć przynajmniej symboliczną kontrolę nad wielu poszczególnymi miastami, ale potem Egipt zamienił się w realnie niepodległe miasta-państwa, rządzone przez lokalne rody możnowładcze. 


EGIPSKA STRAŻ GRANICZNA NA SYNAJU ZATRZYMUJE 
SYRO-HURYCKICH IMIGRANTÓW



Te ruchy odśrodkowe oczywiście nie pozostały nie zauważone przez imigrantów z Syro-Palestyny i Azji, zwanych umownie Hyksosami. Oni zasiedliwszy część terenów Delty, wciąż pozostawali koczownikami i wciąż praktykowali swoją kulturę i tradycję. Zyskiwali też przeogromny wpływ na politykę miast Delty, jako że poszczególni namiestnicy woleli mieć przy sobie bitne oddziały, które można było opłacić w swojej służbie i przekształcić w prywatną ochronę. Taka polityka doprowadziła w konsekwencji państwo do zguby. Oto bowiem ok. 1670 r. p.n.e. lokalny wódz palestyńskich oddziałów egipskiej armii lokalnej z Delty - Salitis, opanował zbrojnie miasto Icz-Tawi i sam koronował się na władcę Egiptu. Oczywiście jego deklaracja miała takie samo znaczenie, jak szeregu innych lokalnych wielmożów, którzy wszyscy przecież uważali się za prawdziwych władców Egiptu, stanowiła jednak tę różnicę, że Salitis nie był Egipcjaninem, tylko jednym z tych "obcych" wodzów, którzy osiedlili się w Egipcie jeszcze za ostatnich lat panowania Amenemhata III. Był to też precedens, oto bowiem Salitis ogłaszając się królem Egiptu, zyskiwał poparcie wszystkich obcych, czyli owych plemion semicko-hurycko-indo-aryjskich, jakie określa się mianem Hyksosów. Zresztą przejęcie przez nich całkowitej władzy było o tyle łatwe, że oni praktycznie dominowali od czasów XIII Dynastii zarówno w armii jak i w administracji. Nie musieli Egiptu podbijać swymi rydwanami wojennymi, skoro i tak kontrolowali go poprzez obsadę poszczególnych urzędów. Zrzucenie więc władzy słabych, lokalnych władców, było niezwykle proste, jako że cała polityczna infrastruktura Delty już i tak była w rękach Hyksosów. Ów Salitis był więc założycielem XV Dynastii, którą dziś określa się jako "hyksoską". 




Oczywiście wśród nich też nie było wewnętrznej zgody (każda zmiana władcy była sprowokowana przez armię, a władza nie była dziedziczna), jak choćby wyodrębnienie się na południu, w rejonie Teb mniejszej hyksoskiej XVI Dynastii - dzięki czemu zarówno Delta (Dolny Egipt) jak i Tebaida (Górny Egipt) były kontrolowane przez Hyksosów. Oczywiście słowo "kontrolowane" jest tu pewnym nadużyciem, jako że w ogóle Egipt wciąż jeszcze przypominał swoiste puzzle, krainę podzieloną na szereg lokalnych księstewek, w których każdy władca uważał się za swoistego "pana świata". Jednak Hyksosi stanowili największą siłę militarną, mogącą kontrolować owe rozbite księstewka, przez co całkowicie dominowali przez kilkadziesiąt lat nad tymi terenami. Wokół nich zaś rosły skłócone ze sobą księstewka, których władcy woleli opłacać się Hyksosom i przyjąć ich protektorat, niż pozwolić aby kraj zjednoczył ich konkurent. I tak wyglądała sytuacja polityczno-społeczna w Egipcie aż do ok. 1580 r. p.n.e. gdy tron lokalnej dynastii z Teb (swoją drogą był tam niezły chaos, gdy poszczególne wsie były kontrolowane a to przez naczelników wysłanych przez hyksoską XVI Dynastię, a to przez lokalną dynastię tebańską, która przejdzie do historii jako XVII Dynastia). Gdy na tron Teb wstąpił lokalny władca Rahotep (ok. 1580 r. p.n.e.) rozpoczęło się swoiste "zbieranie ziem egipskich". Oczywiście Rahotep wciąż był lennikiem Hyksosów, był bowiem za słaby aby podjąć z nimi bezpośrednią konfrontację, jednak umiejętnie podbijał poszczególne regiony Górnego Egiptu i usuwał stamtąd lokalnych książąt. Aby podporządkować zdobyte tereny swej władzy, zaczął masowo sprowadzać do Tebaidy czarnoskórych (negroidalnych) pasterzy z południowo-wschodniej pustyni Afryki. Widział w nich doskonały element swej władzy, z nich też zaczął formować część swych oddziałów wojskowych (negroidalni wojownicy byli potem używani w armii egipskiej w czasach ponownej świetności Nowego Państwa). PPasterze ci bardzo szybko się egiptyzowali, żenili z lokalnymi dziewczętami i znacznie bardziej przyswajali tryb życia Egipcjan, niż koczowniczy-wojownicy z Azji. 

Siłą XVII Dynastii była zupełnie inna struktura polityczna, oparta na całkowitym autorytaryzmie władcy. Na kontrolowanych przez siebie terytoriach nie tolerowali oni jakiejkolwiek krytyki swej władzy, byli władcami absolutnymi. Z czasem władcy XVI Dynastii stali się marionetkami, a ich władztwo zostało stopniowo zmniejszane do terytorium samych Teb (Karnak) aż do całkowitej likwidacji ich władzy (ok. 1565 r. p.n.e.). W zasadzie można powiedzieć że od czasów Rahotepa książęta z XVII Dynastii podlegali już wyłącznie Hyksosom z Delty (XV Dynastia), którzy zbudowali sobie nową stolicę (i jednocześnie umocnioną twierdzę) w Awaris. Cechą charakterystyczną tamtych lat była niestabilność polityczna i częste zmiany władców. Tylko cześć z nich była ze sobą spokrewniona, większość pewnie została wynoszona przez lokalne zamachy i pałacowe przewroty. W każdym razie, gdy na tron Teb wstępował Senachtenre Tak I (ok. 1560 r. p.n.e.), jego żoną już od wielu lat była królowa Tetiszeri. Co prawda kobieta ta nie wyróżniała się niczym szczególnym, jednak była ona matką wojowniczych władców, którzy nie tylko doprowadzą do ostatecznego wypędzenia z Egiptu hyksoskich najeźdźców i zjednoczą cały kraj, ale również założą nową XVIII Dynastię, która rozpocznie nowy okres wielkości i mocarstwowości Egiptu, nieznany nigdy wcześniej. Dlatego też Tetiszeri otrzymała tytuł "Matki Nowego Królestwa", gdyż jej dzieci byli twórcami nowego egipskiego państwa, była też prekursorką dynastii niezwykle wpływowych kobiet, dlatego też XVIII Dynastię bez obaw można by nazwać "Dynastią Królowych".




CDN.

"PIERWSZE" ODKRYCIE AMERYKI - Cz. III

CZYLI JAK WŁADCY MUCHOMORZA DOTARLI DO NOWEGO ŚWIATA





ZA FIORDAMI I ZIEMIAMI JARLÓW
Cz. II






Począwszy od VII wieku nieustannie trwał przygraniczny konflikt sasko-frankoński, a granica Franków na Renie i w Austrazji (obszar Nadrenii oraz północnej Lotaryngii i Szampanii) był nieustannie najeżdżany przez saskich wojowników. Gdy w 751 r. władcą Franków został pierwszy przedstawiciel rodu Karolingów - Pepin Krótki (obaliwszy wcześniej ostatniego Merowinga, Childeryka III - jednego z tzw. "leniwych królów" jak potem nazwała ich historiografia francuska i belgijska, którzy wiedli wygodne życie, zaś realne rządy pozostawiali w rękach swoich majordomów. Tak się akurat złożyło, że od 680 r. w Austrazji, a od 687 we wszystkich dzielnicach państwa Franków władzę tę pełnili przedstawiciele rodu Karolingów, pierwszym z nich był zaś Pepin z Herstalu - dziad Pepina Krótkiego i pradziad Karola Wielkiego), planował on podbój kraju Sasów, ale planów swych nie spełnił. Dopiero gdy pełnię władzy przejął jego 24-letni starszy syn Karol w grudniu 771 r. (zgodnie z frankijskim zwyczajem Karol panował wraz z młodszym bratem - Karlomanem od października 768 r., a zwyczaj ten polegał na tym, że Frankowie nie zostawiali tronu najstarszemu synowi, czyli nie praktykowali primagenitury, a władzę - mniej lub bardziej po równo - dzielili pomiędzy wszystkich swych synów. I zasada ta tyczyła się nie tylko władców ale i zwykłych poddanych, którzy swój majątek dzielili zawsze w ten właśnie sposób), Karol mógł wreszcie skierować swój wzrok w stronę Sasów. Wiosną 772 r. zorganizował wielką wyprawę przeciwko temu ludowi. Zdobył saską twierdzę Syburg nad Ruhrą, natomiast w rejonie Heresburga kazał ściąć i zabrać ze sobą święte drzewo Sasów - Irminsul. Licząc że przez jakiś czas powstrzyma to łupieżcze napady Sasów na ziemie nadreńskie, Karol powrócił do Akwizgranu, ale z nastaniem wiosny roku następnego tym razem to Sasi zaatakowali, biorąc sromotny odwet za zniszczenie ich świętego drzewa. Splądrowali dzisiejszą Hesję, a w bazylice Fritzlar urządzili sobie stajnię dla swych koni (wcześniej zamordowali tamtejszego biskupa, przybijając go za ręce i nogi do drzwi owej bazyliki).

Najazd ten był jawnym rzuceniem wyzwania nowemu władcy państwa Franków, ale Karol nie mógł od razu interweniować. Zajmowały go bowiem rzeczy znacznie poważniejsze. Oto bowiem w Italii, w Królestwie Longobardów, schronienie uzyskała małżonka zmarłego w grudniu 771 r. Karlomana - Gerberga. Zabrała tam również swego syna (i potencjalnego konkurenta do władzy po swym ojcu) - młodziutkiego Pepina (a król Longobardów - Dezyderiusz dawał niedwuznacznie do zrozumienia, że gotów jest pomóc młodemu Pepinowi w odzyskaniu władzy w Królestwie Franków). Co prawda Karol żonaty był z córką Dezyderiusza - Desiree, ale pomiędzy oboma królestwami od dawna nie układało się dobrze - choć do pełnej zgody dążyła matka Karola i żona Pepina Krótkiego - Bertrada (zwana też Bertą). Od czasu bowiem gdy wojska króla Aistulfa zdobyły Rawennę (likwidując ostatecznie bizantyjski egzerchat Rawenny w 751 r.), papieże w Rzymie nie mogli już czuć się bezpiecznie. Nie mogli również orientować się na Konstantynopol, jako siłę zdolną obronić ich przed zalewem barbarzyńskich Longobardów (wschodni Rzymianie, czyli Grecy bizantyjscy wówczas mieli inne sprawy na głowie, jak wojny z Arabami, z Bułgarami, czy też kwestie światopoglądowo-religijne, związane z prześladowaniem zwolenników kultu ikon - o czym pisałem w poprzedniej części). Jedyną nadzieją dla papiestwa było oparcie się o władców zachodnich królestw, z których najpotężniejszym bez wątpienia byli wówczas Frankowie. Już papież Grzegorz III (pontyfikat w latach 731-741) jako pierwszy zaczął wysyłać sygnały do majordomusa Karola Młota (dziada Karola Wielkiego), sugerujące, że to w nim właśnie widzi obrońcę Stolicy Piotrowej. Wówczas jednak apele te nie uzyskały odzewu. Papież Zachariasz też aż do końca swego pontyfikatu (741-752) nie uzyskał wsparcia od Franków, dopiero z chwilą zdobycia władzy przez Pepina Krótkiego sytuacja zaczęła się powoli zmieniać. Król Pepin spotkał się z nowym papieżem Stefanem II w Ponthion (w styczniu 754 r.) i obiecał mu tam swoje poparcie oraz ewentualną pomoc militarną w przypadku zagrożenia Rzymu ze strony Longobardów (potwierdził to w kwietniu tego roku na zgromadzeniu w Quierzy).

W 755 r. Pepin wyprawił się zbrojnie przeciwko Aistulfowi, obległ go w Pawii (w północnych Włoszech) i zmusił do opuszczenia zagarniętych wcześniej ziem Egzerchatu Rawenny i zwrotu tych terenów papieżowi. W roku następnym musiał jednak Pepin ponowić swą wyprawę, ponieważ Aistulf po raz kolejny zagroził Rzymowi. Znów obległ go w Pawi i znów zmusił do tego, co wcześniej (i oczywiście do dania zakładników, jako gwarantu zachowania status quo). Następnie ze swym wojskiem wyruszył do Rzymu, gdzie spotkał się z papieżem Stefanem II. W czasie tego spotkania uroczyście Pepin ogłosił stworzenie Państwa Kościelnego, jako domeny papieskiej i jednocześnie zapewnił Stefana, że Frankowie będą stać na straży Stolicy Piotrowej oraz nowo utworzonego państwa. Od tego czasu, czyli od 756 r. aż do 1870 r. istniało Państwo Kościelne. Upadło ono po zajęciu Rzymu przez Armię Włoską (20 września 1870 r.) po wcześniejszym (sierpień) wycofaniu się z Rzymu wojsk francuskich (spowodowane oczywiście to było przegraną wojną z Prusami. Notabene zwolenniczką utrzymania Państwa Kościelnego była małżonka cesarza Napoleona III - cesarzowa Eugenia i w zasadzie głównie z jej powodu wojska francuskie tam jeszcze stacjonowały. A ponieważ była żarliwą katoliczką, nie dopuszczała do siebie myśli, że Rzym może zostać zajęty przez nowo powstałe państwo włoskie. Dopiero po klęsce Francji w wojnie z Prusami stało się możliwe zajęcie Rzymu przez Włochów, a po referendum ze stycznia 1871 r. Rzym stał się stolicą nowego państwa włoskiego - wcześniej od 1865 była nim Florencja, a od 1861, czyli od daty proklamacji Królestwa Włoch - Turyn. Kolejni zaś papieże uważali się za więźniów i prowadzili cichą, lecz niezwykle konsekwentną wojnę z państwem włoskim. Ostatecznie skutkowało to tym, że Bazylika Świętego Piotra popadała w ruinę, gdyż rząd włoski nie finansował papieży i ci nie mieli za co remontować budynków w którym mieszkali. Dochodziło do tego, że w sali audiencyjnej czy nawet w sypialni papieży z dachu podczas ulewy lał się deszcz. Ostatecznie kwestię finansowania i uregulowania tych spraw rozwiązał dopiero reżim faszystowski Benio Mussoliniego, powołując do życia w lutym 1929 r. państwo Watykan. Notabene zawarto wówczas ugodę, ponieważ należy pamiętać że faszyści uważali papieży i w ogóle katolików za swoich wrogów, ponieważ katolicy byli zjednoczeni we wspólnej organizacji, a przecież jedyną organizacją która miała prawo istnieć i która posiadła jedyną "prawdę objawioną" była według nich partia faszystowska, której wodzem stał się duce Benito Mussolini. Przede wszystkim zaś walka toczyła się o rząd dusz wśród młodzieży, bo jak mawiał Hitler "Najbardziej lubię psy i dzieci, bo łatwo je wyszkolić").




Po śmierci króla Aistulfa na polowaniu (w dość dziwnych okolicznościach) jeszcze w tym samym 756 r. nowym władcą został właśnie Dezyderiusz, wcześniej arystokrata z Friuli, który kilkanaście miesięcy przed objęciem władzy otrzymał w zarząd Toskanię. Innym konkurentem do tronu w Pawii był Ratchis (były król 746-749) inny wielmoża z Friuli. Ostatecznie konflikt ten wygrał Dezyderiusz (757 r.), ale jego pozycja w stosunku do papieża Stefana II znacznie osłabła, a ten drugi potrafił to wykorzystać na własną korzyść. Jednak gdy w kwietniu 757 r. Stefan zakończył swoją ziemską wędrówkę po tym łez padole, Dezyderiusz miał wolną rękę w sytuacji wyboru nowego następcy Świętego Piotra (w tamtym czasie papież był najczęściej wyznaczany przez władców lub biskupów. Wybór papieża na konklawe to dopiero XII wiek). Co prawda władcy Longobardów nie udało się narzucić swojego kandydata na Tron Piotrowy, ale i tak wiele innych spraw zdołał rozwiązać na swoją korzyść. Zdołał ponownie scentralizować kraj, podporządkowując sobie na wpół niezależnych książąt Spoleto i Benewentu. Prowadził politykę sojuszy matrymonialnych z Bawarami, Benewentem i oczywiście z Frankami. Zbliżył się do Bizancjum. Wszystkich mamił sojuszami i ugodami, a wykorzystywał jak tylko mógł na swoją korzyść. Zaczął głosić, iż jest prawdziwym i jedynym obrońcą Rzymu i papiestwa, a słaby papież Paweł I nie potrafił mu się sprzeciwić. Po jego śmierci w czerwcu 767 r. starał się Dezyderiusz ponownie przeforsować swego kandydata na Tron Piotrowy. Ponownie mu się to nie udało, ale nie mógł wcale narzekać. Nowy papież Stefan III też żył w jego cieniu, a poza tym Dezyderiusz (po śmierci Pepina Krótkiego we wrześniu 768 r. i przejęciu tronu przez dwóch jego synów), stał się bodajże najsilniejszym władcą Królestwa Zachodu. To właśnie u niego, w Pawii schroniła się Gerbega w grudniu 771 r. licząc iż pomoże jej synkowi Pepinowi w odzyskaniu tronu Franków. Stworzyło to bardzo niebezpieczną sytuację, która zaważyła na przyszłości państwa Longobardów i samego króla Dezyderiusza.

W styczniu 772 r. po śmierci Stefana III nowym papieżem obrany został Hadrian I. Wysłał on natychmiast drogą morską wiadomość do Karola (przełęcze alpejskie kontrolowane były przez Dezyderiusza), przypominając mu, iż jest powiernikiem i obrońcą Rzymu, tak, jak był nim jego ojciec Pepin Krótki. Karol natychmiast rozwiódł się i odesłał Dezyderiuszowi jego córkę Desiree i rozpoczął przygotowania do nowej wyprawy na italię. Wojsko longobardzkie kontrolowało przejścia alpejskie i chociaż w czasach zamętu związanego z często zmieniającymi się panującymi w tym kraju, armia nieco osłabła, to jednak nadal stanowiła pokaźną siłę. Karol jednak był pewny swego i twierdził, że skoro dwukrotnie atak na Italię udał się jego ojcu, to jemu uda się po raz trzeci i ostatni konfrontacja z tym państwem. Tak też się stało (774 r.), wojska frankijskie zdołały przekroczyć alpejskie przełęcze i wyjść na tyły sił logobardzkich które zamknęły się w Pawii (ponownie). Zaczęło się kilkumiesięczne oblężenie tej twierdzy. Gerberga, Pepin i syn Dezyderiusza Adalgis zbiegli do Werony, miasto to jednak zostało zajęte przez Karola, a żona i syn jego brata znaleźli się teraz w jego mocy (Adalgis zbiegł do Konstantynopola). Karol nie zamierzał czekać aż Pawia padnie. Na Święta Wielkiejnocy 774 r. postanowił wyprawić się do Rzymu na spotkanie z papieżem Hadrianem. Wraz ze swym wojskiem, hrabiami i biskupami wjechał do Rzymu jako pielgrzym. Karol miał dopiero 27 lat, a już czuł się niczym Juliusz Cezar wkraczający do Wiecznego Miasta (a w planach miał zwycięstwa ma miarę Aleksandra Wielkiego). Ale i papież Hadrian przestraszył się Karola i pozwolił mu wejść do Rzymu dopiero wówczas, gdy ten przysiągł, iż przybył tutaj jako pielgrzym, nie pragnąc czynić nikomu nic złego. W Rzymie Karol złożył kolejną donację na korzyść Państwa Kościelnego, potwierdzając jego istnienie i w sposób jasny określając granice, po czym powrócił pod Pawię. Miasto, nie mogąc się dłużej bronić, skapitulowało z końcem maja 774 r. Dezyderiusz trafił do niewoli, a jego pałac oraz skarb przeszły na własność Karola (co się tyczy skarbu, to podzielił go pomiędzy swych żołnierzy). Królestwo Longobardów (w takiej formie jak do tej pory) przestało istnieć, natomiast 5 czerwca 774 r. Karol koronował się w Pawii Żelazną Koroną Longobardów na króla Franków i Longobardów (odwołując się do tej tradycji, 1031 lat później cesarz Napoleon Wielki również koronował się tą samą koroną na króla Włoch).




 Teraz, gdy rozprawił się już z południowym przeciwnikiem, mógł Karol całą swoją uwagę skierować przeciwko Sasom. W czasie bowiem gdy był on nieobecny, na północy plemię to zdobyło twierdze Syburg i Heresburg. Wiosną 775 r. ruszyła kolejna wyprawa Karola na Sasów. W jej wyniku odzyskał on dwie wyżej wymienione twierdze i zdobył kilka innych ośrodków saskich, dochodząc (w ciężkich walkach podjazdowych) do rzeki Wezery. Widząc siłę (szczególnie ciężkiej jazdy) Franków, przedstawiciele kilku rodów saskich złożyli broń i zgodzili się przyjąć chrześcijaństwo. Nastąpiły więc teraz pierwsze masowe (choć niezbyt liczne) chrzty nad Wezerą. Następnie wojska frankijskie przekroczyły Wezerę i pod dzisiejszym Brunisbergiem zadały ciężką klęskę Sasom, lecz pod Lubbecke nagły atak Sasów zakończyłby się zdobyciem obozu Franków i ich masakrą, gdyby nie odsiecz pod wodzą samego Karola, który zapobiegł owej klęsce. W obozie nad rzeką Ocker Karol Wielki zmusił saskie rody do uznania swej władzy nad nimi (775 r.). Z początkiem 776 r. zaczęły się niepokoje w Akwitanii jak również jawny bunt we Włoszech (któremu przewodził książę Friuli Rotgaud). Dla Longobardów utrata niezależności politycznej była bowiem szokiem. Wcześniej uważali się oni za lepszych od miejscowych Rzymian, wybranych przez Boga (Dezyderiusz głosił przecież że Bóg jest z nim w tej wojnie). Były też dwa porządki prawne panujące w Królestwie, jeden dla Rzymian, a drugi dla Longobardów i nawet jeśli Rzymianie uważali tych drugich za barbarzyńców, to byli od nich zależni w ramach prawa. Teraz okazało się że zwycięstwo Karola to wszystko przekreśliło, przekreśliło 200 lat niezależności Longobardów w Italii (pierwsze ich wejście do północnych Włoch nastąpiło z rejonu Panonii - czyli dzisiejszej Austrii w 568 r.). Nic zatem dziwnego że nie tylko Rotgaud, ale inni książęta longobarscy mieli ambicje przywrócenia niezależności swemu Królestwu, a należeli do nich chociażby zbiegły do Konstantynopola syn Dezyderiusza - Adelchis (z którym część elit longobardzkich wiązała nadzieje na przywrócenie niezależności), oraz książę Benewentu Arechis (wraz ze swą ambitną małżonką, córką Dezyderiusza - Adelpergą, kobietą która miała ambicje sama zostać królową Longobardów). Aby nieco rozładować te buntownicze nastroje, Karol koronował się na króla Longobardów jeszcze za życia Dezyderiusza (a być może nawet w jego obecności) czym dał do zrozumienia, że oto nastąpiła zmiana z woli Boga. Zachował też szczególne miejsce Pawii jako ośrodka królewskiego i pałacu jako centrum zgromadzeń elity longobardzkiej. Mennica w Pawii zaczęła bić też złote tremisy, podobne do tych, które bito wcześniej, tyle że teraz z wizerunkiem Karola (a w tym czasie w Benewencie zaczęto bić złote tremisy z wizerunkiem Arechisa II). Zaczęto też (w Królestwie Longobardów) liczyć czas od zdobycia Pawii przez Karola. Oczywiście symbolem nowej władzy rex francorum były dawne pałace królów longobardzkich w Pawii, Weronie (w tym mieście za młodu przebywał ojciec Karola - Pepin Krótki) i Corteolonie, ale bez wątpienia najtrwalszym wyznacznikiem władzy Franków w Italii stały się klasztory (to właśnie mnisi, przeprowadzając swoisty "podbój klasztorny" uczynili więcej dla utrwalenia władzy Karola w Italii niż jego wojska, czy nawet on sam jako nowy król Longobardów). To właśnie oni twierdzili że Bóg, osadzając Karola na tronie w Pawii, tym samym zapewnił mieszkańcom Królestwa przychylność, którego nie mogli doświadczyć pod rządami niemiłego Bogu Dezyderiusza. Tym bardziej że Karol manifestował utrzymanie niezależności Królestwa Longobardów jako jednego z dwóch członów jego władztwa (drugim była owa "Franciia"). Zatem po stłumieniu buntu Rotgauda w 776 r. (bunt ten nie pociągnął za sobą prześladowań ze strony Karola) Karol panował jeszcze w Italii przez pięć lat. W 781 r. oddał to Królestwo swemu 4-letniemu synowi Pepinowi-Karlomanowi, a stało się tak głównie z tego powodu, że Karol nie mógł przez cały czas przebywać w Pawii, a skoro tam go nie było, to zależność możnych od tronu słabła i należało tę sprawę jakoś uporządkować jeśli nie chciało się kolejnego buntu longobardzkich elit. 4-letni Pepin-Karloman uzyskał również sakrę papieską i został nowym królem rezydującym w Pawii.

Gdy Karol zajęty był w Italii, Sasi ponownie chwycili za broń (776 r.). Udało im się w ciężkich walkach zdobyć twierdzę Eresburg, toczyli też walki pod Hohensburgiem - ale twierdzy tej nie zdobyli. A Karol po uporaniu się z Rotgaudem w Italii, wyruszył przeciw Sasom i odzyskał Eresburg i do końca 776 r. ponownie spacyfikował ziemię saską, zmuszając Sasów (a raczej saskich możnych) do złożenia mu przysięgi wierności w obozie nad brzegiem rzeki Lippe. Sasi przybyli tam licznie wraz z rodzinami, decydując się również na przyjęcie chrztu. Po podboju kraju Sasów - jak się Karolowi wydawało - przystąpił on do budowy swojej rezydencji w Paderborn, nieopodal miejsca, gdzie niegdyś stał święty dla Sasów Irminsul i gdzie rozpoczęto również budowę jednego z pierwszych na ziemiach saskich kościoła (777 r.), pierwszy powstał bodajże w Eresburgu jeszcze ok. 773 r., ale potem został zniszczony przez Sasów. W 777 r. Karol zwołał zjazd wszystkich Sasów do Paderborn. Jego celem było nie tylko ostateczne podporządkowanie ich swej władzy, ale przede wszystkim chrystianizacja tych, którzy jeszcze się opierali przed przyjęciem wiary Chrystusowej. Tutaj, wśród gęstych lasów teutoburskich, gdzie prawie 770 lat wcześniej (czyli w 9 roku naszej ery) Arminiusz wyrżnął trzy legiony Publiusza Kwinktyliusza Warusa i tym samym upokorzył samego cesarza Oktawiana Augusta (utrata trzech legionów to była ogromna klęska, tym bardziej że każdy legion miał przydzielony do siebie numer i jeśli przestawał istnieć, już potem ten numer nie powracał, nie nazywano tak kolejnego legionu - głównie aby nie przywoływać pecha. A poza tym utrata Orłów legionowych była potwornym upokorzeniem. Tak też się stało w bitwie pod Carrhae, gdzie Partowie rozbili doszczętnie legiony wcześniejszego pogromcy Powstania Spartakusa - Marka Licyniusza Krassusa {także jednego z triumwirów, obok Cezara i Pompejusza}. Tamte Orły próbował odzyskać Marek Antoniusz w czasie swej ciężkiej kampanii partyjskiej w 36 r. p.n.e. {ta kampania o mały włos nie zakończyła się totalną klęską, a powrót Rzymian z niej przypominał powrót żywych trupów}, lecz ostatecznie udało się to - na drodze pokojowej - Oktawianowi Augustowi w 20 r. p.n.e.). Po klęsce teutoburskiej nie tylko utracono Orły, ale upokarzano też rzymskich żołnierzy, składając ich w ofierze bogom, lub wieszając na gałęziach drzew teutoburskiego lasu. W tym przypadku mścicielem Rzymian był Germanik Juliusz Cezar (syn Nerona Klaudiusza Druzusa, syna Liwii Druzylli - małżonki Oktawiana Augusta i Antoni Młodszej - córki Marka Antoniusza i Oktawii - siostry Augusta), który ostatecznie pokonał Arminiusza w bitwie pod Idistawiso (okolice dzisiejszej Bremy) w 16 r., odzyskując część utraconych wcześniej przez Warusa Orłów (ponoć Oktawian gdy usłyszał o utracie trzech legionów, w swym żalu i rozpaczy zaczął wołać: "Kwinktyliuszu Warusie, zwróć mi moje Orły").


RZEŹ RZYMIAN W LESIE TEUTOBURSKIM
(9 r.)









A TAK MÓGŁ WYGLĄDAĆ POWRÓT LEGIONÓW MARKA ANTONIUSZA PO KAMPANII PARTYJSKIEJ 
(36 p.n.e.)



Nie wszyscy jednak wielmoże sascy zjawili się w Paderborn. Ci, którzy nie chcieli uznać władzy Karola i przyjąć chrztu, skupili się wokół Widukinda - wojownika, który postanowił kontynuować walkę nawet, gdy wydawała się ona skazana na porażkę. Oczywiście nie mógł też pozostać w Saksonii i w 777 r. musiał zbiec na Północ, na ziemie dzisiejszej Danii. Ziemie te (prawdopodobnie chodzi o tereny dzisiejszego Schleswigu, który wówczas Frankowie zwali Nortmanią) kontrolował właśnie ów Zygfryd z rodu Ynglingów, najpotężniejszy jarl norweski, którego władza również obejmowała niektóre tereny dzisiejszej Danii. Niewiele wiadomo o tym władcy, poza tym, że właśnie w 777 r. udzielił schronienia zbiegłemu z Saksonii Widukindowi. Jego synem i następcą był Gudrod - czyli Gotfryd (ojciec Halfdana Czarnego - który będzie bohaterem kolejnej części). Toczył on również walki z Karolem, ale niewiele na ten temat wiadomo (wiadomo tylko że planował atak na Akwizgran i że zmarł zamordowany w 809 r. pozostawiając zaledwie rocznego synka - Halfdana, zwanego potem "Czarnym"). Aby jednak trzymać się całości chronologicznej tekstu, warto dokończyć kwestię opanowania Saksonii przez Karola Wielkiego, aby móc przejść zarówno do wydarzeń które miały miejsce z Gotfrydem, jak i tych, które potem tyczyły się Halfdana Czarnego. Tym bardziej że w Skandynawii wciąż to nie był jeszcze czas Wikingów, wciąż to nie był jeszcze czas, kiedy podejmowali oni długie morskie wyprawy i to zarówno na Zachód jak i na Wschód i na Południe. To wciąż był czas jarlów i to miało się nie zmienić w ciągu kolejnych kilkunastu lat (chociaż Tomasz Carlyle w swej książce "Pierwsi królowie Norwegii" z 1932 r. pisze pod rokiem 860: "Mniej więcej do Roku Łaski 860, w Norwegii nie było królów, jedynie liczni jarlowie").


CDN.

WALKIRIA - CZYLI DLACZEGO HITLER ZDOBYŁ WŁADZĘ W NIEMCZECH? - Cz. II

CZYLI CO SPOWODOWAŁO ŻE REPUBLIKA WEIMARSKA ZMIENIŁA SIĘ W III RZESZĘ? PLANY I MARZENIA  Cz. I " GDY WYBUCHNIE WOJNA, NIE DA SIĘ PRZEWI...