WYŚWIETLENIA

28 lipca 2025

WINO, KOBIETY I... TRON WE KRWI - CZYLI PONURY CIEŃ BIZANCJUM - Cz. I

NIM JESZCZE 
NAD KONSTANTYNOPOLEM 
ZAŁOPOTAŁ ZIELONY 
SZTANDAR MAHOMETA





VARIA


W cieniu komnaty stała masywna postać mężczyzny, opartego o kolumnadę i wpatrującego się bezmyślnie w dal. Im bliżej podeszło się ku tej postaci, tym widać było znacznie lepiej iż jest to majestatyczna osoba, od której oblicza bije powaga i godność monarsza. Jednak mimo iż z wyglądu człowiek ten przypominał monarchę, to jednak jego zachowanie niczym nie przypominało monarszej pewności siebie i zdecydowania. Postać stała przy oknie, wychodzącym na pałacowy ogród i wpatrywała się w jaśniejące w oddali budowle Paryża. Tak, postać ta była może majestatyczna, ale wzrok jego wydawał się tępy, zupełnie pozbawiony jakiegokolwiek blasku, jakiegokolwiek celu. Ten potężnie wyglądający człowiek, który skończył już pięćdziesiąty drugi rok życia rzeczywiście w niczym nie przypominał monarchy. Był to raczej smutny, zrezygnowany mężczyzna, który już od dawna nie doświadczył żadnej radości - przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Mimo to, doprawdy trudno by było odebrać mu jakąkolwiek dostojność, czy to w jego ruchach, czy też w zachowaniu i nie połączyć jej z godnością królewską. I rzeczywiście, ów wpatrujący się bezmyślnie w dal mężczyzna istotnie był monarchą, ale kto wie czy wówczas nie pragnąłby bardziej stać się zwykłym poddanym, aby tylko zdjąć ze swoich barków to ogromne brzemię, jakie musiał dźwigać już od ponad dziesięciu lat, czyli od czasu, gdy wstąpił na cesarski tron w Konstantynopolu, tej ostatniej teraz pozostałości po dawnym, cesarskim Rzymie. Był to bowiem cesarz Manuel II z dynastii Paleologów, który jednak władał już państewkiem tak słabym, tak małym i tak smutnym, iż doprawdy powodował żałość wszystkich, z którymi się stykał.

Ponad dwa lata wcześniej - 10 grudnia 1399 r. opuścił on potężne mury swej stolicy i wyruszył w podróż po Europie, pragnąc sprowadzić odsiecz dla swojej, zagrożonej atakiem niewiernych Turków Osmańskich, ojczyzny. W towarzystwie francuskiego marszałka Boucicaut, przemierzył on Wenecję (gdzie nawet gotów był przekazać Konstantynopol w ręce tamtejszych dożów, w zamian za realne wsparcie militarne, udzielone jego upadającemu Cesarstwu). Niewiele jednak wskórał, choć przemierzył Italię wzdłuż i wszerz. Następnie pojechał do Francji, gdzie był podejmowany przez króla Karola VI, którego nie na darmo zwano "Szalonym", gdyż rzeczywiście co jakiś czas popadał w obłęd (były okresy nawrotu jego szaleństwa, iż twierdził np. że jest cały ze szkła i jeśli ktoś go dotknie, to może się stłuc 🥴). Tam też niczego nie załatwił, po czym skierował się ku Brytanii i w Londynie został powitany przez króla Henryka IV z niezwykłą wprost gościnnością. Cały Londyn wyległ na ulice aby ujrzeć tego władcę, który na swych barkach nosił godność, powagę i wielkość dawnego Rzymu, a który tu przybywał błagać o pomoc. Jakże zmiennymi kolejami losu podaża fortuna. Doprawdy przykry to był widok - czego wyraz dał jeden z obecnych tego dnia angielskich dziejopisów, osobiście obserwując przyjazd monarchy z dalekiego, dość egzotycznego dla Anglików kraju. Zapisał on bowiem w swym dzienniku takie oto słowa: "Rozważałem w głębi duszy bolesny fakt, że ten wielki władca chrześcijański z dalekiego Wschodu, na skutek niebezpieczeństw czyhających ze strony niewiernych, zmuszony został odwiedzać na Zachodzie odległe wyspy, aby tu prosić o pomoc. Mój Boże! Gdzież jesteś, o chwało dawnego Rzymu? Wspaniałość twojego Cesarstwa leży dzisiaj w gruzach (...) Któż chciałby kiedyś uwierzyć, że popadniesz w tak wielką nędzę, że ty, któraś panowałaś niegdyś nad światem, zasiadając na wysokim tronie, nie będziesz teraz zdolna nieść pomocy chrześcijańskiej wierze".

Ów wielki władca, który sam dźwigał jedynie cień dawnej chwały, wcale nie pragnął jednak wracać do oblężonego przez Osmanów, wielce wyludnionego już Konstantynopola. W drodze powrotnej zatrzymał się ponownie w Paryżu, gdzie miał ponoć chwilę odpocząć. I rzeczywiście, odpoczywał, już od dwóch lat przebywając na francuskim dworze, nie miał ani ochoty, ani odwagi powrócić z niczym do swojej stolicy. Cóż bowiem miał czynić? odbył długą i kosztowną podróż na Zachód, która poszła całkowicie na marne. Owszem, otrzymał kilka mglistych obietnic, złożonych bardziej na odczepnego, ale nie było żadnych konkretów, nie prowadził ze sobą żadnej armii, która mogłaby rozerwać blokadę Konstantynopola. Cóż miał czynić? Wracać? Po co? Do czego, do skazanego na zagładę miasta, którego los już został przypieczętowany, a upadek był kwestią kilku lub kilkunastu miesięcy. Najchętniej pozostałby tu, w Paryżu. Tęsknił też co prawda za żoną i dziećmi, których umieścił w Morei na Peloponezie (w przecudnym mieście Mistrze, która to stała się ośrodkiem odnowionego hellenizmu. Zabawne, ponoć niektórzy tamtejsi mieszkańcy zamyślali nawet eksportować ów nowy hellenizm na inne części dawnej Hellady, w tym na ziemie opanowane przez Osmanów. Ta myśl musiała wprawić cesarza - choć na krótko - w lepszy humor, jednak szybko on ustępował, na myśl iż posiadłości dawnego Cesarstwa ograniczają się obecnie właśnie do samej Morei z Mistrą i oczywiście niewielkiego rejonu wokół samej stolicy - Konstantynopola. Zresztą Mistra i tak była ludniejsza i żywo tętniąca życiem, w porównaniu z na wpół wyludnionym miastem nad Bosforem - skąd uciekli już wszyscy, którzy cokolwiek posiadali, a pozostali w mieście jedynie najubożsi i ci, którzy bronili murów. Cóż jednak czynić, w stolicy władał brat Manuela - Jan VII Paleolog, który wcześniej był też konkurentem Manuela do władzy. 

Może lepiej nie wracać? Może niech to na Jana spadnie hańba kapitulacji sławnego miasta Konstantyna, może tak będzie lepiej. Osiąść tutaj, we Francji, w Paryżu, sprawdzić żonę i dzieci z Morei (gdzie je umieścił w obawie przed ewentualną próbą Jana zamordowania jego synów). Jakże był władcą. Jakże łatwe życie mają niewolnicy, wolni od podejmowania decyzji. Jakże w tych dniach Manuel chciałby zamienić się, choć na trochę, miejscami ze zwykłym służącym. Jaka to byłaby ulga, nie musieć nic czynić z własnej woli, z własnego rozumu, a być jedynie wykonawcą czyichś poleceń - jakże wówczas łatwo było żyć. Tego typu myśli bez wątpienia musiały kłębić się w głowie człowieka, opierającego się teraz o kolumnadę królewskiego pałacu i patrzącego w dal, na Paryż. W oddali jednak dochodziły go odgłosy czyichś kroków. Kroki te z każdą minutą stawały się coraz donioślejsze i coraz lepiej słyszalne. Wreszcie, gdy zaczęły przypominać dudnienie, Manuel ocknął się i niechętnie odwrócił głowę w kierunku drzwi wejściowych, w których niechybnie musiałby wkrótce pojawić się sprawca całego tego zamieszania. Odczekał chwilkę, wpatrując się jednak w kierunku drzwi wejściowych tym samym, bezładnym wzrokiem, jakim wcześniej spoglądał na miasto i gdy wreszcie w drzwiach ukazała się postać posłańca, odetchnął z ulgą. Wreszcie - pomyślał, choć doprawdy niezbyt ciekawiły go informacje, które miał nadzieję usłyszeć, a spodziewał się najgorszego, łącznie z upadkiem samego Konstantynopola. Posłaniec wbiegł do komnaty, po czym bizantyjskim zwyczajem upadł na kolana i trzymając w dłoni zwój papieru, zwrócił się do Manuela tymi oto słowy:

- Wasza Cesarska Mość, przynoszę wieści bezpośrednio z Anatolii. Pędziłem tutaj przez trzy tygodnie, nie dając wytchnienia koniowi, by przynieść ci Panie tę wiadomość.

- Mów zatem, miejmy to już za sobą - odrzekł cesarz.

- Wasza Cesarska Mość, mam ci przekazać wiadomość, iż 28 lipca Roku Pańskiego 1402, sułtan osmański Bajazyd I, niewierny pies, który tyle krwi napsuł Cesarstwu Rzymskiemu, został pokonany w bitwie na wzgórzach wokół Ankary i dostał się do niewoli zwycięskiego, przybyłego ze Wschodu Timur-lena, chana Ordy z Samarkandy, potomka dawnego Czyngis-chana. 

- Co rzekłeś? - Manuel w pierwszej chwili nie dosłyszał, gdyż spodziewał się zupełnie innej wiadomości i przygotowany był raczej na najgorsze.

- Wasza Cesarska Mość, Konstantynopol jest ocalony, sułtan Bajazyd dostał się do mongolskiej niewoli, państwo Osmanów jest w totalnej rozsypce, wojska oblegające miasto w ciągu jednej nocy po prostu rozpłynęły się. Panie, Bóg, rękoma barbarzyńców ze Wschodu ocalił nasze państwo, tę oto wiadomość pragnę ci przekazać, która zapisana jest w tymże dokumencie, ręką Twego cesarskiego brata. 

- To, n...nie...niemożliwe, jak to? Bajazyd w niewoli - Manuel nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał - ten sam Bajazyd, który przed sześciu laty rozgromił pod Nikopolem chrześcijańskie wojska króla węgierskiego - Zygmunta Luksemburskiego? Ten sam Bajazyd, który już widział się władcą Konstantynopola? To niemożliwe?!

- Możliwe Panie, brat twój przesyła ci tę radosną wiadomość, jesteśmy ocaleni.

- Bogu Miłościwemu niech będą dzięki i synowi Jego, Jezusowi Chrystusowi Panu naszemu i Zbawicielowi - rzekł Manuel, upadając na kolana i składając ręce w modlitwie dziękczynnej - Jesteśmy ocaleni, Boże Miłosierny dzięki Ci po tysiąckroć.


MANUEL II




Tak oto zwycięstwo Tamerlana pod Ankarą z lipca 1402 r., przedłużyło życie Cesarstwa Bizantyjskiego o kolejne pół wieku. Ale niestety, ani Manuel II, ani też jego następcy nie potrafili wykorzystać danego im czasu na gruntowną modernizację skostniałego aparatu państwowego i zapewnienia sobie realnych sojuszy militarnych, które mogłyby w przyszłości przynieść Konstantynopolowi realne wsparcie na wypadek kolejnego osmańskiego ataku. Stolicę Bizancjum zdobył w maju 1453 r. młody, zaledwie 21-letni sułtan Mehmed II Zdobywca. Był on prawnukiem wziętego do niewoli przez Tamerlana, sułtana Bajazyda I zwanego Błyskawicą (od szybkości dokonywanych przez niego ataków). Jednocześnie Mehmed Zdobywca był też pradziadem dla kolejnego wielkiego sułtana osmańskiego - Sulejmana Wspaniałego, którego to panowanie określa się jako największy i najwspanialszy okres osmańskiej potęgi.






A tymczasem w kolejnej części przejdę już do dość odległych dziejów wschodniego Cesarstwa, które potem otrzyma nazwę "Bizantyjskie", gdyż cofniemy się o ponad... dwanaście stuleci


CDN. 
 

KOBIETA JEST UKORONOWANIEM STWORZENIA - Cz. I

CZYLI KIEDY I GDZIE W HISTORII
ISTNIAŁ MATRIARCHAT?





Kiedy i czy w ogóle istniał Matriarchat? Dobre pytanie, ale odpowiedź na nie niekoniecznie musi być jednoznaczna, należy bowiem sobie uświadomić, że dotychczasowe teorie o istnieniu pierwotnego matriarchatu w epoce przed-starożytnej są błędne. Nie było matriarchatu przed powstaniem wielkich ludzkich cywilizacji (choć oczywiście były okresy że kobiety stanowiły najcenniejsze dobro w danym plemieniu, ale jedynie pod tym względem, że to one dawały nowe życie - dzięki czemu zapewniały przetrwanie danej zbiorowości). Wcześniejsze epoki można by określić jako okres "Płodnych Heter", ale nie miało to nic wspólnego z klasyczną definicją matriarchatu, jaka została zdefiniowana w XIX wieku i przetrwała po dziś dzień. Niektórzy sądzą że odnajdywane na terenie Anatolii i na Bliskim Wschodzie figurki kobiet o pokaźnych kształtach, są dowodem na istnienie dawnego matriarchatu. Wybaczcie ale gdyby ktoś w przyszłości (posługuję się tutaj określeniami które są nam bliskie jako ludziom żyjącym tu i teraz, ale należy pamiętać że ani przeszłość, ani przyszłość realnie nie istnieją - to co było nigdy nie ginie, a dodatkowo często powraca w zmienionej formie - ale to są rozważania na zupełnie inny temat), odnalazł Playboya (lub inne "gazetki"), gdzie przecież też są głównie kobiety - to musiałby uznać, że w naszych czasach istniał matriarchat? A czy posąg Ateny Promachos i inne figurki greckich bogiń stawiane na ateńskim Akropolu, świadczyły, iż w owym greckim mieście panował matriarchat? No chyba nie, prawda? (tym bardziej że w Atenach kobiety nie miały praktycznie żadnych praw, poza tymi które wypływały z ich obowiązków jako żon i matek). 

Tak samo prehistoryczne figurki "Venus" wcale nie muszą świadczyć o istnieniu matriarchatu, ale (jak to ujęła pewna amerykańska archeolog, której nazwisko niestety wypadło mi z głowy) mogą wręcz być po prostu... erotycznymi totemami, podobnymi do dzisiejszych Playboyów. A jeśli nawet założyć, że spełniały one jakieś funkcje kultowe, to również nie świadczy o istnieniu matriarchatu, gdyż w dziejach najróżniejszych ludów było pełno kobiecych bóstw, co wcale nie oznaczało, że te nacje były rządzone przez kobiety (tak naprawdę nigdy nie istniała rozwinięta cywilizacja, w której dominowałyby tylko kobiety. Wszystkie tego typu plemiona po dziś dzień nie wyszły ze stanu pierwotnego rozwoju, co dobitnie świadczy że matriarchat może się uchować jedynie w niewielkich społecznościach, żyjących w oddaleniu od świata zewnętrznego na niskiej stopie rozwoju cywilizacyjnego. Tak to już jest że wszystkie rozwinięte cywilizacje zbudowali mężczyźni i nie jest to przejaw seksizmu czy szowinizmu, ale fakt wynikający z naturalnych predyspozycji rodzaju męskiego, który poprzez wzajemną konkurencję - a jednocześnie aby zdobyć rękę i serce swej wybranki - robią rzeczy zarówno niebezpieczne jak i głupie, szalone oraz wzniosłe. Ale ogólnie rzecz biorąc mężczyzna jest dość prostą konstrukcją, zupełnie inaczej niż kobieta). Matriarchat nie istniał jako jeden złożony system "przed patriarchatem" (jak chciałyby na przykład feministki), tylko obowiązywał w pewnych niewielkich grupach lub zgromadzeniach na równi z systemem patriarchalnym (który dominował). W tym temacie pragnę opowiedzieć właśnie o owych okresach, miejscach i nacjach w których realnie zaistniał matriarchat, jako... uzupełnienie patriarchatu. Przejdźmy zatem do tematu:



I
STAROŻYTNY EGIPT
BOSKIE MAŁŻONKI AMONA-RE
(ok. 1140 r. p.n.e. - 525 r. p.n.e.)
Cz. I





"PRACUJ DLA BOGA A ON
TEŻ BĘDZIE PRACOWAŁ DLA CIEBIE"

"NAUKI DLA KRÓLA MERINKARE"



Kobiety kapłanki istniały w historii Egiptu od czasów najdawniejszych, choć ich rola w większości sprowadzała się do funkcji drugorzędnych lub symbolicznych. W czasach największej świetności Egiptu, kapłanki pełniły funkcje pośrednie, były w zasadzie jedynie żeńskim uzupełnieniem kapłanów, z tym że nie były im równe. Hierarchia oczywiście istniała też wśród samych kapłanów, ale kobiety-kapłanki były poza tą skalą, jakby... pod nią. W Egipcie bowiem, od czasów najdawniejszych (tynickich) wśród kleru dominował "Ojciec Boży" (czyli "It-Neczer"), z reguły był to teść lub szwagier panującego władcy. Wchodził on w skład grupy tzw.: "Towarzyszy Horusa" ("Szemsu-Hor"), grupującej najbliższe otoczenie faraona. Należy jednak pamiętać że zarówno w Starym jak i Średnim Państwie był to tytuł jedynie symboliczny, nie mający większych związków z kultem religijnym (to faraon bowiem w czasach pierwszych dynastii był bogiem, a następnie "synem boga" i najwyższym kapłanem, wszyscy inni byli tylko jego pomocnikami), zresztą do czasów Nowego Państwa nie istniała w Egipcie zorganizowana kasta kapłańska (kapłanów było bardzo mało, a ci, którzy byli, także pełnili swe funkcje w imieniu władcy). Prawdziwa rewolucja pod tym względem nastąpiła dopiero za rządów XVIII Dynastii, a konkretnie królowej (kobiety-faraona) Hatszepsut, która jako pierwsza (ok. 1479 r. p.n.e.) przyznała swemu ulubieńcowi, kapłanowi Hapusenebowi tytuły: "Najwyższego Kapłana", "Strażnika Królewskiej Pieczęci", "Jedynego Przyjaciela", "Usta władcy Górnego Egiptu" i "Żywe Uszy Króla Dolnego Egiptu". To właśnie od panowania Hatszepsut możemy mówić o zaistnieniu scentralizowanej kasty kapłańskiej z Arcykapłanem Amona-Re rezydującym w królewskich Tebach (pierwszym kapłanem, który pełnił tę odpowiedzialną funkcję i zdominował kastę kapłańską Egiptu czyniąc ją podporządkowaną arcykapłanom z Teb - był właśnie Hapuseneb, choć dzielił on władzę nad państwem z jeszcze dwoma innymi mężczyznami, pozostającymi u boku królowej - Senenmutem (głównym administratorem i zarządcą majątku Hatszepsut), oraz Ahmes Pen-Nechbet'em (jej głównym sekretarzem).

Władza arcykapłana Amona-Re z Teb była ogromna, podlegali mu bowiem nie tylko wszyscy kapłani tego boga w całym kraju (we wszystkich nomach), lecz także pośrednio kapłani innych bogów. Był on określany "Pierwszym Sługą Bożym". To on uczestniczył we wszystkich najważniejszych świętach ku czci Amona-Re, otwierał i prowadził procesje ku czci boga, tylko on mógł "zadać pytanie" bogu i oczekiwać odpowiedzi w formie wyroczni, on też jedynie (oprócz samego faraona) mógł wejść do "Najświętszego Świętych" - miejsca gdzie znajdował się dobrze zamknięty w specjalnym skarbcu posąg boga, który codziennie rano był wyjmowany, dokładnie myty i częstowany przyniesionymi przez arcykapłana ofiarami. Tylko arcykapłan (i król oczywiście) mógł codziennie oglądać posąg swego boga, dla innych kapłanów był on niedostępny (jedynie można go było ujrzeć podczas świąt publicznych, gdy niesiony w lektyce, lub płynący Nilem na barce, był z daleka obserwowany przez tłumy wiernych). W rękach arcykapłana z Teb kumulowała się potężna władza nie tylko finansowa (na początku panowania faraona Ramzesa III - ok. 1187 r. p.n.e. - dla jednej tylko świątyni Amona w Karnaku pracowało 86 486 osób, w większości byli to chłopi pracujący na ziemi oraz ofiarowani świątyni niewolnicy. Należy również pamiętać, że w Luksorze - z tych dwóch dzielnic składały się królewskie Teby - znajdowała się druga wielka świątynia Amona, na którą pracowała zupełnie inna liczba chłopów i niewolników, a przecież obie te świątynie bezpośrednio podlegały arcykapłanowi Amona-Re, przy czym Wielki Papirus Harris - na którym odnotowano te liczby - nie mówi nic o zatrudnionych w świątyni kapłanach, zarówno tych stałych jak i tych czasowych - bo i tacy byli, których też musiała być pokaźna liczba).

Z czasem arcykapłani Amona-Re stali się realnymi władcami Górnego Egiptu, oraz... konkurentami faraonów do władzy nad całym krajem. Jeden z takich potężnych arcykapłanów - Pinedżem I mianował swą córkę - Maatkare I - "Boską Małżonką Amona" (ok. 1070 r. p.n.e.) cedując na nią cześć swej ogromnej władzy. Oczywiście Maatkare nie była pierwszą "Boską Małżonką", gdyż ten tytuł otrzymywały wcześniej księżniczki dynastii panujących, ale realna władza skupiona pod tą funkcją tak naprawdę zaczyna się dopiero od księżniczki Iset IV (córki faraona Ramzesa VI), która otrzymała tę funkcję ok. 1140 r. p.n.e. A jednak władza, jaką otrzymały i dzierżyły owe kobiety, choć bardzo wielka, nie była jeszcze całkowita, dopiero bowiem od VIII wieku p.n.e. władza kobiet "Boskich Małżonek Amona-Re" staje się całkowita (następuje bowiem realna likwidacja funkcji arcykapłana Amona) i dopiero od wyniesienia Szepuseneb I (córki faraona Osorkona III) w 754 r. p.n.e. (czyli w czasie gdy na północnym-zachodzie, na innej ziemi dwaj bracia - Romulus i Remus mieli wytyczyć etrusco ritu i wyznaczyć pierwsze granice wioski, zwanej w przyszłości jako Rzym), możemy mówić o zaistnieniu pierwszej w Egipcie całkowitej formy kapłańskiego matriarchatu (funkcja "Boskiej Małżonki" była oczywiście dziedziczona jedynie w linii żeńskiej, a władza, jaką otrzymały w tym czasie kapłanki, była równa tej, którą przed wiekami dzierżyli arcykapłani Amona-Re. W zasadzie można powiedzieć że od wyniesienia Szepuseneb I władza faraona nad Górnym Egiptem była jedynie symboliczna, a prawdziwymi monarchami tego kraju stawały się Boskie Małżonki Amona), który przetrwa ponad dwieście lat, aż do czasu, gdy król Persji - Kambyzes II najedzie Egipt (525 r. p.n.e.), podbije go i podporządkuje swej władzy, jednocześnie likwidując status "Boskiej Małżonki" i pozostawiając jedynie męskie funkcje kapłańskie - kobiety-kapłanki wróciły więc do roli, jaką pełniły przed wiekami, czyli kapłanek niższego szczebla z tytułem "hem" - "niewolnica świątynna". Aleksander Wielki po podboju Egiptu w 332/331 r. p.n.e. również nie przywróci już tej funkcji.




Ale nim do tego bezpośrednio przejdę, chciałbym na moment zająć się kwestią kapłańskiej hierarchii z czasów Nowego Państwa (głównie dynastie XVIII-XXI). Tak więc prócz arcykapłana Amona-Re ("Pierwszego Proroka"), w świątyni znajdowali się i inni kapłani. Drugim w hierarchii ważności kapłanem, był... drugi kapłan Amona-Re ("Drugi Prorok"), który zajmował się kwestiami administracyjnymi, kontrolą wszystkich ziemskich posiadłości świątyni (nie tylko tych w Tebach, w których urzędował, ale wszystkich w całym kraju), warsztatów oraz spisem darów, jakie do faraona i do arcykapłana przysyłali zależni książęta z Palestyny, Syrii, Nubii i Libii (czyli miał dość dużo pracy), choć oczywiście w tym wszystkim pomagali mu dwaj kolejni "prorocy" (Trzeci i Czwarty). Wiadomo jednak, że ani Drugi, ani Trzeci i Czwarty "Prorok" nie sprawowali swej władzy bezpośrednio, oni też wysługiwali się całą masą mniejszych kapłanów świątyni ("Domu Amona"), noszących tytuł "Sługi Bożego" ("Hem-Neczer" - przy czym słowo "hem" oznaczało również niewolnika). Ale i oni mieli swoich podwykonawców którym zlecali określone zadania, byli to "Ojcowie Boży" ("It-Neczer"), którzy odpowiadaliby naszym lokalnym księżom. Oni też mieli swoich pomocników, którymi to byli tzw.: "Czyści" ("Uab"). Funkcja którą pełnili "Czyści" była przeciwwagą ich nazwy i należała do... bardzo brudnych, a kapłani ci nie mieli z tego powodu nawet prawa wstępu do świątyni (podobnie jak wszyscy wierni). Czym zajmowali się "Czyści"? Byli to po prostu kapłani zarzynający zwierzęta ku czci boga na ofiarę (niektórzy z nich posiadali nawet własne rzeźnie). Musieli się przy tym myć nawet kilka razy dziennie a i tak nie mieli prawa wejścia do sanktuarium, oraz spożywania posiłków bezpośrednio przy świątyni. Z biegiem wieków tytuł ten spowszedniał, a w czasach XXI Dynastii (ok. 1070 r. p.n.e. - 945 r. p.n.e.) każdy obywatel Górnego Egiptu był uważany właśnie za "Czystego" i mógł sprawować tę kapłańską funkcję. 

O ile bowiem tytuł "Uab" stanowi najniższy stopień kapłańskiej hierarchii (niżej stali już tylko pisarze świątynni, świątynna straż, odźwierni i "sprzątacze" którym podlegali niewolnicy), to i tak stali oni wyżej od kobiet-kapłanek (wyłączając jedynie córki królewskie i żony arcykapłana), które w czasach Nowego Państwa pełniły jedynie funkcje pomocnicze (kapłanki-tancerki, kapłanki-muzykantki, kapłanki-położne "piastunki Chonsu" - zatrudnione szczególnie w świątyniach Chonsu {największą z nich zaś była ta w Karnaku, gdzie znajdowała się wielka sala porodowa}, no i oczywiście mieszkanki "haremu świątynnego" - "damy haremowe" z Luksoru {to były po prostu akrobatki, które urozmaicały święta swymi występami}). Kobiety-kapłanki jednak grupowały się (podobnie jak mężczyźni) w swoich zakonach, a nad wszystkimi żeńskimi zakonami (czyli tymi, które wymieniłem wyżej), władzę sprawowała małżonka arcykapłana Amona-Re, która to jako jedyna (nie licząc księżniczek dynastii panującej) piastowała honorowe funkcje i realną władzę przed nastaniem "matriarchatu świątynnego" w Egipcie. Była więc zwierzchniczką haremu Amona-Re (sprawowała kontrole nad akrobatkami), "Matką Bożą Chonsu-dziecka" (kontrola nad położnymi), "Prorokinią Mut", "Prorokinią Mina" (tego boga ze sterczącym fallusem, który miał być patronem męskiej witalności), "Prorokinią Horusa i Izydy", "Prorokinią Ozyrysa" oraz "Prorokinią Pana Lu-Red" (kobiet-kapłanek zajmujących się ziołolecznictwem w świątyni Amona-Re na Wyspie Roślinności w XVI nomie Górnego Egiptu), oraz "Białą z Necheb" (sprawowała kontrolę nad czarnoskórymi kapłankami Nubii). Była więc swoistym wyjątkiem jeśli idzie o kapłaństwo kobiet w czasach Nowego Państwa (czyli największej świetności starożytnego Egiptu). 

Należy też pamiętać że religia starożytnych Egipcjan była religią bardzo tajemniczą i elitarną. Wierni na przykład nie mogli nawet przekroczyć progu świątyni. Poza tym było bardzo wiele tajemnych rytuałów zupełnie nieznanych dla reszty ludzi (wiernych). Należał do nich właśnie "Rytuał Boskiego Kultu" (o którym wspomniałem wyżej iż sprawował go jedynie arcykapłan, który każdego ranka po dokonaniu oczyszczającej ablucji, odwiedzał boga w "Najświętszym Świętych", czyli specjalnym miejscu świątyni, w którym znajdował się posąg boga), rytuał puryfikacji (obmywanie i okadzanie boga lub... faraona), recytacja tajemnych zaklęć i liturgicznych pieśni (np. "Bądź w pokoju, bądź w pokoju żyjąca duszo która pokonuje swych wrogów" lub "Otwierają się bramy nieba, otwierają się bramy ziemi (...) Bramy nieba są otwarte (...) wielka Dziewiątka jest wzniesiona w swej siedzibie"). Dla zwykłych ludzi te słowa i rytuały były nie tylko zupełną abstrakcją, ale wręcz stanowiły nieodparte wrażenie, że oto bogowie przybywają na wypowiadane przez kapłanów słowa (tak więc kapłani - szczególnie "Ojcowie Boży" byli prawdziwymi panami życia i śmierci zwykłych ludzi i realnymi ich władcami - bowiem zarówno arcykapłana, jak i faraona {o samych bogach nie wspominając 🥴} zwykli ludzie nie widzieli często przez całe swoje życie, więc jedynym reprezentantem władzy, który miał z nimi jakiś kontakt był "Ojciec Boży" i "Czysty". Wyższa hierarchia była już niedostępna. Dla zwykłych ludzi dostępne były pieśni i tańce religijne (tutaj swą rolę do spełnienia miały odpowiednie kapłanki), oraz najróżniejsze święta (np. święto Dżed - podniesienia przez faraona słupa, który symbolizował... męską witalność i był personifikacją wzwodu. Władca podnosił go zawsze w trzydziestą rocznicę swego panowania - w celu cudownego odnowienia swej siły i władzy, następnie czynił to ponownie dziesięć lat później, potem pięć lat później, a jak starczyło mu życia, to potem już każdego kolejnego roku. Było to wielkie święto radości - tym bardziej że władca zawsze ów słup podnosił {gdyż pomagali mu przy tym dworzanie} zapewniając kolejne płodne lata dla Egiptu).




Wróćmy jednak do początków matriarchatu egipskiego. Pierwszą kobietą-kapłanką, która miała realną władzę, była (jak już wyżej wspomniałem) Iset IV. Była ona córką faraona Ramzesa VI z XX Dynastii. Założycielem XX Dynastii był niejaki Setnacht, człowiek o niejasnym pochodzeniu (prawdopodobnie był on synem jednego ze... stu synów Ramzesa II Wielkiego, choć nie ma co do tego pewności). Wstąpił na tron (1189 r. p.n.e.) jako uzurpator, wcześniej obalając naturalizowanego Syryjczyka, który przejął władzę po śmierci królowej Tawosret (1192 r. p.n.e.) o imieniu Jahru. Jego syn i następca Ramzes III (wstąpił na tron w roku 1186 p.n.e.), był ostatnim wielkim władcą okresu Nowego Państwa. To właśnie za jego panowania udało się Egipcjanom powstrzymać napór lechicko-aryjskich "Ludów Północy" (zwanych również "Ludami Morza") w 1177 r. p.n.e. w bitwie morskiej w delcie Nilu. Jego potomkowie nie należeli już do wybitnych władców i coraz bardziej uzależniali się od swych arcykapłanów (już w chwili śmierci Ramzesa III majątek świątyni Amona-Re w Tebach był większy niż królewski skarbiec). Rola kleru rosła i począwszy od XII wieku p.n.e. ludność stawała się nie tylko coraz bardziej religijna (w porównaniu np. z czasami XVIII Dynastii, gdzie starano się raczej unikać dogmatów), ale również bardziej dogmatyczna. Kapłani kontrolowali praktycznie całe życie zwykłego człowieka, a faraonowie musieli wspierać świątynie, aby zyskać przychylność kapłanów dla ich panowania w oczach ludu (w czasach panowania Ramzesa IV - 1155-1149 p.n.e. tylko same świątynie w Tebach dysponowały 433 ogrodami, 83 okrętami i kontrolowały 56 innych miast w Egipcie oraz 9 miast w Syrii i Nubii, oczywiście nie licząc złota, srebra, mirry, lapis lazuli, zboża, bydła, ptactwa i niewolników, jakie należały do świątyń w Luksorze i Karnaku oraz w innych miastach Egiptu).  

Ramzes VI (panujący w latach 1142-1134 p.n.e.) również był całkowicie podległy arcykapłanowi. Postanowił więc mianować swą córkę jako "Boską Małżonkę Amona-Re" aby przynajmniej spróbować zrównoważyć kapłańskie wpływy, ale jeszcze wówczas to mu się nie udało (choć Iset IV zyskała realną władzę, lecz wciąż jeszcze dużo mniejszą od potęgi arcykapłana świątyni Amona-Re). Wprowadzony został jednak zwyczaj że każda kolejna "Boska Małżonka" wybiera swoją następczynię (spośród królewskich córek, najczęściej więc były to córki jej panującego brata) i przygotowuje ją do tej roli od najmłodszych lat (sama bowiem, jako "poświęcona Amonowi" nie mogła mieć dzieci, ani wyjść za mąż). "Boskie Małżonki" wciąż jednak były realnie podległe arcykapłanowi, szczególnie gdy funkcję tę zaczęli sprawować wielcy arcykapłani, jak Herchor, Pianchi i Pinedżem (arcykapłan Herchor został sportretowany przez Henryka Sienkiewicza na łamach powieści "Faraon" z 1895 r. oraz w filmie Jerzego Kawalerowicza z 1966 r.), ale o tym w kolejnej części.


CEREMONIA PURYFIKACJI KRÓLA PERSJI - KAMBYZESA II, 
ZDOBYWCY EGIPTU, JAKO NOWEGO FARAONA
(525 r. p.n.e.)



CDN.

PLAYBOYE U WŁADZY - Cz. I

CZYLI JAK TO WŁADZA  DODAJE SEKSAPILU " W NASZYCH SZCZĘŚLIWYCH CZASACH NIE POTRZEBA WCALE SPRZEDAJNYCH DZIEWCZYN, SKORO SPOTYKA SIĘ TYL...