WYŚWIETLENIA

30 października 2025

KANONY LUDZKIEGO PIĘKNA - Cz. III

JAK ZMIENIAŁY SIĘ PRZEZ LATA 
I CO JE DETERMINOWAŁO





I
STAROŻYTNY EGIPT
SYMBOLE URODY I SEKSAPILU:
KOBIETY - DŁUGIE, GĘSTE WŁOSY I PIĘKNE OCZY
MĘŻCZYŹNI - SZEROKIE RAMIONA
Cz. III




Nagość była bardzo częsta i naturalna wśród Egipcjan i to zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet. Oczywiście "nagość" była zupełnie inaczej definiowana nie tylko w zależności od płci, ale także i od okresu w dziejach Egiptu. I tak już od Starego Państwa (ok. 2 700 r. p.n.e. - ok. 2 200 r. p.n.e.) pojawiają się na reliefach świątynnych postaci półnagich, tańczących kobiet - choć okres ten cechuje jeszcze dość duża hierarchizacja i wzajemne rozdzielenie mężczyzn od kobiet. Dość popularnym strojem kobiecym w czasach Starego Państwa była tunika okrywająca ciało i sięgająca ud, ukazująca przy tym jedną pierś. Oczywiście były też tuniki zakrywające całe ciało, ale sam fakt istnienia wówczas takich sukien jest znamienny, bowiem w późniejszych okresach historycznych (łącznie z niezwykle liberalnymi pod względem erotyki czasami XVIII Dynastii), takie suknie już się nie pojawiały, stąd łatwiej jest ten okres przyporządkować chronologicznie. W Średnim Państwie (ok. 2 050 r. p.n.e. - ok. 1 760 r. p.n.e.) nie wprowadzono pod względem ubioru jakichś szczególnych innowacji i dopiero wraz z nastaniem Nowego Państwa (ok. 1 550 r. p.n.e. - ok. 1 070 r. p.n.e.) nastały czasy dość różnorodnej mody. Natomiast nagość była obecna wówczas choćby wśród niewolnic i służących, pracujących w kuchniach majętnych Egipcjan. Kucharki bowiem najczęściej nosiły jedynie krótką tunikę wokół bioder, która całkowicie odkrywała ich piersi oraz plecy. Poza tym nago chadzały zarówno młode dziewczęta na wsiach (szczególnie muzykantki i tancerki, które szykowały się do uczczenia dni świątecznych), jak i kobiety w haremie faraona - które za jedyne swe okrycie posiadały pasek przypięty wokół bioder (choć wydaje się że nago chadzały tylko w towarzystwie władcy). Co zaś się tyczy mężczyzn, to mniej zamożni Egipcjanie nosili jedynie krótkie przepaski biodrowe (zwane szendżot) okrywające genitalia. Nago (lub w cienkich, lnianych, prześwitujących tunikach do stóp) występowały również muzykantki, przygrywające biesiadnikom do uczt. Jak już wspominałem w poprzedniej części, od czasów XVIII Dynastii kobiety zaczęły występować obok mężczyzn na grobowych malowidłach przyjęć i bankietów, a ich strój stopniowo stawał się coraz "swobodniejszy".




Można powiedzieć że dopiero od panowania Amenhotepa II (ok. 1425 r. p.n.e. - 1397 r. p.n.e.) swoboda seksualna podczas uczt staje się powszechna. Pojawiają się nagie niewolnice, usługujące do stołów (już za Totmesa III, panującego w latach 1458 p.n.e. - 1425 p.n.e.). Oczywiście damy ukazane są w długich sukniach (podobnie jak i żona pana domu), z tym że nie siedzą już na podłodze w swoim gronie (jak w czasach Starego i Średniego Państwa), a na krzesłach, na równi z mężczyznami i są z nimi wymieszane. Nagość jest powszechna w czasach panowania XVIII Dynastii również (a może przede wszystkim) w sztuce sakralnej. Nagie dziewczęta myją i malują swoją panią (która co prawda ubrana jest w tunikę, ale lekko okrywającą piersi i łono), półnadzy niewolnicy szykują łoże dla swojego pana lub pani, półnagie muzykantki tańczą wokół świętej barki Amona-Re lub w czasie święta ku czci boga-byka Apisa. Nawet królowe przywdziewają suknie, które ukazują i podkreślają wszystkie ich kształty (a szczególnie piersi, często prześwitujące zza cienkiej tuniki). Te czasy swobody obyczajowej skończyły się, gdy na tron wstąpiła XIX Dynastia. Co prawda już w latach reformy religijnej Amenhotepa IV (Echnatona - panującego: ok. 1351 r. p.n.e. - 1334 r. p.n.e.), zaprzestano ukazywać nagość biesiadników podczas uczt prywatnych, a skupiono się jedynie na czci oddawanej jedynemu bogu Atonowi (choć królowa Nefretete również nosiła cienkie i prześwitujące suknie podczas oddawania czci temu solarnemu bóstwu), to jednak dopiero z upadkiem tejże doktryny religijnej i powrotem do starych kultów, w czasie tzw.: "restauracji horemhebiańskiej", nastąpił znaczny purytanizm w sztuce sakralnej. Nie było już mowy o zbytnim spoufalaniu się, kobiety noszą zakrywające ciało tuniki (a tam, gdzie świątynie grobowe zachowały się od czasów XVIII Dynastii i przetrwały z pokolenia na pokolenie do XIX Dynastii, zamalowywano kobietom piersi, zasłaniano łona, domalowując dłuższe suknie. Podobnie w przypadku mężczyzn, starano się całkowicie zasłonić nagość. Tak więc w czasach panowania sławnego Ramzesa II Wielkiego (bodajże najpopularniejszego władcy Starożytnego Egiptu), panującego w latach 1279 p.n.e. - 1213 p.n.e., panowała już ścisła i powszechna purytańska obyczajowość, nakazująca całkowicie wyeliminować ze sztuki jakiekolwiek przejawy nagości, które mogły jednoznacznie kojarzyć się z seksem.




Również w poprzedniej części pisałem, że Egipcjanie byli niezwykłymi czyściochami, przy których zarówno Grecy ze swymi wannami i Rzymianie z publicznymi łaźniami - to zwykłe brudasy. Zamożni Egipcjanie (szczególnie kobiety) kąpali się kilka razy dziennie (z reguły przed i po posiłku), dbając szczególnie o włosy (były one bowiem największym afrodyzjakiem - o czym też już pisałem). O swą fryzurę dbały w równym stopniu arystokratyczne damy jak i muzykantki i tancerki (nie mówiąc już oczywiście o depilacji całego ciała, jakiemu to poddawały się kobiety i kapłani). Poza tym niezwykle dbano o ręce i stopy, a także usta i oczy (malowanie oczu przez Egipcjan służyło przede wszystkim ich ochronie, a w znacznie mniejszym stopniu urodzie, gdyż w tamtejszym regionie palące słońce w ciągu dnia niejednokrotnie doprowadzało do ślepoty i aby zneutralizować szkodliwe promienie słoneczne, nakładano na powieki specjalne mazidło). Ciekawym faktem jest erotyczne utożsamianie określonych zwierząt, z cechami przynależnymi do danej płci. Bardzo silnie oddziaływającym symbolem seksualnym, a jednocześnie niezwykle cenionym ze względu na swe piękno, był - koń. Często utożsamiano męską witalność z tym szlachetnym zwierzęciem, które w Egipcie pojawiło się dopiero w II Okresie Przejściowym (ok. 1 760 r. p.n.e. - ok. 1 550 r. p.n.e.). Dlatego też utożsamiano często szybkość i piękno konia (ogiera) do wprawnego w łożu kochanka. Koń jednak był zwierzęciem szlachetnym, w przeciwieństwie do udomowionego jeszcze w okresie przeddynastycznym - osła, który również posiadał bardzo silne - niekiedy nawet silniejsze niż koń - odniesienia erotyczne. Mówiąc o ośle i porównując go z mężczyzną, chwalono duży penis tego zwierzęcia, choć stwierdzenie: "Niech osioł wychędoży twoją żonę" było bez wątpienia obelgą, odnoszącą się do mało rozgarniętego, choć dobrze zbudowanego mężczyzny. Osioł był też pewną skazą na ambicji mężczyzn, gdyż potrafił szybko się podniecać i wiecznie być gotowy do seksualnej sprawności, co dla wielu pozostawało niedoścignionym wzorcem (stąd niekiedy w domach publicznych prezentowano figurki osłów uprawiających seks z kobietami).




Podobnym symbolem męskich sił chaosu i nieposkromionych żądz, był poświęcony Anubisowi i Setowi - szakal. To zwierzę stało się uosobieniem samca, wiecznie dążącego do zaspokajania swych seksualnych żądz - swoistego rozpustnika i kobieciarza. Już młodych chłopców, którzy wciąż oglądali się za dziewczętami, nazywano "małymi szakalami". Krewniakiem szakala w kulturowym odbiorze - był pies, który podobnie jak koń, uważany był za zwierzę szlachetne, ale... nie na tyle, aby się np. z nim bawić (żadna scena nagrobna nie ukazuje Egipcjan w czasie pieszczot - takich jak głaskanie czy tulenie psa), trzymano więc je do polowań na dzikie gęsi, lisy a nawet wilki, ale najprawdopodobniej ich odbiór zbliżony był do symbolu szakala, z tą wszakże różnicą, że pies był takim "udomowionym i wyuczonym" szakalem (poskromionym rozpustnikiem?). Natomiast koty w kulturze Egiptu bez wątpienia utożsamiano z boginią Bastet (jednym z wcieleń bogini Hathor - Felinianki? 😉) i żeńskim temperamentem seksualnym. Koty bowiem są zarówno miłymi mruczkami, jak i potrafią stać się naprawdę niebezpiecznymi bestiami (lwy, tygrysy), stąd częste utożsamianie kotów ze zmiennością kobiecego nastroju i niestałością emocjonalną kobiet. Kot był zdecydowanym symbolem kobiecej seksualności, a podczas święta ku czci bogini Bastet w Bubastis, kobiety, aby przyciągnąć do siebie mężczyzn, podnosiły do góry suknie, ukazując swe łona (tyle wieków minęło i nic się nie zmieniło, dzisiaj kobiety czynią to samo, tylko że głównie na Tinderze). Święto kończyło się z reguły powszechnym pijaństwem i orgiami. Koty, jako bardzo trudno poddające się tresurze i kontroli, utożsamiano właśnie z kobiecą naturą, która co prawda podporządkowuje się nakazom (np. koty wracają do domów swych właścicieli), ale stanowi prawdziwą studnię bez dna najróżniejszych nastrojów. Poza tym kocie lenistwo również utożsamiano z kobiecym umiłowaniem do nazbyt przesadnego upiększania ciała, oraz żerowania na osiągnięciach mężczyzn (np. żona, która dzięki swej urodzie zdobywa i następnie wykorzystuje swego męża do własnych celów, niczym kot, który wraca do domu, a właściciel łudzi się że to on posiada kota, a nie kot posiada darmowego żywiciela, na którym żeruje. Notabene - przypomniał mi się jeden z odcinków "Rodziny zastępczej" w której Alutka Kosoń podjęła się nauki hipnozy i potem przez przypadek zahipnotyzowała swego męża - Jędrzeja zwanego Jędrulą. Stwierdziła: "To jest niesamowita broń w ręku kobiety, powinni tego uczyć na jakichś kursach przedmałżeńskich". Każe mu w hipnozie robić pompki, wmawia mu że nie znosi whisky i bierze od niego jego karty kredytowe na zakupy - "Taki ważny producent, całkowicie w moich rękach, jak jakiś żuczek" - mówi Alutka. Gdy Jędrula dowiaduje się od sąsiada że żona go hipnotyzuje i że to ona wmówiła mu że alkohol cuchnie, ten w przypływie złości mówi: "Ja ją normalnie zastrzelę i każdy sąd mnie uniewinni", sąsiad daje mu jednak zatyczki do uszu, a na drugi dzień ten sprowadza mistrza hipnozy, który hipnotyzuje Alutkę, po czym Jędrula mówi jej: "Alutka, nie umiesz hipnotyzować, nigdy nie uczyłaś się hipnozy... i codziennie rano będziesz mi podawała do łóżka śniadanie i kawę - Codziennie!"). Dlatego do kobiet, które przesadnie dbały o urodę, mawiano iż mają "koci wygląd". Zwierzęta te były bardzo popularne w Starożytnym Egipcie i hodowane były w praktycznie każdym domu.


RADEMENES? 
🤭😉 



Innym, bardzo wyraźnym symbolem seksualnym, odwołującym się do kobiet był... skorpion. Co prawda zwierzę to dziś nie budzi żadnych seksualnych odniesień, ale dla Egipcjan był silnym afrodyzjakiem, związanym właśnie z kobiecą naturą. Najpopularniejszym skorpionim bóstwem Egiptu, była bogini Selkis - której główna świątynia znajdowała się w szóstym nomie Delty (szósty nom, to jednocześnie miejsce, gdzie istniały jedne z najstarszych miast w Egipcie - Pe, Dep, Buto). Skorpion właśnie dlatego stał się personifikacją kobiecości, gdyż zauważono że samica tego gatunku bardzo długo opiekuje się swoimi małymi (nosząc je na swym grzbiecie), a poza tym jad skorpiona jest bardzo niebezpieczny i najczęściej kończy się śmiercią ofiary. Macierzyństwo połączone z niebezpieczeństwem zmienności kobiecych nastrojów, oraz jadem, jakim jest kobiecy sex appeal, który potrafi zatruć serce mężczyzny, czyniąc z niego posłusznego niewolnika miłości - oto dlaczego Starożytni Egipcjanie uważali skorpiona za erotyczny symbol żeński. Również małpa była uosobieniem kobiecości, gdyż jej sprawne i giętkie ciało, przywodziło na myśl zmysłowe przyjemności. Nawet porównywano żeńską chuć do małpich figli, a mędrzec Anchszeszonk twierdził że erotycznie rozbudzona kobieta, znajdująca się w towarzystwie przystojnego mężczyzny, podobna jest do skaczącej z podniecenia małpki (🤭). O ile koty znajdowały się w prawie każdym egipskim domu, psy towarzyszyły mężczyźnie na polowaniu, to małpki były nieodłącznymi towarzyszami kobiet - towarzyszyły swym paniom nawet podczas porannej toalety. Symbolem "małpiej witalności" był też karłowaty bóg Bes z dużym penisem - patron kobiet, którego wizerunek niektóre z nich (najczęściej tancerki i muzykantki) tatuowały sobie na przedramieniu lub na udzie.

Natomiast symbolem czystej (nie mającej podtekstów seksualnych) miłości, była... kaczka (oraz gęś nilowa). Była ona zarówno uosobieniem miłości i przywiązania kobiety do jej ukochanego, jako daru czystej miłości (stąd czasem portretowano nagie dziewczęta, trzymające w dłoniach małe kaczuszki - symbol ofiarowanej miłości), jak również zarówno kaczka (jak i gęś) były też symbolami płodności i macierzyństwa (w jednym z mitów o stworzeniu świata w które wierzyli Egipcjanie - a były trzy takie mity - pojawia się postać Wielkiej Gęsi pływającej po bezmiarach wód ciemności - chaosu. Zniosła ona wielkie jajo, z którego wykluł się bóg słońce - Re i nadał światu kształt. Był to bodajże najpopularniejszy ze wszystkich innych, egipski mit o stworzeniu świata. W innych Re miał się narodzić z kwiatu niebieskiego lotosu wyrosłego z mułu chaosu, lub pojawił się jako skarabeusz toczący słońce na wschodnim horyzoncie świata). O ile kaczka (lub gęś) jest symbolem czystej dziewczęcej miłości do ukochanego, małpka symbolizuje kobiecą chuć do wybranka, szakal lub koń są symbolami męskiej witalności, to ryba była tutaj uosobieniem owocu miłości, jaki powstaje ze związku kobiety i mężczyzny - czyli dziecka. Oczywiście ryby uważano też za zwierzęta nieczyste (jako że po morderstwie Ozyrysa, dokonanym przez Seta - ten podzielił na kawałki ciało swego brata i wyrzucił je na różne strony świata. Małżonka Ozyrysa - Izyda, niestrudzenie szukała wszystkich "części" swego męża i gdy "złożyła" go już z powrotem, zabrakło tylko jednej rzeczy - penisa. Okazało się że połknęła go ryba. Tak oto odrodzony Ozyrys stał się wykastrowanym bogiem Królestwa Umarłych), ale i tak ryba była bodajże najpopularniejszą potrawą na egipskich stołach oraz jako symbol miłości i nowego życia (szczególnie tilapia - która po złożeniu jaj, chowa je w swym pysku, gdzie następuje też zapłodnienie ich przez samca i tam małe tilapie się wykluwają z jaj, oraz z powrotem chowają do pyska matki w razie niebezpieczeństwa) wzrastającego w kobiecie po zespoleniu się z ukochanym mężczyzną.




To tyle jeśli idzie o kanony piękna, urody i sex appealu Starożytnych Egipcjan (można by jeszcze nieco dodać o erotycznych symbolach roślinnych, ale nie są one już nazbyt istotne, poza tym niektóre z nich przedstawiłem w poprzednich częściach). Tak więc od kolejnej części przejdziemy do Starożytnej Mezopotamii (Babilonii, Asyrii) i przyjrzymy się jakie tam dominowały symbole kobiecej i męskiej urody oraz oczywiście seksualnej witalności obojga płci.




CDN.

PORWANA I ZNIEWOLONA

AUTENTYCZNA HISTORIA ZNIEWOLONEJ KOBIETY





Rzecz ta działa się na początku lat 90-tych (1990 lub 1991) i dotyczyła porwania (uprowadzenia) młodej kobiety (Polki) o imieniu Beata (imiona zostały zmienione) w Niemczech. Nie było to jednak ani porwanie dla okupu, ani też uwięzienie przez gang sutenerów, zmuszających potem dziewczyny do świadczenia usług seksualnych w niemieckich domach publicznych. Rzecz była dość niesamowita, owa kobieta została porwana tylko w jednym celu. Miała przez jakiś czas stać się... seksualną zabawką swych porywaczy, którym było niemieckie małżeństwo, lubujące się w klimatach BDSM. Była (wraz z inną, młodszą od niej dziewczyną) ich seksualną niewolnicą przez miesiąc. W tym czasie zrobili z niej również prostytutkę, która miała obsługiwać sprowadzanych do ich posiadłości klientów (mężczyzn i kobiety). Po miesiącu czasu, ubrali ją w tę samą sukienkę, w której była w trakcie porwania, zakneblowali i założyli opaskę na oczy, po czym wsadzili do samochodu i wywieźli w nieznanym kierunku. W drodze dziewczyna straciła przytomność (zapewne dorzucili środek usypiający). Gdy się ocknęła, leżała na ławce w jednym z berlińskim parków. Na sobie miała dodatkowo męską marynarkę, a w kieszeni plik spiętych w pokaźny rulon banknotów - oto jej historia:




Beata jechała z Warszawy do Niemiec (a konkretnie do Hanoweru), do jednej ze swoich przyjaciółek tam zamieszkałych. Było to krótko po "upadku" komunizmu (czyli transformacji komunizmu w kapitalizm, przy zachowaniu tych samych struktur władzy, z dokooptowaniem do niej części środowisk opozycyjnych) w Europie Środkowo-Wschodniej. Kupiła bilet i zajęła miejsce w przedziale, starając się pogrążyć w lekturze dopiero co zakupionej książki. Co kilka stacji dosiadali się kolejni pasażerowie, aż wreszcie do przedziału w którym przebywała Beata, wszedł on - bardzo przystojny mężczyzna w średnim wieku, miał ładnie dobraną koszulę, marynarkę i spodnie (prawdopodobnie te dwa ostatnie były szyte na miarę). Był Niemcem. Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu obok siebie. Wreszcie to on rozpoczął rozmowę, zapytując się jej co też takiego ciekawego czyta. Tak od słowa do słowa, nawiązała się między nimi bardzo przyjemna konwersacja (rozmawiali po niemiecku). Ów mężczyzna stwierdził, że wraca z Polski po odbyciu jakiegoś firmowego spotkania z polskimi klientami jego firmy. 

Droga do granicy minęła w świetnym nastroju obojga roześmianych i prawie że flirtujących ze sobą osób. Po przekroczeniu zaś granicy polsko-niemieckiej, mężczyzna zaczął prawić Beacie coraz to odważniejsze komplementy, podziwiając jej oczy, usta, piersi i pupę. Jednak w przedziale siedzieli jeszcze inni pasażerowie, więc mężczyzna (przedstawił się jako Martin), zaproponował jej, by przeszli do ubikacji. Beata poszła za nim, ponieważ bardzo dobrze się przy nim czuła, wspaniale się rozumieli a dodatkowo potrafił ją rozbawić, no i był... nieziemsko przystojny, choć już nie najmłodszy. W ubikacji zaczął ją lekko całować w policzki, potem w usta, a na końcu odbyli normalny stosunek seksualny (normalny, jeśli za takowy można uznać seks w toalecie rozpędzonego pociągu). Gdy wychodzili z toalety, Beata zauważyła że stojący najbliżej pasażerowie uśmiechają się do siebie. Pomyślała wówczas że pewnie słyszeli jej jęki. Zresztą trudno byłoby nie słyszeć, skoro już od dawna nie przeżyła podobnej seksualnej przygody, połączonej z nieznanym jej prawie orgazmem. Resztę drogi spędzili w swojej kabinie, wciąż flirtując i opowiadając sobie dowcipy. 

Martin wysiadał w Berlinie, Beata jechała do Hanoweru, ale nim wysiadł dał jej swoją wizytówkę i zaproponował kolejne spotkanie - Beata powiedziała że się zastanowi (choć już wówczas w myślach się zgodziła). Na odchodne poczęstował ją bardzo dobrym koniakiem, który jak twierdził - wiezie z Polski. Koniak rzeczywiście był dobry, ale wkrótce po jego wypiciu Beata zaczęła robić się senna. Wreszcie całkowicie straciła świadomość. Czas, jaki upłynął pomiędzy utratą jej przytomności w przedziale kolejowym, a niesamowitym powrotem do rzeczywistości - był jej zupełnie nie znany, po prostu wyparował. Gdy się zbudziła, znajdowała się już w zupełnie innym miejscu niż wcześniej - była to jakaś salka w stylu lat 80-tych, która wprawiała ją w pewien rodzaj osłupienia połączonego z poddenerwowaniem. Na ścianach bowiem wisiały różnej wielkości i kształtu pejcze, baty, szpicruty. Pokój był lekko przyciemniony, nie było w nim żadnego okna. Dokoła stały półki, na których leżały obroże, kajdanki i wszelkiej wielkości oraz koloru sztuczne męskie penisy.

Cały ten pokój przypominał jej marną scenografię dla erotycznych filmów klasy B, ale i tak nie był tak przerażający jak to co zobaczyła potem. Beata mianowicie zaraz po ocknięciu się z niebytu, próbowała wstać i skierować się do pobliskich, potężnych, stalowych drzwi. Nie mogła jednak się podnieść, była... przywiązana. Leżała na brzuchu, na czymś co przypominało rozbudowanego sportowego kozła, znanego chociażby z lekcji wuefu. Była prawie naga. Prawie, gdyż wokół pasa miała założony krótki i ciasny gorset związany na plecach w taki sposób, iż powodował że ledwie co mogła oddychać. Jej piersi pozostawały zaś całkiem nagie. Nie miała też majtek, tylko pas do pończoch z podwiązkami i przymocowane do nich czarne pończochy. Zresztą, wszystko, wraz z gorsetem, było koloru czarnego, no może prócz czerwonych butów na dużym obcasie, zapiętych powyżej kostki na... kluczyk. Ręce jak i nogi miała przywiązane go nóg kozła (który miał dość pokaźne rozmiary). Jej włosy były spięte w kok, całość dopełniał pas wychodzący z tylnej strony owego kozła, który dodatkowo unieruchamiał jej plecy i tuż przed karkiem rozpadał się na dwa paseczki, przypięte do górnej części kozła. 

Beata widziała wszystko jak na dłoni, gdyż przed nią stało ogromne lustro, dzięki któremu mogła dostrzec że jej twarz przypomina obecnie twarz jakiejś wulgarnie pomalowanej prostytutki. Miała usta pomalowane ciemnoczerwoną szminką, róż na policzkach aż bił od nałożonej ilości, poza tym jej rzęsy i brwi również zostały pomalowane i odpowiednio podkreślone. A co ciekawe - nie mogła mówić, gdyż w usta miała włożoną zapiętą z tyłu głowy erotyczną kulkę. Coraz bardziej przerażona powrotem do rzeczywistości kobieta, nagle ujrzała siedzącą naprzeciwko niej, ładną kobietę w wieku ok. 40-kilku lat, ubraną w czarne, obcisłe spodnie i czarną skórzaną kurtkę, spod której wystawał biustonosz w tym samym kolorze. Kobieta miała na sobie również czarne buty na obcasie.

- Cześć - przywitała się owa "lady" - Jak ci było z moim mężem? Gdybyś z nim się nie przespała, to dziś by tu ciebie nie było - mówiąc to wstała z fotela i podeszła w kierunku Beaty, wymierzając jej siarczysty klaps w pośladek. Dopiero teraz przerażona Beata ujrzała w jej ręku szpicrutę.




- Od dawna chcieliśmy z mężem zdobyć parkę niewolnic, aby się nimi zabawiać, ale nie takich z ogłoszenia - to nas nie pociąga. Dziewczynę zdobyliśmy wcześniej, teraz doszłaś ty! - to mówiąc ponownie wymierzyła trzymaną w ręce szpicrutą siarczysty klaps na odsłonięte pośladki coraz bardziej przestraszonej Beaty. W tym momencie w drzwiach pojawił się Martin. Był ubrany tylko w ciemne, dżinsowe spodnie i krótką czarną kamizelkę, zupełnie odsłaniającą jego tors. Ale nie to było najdziwniejsze, bowiem prowadził on na smyczy, młodszą od Beaty, "ładną i zapłakaną dziewczynę" - (jak opisała to potem w jednej z gazet Beata - w cudzysłów będę brał oryginalne słowa owej uprowadzonej kobiety), "czołgała się za nim jak suka". Martin podszedł do związanej kobiety i się przywitał:

- Cześć mała, chyba ci się u nas podoba, co? - po czym nakazał dziewczynie wejść pod kozła, a jej smycz przywiązał do jednego z wystających obok rączek (nie powiedziałem poprzednio że ów kozioł miał pokaźnych rozmiarów dziurę, akurat tam, gdzie znajdowały się najintymniejsze miejsca Beaty), po czym kazał jej ustami wykonać cunnilingus. Zapłakana dziewczyna zbliżyła swą twarz do łechtaczki Beaty i zaczęła ją erotycznie rozpalać swym językiem (ja jedynie piszę to, co wcześniej opowiedziała owa "Beata", której imię nie jest prawdziwe). Martin podszedł do niej z przodu, pogłaskał ją po główce, po czym odpiął z jej ust erotyczną kulkę, uniemożliwiającą mówienie, a następnie rozpiął spodnie i wyjmując penisa, przystawił go do nosa przerażonej Beaty, ze słowami:
- Otwórz usta suko!  

Beata się rozpłakała. Co tam rozpłakała, rozbeczała się jak mała dziewczynka, jednocześnie prosząc ich, by nie robili jej krzywdy. Martin raz jeszcze powtórzył polecenie:
- Powiedziałem, otwórz usta! - Beata jednak ponownie nie wykonała jego polecenia. Wówczas spadł na jej pośladki nieskończony strumień ciosów, zadawanych przez jego żonę szpicrutą, a następnie pejczem. Beata płakała i krzyczała, prosząc o uwolnienie - nadaremnie. Gdy jej tyłek zaczął nabierać czerwonawych pręgów, Beata wreszcie wykonała polecenie w zamian za zaprzestanie kolejnych razów. Martin wówczas włożył jej w usta swego penisa i zmusił do seksu oralnego. W tym samym czasie jego żona (do końca pobytu Beaty w ich domu nie poznała ona jej imienia - miała zwracać się do niej: "Moja Pani", a do Martina: "Mój Panie", inne zwroty były kategorycznie zabronione i powodowały natychmiastowe kary), wypróbowała na niej... całego zestawu swych wibratorów i sztucznych męskich penisów, wpychając je w obie tylne dziurki Beaty. Ta, chciała krzyczeć z bólu, chciała ale nie mogła, gdyż uniemożliwiał jej to tkwiący w jej ustach penis Martina, to znaczy teraz "Pana Martina". Jednocześnie dziewczyna zaczęła doprowadzać ją swym językiem do niesamowitej radości.

Gdy Martin skończył, wytrysnął w jej usta i zmusił ją do połknięcia całej zawartości. Następnie odwiązał smycz dziewczyny i zabrał ją (ponownie na czworakach) ze sobą. W pomieszczeniu pozostała jedynie jego żona, która miała jej wyjaśnić "zasady", panujące w tym domu. Beata miała reagować na każdą wypowiedzianą komendę "moich właścicieli" (jak ich opisuje). "Wołali na mnie jak na sukę i traktowali mnie jak sukę". Zamykali ją na noc do klatki i tam też karmili. Miała poznać i nauczyć się wszystkich komend, oraz reagować na nie natychmiast po wypowiedzeniu (każda zwłoka mogła być pretekstem do kary). Kolejne dni Beata miała przeznaczyć na naukę swojej nowej tutaj roli i przyzwyczaić się do takich niedogodności jak noszenie obroży, chodzenie na czworakach na smyczy (nawet do ogrodu wyprowadzali ją nagą na smyczy), czy spanie na cienkim materacu w ciasnej klatce. Nie wolno jej było o nic pytać bez pozwolenia jej właścicieli, nie mogła się nawet załatwić bez ich zgody. 

Przez pierwsze dni była ich seksualną zabawką, wykorzystywaną we wszelkich konfiguracjach, potem jednak (gdy oznajmili jej że zrobią z niej również prostytutkę), poprosiła Martina by nie zmuszał jej do seksu analnego z klientami, oraz by zakładali prezerwatywę podczas seksu klasycznego (nie chciała zajść w ciążę). Martin zgodził się na te i tylko te prośby Beaty.






Po około tygodniu niewoli Beaty, owo małżeństwo postanowiło z niej zrobić prostytutkę. Do ich domu przychodzili różni ludzie (mężczyźni i kobiety), których ona (co ciekawe, w tym czasie już nie wspomina ona o tej drugiej porwanej dziewczynie, którą widziała pierwszego dnia swego pobytu w domu swoich porywaczy), musiała seksualnie zadowalać (choć nikt nie odbył z nią stosunku analnego, oraz klienci zakładali prezerwatywę podczas stosunku klasycznego - o co wcześniej poprosiła Martina). Co ciekawe, podczas tych spotkań cały czas była unieruchomiona. Odbywało się to tak, że albo była przywiązana do oparcia łóżka, albo też unieruchomiona na owym "koźle". Była totalną niewolnicą, po usłudze klienci wtykali jej w pupę pieniądze, po czym wychodzili. Klientów przyjmowała od popołudnia do wieczora, na noc zaś (po zakończeniu jej "pracy") porywacze zamykali ją do klatki, gdzie nie mogła wstać, ani się wyprostować. Tam też otrzymywała jedzenie. Wszystkie polecenia musiała wykonywać natychmiast i bez sprzeciwu, za opór bowiem czekały ją kary w postaci batów lub ograniczania pożywienia. Szybko nauczyła się zaś, że jeśli będzie wykonywała ich polecenia bez szemrania, może uzyskać od nich jakieś przywileje.

Po dwóch tygodniach niewoli, po raz pierwszy od porwania pozwolili jej opuścić piwnicę (w której była przetrzymywana) i wyjść do ogrodu na świeże powietrze. Nie wolno jej było jednak poruszać się inaczej niż na czworakach, dodatkowo była prowadzona na smyczy jak suka i była przy tym zupełnie naga. Kolejnym nakazem jaki musiała stosować, jeśli chciała wyjść do ogrodu, to był obowiązek wkładania maski na twarz. Tak więc jej "spacery" na świeżym powietrzu wyglądały następująco: była naga, na czworakach, na smyczy i w masce na twarzy. Przez cały czas swej niewoli nigdy nie spróbowała ucieczki, bała się bowiem konsekwencji swego schwytania. Każdy jej dzień wyglądał następująco. Rano otrzymywała śniadanie, które wkładano jej do klatki. Następnie brała kąpiel i wychodziła "na spacer" do ogrodu. Potem ubierała się w bardzo skąpe erotyczne stroje, następnie była unieruchamiana (na koźle lub na łóżku) i tak oczekiwała na klientów. Po wszystkim otrzymywała kolację oraz wracała na noc do klatki. Tak wyglądał jej dzienny grafik. No może jeszcze poza faktem, że od czasu do czasu musiała służyć również i swym porywaczom jako darmowa prostytutka. 

Po miesiącu jej porywacze (a konkretnie małżonka Martina, który ją tam zwabił), kazała jej wypić jakiś napój po którym straciła przytomność. Obudziła się leżąc w zmiętej sukience i męskiej marynarce na ławce w berlińskim parku. W kieszeni znalazła pokaźny plik, spiętych w rulon banknotów. Nie zawiadomiła policji. Tak  skończyła się historia Beaty, dziewczyny która stała się niewolnicą seksualną na miesiąc pewnego niemieckiego małżeństwa.
 

BOHATEROWIE WRZEŚNIA - Cz. I

OSTATNI BÓJ Dziś chciałbym rozpocząć nową serię opowiadającą o żołnierzach broniących tamtej, wywalczonej po 123 (150) latach zaborów, odrod...