AUTENTYCZNA HISTORIA ZNIEWOLONEJ KOBIETY
Rzecz ta działa się na początku lat 90-tych (1990 lub 1991) i dotyczyła porwania (uprowadzenia) młodej kobiety (Polki) o imieniu Beata (imiona zostały zmienione) w Niemczech. Nie było to jednak ani porwanie dla okupu, ani też uwięzienie przez gang sutenerów, zmuszających potem dziewczyny do świadczenia usług seksualnych w niemieckich domach publicznych. Rzecz była dość niesamowita, owa kobieta została porwana tylko w jednym celu. Miała przez jakiś czas stać się... seksualną zabawką swych porywaczy, którym było niemieckie małżeństwo, lubujące się w klimatach BDSM. Była (wraz z inną, młodszą od niej dziewczyną) ich seksualną niewolnicą przez miesiąc. W tym czasie zrobili z niej również prostytutkę, która miała obsługiwać sprowadzanych do ich posiadłości klientów (mężczyzn i kobiety). Po miesiącu czasu, ubrali ją w tę samą sukienkę, w której była w trakcie porwania, zakneblowali i założyli opaskę na oczy, po czym wsadzili do samochodu i wywieźli w nieznanym kierunku. W drodze dziewczyna straciła przytomność (zapewne dorzucili środek usypiający). Gdy się ocknęła, leżała na ławce w jednym z berlińskim parków. Na sobie miała dodatkowo męską marynarkę, a w kieszeni plik spiętych w pokaźny rulon banknotów - oto jej historia:
Beata jechała z Warszawy do Niemiec (a konkretnie do Hanoweru), do jednej ze swoich przyjaciółek tam zamieszkałych. Było to krótko po "upadku" komunizmu (czyli transformacji komunizmu w kapitalizm, przy zachowaniu tych samych struktur władzy, z dokooptowaniem do niej części środowisk opozycyjnych) w Europie Środkowo-Wschodniej. Kupiła bilet i zajęła miejsce w przedziale, starając się pogrążyć w lekturze dopiero co zakupionej książki. Co kilka stacji dosiadali się kolejni pasażerowie, aż wreszcie do przedziału w którym przebywała Beata, wszedł on - bardzo przystojny mężczyzna w średnim wieku, miał ładnie dobraną koszulę, marynarkę i spodnie (prawdopodobnie te dwa ostatnie były szyte na miarę). Był Niemcem. Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu obok siebie. Wreszcie to on rozpoczął rozmowę, zapytując się jej co też takiego ciekawego czyta. Tak od słowa do słowa, nawiązała się między nimi bardzo przyjemna konwersacja (rozmawiali po niemiecku). Ów mężczyzna stwierdził, że wraca z Polski po odbyciu jakiegoś firmowego spotkania z polskimi klientami jego firmy.
Droga do granicy minęła w świetnym nastroju obojga roześmianych i prawie że flirtujących ze sobą osób. Po przekroczeniu zaś granicy polsko-niemieckiej, mężczyzna zaczął prawić Beacie coraz to odważniejsze komplementy, podziwiając jej oczy, usta, piersi i pupę. Jednak w przedziale siedzieli jeszcze inni pasażerowie, więc mężczyzna (przedstawił się jako Martin), zaproponował jej, by przeszli do ubikacji. Beata poszła za nim, ponieważ bardzo dobrze się przy nim czuła, wspaniale się rozumieli a dodatkowo potrafił ją rozbawić, no i był... nieziemsko przystojny, choć już nie najmłodszy. W ubikacji zaczął ją lekko całować w policzki, potem w usta, a na końcu odbyli normalny stosunek seksualny (normalny, jeśli za takowy można uznać seks w toalecie rozpędzonego pociągu). Gdy wychodzili z toalety, Beata zauważyła że stojący najbliżej pasażerowie uśmiechają się do siebie. Pomyślała wówczas że pewnie słyszeli jej jęki. Zresztą trudno byłoby nie słyszeć, skoro już od dawna nie przeżyła podobnej seksualnej przygody, połączonej z nieznanym jej prawie orgazmem. Resztę drogi spędzili w swojej kabinie, wciąż flirtując i opowiadając sobie dowcipy.
Martin wysiadał w Berlinie, Beata jechała do Hanoweru, ale nim wysiadł dał jej swoją wizytówkę i zaproponował kolejne spotkanie - Beata powiedziała że się zastanowi (choć już wówczas w myślach się zgodziła). Na odchodne poczęstował ją bardzo dobrym koniakiem, który jak twierdził - wiezie z Polski. Koniak rzeczywiście był dobry, ale wkrótce po jego wypiciu Beata zaczęła robić się senna. Wreszcie całkowicie straciła świadomość. Czas, jaki upłynął pomiędzy utratą jej przytomności w przedziale kolejowym, a niesamowitym powrotem do rzeczywistości - był jej zupełnie nie znany, po prostu wyparował. Gdy się zbudziła, znajdowała się już w zupełnie innym miejscu niż wcześniej - była to jakaś salka w stylu lat 80-tych, która wprawiała ją w pewien rodzaj osłupienia połączonego z poddenerwowaniem. Na ścianach bowiem wisiały różnej wielkości i kształtu pejcze, baty, szpicruty. Pokój był lekko przyciemniony, nie było w nim żadnego okna. Dokoła stały półki, na których leżały obroże, kajdanki i wszelkiej wielkości oraz koloru sztuczne męskie penisy.
Cały ten pokój przypominał jej marną scenografię dla erotycznych filmów klasy B, ale i tak nie był tak przerażający jak to co zobaczyła potem. Beata mianowicie zaraz po ocknięciu się z niebytu, próbowała wstać i skierować się do pobliskich, potężnych, stalowych drzwi. Nie mogła jednak się podnieść, była... przywiązana. Leżała na brzuchu, na czymś co przypominało rozbudowanego sportowego kozła, znanego chociażby z lekcji wuefu. Była prawie naga. Prawie, gdyż wokół pasa miała założony krótki i ciasny gorset związany na plecach w taki sposób, iż powodował że ledwie co mogła oddychać. Jej piersi pozostawały zaś całkiem nagie. Nie miała też majtek, tylko pas do pończoch z podwiązkami i przymocowane do nich czarne pończochy. Zresztą, wszystko, wraz z gorsetem, było koloru czarnego, no może prócz czerwonych butów na dużym obcasie, zapiętych powyżej kostki na... kluczyk. Ręce jak i nogi miała przywiązane go nóg kozła (który miał dość pokaźne rozmiary). Jej włosy były spięte w kok, całość dopełniał pas wychodzący z tylnej strony owego kozła, który dodatkowo unieruchamiał jej plecy i tuż przed karkiem rozpadał się na dwa paseczki, przypięte do górnej części kozła.
Beata widziała wszystko jak na dłoni, gdyż przed nią stało ogromne lustro, dzięki któremu mogła dostrzec że jej twarz przypomina obecnie twarz jakiejś wulgarnie pomalowanej prostytutki. Miała usta pomalowane ciemnoczerwoną szminką, róż na policzkach aż bił od nałożonej ilości, poza tym jej rzęsy i brwi również zostały pomalowane i odpowiednio podkreślone. A co ciekawe - nie mogła mówić, gdyż w usta miała włożoną zapiętą z tyłu głowy erotyczną kulkę. Coraz bardziej przerażona powrotem do rzeczywistości kobieta, nagle ujrzała siedzącą naprzeciwko niej, ładną kobietę w wieku ok. 40-kilku lat, ubraną w czarne, obcisłe spodnie i czarną skórzaną kurtkę, spod której wystawał biustonosz w tym samym kolorze. Kobieta miała na sobie również czarne buty na obcasie.
- Cześć - przywitała się owa "lady" - Jak ci było z moim mężem? Gdybyś z nim się nie przespała, to dziś by tu ciebie nie było - mówiąc to wstała z fotela i podeszła w kierunku Beaty, wymierzając jej siarczysty klaps w pośladek. Dopiero teraz przerażona Beata ujrzała w jej ręku szpicrutę.
- Od dawna chcieliśmy z mężem zdobyć parkę niewolnic, aby się nimi zabawiać, ale nie takich z ogłoszenia - to nas nie pociąga. Dziewczynę zdobyliśmy wcześniej, teraz doszłaś ty! - to mówiąc ponownie wymierzyła trzymaną w ręce szpicrutą siarczysty klaps na odsłonięte pośladki coraz bardziej przestraszonej Beaty. W tym momencie w drzwiach pojawił się Martin. Był ubrany tylko w ciemne, dżinsowe spodnie i krótką czarną kamizelkę, zupełnie odsłaniającą jego tors. Ale nie to było najdziwniejsze, bowiem prowadził on na smyczy, młodszą od Beaty, "ładną i zapłakaną dziewczynę" - (jak opisała to potem w jednej z gazet Beata - w cudzysłów będę brał oryginalne słowa owej uprowadzonej kobiety), "czołgała się za nim jak suka". Martin podszedł do związanej kobiety i się przywitał:
- Cześć mała, chyba ci się u nas podoba, co? - po czym nakazał dziewczynie wejść pod kozła, a jej smycz przywiązał do jednego z wystających obok rączek (nie powiedziałem poprzednio że ów kozioł miał pokaźnych rozmiarów dziurę, akurat tam, gdzie znajdowały się najintymniejsze miejsca Beaty), po czym kazał jej ustami wykonać cunnilingus. Zapłakana dziewczyna zbliżyła swą twarz do łechtaczki Beaty i zaczęła ją erotycznie rozpalać swym językiem (ja jedynie piszę to, co wcześniej opowiedziała owa "Beata", której imię nie jest prawdziwe). Martin podszedł do niej z przodu, pogłaskał ją po główce, po czym odpiął z jej ust erotyczną kulkę, uniemożliwiającą mówienie, a następnie rozpiął spodnie i wyjmując penisa, przystawił go do nosa przerażonej Beaty, ze słowami:
- Otwórz usta suko!
Beata się rozpłakała. Co tam rozpłakała, rozbeczała się jak mała dziewczynka, jednocześnie prosząc ich, by nie robili jej krzywdy. Martin raz jeszcze powtórzył polecenie:
- Powiedziałem, otwórz usta! - Beata jednak ponownie nie wykonała jego polecenia. Wówczas spadł na jej pośladki nieskończony strumień ciosów, zadawanych przez jego żonę szpicrutą, a następnie pejczem. Beata płakała i krzyczała, prosząc o uwolnienie - nadaremnie. Gdy jej tyłek zaczął nabierać czerwonawych pręgów, Beata wreszcie wykonała polecenie w zamian za zaprzestanie kolejnych razów. Martin wówczas włożył jej w usta swego penisa i zmusił do seksu oralnego. W tym samym czasie jego żona (do końca pobytu Beaty w ich domu nie poznała ona jej imienia - miała zwracać się do niej: "Moja Pani", a do Martina: "Mój Panie", inne zwroty były kategorycznie zabronione i powodowały natychmiastowe kary), wypróbowała na niej... całego zestawu swych wibratorów i sztucznych męskich penisów, wpychając je w obie tylne dziurki Beaty. Ta, chciała krzyczeć z bólu, chciała ale nie mogła, gdyż uniemożliwiał jej to tkwiący w jej ustach penis Martina, to znaczy teraz "Pana Martina". Jednocześnie dziewczyna zaczęła doprowadzać ją swym językiem do niesamowitej radości.
Gdy Martin skończył, wytrysnął w jej usta i zmusił ją do połknięcia całej zawartości. Następnie odwiązał smycz dziewczyny i zabrał ją (ponownie na czworakach) ze sobą. W pomieszczeniu pozostała jedynie jego żona, która miała jej wyjaśnić "zasady", panujące w tym domu. Beata miała reagować na każdą wypowiedzianą komendę "moich właścicieli" (jak ich opisuje). "Wołali na mnie jak na sukę i traktowali mnie jak sukę". Zamykali ją na noc do klatki i tam też karmili. Miała poznać i nauczyć się wszystkich komend, oraz reagować na nie natychmiast po wypowiedzeniu (każda zwłoka mogła być pretekstem do kary). Kolejne dni Beata miała przeznaczyć na naukę swojej nowej tutaj roli i przyzwyczaić się do takich niedogodności jak noszenie obroży, chodzenie na czworakach na smyczy (nawet do ogrodu wyprowadzali ją nagą na smyczy), czy spanie na cienkim materacu w ciasnej klatce. Nie wolno jej było o nic pytać bez pozwolenia jej właścicieli, nie mogła się nawet załatwić bez ich zgody.
Przez pierwsze dni była ich seksualną zabawką, wykorzystywaną we wszelkich konfiguracjach, potem jednak (gdy oznajmili jej że zrobią z niej również prostytutkę), poprosiła Martina by nie zmuszał jej do seksu analnego z klientami, oraz by zakładali prezerwatywę podczas seksu klasycznego (nie chciała zajść w ciążę). Martin zgodził się na te i tylko te prośby Beaty.
Po około tygodniu niewoli Beaty, owo małżeństwo postanowiło z niej zrobić prostytutkę. Do ich domu przychodzili różni ludzie (mężczyźni i kobiety), których ona (co ciekawe, w tym czasie już nie wspomina ona o tej drugiej porwanej dziewczynie, którą widziała pierwszego dnia swego pobytu w domu swoich porywaczy), musiała seksualnie zadowalać (choć nikt nie odbył z nią stosunku analnego, oraz klienci zakładali prezerwatywę podczas stosunku klasycznego - o co wcześniej poprosiła Martina). Co ciekawe, podczas tych spotkań cały czas była unieruchomiona. Odbywało się to tak, że albo była przywiązana do oparcia łóżka, albo też unieruchomiona na owym "koźle". Była totalną niewolnicą, po usłudze klienci wtykali jej w pupę pieniądze, po czym wychodzili. Klientów przyjmowała od popołudnia do wieczora, na noc zaś (po zakończeniu jej "pracy") porywacze zamykali ją do klatki, gdzie nie mogła wstać, ani się wyprostować. Tam też otrzymywała jedzenie. Wszystkie polecenia musiała wykonywać natychmiast i bez sprzeciwu, za opór bowiem czekały ją kary w postaci batów lub ograniczania pożywienia. Szybko nauczyła się zaś, że jeśli będzie wykonywała ich polecenia bez szemrania, może uzyskać od nich jakieś przywileje.
Po dwóch tygodniach niewoli, po raz pierwszy od porwania pozwolili jej opuścić piwnicę (w której była przetrzymywana) i wyjść do ogrodu na świeże powietrze. Nie wolno jej było jednak poruszać się inaczej niż na czworakach, dodatkowo była prowadzona na smyczy jak suka i była przy tym zupełnie naga. Kolejnym nakazem jaki musiała stosować, jeśli chciała wyjść do ogrodu, to był obowiązek wkładania maski na twarz. Tak więc jej "spacery" na świeżym powietrzu wyglądały następująco: była naga, na czworakach, na smyczy i w masce na twarzy. Przez cały czas swej niewoli nigdy nie spróbowała ucieczki, bała się bowiem konsekwencji swego schwytania. Każdy jej dzień wyglądał następująco. Rano otrzymywała śniadanie, które wkładano jej do klatki. Następnie brała kąpiel i wychodziła "na spacer" do ogrodu. Potem ubierała się w bardzo skąpe erotyczne stroje, następnie była unieruchamiana (na koźle lub na łóżku) i tak oczekiwała na klientów. Po wszystkim otrzymywała kolację oraz wracała na noc do klatki. Tak wyglądał jej dzienny grafik. No może jeszcze poza faktem, że od czasu do czasu musiała służyć również i swym porywaczom jako darmowa prostytutka.
Po miesiącu jej porywacze (a konkretnie małżonka Martina, który ją tam zwabił), kazała jej wypić jakiś napój po którym straciła przytomność. Obudziła się leżąc w zmiętej sukience i męskiej marynarce na ławce w berlińskim parku. W kieszeni znalazła pokaźny plik, spiętych w rulon banknotów. Nie zawiadomiła policji. Tak skończyła się historia Beaty, dziewczyny która stała się niewolnicą seksualną na miesiąc pewnego niemieckiego małżeństwa.
.jpg)



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz