WYŚWIETLENIA

26 października 2025

HENRYK VIII I JEGO ŻONY - Cz. VI

OD KATARZYNY ARAGOŃSKIEJ 
DO KATARZYNY PARR





KATARZYNA ARAGOŃSKA
(Czyli hiszpańskie noce) 
Cz. V





DZIECIŃSTWO KRÓLOWEJ KATARZYNY
Cz. III


 Rok 1475 powoli dobiegał końca, a wojna nadal trwała i król Portugalii Alfons V nie zamierzał opuszczać Kastylii i rezygnować z dalszej walki o jej tron. W połowie listopada udało mu się pokonać w starciu pod Beltanas hrabiego Rodrigo Alfonso Pimentela - wspierającego Izabellę i Ferdynanda, ale mimo że dzięki temu droga na Burgos została otwarta, Alfons V nie zdecydował się zająć tego miasta. Natomiast Izabella konsekwentnie zbierała pieniądze potrzebne na dalsze prowadzenie walki, napisała nawet list do emira Grenady - Abu'l-Hasana Alego, z prośbą o przysłanie wsparcia, deklarując w zamian iż Kastylia nie będzie nękać Emiratu Grenady, a jeśli grandowie na własną rękę będą to czynić, ona zobowiązała się pisemnie wyrównać emirowi wszelkie poniesione z tego tytułu straty. Ten wysłał jej więc 4000 konnych łuczników. Ferdynand zaś zajął się formowaniem nowej armii (starą musiał rozwiązać ze względu na brak pieniędzy). W grudniu wyjechał do Walencji w Aragonii (królestwa swego ojca Jana II), aby sprowadzić stamtąd dodatkowych żołnierzy, natomiast tuż przed bożym narodzeniem Izabella udała się do Segowii na spotkanie córką - Izabellą, która skończyła już 5 lat. Razem spędzili Nowy Rok. Jeszcze w grudniu Ferdynand odzyskał Zamorę (miasto w którym stacjonował Alfons V) gdy 4 grudnia zbuntowała się tamtejsza załoga, wypierając Portugalczyków a samego króla zmuszając do ucieczki do Toro. Ferdynand zajął więc Zamorę bez walki. W styczniu 1476 r. Burgos oficjalnie poparło Izabelę, a w lutym Alfons V (po otrzymaniu posiłków, sprowadzonych wcześniej przez niego syna Jana z Portugalii), ruszył przeciwko Zamorze, w której to stacjonował Ferdynand. Portugalczyków było znacznie więcej niż sił zebranych przez króla małżonka Izabelli, dlatego też zostali otoczeni w mieście. Oblężenie trwało ponad 3 tygodnie, W tym czasie Izabella nakazała zburzenie wszystkich okolicznych twierdz wokół Zamory, a także wydała odezwę do ludności grożąc stryczkiem każdemu, kto podzieli się z Portugalczykami choćby kromką chleba. To poskutkowało, Alfons V musiał zwinąć oblężenie Zamory i wycofał się do Toro, a w krok za nim podążył Ferdynand. 1 marca 1476 r. Doszło do krwawej bitwy pod Toro, która zakończyła się całkowitym zwycięstwem sił Ferdynanda i Izabelli. Walki tam były niezwykle zajadłe w ten mglisty i deszczowy dzień, ale atak, jaki osobiście poprowadził Ferdynand na pozycje Portugalczyków, zaważył na całym starciu i zmusił ich do ucieczki (duża część Portugalczyków zginęła nawet nie w bitwie, a po prostu potopiła się w rzece duero, jako że gęsta mgła utrudniała skuteczną ucieczkę).

Bitwa ta była niezwykle krwawa, ale też obfitowała wiele bohaterskich zdarzeń. O ile bowiem sam król Alfons V nie wytrzymał ciśnienia i po rozpoczęciu ataku Ferdynanda w centrum, po prostu uciekł z pola bitwy porzucając własną armię, o tyle jego 21-letni syn Jan (późniejszy król Portugalii Jan II zwany też "Idealnym Księciem", który odrodził potęgę Portugalii), wykazał się osobistą odwagą i dobrym dowództwem, prowadząc swoich żołnierzy na prawym skrzydle w którym przełamał opór Kastylijczyków. Ale to nie on zdobył sławę najdzielniejszego w tej bitwie, ten bowiem przydomek trafił do portugalskiego rycerza Duarte de Almeidy, który dzierżąc w dłoniach królewski sztandar, tak długo bronił go przed Kastylijczykami, aż wreszcie padł martwy (najpierw bowiem trzymał ów sztandar wysoko w prawej dłoni, lewą odpędzając się od atakujących, gdy jednak odcięto mu prawą dłoń, sztandar przeniósł do lewej ręki, a gdy odrąbano mu całe lewe ramię, dalej trzymał sztandar w zębach, a wówczas nie mogąc się już bronić, padł zasieczony ostrzem mieczy i włóczni. Niesamowita odwaga i jak mawiał gen. Patton "Nie powinniśmy opłakiwać poległych, powinniśmy raczej dziękować Bogu, że tacy ludzie kiedykolwiek żyli"). Zaraz po bitwie Ferdynand posłał gońca do Izabelli z listem, w którym znalazły się tylko trzy słowa: "Zwycięstwo jest nasze!" Królowa w podzięce Bogu za to zwycięstwo, przyszła boso z Toledo do klasztoru San Pablo w Tordesillas (mimo iż jeszcze była zima), a także na pamiątkę bitwy pod Toro zobowiązała się założyć w Toledo klasztor. Sama bitwa nie była wielkim zwycięstwem Kastylijczyków, wielu bowiem z nich poległo a ofensywa księcia Jana na prawym skrzydle mogła zakończyć się całkowitym sukcesem Portugalczyków, jednak ucieczka króla Alfonsa zrobiła tutaj więcej szkód, niż sam kastylijski atak, a potem propaganda królewska uczyniła z tej bitwy ogromne zwycięstwo, przedstawiając Ferdynanda jako wielkiego wodza, a Alfonsa jako błazna, tchórza i niegodziwca z którego śmiano się w miastach całej Kastylii. Alfons V zaś uciekł do Portugalii a wraz za nim podążyła jego 14-letnia żona i jednocześnie siostrzenica - Joanna. Jej matka - również Joanna (siostra Alfonsa V) zmarła w Madrycie w czerwcu 1475 r. w wieku zaledwie 36 lat (nieznane są przyczyny jej zgonu, podejrzewa się jednak że zmarła przy porodzie, są też przypuszczenia że mógł ją otruć sam Alfons V, ale prawdy zapewne nie poznamy). Joanna nie przynosiła chluby rodzinie, była bowiem kobietą niezwykle rozwiązłą, mającą szereg oficjalnych i nieoficjalnych kochanków (stąd wzięły się właśnie przypuszczenia że jej brat chciał się jej pozbyć, aby ocalić honor rodziny). Jej zaś małżonek Henryk IV król Kastylii (i przyrodni brat Izabelli), był człowiekiem o bardzo niskim libido (prawdopodobnie też nie lubił kobiet), dlatego też ich charaktery nie mogły się dograć, a młoda Isabella nie była zapewne córką króla Henryka.


IZABELLA I KASTYLIJSKA



Natomiast Alfons - po przybyciu do Portugalii, postanowił natychmiast udać się do Francji, aby przekonać króla Ludwika XI do przysłania posiłków, po to, by ponownie mógł zawalczyć o tron Kastylii. Młoda Joanna została tak naprawdę pozostawiona samą sobie (nikt się nią nie przejmował, nawet jej stryjeczny małżonek), bez opieki, nie mogła też wrócić do Kastylii, chyba że jako więzień swej ciotki Izabelli. Alfons skupił się bowiem na zorganizowaniu kolejnej wyprawy, a do tego potrzebował zarówno pieniędzy jak i żołnierzy. Tych ostatnich miał zapewnić w znacznej mierze król Francji Ludwik XI. Ten zaś dżentelmen był człowiekiem z natury podejrzliwym, przekonanym głównie o potędze pieniądza i intryg, natomiast nie pokładających wiary w ludziach. 1476 r miał 53 lata, był niski, drobny, z długim nosem i cienkimi, zaciśniętymi wargami. Nie odznaczał się ani męstwem ani urodą. Do tego był człowiekiem strasznie zaniedbanym, unikającym kąpieli i praktycznie nie dbającym o własną higienę (co powodowało że często po prostu śmierdział). Jego ubrania też były brudne, gdyż nie zmieniał ich przez kilka, a często kilkanaście dni, sypiając w tym, w czym chodził za dnia. Mimo to jako władca zapisał się w historii Francji dosyć pozytywnie. Zjednoczył wiele ziem francuskich, dotąd niezależnych od Korony, zcentralizował władzę, wspierał mieszczan przeciwko wszechwładzy arystokracji i szlachty, odbudował też wiele miast i wsi, zniszczonych w czasie wojny stuletniej z Anglią. Nakładał częste podatki, ale przeznaczał je dla dobra kraju, nie dla własnych przyjemności (jak już wspomniałem, sam praktycznie chodził w znoszonym płaszczu i niezbyt przyjemnie pachniał). Istnieje pewna anegdota że gdy król Ludwik zaciągnął do swego łoża pewną damę nazwiskiem Passefilon - żonę paryskiego jubilera, ta otwarcie stwierdziła iż: "Jeśli w moim sklepie zjawiłby się przede mną czeladnik w takim stanie jak Wasza Królewska Mość, to wyrzuciłabym go za drzwi!" Ludwik - pomimo iż historycy często zarzucają mu mizoginię, czyli niechęć do kobiet - wcale takowym nie był. Po prostu zważywszy na swoją aparycję i zapach, nie mógł znaleźć chętnej niewiasty do alkowy spośród dobrze urodzonych dam, dlatego płacił albo prostytutkom, albo też kazał sprowadzać sobie kobiety z ludu (i w zamian za różne upominki oddawały mu się same). W polityce był bezwzględnym graczem, polegającym głównie na pieniądzu, a nie na sile militarnej. Alfons który przybył na jego dwór, przebywał tam ponad rok, bezskutecznie starając się namówić Ludwika XI do udzielenia mu militarnego wsparcia przeciwko Kastylii. Zresztą dochodziło tam do nieco komicznych scen, gdy Ludwik zaczął kalkulować czy nie uwięzić Alfonsa i nie wydać go (oczywiście za pieniądze) ferdynandowi i Izabelli. Tamten dowiedział się o tych planach i zamierzał uciec z Francji w przebraniu, podczas gdy w tym samym czasie Ludwik dowiedział się o zamiarach Alfonsa Portugalskiego i zwrócił się do niego słowami, że w porcie czeka już na niego statek i może sobie odpłynąć dokąd chce 🤭. Ten, niczego nie uzyskawszy, musiał przystać na tę propozycję i wrócił do Portugalii. Wrócił już jednak będąc kompletnie innym człowiekiem, był załamany i zniechęcony. We wrześniu 1477 r. przekazał władzę swemu synowi Janowi, a sam udał się na pielgrzymkę do Jerozolimy, skąd ostatecznie go zawrócono i w listopadzie  wrócił do kraju, ale realnie władał już jego Jan II, który oficjalnie stał się królem po śmierci Alfonsa - 28 sierpnia 1481 r. Te wszystkie wydarzenia były też osobistą tragedią dla młodej Joanny, która była już tylko pionkiem w grze swej ambitnej ciotki, i która sama nic już nie znaczyła.




Tymczasem w Kastylii po zwycięstwie pod Toro, w kwietniu 1476 r. Izabella zwołała Kortezy. Problemów stojących przed państwem było bowiem multum, z czego do najważniejszych należały wszechpanujące bezprawie, totalny chaos w sądach, pieniądz który praktycznie stał się bezwartościowy i wciąż utrzymujący się stan wojny z Portugalią. Izabella nakazała przede wszystkim w miastach formować milicje obywatelskie, powołując do życia Święte Bractwo (Santa Hermandad). Ich utrzymaniem i wyekwipowaniem miały zająć się poszczególne miasta, ale hermandady bezpośrednio podlegały królowej, jako swoista straż obywatelska. Izabella zmieniła również skład Rady Królewskiej, nominując teraz do niej zaledwie trzech szlachciców i dziewięciu prawników nie wyodzących się ze szlachty (natomiast spora część z nich to byli Żydzi którzy przeszli na chrześcijaństwo, czyli konwertyci. Dworzanin królewski Hernando de Pulgar pisał wówczas w swym liście do ambasadora Kastylii w Rzymie, iż królowa: "Ta młoda (...) wysłuchując całymi godzinami tylu rad, tylu wiadomości, nierzadko sprzecznych ze sobą, a także (...) zwodniczych słów, które stanowią wyzwanie dla ludzi prostych", litował się nad dolą monarchini, która pracowała bardzo ciężko, często do późnej nocy, pisząc listy, odezwy i rozporządzenia do grandów czy miast Królestwa. Nie oszczędzała się, zdając sobie sprawę że skoro los uczylił ją królową, to ona nie może teraz spocząć na laurach i wierzyć, że jakoś to będzie, gdy w kraju panował chaos i bezprawie. A sen z powiek monarchini spędzały nie tylko sprawy wewnętrzne kraju, ale również niebezpieczeństwo zewnętrzne i nie chodziło tutaj tylko o niezakończoną wojnę z Portugalią, czy ewentualną pomoc, jaką mogłaby jej przynieść Francja Ludwika XI. Sprawa była poważniejsza, a mianowicie na południu Półwyspu Iberyjskiego wciąż pozostawał niewielki co prawda, ale jednak silny przyczółek muzułmański czyli Emirat  Grenady, który mógł stać się odskocznią do kolejnej inwazji na Hiszpanię chociażby dla tureckiego sułtana Mehmeda II Zdobywcę, który w 1453 r. ostatecznie położył kres ponad tysiącletniej historii rzymsko-greckiego Konstantynopola. To wszystko było bardzo poważnym wyzwaniem i wymagało ogromnej konsekwencji, determinacji,a przede wszystkim nakładów - a tego ostatniego akurat Izabella nie miała. Pieniądze ofiarowane przez Kościół Kastylii w 1475 r. już się skończyły, a królowa zobowiązała się spłacić dług w ciągu trzech kolejnych lat. Skąd na to wszystko wziąć środki, a jeśli dojdzie do kolejnego ataku i znów trzeba będzie się zapożyczyć?




Kolejnym miesiące 1476 i 1477 roku minęły królewskiej parze na rozliczeniach z tymi, którzy w niedawnej wojnie wsparli Alfonsa i Joannę. Izabella ogłosiła, że w całej Kastylii mogą ostać się tylko te zamki, na które ona i Ferdynand osobiście wydadzą zgodę, reszta ma zostać zburzona przez samych grandów (właścicieli owych zamków), a jeśli oni tego nie uczynią, to zostaną pozbawieni i dobytku i głowy, a zamki zburzy królewska armia. Jeżdżono więc ponownie po całym kraju i przywoływano poszczególnych grandów do posłuszeństwa, wydając zgodę na posiadanie przez nich zamków, lub też karząc je zburzyć. Wszyscy, którzy wcześniej poparli Joannę i Alfonsa V odstąpili teraz od nich i ponownie upadli na kolana przed Izabellą i Ferdynandem. Tak uczynił chociażby Diego de Villena oraz arcybiskup Toledo Alfonso Carillo de Acuna (który po klęsce Alfonsa V musiał uciekać z Toledo pod osłoną nocy, opuszczony przez całą służbę, załadował wóz wszystkim co miał wartościowe i zamierzał uciec do Portugalii. Ostatecznie mu się to nie udało). Carillo również upadł królowej do stóp, prosząc o wybaczenie. Ta rzeczywiście przebaczyła mu jego błędy, ale nakazała aby przeniósł się teraz do klasztoru i podjął życie zwykłego mnicha w ubóstwie aż do śmierci. Te porachunki były jednak niczym w porównaniu z problemami osobistymi, jakie znów trapiły królewską parę. Królowa wciąż nie miała syna, a tym samym nie miała dziedzica tronu Aragonii (gdzie kobieta nie mogła zostać królem), a i tron Kastylii też był wątpliwy dla młodziutkiej Izabelli. Potrzebowała więc syna, aby umocnił on jej panowanie i był następcą tronu jej ojca. Pomimo faktu że od czasu do czasu para królewska sypiała ze sobą (znacznie rzadziej niż wcześniej ze względu na okoliczności wojenne i powojenne), to jednak Izabella wciąż nie mogła zajść w ciążę. Żywo się modliła, prosząc Boga o syna, umartwiała własne ciało, a nawet zaczęła się biczować. Nic to nie dało. Królowa była coraz bardziej zdeterminowana i choć dworzanie zalecali jej aby odpoczęła, przekazując większą część spraw państwa na ręce swego małżonka, ona zaś zajęła się typowo kobiecymi sprawami, co ułatwić miało poczęcie dziecka, odrzucała taką myśl, natomiast modliła się kilka razy dziennie, udała się też do Burgos, gdzie miała znajdować się kapliczka przedstawiająca brzemienną kobietę. Klęczała tam kilka godzin na deszczu i słocie, modląc się o poczęcie syna. Piła też napar z werbeny, który miał wspomóc zapłodnienie. Nadaremie.




Latem 1477 r. doszło do poważnego kryzysu małżeńskiego, związanego właśnie z brakiem potomka. Okazało się bowiem że Ferdynand... znów stał się ojcem, jego kochanka (do której udawał się co jakiś czas) Beatriz Pereira urodziła córkę. Izabella była wściekła, nie chciała widzieć męża na oczy, a w tym właśnie czasie między nimi na stałe swoiste "ciche dni". Ferdynand bowiem z pięcioma swoimi kochankami miał już do tej pory dwóch synów i trzy córki (ich wykształceniem zajęła się osobiście Izabella). Królowa zaś nie mogła urodzić syna i to było dla niej ogromnym psychicznym obciążeniem, a gdy jeszcze dowiedziała się że Ferdynand znów stał się ojcem, wpadała w złość. Dlatego też postanowiła udać się na południe, a pretekstem do tego był konflikt, jaki wówczas (lato 1477 r. wybuchł pomiędzy dwoma grandami Andaluzji: markizem de Cadizem i księciem Mediną-Sidonią. Zostawiła więc męża w Toledo, sama zaś udała się do Sewilli, gdzie zamieszkała w dostojnym alkazarze, będącym własnością księcia Medina-Sidonia. Dni upływały jej tam spokojnie i beztrosko, przechadzając się pomiędzy fontannami (w których można było się wykąpać) w pałacowym ogrodzie i zajadając pomarańczami (z których słynęła Sewilla). Jej głównym celem było pojednanie obu zwaśnionych grandów, ale tak naprawdę chyba chciała naprawdę odpocząć po tylu miesiącach ciągłych konfliktów, wojen i mężowskich zdrad. Sama Sewilla była pięknym miastem, a alkazar położony był nieopodal katedry, która wzniesiona została na gruzach meczetu, zniszczonego po zajęciu miasta przez Kastylijczyków. Ale pod tym pięknym obrazkiem kryło się miasto bezprawia, w którym przemoc była nieodzownym elementem życia, a wszechpanująca korupcja powodowała, iż jedynie silni mogli przetrwać, reszta była strzyżona niczym owce (w mieście bowiem grasowały bandy zarówno oficjalne - czyli wysłane przez możnych, jak i te nieoficjalne, złożone z miejskich rzezimieszków). Izabella po przebyciu do miasta zajęła się również sądzeniem wszelkich przestępców, a ciała skazańców wisiały kilka dni na szubienicach (niektórych rozerwano na strzępy - w zależności od rodzaju przestępstwa - a kawałki ich ciał porozwieszano na miejskich murach). Ostatecznie królowa wymogła pokój pomiędzy zwaśnionymi grandami, a książę Medina-Sidonia chciał  nawet przedstawić jej młodego żeglarza, który miał plan ominięcia kontrolowanych przez Turków szlaków handlowych i dotarcia do Indii, płynąc cały czas na zachód. Ów żeglarz zwał się Krzysztof Kolumb, ale w tamtym czasie królowa zrezygnowała z poznania tego człowieka i postanowiła wrócić do Toledo, gdyż już wcześniej dostawała listy od męża (który w tym czasie walczył w Estramadurze i przenosił ciężar zbrojnego konfliktu z Portugalczykami do samej Portugalii - były to jednak walki na niewielką skalę). Królowa stęskniła się jednak za swym małżonkiem, a ten - jakbyś ciągnięty jej modlitwami - w połowie września 1477 r. przybył wraz z córką - Izabellą do Sewilli.




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

BOHATEROWIE WRZEŚNIA - Cz. I

OSTATNI BÓJ Dziś chciałbym rozpocząć nową serię opowiadającą o żołnierzach broniących tamtej, wywalczonej po 123 (150) latach zaborów, odrod...