CZYLI JAK TO KRÓL
RZECZYPOSPOLITEJ WŁADYSŁAW IV
PLANOWAŁ ODBUDOWAĆ DAWNE
CHRZEŚCIJAŃSKIE PAŃSTWO
W KONSTANTYNOPOLU
WŁADYSŁAW IV WAZA
Panowanie króla Władysława IV z dynastii Wazów (1632-1648) było jednym z najpłodniejszych, choć często pomijanych lub zapomnianych okresów w dziejach dawnego Królestwa Polskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów. W roku 1632 (30 kwietnia) zmarł król Zygmunt III Waza. Jego prawie 45-letnie panowanie, to okres częstych wojen i najazdów, a mimo to w roku jego śmierci Rzeczpospolita wciąż była pierwszą potęgą w Europie Środkowo-Wschodniej. Sejm który zebrał się 24 września 1632 r. (pod laską Jakuba Sobieskiego), wybrał nowym królem (8 listopada) 37-letniego księcia Władysława, syna zmarłego władcy. 13 listopada nowy król zaprzysiągł artykuły henrykowskie i pacta conventa (czyli tzw.: konstytucje spisane dla polskiego króla, który zaprzysięgając je, zobowiązywał się do ich przestrzegania i realizacji. Nigdzie indziej w ówczesnej Europie czegoś takiego nie było), a oficjalna koronacja miała miejsce 6 lutego 1633 r. (tuż po złożeniu ciała zmarłego króla w podziemiach Katedry krakowskiej na Wawelu - 4 lutego). W tym czasie przez Rzeczpospolitą przechodziła fala dość ożywionych sporów religijnych (Polska była o tyle inna od reszty Europy, w której szalały krwawe religijne wojny, że tutaj spory toczono w sposób pokojowy, na sejmach i sejmikach ziemskich, a nie orężnie, przelewając krew bratnią. Piotr Skarga, jeden z najbardziej płodnych pisarzy polityczno-religijnych ówczesnej Europy, należący do zakonu jezuitów, tak pisał o innowiercach w Rzeczypospolitej: "To prawda, że złe heretyki, ale ludzie dobrzy, złe błędy, ale natury chwalebne, złe odszczepieństwo, ale krew miła". Zaś jedynym przykładem prześladowania religijnego w ówczesnej Polsce, było zamknięcie szkoły ariańskiej w Rakowie - jedynej takiej placówki w Europie w 1638 r. Powodem tego było znieważenie krzyża przez uczniów tamtejszej szkoły. Zresztą do walki z arianami nawoływali nie tylko katolicy, ale też i protestanci, którzy pod tym względem połączyli swe siły).
Okres ten był bowiem niezwykle bogaty w najróżniejsze religijne i mistyczne prądy. Za panowania Władysława IV odbyły się też dwa duże synody ogólnopolskie, grupujące przedstawicieli różnych religii - w 1634 i 1643 r. Powstało szereg pism teologicznych, jak choćby "Harfa duchowa" - Marcina Laterny, "Żywoty świętych" - Piotra Skargi, "De optimo senatore" - Wawrzyńca Goślickiego (dzieło szczególnie popularne w Anglii w tym okresie), "Lyrica i Epigrammata" - Macieja Sarbiewskiego (bardzo popularne w Europie, zaczytywał się w nim sam papież Urban VIII) i wiele innych, w tym dzieła katolików: Jakuba Wujka, Stanisława Grodzickiego, Marcina Świąteckiego, Fryderyka Bartcza, Marcina Łaszcza, Benedykta Herbsta, Szymona Górskiego i Jana Cornatiusa (sam Piotr Skarga napisał 20 dzieł, w tym 10 dotyczących spraw religijnych i 10 tyczących polityki i ustroju), oraz protestantów: Fausta Socyna czy Grzegorza Pawła. Zresztą pisali nie tylko mężczyźni, również kobiety, jak choćby ksienia chełmińska - Magdalena Mortęska, która wydała przetłumaczone przykłady pism ascetycznych. Mistyka przeżywała swój rozkwit. Polskie misje katolickie docierały do Persji, Chin, Japonii i Indii, a niektórzy muzułmanie przechodzili też na wiarę Chrystusową, jak choćby ojciec Nahajus, muzułmański Tatar z Chanatu Nogajskiego, schwytany w jednej z bitew, przyjął chrzest i stał się kaznodzieją.
Czasy panowania Władysława IV, to również okres wielu konwersji religijnych. Do najsławniejszych należały konwersja Katarzyny Myszkowskiej-Bużeńskiej, za młodu wychowywanej w surowej dyscyplinie religii kalwińskiej, po latach przeszła na katolicyzm i urządzała w swym pałacu dysputy z kaznodziejami kalwińskimi, a tych których nie udało jej się przekonać do swoich racji, kazała służbie... szczuć psami (pod koniec życia przeniosła się do klasztoru karmelitanek, gdzie na własne życzenie wykonywała same najcięższe prace, łącznie z myciem podłóg). Lew Sapieha przeszedł z kalwinizmu na katolicyzm pod wpływem... pijaństwa, mianowicie kompani upili go prawie do nieprzytomności, a potem zaciągnęli na nabożeństwo i do Komunii Świętej - odtąd stał się przykładnym katolikiem (🤭). Katarzyna z Gostomskich Sieniawska, która wyszła za mąż za protestanta - Prokopa Sieniawskiego (lubiącego popisywać się swą siłą), namówiła go do przejścia na katolicyzm (Prokop tak lubił się popisywać, że kiedyś złapał za koła królewską karocę, która zjeżdżała z góry. Nie udało mu się jej utrzymać i zleciał z dół zabijając się na miejscu, przez co jego małżonka, Katarzyna stała się właścicielką ogromnej magnackiej fortuny. Do końca życia nie wyszła już za mąż, a wszelkich zalotników przepędzała natychmiast, gdy tylko zaproponowali jej ożenek - kazała uzbrajać służbę i hajduków a nawet sama chwytała za broń i przepędzała zalotników. Jeden taki, który zajechał do niej z orszakiem 500 ludzi pragnąc prosić o rękę, nie zdążył nawet zjeść obiadu, gdy rozsierdzona Katarzyna chwyciła za broń, przez okna wołając uzbrojoną służbę).
Niektórzy twierdzili (jak choćby Zygmunt Krasiński), że to, iż w Rzeczpospolitej nie było nigdy wojen religijnych, to raczej dowód naszej słabości a nie siły, gdyż: "Że wojen u nas religijnych nie było, to tylko dowód, że nikt w nic nie wierzył mocno. O to, w co ludzie wierzą, biją się. Wojna jest znakiem życia (...) Cała Polska to raz protestancka, to znów socyniańska, to znów Rzymską apostolską bywała". No cóż, pod pewnymi względami można by się z tym zgodzić, gdyż wydaje się że sprawy wiary w Rzeczypospolitej (pomimo niektórych fanatycznych jednostek), były raczej powierzchowne, braliśmy wszystko i we wszystko wierzyliśmy. U nas znalazły swe miejsce cztery zwalczające się szkoły mistyki chrześcijańskiej: hiszpańska, francuska, włoska i Filotea (św. Franciszka Salezego). Szkoła hiszpańska odznaczała się pesymizmem i surowością wobec natury ludzkiej (co uwidoczniło się w hiszpańskim malarstwie i sztuce tego okresu). Szkoła francuska na odwrót, była jasna i pogodna, cechowało ją otwarcie na człowieka, podkreślała też człowieczeństwo Jezusa Chrystusa (z niej wyszedł kult Serca Jezusowego). Skupmy się na tych dwóch, gdyż to właśnie one zyskały najwięcej posłuchu wśród wiernych w Polsce i na Litwie. Szkołę hiszpańską reprezentowali jezuici, benedyktyni (i benedyktynki) oraz karmelici bosi, a do najważniejszych propagatorów szkoły w Rzeczypospolitej należały m.in.: Magdalena Mortęska (wymieniona wyżej), Teresa Marchocka (kolejna autorka biografii mistycznej), Konstancja Kalinowska, ojciec Cyprian Godecki, Zofia Maciejowska, ojciec Fenicki (Fenicjusz) i ojciec Chomętowski. Do szkoły francuskiej zaś należały takie postaci jak: Drużbicki (który rozpowszechnił kult Serca Jezusowego na 30 lat przed św. Małgorzatą Marią Alacoque), Łęczycki i Pawłowski, oni to byli głównymi mistykami szkoły francuskiej w Rzeczpospolitej Obojga Narodów czasów panowania króla Władysława IV Wazy.
Można by się na temat wiary rozpisywać jeszcze długo, ale przejdźmy teraz do kwestii polityki, gdyż to ona stała głównie za królewskimi planami wojny z Imperium Osmańskim. Ostatnia wojna z Turkami wybuchła w 1633 r. (niedługo po wstąpieniu na tron Władysława IV) i zakończyła się szybkim zwycięstwem Rzeczypospolitej (rozbicie w pierwszej bitwie pod Sasowym Rogiem 4 lipca 1633 r. sił namiestnika Sylistrii Mehmeda Abazy paszy przez hetmana Stanisława Koniecpolskiego, oraz w drugiej bitwie 22 października pod Kamieńcem Podolskim, niecałe 12 tys. Polaków pobiło ponad 45 tys. siły turecko-tatarsko-wołoskie, za co sułtan Murad IV skazał Mehmeda Abazy paszę na śmierć. Mimo to sułtan planował dalszą wojnę, żądając zburzenia pogranicznych twierdz i poskromienia Kozaków, rozwiązania ich rejestru, oraz zapłaty haraczu. Posłowie tureccy przynieśli jednak sułtanowi odpowiedź strony polskiej: "Atakujcie, jeśli macie odwagę, my jesteśmy gotowi". Przy południowej granicy zgromadzono ogromną 50-tysięczną armię, plus 12-tysięcy Kozaków (sejm uchwalił podatki na wojsko) i to pomimo jednocześnie wówczas prowadzonej wojny z Moskwą (równie zwycięskiej wojny - co należy podkreślić), sułtan chciał właśnie wykorzystać okazję, gdy król przebywał z głównym wojskiem na wschodnich rubieżach państwa, pod Smoleńskiem i wówczas zaatakować całą swą siłą. Jednak gdy otrzymał informacje o rosyjskiej klęsce pod Smoleńskiem i kapitulacji całej armii moskiewskiej Michaiła Szejna, oraz o mobilizacji dużych sił na południowej granicy z Imperium Osmańskim, sułtan nie tylko że zrezygnował z wojny, ale wysłał swych posłów, którzy zaproponowali pokój (październik 1634 r.) na dogodnych dla Rzeczpospolitej warunkach (Turcy zobowiązywali się do usunięcia ze stepów nadczarnomorskich Tatarów, oraz przyznali Polsce prawo do obsadzania własnymi kandydatami tronów w Mołdawii i Wołoszczyźnie). Rzeczpospolita zyskała znów ogromną strefę wpływów na południu, dochodzącą do Dunaju.
Pomimo jednak tej krótkiej wojny (oraz wojny z lat 1620-1621, również zwycięskiej dla Rzeczpospolitej, pomimo klęski w bitwie pod Cecorą w Mołdawii {wrzesień-październik 1620 r.} ostatecznie zwyciężono w bitwie pod Chocimiem {wrzesień-październik 1621 r.}, rozbijając prawie 150 000 armię sułtana Osmana II) i częstych najazdów tatarskich na wschodnie pograniczne ziemie Rzeczypospolitej, pomiędzy Polską a Turcją Osmańską panował niczym niezmącony pokój od prawie stu lat, czyli od 1533 r. gdy (prawdopodobnie pod wpływem polskiej branki z Rohatynia - Aleksandry Lisowskiej, znanej jako Roksolana/Hurrem), sułtan Sulejman Wspaniały zawarł z królem Zygmuntem I Jagiellonem "Pokój Wieczny" (zresztą ci monarchowie często do siebie pisywali listy, podobnie jak i Hurrem do Bony Sforzy i na odwrót). Król Władysław IV pragnął jednak wielkiej wojny z Turkami, której efektem będzie wyzwolenie Bałkanów i Grecji, oraz zdobycie Konstantynopola i utworzenie tam na powrót po prawie 200 latach, chrześcijańskiego państwa. Potęga Rzeczypospolitej była wówczas ogromna, zarówno militarna, polityczna jak i gospodarcza. Wystarczy tylko prześledzić sobie przepych, z jakim polscy magnaci wjeżdżali do obcych krajów, jak choćby poselstwo podskarbiego nadwornego koronnego Jerzego Ossolińskiego do Rzymu z 27 listopada 1633 r. (20 powozów, 10 wielbłądów, niezliczona ilość koni, gubiących złote podkowy, które zbierali mieszkańcy Wiecznego Miasta, oraz 300 bogatych, wykształconych i znających języki młodzieńców, jako eskorta poselstwa). Stefano della Belli pozostawił z tego wydarzenia sześć akwafort zatytułowanych: "Entrata di Roma dell'ambasciatore G. Ossoliński". Również niezwykle bogaty był wjazd wojewody poznańskiego Krzysztofa Opalińskiego do Paryża w 1645 r. Tenże rok, będzie właśnie początkiem dwuletnich planów wielkiej wojny z Imperium Osmańskim.
1645 r.
RZECZPOSPOLITA
Cz. I
Wspaniałe to były czasy, niczym niezmąconego pokoju, który utrzymywał się już (nie licząc krótkotrwałych powstań kozackich Sulimy - 1635 r., Pawluka - 1637 r. i Ostranicy - 1638 r.), od ponad dekady. W całej Europie wówczas szalał złowrogi Mars, toczyły się krwawe wojny religijne od Skandynawii, po Niemcy, Niderlandy, Francję, Anglię, Szkocję, Irlandię, Hiszpanię, Włochy - wszędzie była wojna. Ale... nie w Rzeczpospolitej, cieszącej się niespotykanie długim wówczas okresem pokoju. Totalnie zniszczone długą, prawie trzydziestoletnią wojną były kraje niemieckie, w Anglii szalała rewolucja anty-monarchiczna (w rzeczywistości jednak był to konflikt protestantów liberałów, uosabianych w formie zwolenników klasycznego anglikanizmu, a protestanckimi radykałami, czyli purytanami. O co poszedł konflikt - prócz samego faktu zmniejszenia władzy monarchy? O to, czy katolików na Wyspach należy wyrżnąć od razu, czy też pozwolić im żyć, ale jako ludzi drugiej kategorii. Radykałowie, którzy gromadzili się w świątyniach i słuchali kazań pastorów - którzy przypominali im każdego razu iż katolicy są pomiotem diabła i że wszyscy skończą w piekle. Ci ludzie, mocno wierzący - a to byli naprawdę mocno wierzący ludzie, wracali do domów i widzieli wokół siebie swych sąsiadów, którzy byli katolikami. Tyle się o nich nasłuchali, a ci żyli sobie obok - oczywiście odprawiając swój kult potajemnie. I nic się nie działo? Bóg nie pokarał ich za ich diabelskie knowania i herezje. To znaczy że my, jako wykonawcy woli bożej, musimy wziąć sprawy we własne ręce i... odesłać ich do piekła, gdzie i tak trafią. I oto właśnie również toczył się spór i cała ta rewolucja angielska lat 40-tych XVII wieku. Z czasem jednak radykałowie zaczęli przegrywać, a do głosu ponownie doszli liberałowie, czyli anglikanie, którzy opowiadali się "tylko" za prawnym, politycznym i finansowym upokorzeniem katolików. W 1660 r. monarchia angielska została odnowiona, a ci, którzy chcieli kontynuować dzieło Cromwella, po prostu wsiedli na okręty i udali się do Nowego Świata, tam budować swoje wymarzone Państwo Boże. I tak, mniej więcej od 1620 r. migracja awanturniczo-kolonizatorska, w tym w dużej mierze katolicka do Ameryki, zastąpiona została migracją religijną radykalnych protestantów - pielgrzymów, którzy potem zbudowali Stany Zjednoczone Ameryki Północnej).
Tak więc w Europie Zachodniej praktycznie wszędzie wówczas, w latach 40-tych XVII wieku, toczyły się wojny (głównie religijne). A w Rzeczpospolitej panował niczym niezmącony spokój. W 1634 r. zwycięstwem zakończyła się ostatnia wojna z Moskwą. Po krwawej lekcji chocimskiej w 1621 r. (w czasie której zatrzymano pochód potężnej armii osmańskiej), sławnej na całą Europę, Turcy siedzieli cicho i nawet krótkotrwała wojna roku 1633/34 r. nic tu nie zmieniła (Tatarzy złupiwszy Podole, weszli do Mołdawii, a w ślad za nimi podążył hetman Stanisław Koniecpolski, który rozbił ich w bitwie pod Sasowym Rogiem uwalniając cały jasyr. Po tej bitwie Osmanowie planowali inwazję turecko-tatarsko-wołoską na Rzeczpospolitą, ale wybił im to z głowy znów Koniecpolski, znosząc 55 000 armię inwazyjną pod Paniowcami. Ale nie koniec było na tym, w kwietniu 1634 r. z nową inwazją gotował się sam sułtan Murad IV, pragnący wykorzystać fakt, iż Rzeczpospolita była wówczas zaangażowana w wojnę z Moskwą. Ale w Adrianopolu, gdzie przebywał, gromadząc armię, doszła go wieść o klęsce Rosji i kapitulacji armii moskiewskiej Michaiła Szeina pod Smoleńskiem. Sułtan zmienił więc plany i wysłał swego posła Szahina Agę do Warszawy, aby wynegocjować rozejm. Tam, podczas sejmu szlachta uchwaliła nowe podatki na wojnę z Turkami, a Koniecpolski ściągnął wojska ze wschodu nad Dniestr. Król Władysław był usatysfakcjonowany takim obrotem sprawy, bowiem pragnął wielkiej wojny z Osmanami, która zakończy się nie tylko zajęciem Konstantynopola, ale nawet... dojściem do granic Persji. Ale w październiku 1634 r. Murad IV zaproponował niezwykle dogodne warunki pokoju, co jak pisze Paweł Piasecki - biskup kamieniecki - król z ciężkim sercem musiał przystać na pokój, bowiem sułtan deklarował usunięcie Tatarów z Budziaku i trzymanie ich w ryzach, jeśli idzie o napady rabunkowe których dokonywali). Zaś w 1635 r. Szwedzi w rozejmie w Sztumskiej Wsi, oddali wszystkie dotąd kontrolowane przez nich porty w Prusach, oraz zaprzysięgli przestrzegać wolności religijnej (szczególnie odnośnie katolików) w Inflantach.
Był to niezwykle płodny okres, ludność dotąd wytrzebionych przez Tatarów regionów południowo-wschodnich, ponownie odżyła, rozwijała się gospodarka i przemysł. Co roku Wisłą do portu w Gdańsku (a dalej do portów Europy), płynęło zboże za trzy miliony talarów na 5 000 statków. Bito nowe drogi, stawiano mosty, ale przede wszystkim rosły nowe zamki i magnackie oraz szlacheckie rezydencje. Pod Iwaniskami Krzysztof Ossoliński (brat Jerzego, który w 1633 r. odbył ową sławną podróż poselską do Rzymu), wzniósł sobie niesamowity zamek, który nazwał Krzyżtopór (były w nim cztery wieże, dwanaście obszernych komnat i 365 okien). Stanisław Lubomirski - wojewoda krakowski, wzbogacony odkrytą kopalnią soli w Swierczy pod Wieliczką, stawiał sobie pałace w Wiśniczu, Łańcucie i Podolińcu, a poza tym ufundował dwadzieścia nowych kościołów. Pojawiło się mnóstwo nowych zamków, a stare rozbudowywano i upiększano (było ich tyle, że w zasadzie trudno zliczyć), rozkwitały też wielkie rezydencje pałacowe, jak Niepołomice, Kolbuszowa, Lewartów, Czemierniki, Międzyrzecz, Brok, Siemiatycze czy Kruszyna. Pięknie rozwijały się miasta (szczególnie w Małopolsce i Wielkopolsce, gdyż tam uciekali protestanci, prześladowani przez katolickiego cesarza ze Śląska i Czech). Radziwiłłowie do Miru (na Litwie) ściągnęli Włochów i stworzyli im tam "krainę włoską pośród Sarmacyi". Nowo wystawione zamki i pałace były upiększane w taki sposób, iż (jak piszą w swych relacjach Francuzi - hrabia d'Avaux i Laboureur czy Włoch Marescotti, szczególnie ten ostatni pisał tak: "Takiego przepychu, jaki panował u polskich panów nie widziano nigdzie. Cudzoziemiec sądził się przeniesionym we śnie do cudownych pałaców") budziły powszechny podziw i zazdrość.
PORÓWNANIE POSIADŁOŚCI POLSKICH MAGNATÓW (PO LEWEJ) - WIŚNIOWIECKICH, ZASŁAWSKICH I MONASTERU PIECZERSKIEGO, ORAZ WŁOSKICH KSIĘSTW MEDIOLANU, PARMY I FERRARY
Szlachta też żyła jak we śnie, pomnażając bogactwo i zapełniając swe skrzynie srebrem, złotem, diamentami, sobolami, srebrnymi beczkami na wino o złotych obręczach, pachnące zdroje wodne, stawiane przy pałacach, niesamowite dzieła sztuki wykonane ze złota, srebra, kości słoniowej czy bursztynu (głównie przeznaczone na podarki dla odwiedzających szlachcica gości - gdyż w dawnej Polsce panował zwyczaj nie tyle przynoszenia prezentów do gospodarza, ale właśnie, bycia obdarowywanym przez niego, gdy przychodziło się na organizowane przyjęcie czy bal - stąd potem wzięło się powiedzenie: 'zastaw się a postaw się"). Z reguły (w miarę majętni szlachcice, bowiem byli i tacy, którzy żadnego majątku nie posiadali), zatrudniali do 200 służby (z reguły zaś służby w bogatych domach było ponad 500 a nawet więcej). Byli więc służący do posług domowych, do oporządzania stajni, do rozwożenia listów i co ciekawe, wszyscy ci, którzy służyli w domach majętnych szlachciców... sami też byli szlachcicami (tylko mniej zamożnymi). Szlachty w Rzeczpospolitej było z 10 % całego społeczeństwa, co było niezwykle dobrym wynikiem jeśli idzie o ludzi uczestniczących w życiu politycznym kraju (we Francji cała szlachta stanowiła zaledwie 1 % społeczeństwa, a w Wielkiej Brytanii jeszcze w XIX wieku szlachta i ludność posiadająca prawa wyborcze stanowiła ok. 4 % ludności kraju). A każdy szlachcic, choćby nie posiadał domu (czy nawet butów), ale miałby herb, mógł uczestniczyć w sejmikach lokalnych i sejmach krajowych, decydując tak o wyborze nowego króla, jak i o innych niezwykle istotnych dla kraju sprawach (potem zostało to doprowadzone do absurdu w taki sposób, że ci, którzy byli na usługach magnatów, głosowali tak, jak życzyli sobie tego ich patroni i ostatecznie w Konstytucji 3 Maja 1791 r. odebrano prawa wyborcze szlachcie gołocie - nie posiadającej żadnego majątku). W Rzeczpospolitej król był bowiem jedynie "Pierwszym wśród Równych" i nie mógł niekiedy nawet odebrać urzędu najbardziej krytykującego jego politykę magnata czy szlachcica, który występował w roli opozycjonisty do planów królewskich. Wszędzie indziej ktoś taki najpewniej położyłby głowę pod katowskim toporem, a w Rzeczpospolitej król nie mógł go nawet urzędu pozbawić.
Króla można było też co prawda upominać, ale nie znaczy to, że król był nie szanowany. Był przede wszystkim rozdawcą dóbr i zaszczytów, dlatego wielu wolało nie wychylać się w zbytnich antykrólewskich głosach, licząc na jakąś intratną synekurę do objęcia, a poza tym król był Ojcem, a Ojczyzna-Rzeczpospolita Matką i tak jak w 1605 r. na Sejmie rzekł hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski: "W innych narodach pany swe kozikami kolą, a u nas z łaski Bożej nigdy nic takiego przeciw panu nie było zamyślone", zaś hetman wielki koronny Jan Zamojski (będący wówczas w opozycji do króla Zygmunta III - ojca Władysława IV), rzekł: "Miłujemy i Ojczyznę, i pany swe miłujemy" i tam gdzie na monarchów urządzają zamachy (jak choćby spisek prochowy Guya Fawkesa na króla Jakuba I w Anglii (1605 r.) czy zamach Francoisa Ravaillaca na króla Henryka IV we Francji (1610 r.), czy wreszcie egzekucja króla Anglii Karola I w 1649 r., w Rzeczypospolitej król był miłowany i szanowany (choć często krytykowany, a niekiedy nawet obrażany paszkwilami politycznymi). Oczywiście przesadzał Andrzej Łubieniecki, pisząc w 1616 r. w swej "Polon eutychia" o monarsze, że: "taką miłość ma u poddanych i tak im ufa, że głowę swoją na każdego łonie (może) położyć, a jednym uchyleniem czapki może 100 000 wojska w Polszcze i na Litwie zebrać". Wcale nie było ani tak łatwo, ani tak fajnie, szlachta piętrzyła przed królami na sejmach najrozmaitsze trudności (opiszę je właśnie na przykładzie planów wojennych Władysława IV przeciwko Osmańskiej Turcji) i często monarcha musiał się uciekać do podstępu, gdyż oficjalnie nie mógł niczego załatwić. Musiał zbudować własne stronnictwo (głównie rozdając urzędy i dobra), ale należy pamiętać że ci, którzy tych dóbr nie otrzymali, często czuli się pokrzywdzeni i... się obrażali. Natomiast bywało i tak, że ci, którzy dostali, chcieli też coś dla swych krewnych lub synów, a gdy tego nie otrzymali... też się obrażali. Tak więc pozycja króla w Rzeczypospolitej, pomimo wszystko była raczej dosyć trudna a nawet męcząca (np. Jan II Kazimierz, brat Władysława IV, panujący w latach 1648-1668, ostatecznie zrezygnował z tronu i wyjechał do Francji).
Jeśli idzie o gospodarkę kraju, to również w tym czasie ona wprost rozkwitała. Szlachta pomnożyła sobie majątków na Ukrainie, Wołyniu, Podolu, a nawet na Zaporożu się rozsiadła. Zboże z tych folwarków było transportowane na zachód kraju (lub, jeśli było to zboże małopolskie, wielkopolskie czy mazowieckie to bezpośrednio do rzecznych portów zbożowych) i dalej płynęło Wisłą do portu w Gdańsku (głównie, ale były też porty zastępcze w Elblągu i Braniewie), a stamtąd na okrętach kupieckich już bezpośrednio do Europy Zachodniej (gdy polski poseł Paweł Działyński w 1597 r. zagroził holenderskim stanom wstrzymaniem dostaw polskiego zboża, jeśli nie zakończą oni wojny z Hiszpanią, w kraju wybuchł prawdziwy popłoch, gdyż realnie oznaczałoby to... klęskę głodu. Polska żywiła wówczas całą Europę i trzymała wszystkich za gardła... a raczej za brzuchy 😉). Poza tym silnie rozwinął się przemysł (głównie hutniczy i tekstylny) oraz kopalnie (soli, miedzi, ołowiu, srebra). Nie było lepszych i dostojniejszych czasów niż lata panowania królów Zygmunta III, a już szczególnie jego syna - Władysława IV (pomijając oczywiście lata rządów Kazimierza III Wielkiego, Władysława II Jagiełły i Kazimierza IV Jagiellończyka 🤔). Wspaniale rozwinęła się Warszawa (realnie stolica Polski od 1596 r. a oficjalnie od 1611 r. chociaż tak naprawdę do końca istnienia Wielkiej Rzeczpospolitej stolicą nadal pozostawał Kraków) i składała się teraz z kilku dzielnic: Starego Miasta, Nowego Miasta, Przedmieścia (ze wspaniale rozbudowaną ulicą Krakowskie Przedmieście, która już wówczas stała się reprezentacyjną ulicą Warszawy (stały tam prawie same pałace szlachty magnackiej, wraz z niesamowitym pałacem Kazanowskich, Koniecpolskich - który dziś pełni funkcję Pałacu Prezydenckiego, Radziejowskich, Denhofów, był tam też Pałac Prymasowski), oraz kilka kościołów (Bernardynów, Bernardynek, Karmelitów, Wizytek i Karmelitanek). Wspaniale rozwinęła się ulica Miodowa, przy której stanął szereg mniejszych dworów szlacheckich, oraz Pałac Biskupów Krakowskich i Kościół Pijarów. Arsenał powstał przy ulicy Długiej, zaś pałace Ossolińskich, Daniłowiczów i Dwór Gdański w innych częściach miasta. Zaś w 1643 r. naprzeciwko Zamku Królewskiego na Starym Mieście król Władysław IV ufundował pomnik na cześć swego ojca - była to stojąca po dziś dzień Kolumna Zygmunta III Wazy. W 1621 r. miasto zostało ogrodzone wałami zygmuntowskimi. Poza tym dołączono do miasta część prawobrzeżną, czyli Pragę, na której istniały już trzy kościoły. Całe miasto jednak zajmowało niewielki (w porównaniu z dzisiejszym) obszar miejski, tak gdzieś do Muranowa i Alei Jerozolimskich, a poza tym było znacznie mniejsze od Krakowa (Warszawa tak naprawdę w dużej mierze - poza Starym Miastem - posiadała wiele cech dużej wsi).
Szlachta żyła niczym wielcy, udzielni książęta, a każdy wyjazd jakiegoś wielkiego pana (choćby tylko na polowanie, lub w odwiedziny), był wyjątkowym wydarzeniem i obejmował ogromną liczbę ludzi stanowiących poczty nadworne i hajduków. Szczególnie wzajemne odwiedziny były bardzo dostojne, pokazowe i niezwykle majętne (gospodarz obdarowywał przybyłych gości podarkami i to nie były podarki błahe, z reguły złoto, srebro, wykwintne arcydzieła, lub chociażby... konie). Dostojność było widać w gestach, ubiorach a nawet w... uczesaniu (choć czesano i ubierano się inaczej niż na zachodzie Europy), a przyjęcia były tak ludne, że częstokroć kosztowały majątek (zresztą podczas uczty należało do tradycji aby po wypiciu napitku, gdy już nie chciało się więcej pić alkoholu, z szacunku dla gospodarza rozbić szkło o... własną głowę, lub ewentualnie o podłogę, dlatego też po zakończonej uczcie, straty w szklanych pucharach były dla gospodarza dość spore). Stoły przystrajano obrusami (często sprowadzanymi na zamówienie z zagranicy), na talerzach kładziono serwety (przed posiłkiem), oraz łyżkę (noże goście przynosili sobie sami). Przed posiłkiem służba obchodziła wszystkich z miednicą pełną wody i kubkiem do polewania, aby obmyć ręce, następnie przynoszono ręcznik do ich wytarcia.
Potem zaczynała się uczta, na stołach lądowały najróżniejsze dania mięsne (w tym kuropatwy, dziczyzna etc.), często i gęsto zaprawiane szafranem, sokiem wiśniowym, śliwkami lub miodem. Pojawiały się pasztety, galarety, kapusta, kluski, ryby pianki i marcepany. Na końcu podawano torty i baby. Ale najważniejszy był wypitek. Do obiadu zawsze podawano piwo (lub ewentualnie gorzałkę - a trzeba pamiętać że pierwszą wódkę - napitek zwany gorzałką - stworzyli Polacy, było to coś około 1412-1415 roku, zaś w czasach o których piszę, były już także wódki smakowe, którymi - jak głosiła PRL-owska propaganda - "panowie rozpijali chłopów, ale zdrowy trzon chłopstwa nie dawał się rozpijać" 😂), po posiłku, służba przynosiła wino. Zarówno podczas posiłku jak i po jego zakończeniu biesiadnicy kolejno wznosili toasty, najpierw za zdrowie gospodarza i jego rodziny a następnie poszczególnych gości. Do obiadu przygrywała kapela, ale tańce odbywały się dopiero po zakończeniu pierwszej części posiłku (czyli obiadu głównego). Gdy już się mocno ściemniło (a często już nad ranem), podchmieleni biesiadnicy wracali do swych domów, obdarowani prezentami przez gospodarza
Szlachta żyła jak w bajce (oczywiście nie wszyscy szlachcice opływali w takie dostatki, było wiele szlachty uboższej, zagrodowej i gołoty, którą nie stać było na takie kosztowne przyjęcia), a ponieważ pełną dekadę nie było wojny (nie licząc powstań kozackich i najazdów tatarskich), szlachta zaczęła się wzajemnie ze sobą spierać i kłócić. Prócz opisanych wyżej przyjęć i spotkań, wiele było wzajemnych zajazdów i napadów na sąsiednie zamki oraz pałace. Szlachta wzajemnie paliła sobie chutory, tylko po to aby pognębić sąsiada z którym weszło się w spór (często sądowy). I tak Ossolińscy nie znosili Kazanowskich (i vice versa), podobnie Wiśniowieccy i Gębiccy mieli zatargi ze sławnym magnackim rodem Ossolińskich, Wiśniowieccy zajeżdżali też Koniecpolskich i Kazanowskich, a ci Kalinowskich. Na Litwie zaś Radziwiłłowie bili się z Sapiehami, a na Pomorzu Działyńscy z Wejherami. Na sejmach i sejmikach często dochodziło do zwad i wówczas aby je rozstrzygnąć urządzano pojedynki (niekiedy kończyły się one śmiercią jednego z owych raptusów). Za dobrze było, wielki zbytek, wielkie bogactwo i wielka władza (do dziś przetrwało hasło z tamtych lat: "Pan na zagrodzie, równy wojewodzie", które odnosiło się do niepodzielnej władzy, jaką na swoich włościach sprawował dany szlachcic, iż nawet król nie mógł się w nie wtrącać), spowodowały że w serca wlała się gnuśność. Na sejmach radzono głównie o tym jak nie dopuścić do podejmowanych prób wzmocnienia władzy królewskiej, motywując to zamachem na "przywileje narodowe". Plany wojenne były torpedowane w zarodku, bo po co się pchać na wojnę, jak jest miło i przyjemnie - nikt nam nie zagraża, a jeśli by nawet tak było, to (jak motywowano) szlachta sama obroni swój kraj. Król miał związane ręce, bowiem panowie szlachta decydowali nawet o jego własnym skarbie (i przyznawali każdej nowej królowej-małżonce odrębną pensję). Naród decydował o wszystkim, król był jedynie wykonawcą (oraz rozdawcą dóbr) i pełnił rolę głowy państwa w kontaktach międzynarodowych - ale poza tym jego prerogatywy polityczne były niewielkie.
"BYŁA DEMOKRACJA, WIĘC KAŻDY MÓGŁ PIĆ,
ILE CHCIAŁ.
O PODATKACH DECYDOWALI SOBIE SAMI, WIĘC ICH NIE PŁACILI.
A W DODATKU MOGLI SOBIE WYBRAĆ KRÓLA NAJGORSZEGO Z MOŻLIWYCH"
🥳
PRZEJDŹMY JEDNAK DO WYDARZEŃ DZIEJĄCYCH SIĘ W RZECZPOSPOLITEJ W TYMŻE 1645 r.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz